„Zrost” Robert Małecki
- Tytuł:Zrost
- Autorzy:
- Wydawca:
- Gatunek:
Mam taką obserwację odnośnie polskiego rynku, że jeśli autor jest łysy, albo prawie łysy, mamy 99% szans, że jego książka dowiezie. Dowody -> Marek Stelar, Maciej Siembieda, Bartosz Szczygielski, Jakub Żulczyk, Eugeniusz Dębski i Robert Małecki.
I tutaj miejsce na żarcik, że Remek właśnie zapisuje się do barbera.
Dziś na warsztacie mamy jednego z tych panów, konkretnie Roberta Małeckiego, który po 3 latach przerwy, wraca do swojego najpopularniejszego bohatera -> komisarza Bernarda Grossa.
Osobiście poznałem pana Roberta w tej nowszej serii, na którą składają się „Wiatrołomy” oraz „Urwisko”. Siadły mi tak dobrze, że z miejsca poprzysięgłem wierność i lojalność przy kolejnych tytułach autora, a „Wiatrołomy” w moim prywatnym rankingu, uznałem ulubioną polską książką 2022.
Z Bernardem Grossem to był mój pierwszy raz, a że „Zrost” to 4 tom cyklu, troszkę go wcześniej zriserczowałem… i okazało się, że niepotrzebnie. Kompilacja kluczowych wydarzeń z życia komisarza wpleciona jest w fabułę najnowszego tomu i ta wiedza absolutnie wystarcza, aby odnaleźć się w sytuacji. Teoria jest taka -> jeśli autor szanuje pieniądze, będzie pisał tak, aby czytelnik mógł zacząć lekturę od dowolnej części i nie miał wrażenia, że brakuje mu jakiejś kluczowej wiedzy. „Zrost” zdaje ten test.
O czym to?
W jeziorze w okolicach Chełmży zostaje znalezione ciało starszego pana i ciężko stwierdzić, czy był to nieszczęśliwy wypadek, samobójstwo, czy morderstwo. Jak łatwo się domyślić, komisarz Bernard Gross jest jedynym człowiekiem na świecie, który może tę zagadkę rozwikłać. Śledztwo zaczyna od prześwietlenia życiorysu staruszka i okazuje się, że w tle jest poważna sąsiedzka kosa oraz wątek z niewygodnymi wspomnieniami z czasów II wojny światowej, których lepiej nie rozgrzebywać, dlatego zostaną rozgrzebane, jakby jutra miało nie być. A równolegle komisarz Gross będzie zmagał się z guanem w swoim prywatnym życiu -> ma do naprawienia relacje z synem oraz odkrycie, kto kilka lat temu dybał na życie jego żony. Generalnie Robert Małecki zmieścił na 450 stronach sporo rzeczy, ale wszystko ładnie klamruje.
Akcja „Zrosta” nie pędzi na złamanie karku. Nope, Małecki nieśpiesznie dzierga sobie tę historię, dzięki czemu jest bardzo klimatycznie. Czuć ten ból istnienia i ciężar świata, jaki nosi na barkach komisarz. Swoją drogą dawno nie widziałem tak metodycznego i dociekliwego śledczego. Chłop najmniejszy detal analizuje, a podczas przesłuchań robi taki pressing, że jakby to mnie wezwał na rozmowę, na bank nie wytrzymałbym ciśnienia i przyznał do rzeczy, których nie zrobiłem, byle tylko już przestał. Pod względem pracy policyjnej książka bardzo pro.
Pod względem retrospekcji z czasów II wojny światowej byłem trochę sceptyczny, ale od razu mówię, że to subiektywne odczucie, bo po prostu dostrzegam trend na rynku. Już kilka książek w tym roku było na podobnym patencie, gdzie współczesna zbrodnia cofa nas w odległą przeszłość. ALE po dotarciu do posłowia uznałem, że to się broni. Autor wyjaśnia tam, że te konkretnie opisane wydarzenia są fikcją literacką, ale inspirowane prawdziwymi, po czym podaje źródło, na którym bazował. Odbieram to jako wartość dodaną, bo jak na ten przykład jesteś z okolic Chełmży (i nie tylko), być może zmotywuje cię to do liźnięcia osobnym torem trochę historii. Dodatkowo ten wątek zadaje trudne pytania o człowieczeństwo, ale to już blisko spoilera, więc tutaj ucinam.
Kończąc -> Robert Małecki potwierdza, że jest górną półką, a łysi mają tę moc. Na moje oko pewniaczek. I oczywiście nie może zabraknąć ulubionego pytania każdego pisarza tydzień po premierze -> Panie Robercie kiedy nowa książka?