„Bezwładność” Jacek Łukowski
- Tytuł:Bezwładność
- Autorzy:
- Wydawca:
- Gatunek:
Dzisiaj na warsztacie książka, która jest w tym roku dla mnie najtrudniejsza do zrecenzowania. Dlaczego? Ano dlatego, że niewiele można powiedzieć o fabule, bo wszystko jest potencjalnym spoilerem, a poza tym trochę jest poza moją strefą komfortu. Tę książkę trzeba odkrywać strona po stronie z czystym umysłem, żeby odpowiednio wybrzmiała i wszystkie zakręty fabularne zadziałały. Mowa o książce „Bezwładność” by Jacek Łukawski – profil autorski
Jako zajawkę mogę rzucić tylko zdaniem, że jest to historia o małżeństwie, które jako związek funkcjonuje już tylko na papierze, a w rzeczywistości cały ogień dawno zgasł. ALE! Ale to małżeństwo jeszcze walczy. Marcin Bieńczuk, który jest mężem w tej układance oraz bohaterem, z którego perspektywy poznajemy tę historię, postanawia rzucić wszystko i przenieść się z małżonką na wygwizdów, do domu oddziedziczonego po zmarłych teściach. Kombinuje sobie w taki sposób, że jeśli wykaże się remontując tę chałupę i przy okazji pokaże, że jest w stanie porzucić potencjalną karierę dla dobra tego związku, to nie ma wuja we wsi, żeby ta relacja się nie naprawiła… wtem ten sprytny plan zakłóca najście policji, która informuje, że w okolicy dokonano zabójstwa młodej kobiety oraz sugerując, że Marcin może mieć z tym coś wspólnego.
Jest wątek kryminalny, który doprowadzi nas do pewnych niewygodnych wydarzeń z okresu II wojny światowej (w tym roku takiego motywu jeszcze nie było, ale zignorujcie tę szpilkę, bo ta historia przez większość czasu jest thrillerem psychologicznym, robiącym brutalną wiwisekcję rozpadu związku.
Pokazuje ciągi myślowe ludzi, którzy już się nie lubią, są dla siebie obcy, a wręcz toksyczni, ale jeszcze próbują sobie wmawiać, że to tylko drobna turbulencja. Trochę na zasadzie, że już zbyt wiele zainwestowali w ten związek, żeby teraz to wszystko się skończyło, trochę z nadzieją, że heloł, skoro kiedyś się kochaliśmy, to przecież niemożliwe, żeby to ot tak wygasło. Najbardziej jednak ze względów logistyczno-finansowych -> bo żeby się do końca uwolnić od siebie, trzeba rozdzielić majątek, a to skomplikowane kwestie są. To może lepiej udawać, że wszystko jest ok i żyć ze sobą, jak współlokatorzy, nie zadawać trudnych pytań i omijać grząskie tematy? Ale czy tak się da na dłuższą metę?
Ironia tej sytuacji polega na tym, że każdy w tym związku myśli, że jest rozgrywającym i jak dobrze przyaktorzy, to druga strona kupi złudzenie zmiany i wszystko będzie po staremu. Dopiero, kiedy zacznie kręcić się przy nich policja, na jaw wyjdą tajemnice ciężkiego kalibru i okaże się, że to co o sobie wiedzieli, to dawno i nieprawda.
Książka przez długie momenty jest intymna i depresyjna. Miałem przy niej takie -> Plizz, żeby nas tak życie nie dojechało, jak bohaterów „Bezwładności”, bo od samego czytania czułem się przygnieciony traumami, smutkiem i nieszczęściem. A kiedy już myślałem, że ta historia do końca będzie o emocjach, autor rzuca na pierwszy plan wątek kryminalny i miesza w nim tak, że wszystko co do tej pory myśleliśmy, wywraca się do góry nogami. Kilka razy nam się zmieni w kwestii sympatyzowania z bohaterami.
Są zaskoczenia i ten wątek kryminalny zdecydowanie trzeba odnotować, aczkolwiek myśląc w kategorii poleceń, jednak bardziej książkę propsuję dla fanów thrillerów psychologicznych, którzy lubią wejść do głowy bohaterów i zobaczyć ich tok myślenia. Ale serio jest w tym coś przejmującego. Od wczoraj czytam już coś innego, tymczasem myślami nadal jestem z Bieńczukami i rozkładam sobie na czynniki pierwsze poszczególne eskalacje, do których między nimi doszło. To chyba znaczy, że autor zrobił to dobrze, co nie? Historia weszła pod skórę, a o to w tym chodzi. Dałbym szansę, może być pozytywna niespodzianka.