Kilka dni temu robiłem reckę nowego filmu z Ogrodnikiem “Wszystkie nasze strachy” i napisałem, że film dobry, ale seans przygniatający -> coś jak dostać mokrą ścierą w twarz -> na co ktoś rzucił komentarzem -> “Taaa, jakby każdy dzień w Polsce nie był strzałem mokrą ścierą w twarz XD”.
Muszę przyznać, że coś w tym jest, ale tym bardziej warto zainteresować się książką, którą mam dziś na warsztacie, bo guess what -> zero mokrych ścier, wyłącznie pozytywny przekaz i to tak pozytywny, że po lekturze czułem się jak Grumpy Cat, który całe życie ma postawę “NOPE”.
Tą książką jest “Nie widzę przeszkód” i poznajemy w niej historię Marcina Ryszki, który w dzieciństwie stracił wzrok, a mimo to bierze z życia więcej niż niejeden widzący. Miałem przyjemność dać do niej blurba na okładkę i napisałem coś takiego:
“Z mojej perspektywy utrata wzroku w wieku pięciu lat to nokautujący cios, po którym człowiek ma moralne prawo już się nie pozbierać… i w tym momencie, cały na biało, wchodzi Marcin Ryszka z dewizą “Czego niedowidzę, to wymacam”, udowadniając swoją historią, że większość ograniczeń siedzi wyłącznie w naszych głowach. Mimo utraty wzroku w dzieciństwie, Marcin wyciska życie jak cytrynę. Absolwent wyższej uczelni, trzykrotny Mistrz Świata w pływaniu, zawodnik oraz działacz blind footballu, dziennikarz, komentator sportowy, aktywista osób niepełnosprawnych, mąż, ojciec, a także współautor książki, w której z humorem opowiada, jak wygląda życie, kiedy “NIC” nie widać. Jak przewrotnie by to nie zabrzmiało, ta lektura otwiera oczy, aczkolwiek po jej skończeniu trudno znaleźć wymówkę, aby czegoś nie zrobić, bo JAK WIDAĆ wszystko jest możliwe”.
I ta krótka notka tak naprawdę zawiera esencję książki. Nie ma tu narzekania na niesprawiedliwość losu, ani tekstów na zasadzie, co by było gdyby. Jest za to gość, który bardzo chce i szuka możliwośći. Jest przy tym bardzo zawadiacki, bo wszystkie historie, że tak delikatnie powiem “nieporozumień”, wynikających z braku zmysłu wzroku oraz odbijanie się od ścian ludzkiej ignoracji (szukanie pracy, sprawy urzędowe, etc.) obraca w zabawne, często autoironiczne anegdotki. Głupio się śmiać “ze ślepych”, ale tutaj serio są momenty XD
No dobra, ale co oferuje treść? Otóż dowiemy się m.in.
- Jakim cudem osoby niewidome dają radę poruszać się po ulicach i załatwiać sprawy, skoro nawet widzący często tego nie ogarniają (np. ja)
- Co widzą niewidomi?
- Skąd niewidomi wiedzą jak wygląda, dajmy na to gronostaj na obrazie Leonarda Da Vinci, skoro w życiu nie widzieli gronostaja?
- O czym śnią niewidomi?
- Czy niewidomi na rauszu widzą podwójnie?
- Czy igrzyska olimpijskie to szachy dla debili?
- Po kiego niewidomym konto na insta?
- Jak niewidomi oglądają telewizję?
- Jak nie mówić do niewidomych
- Ile niewidomi łamią rocznie białych lasek podczas pijackich bójek barowych? -> i mówiąc białe laski mam na myśli przyrząd nawigacyjny, a nie seksistowski atak na tle rasowym
- I wielu wielu innych rzeczy
Zanim przeczytałem tę książkę, pomyślałem sobie, że to będzie coś motywacyjnego dla osób, które zmagają się w życiu z różnymi przeszkodami, tymczasem suprajsik i okazało się, że najwięcej tu motywacji, dla ludzi, u których wszystko gra i buczy. Motywacja, żeby przestać być rozlazłą bułą i piętrzyć wymówki.
Lekka, zabawna i bardzo wartościowa lektura. A jakbyście chcieli nabyć egzemplarz, albo testowo przeczytać framgent za darmoszkę, to wbijajcie tutaj -> idz.do/_nie_widze_przeszkod
Brak komentarzy