Pucio zostaje kucharzem

Pucio zostaje kucharzem

Być może nie wiecie, ale jestem trochę jak Bruce Wayne… tyle że taki bardziej na debecie, a w nocy zamiast zmieniać się w Batmana, zmieniam się w blogerkę parentingową.

A skoro już zahaczyliśmy o parenting, to chciałem się z wami podzielić info, że niedawno ukazały się dwie nowe książeczki sygnowane przez ulubioną postać wszystkich bombelków w wieku 0-45 lat, czyli książeczki z Puciem. Pierwsza opowiada o debiutanckiej wizycie Pucia w restauracji oraz eksperymentowaniu z jedzeniem, z kolei druga o kroku milowym, jakim jest porzucenie pieluchy na rzecz nocnika #BeenThereDoneThat.

I ta o restauracji przypomniała mi zabawną historię z etapu, kiedy byliśmy jeszcze przed wydobycinami, i snułem sobie w głowie wizję, jak będzie wyglądał nasz parenting. A że byłem wtedy młodym, naiwnym człowiekiem, pomyślałem tak:

„Ej, przecież bombelki nie wiedzą na czym świat stoi, co nie? A to oznacza, że jest szansa, aby uchronić je przed złymi wyborami i decyzjami, jakich sami dokonaliśmy. Bez kitu, dzieci są czystą kartką, którą można zapisać pięknym kaligraficznym pismem… a nie brudnopisami, z fallicznymi rysunkami na ostatniej stronie, tak jak my”.

I ta wyszukana przenośnia (XD), tak naprawdę oznaczała, że -> „Heloł, przecież dziecko nie wie o istnieniu słodzonych napojów, ani o batonikach i frytkach, więc wystarczy od początku podsuwać mu wodę i słupki marchewki, a ono nie znając alternatyw, pokocha te smaki na zabój i już zawsze będzie się ich trzymało, a co za tym idzie będzie fit i healthy’.

Do dzisiaj nie wiem, w którym momencie daliśmy ciała, ale fakty są takie, że bombelek jakimś cudem dowiedział się nie tylko o istnieniu słodzonych soczków i o kinderkach, ale ostatnio wyjechał z tekstem, że w przedszkolu wszyscy mają mambę i on też chce.

Jak do tego doszło nie wiem, ale skoro szydło już wyszło z worka, to zmieniliśmy strategię i poszliśmy w drugą stronę, czyli pokazaliśmy mu wszystko.

Ot Madzia wyczytała, że jest taka metoda BLW (Bobas Lubi Wybór) i myk jest taki, że wykładasz przed bombelkiem róże rzeczy do jedzenia i nie ingerujesz w wybór, nope niech to będzie jego decyzja.

Zgodnie z tą zasadą położyliśmy przed Brendonkiem pomidorka, serek, twarożek, borówki, gruszkę, ogórka… i wszystko po to, aby dowiedzieć się, że chce kabanosy, spaghetti oraz kanapkę z ketchupem (ketchup jest kluczowy w każdym daniu). Testy DNA nie są potrzebne.

Od tamtego czasu sprawy jeszcze bardziej eskalowały i teraz muszę ukrywać się z kebsami, bo jak zobaczy to pojedzone. A i cheesburgerkiem i picką też nie pogardzi, soł mój wielki plan wychowania w duchu fit skończył się epic failem.

I to mniej więcej pokrywa się z książeczką, w której Pucio idzie do restauracji i testuje nowe menu. Z kolei druga książeczka o odpieluchowaniu, tematycznie nie jest zbyt wygodna do opisywania, aczkolwiek muszę przyznać, że jak u nas zszedł ten etap i Brenodnek zaczął sam chodzić na nocnik, po czym wołał mnie, kiedy było już po wszystkim, miałem taki mętlik w głowie, że aż fotopułapkę założyłem w kibelku.

Po prostu nie mogłem uwierzyć, że 3-latek jest w stanie wygenerować coś taaaak olbrzymiego, w związku z czym wymyśliłem teorię, że to jakiś prank w stylu „Mamy cię”. Ot Brendonek udaje, że idzie na dwójeczkę, tymczasem przez okno w łazience wpuszcza 50-letniego tirowca, który właśnie obalił jednego z tych giga schaboszczaków serwowanych w zajadach dla Tirowców, robią podmiankę, a później sprawdzają moją reakcję. True story.

Tak że bardzo polecam obie książeczki, bo są życiowe na maxa, poza tym bombelki je uwielbiają i w ogóle Pucio zawsze na propsie. Wydawnictwo Nasza Księgarnia