„Miasto mgieł” Michał Śmielak

Ocena Pigouta:

„Będziesz legendą, człowieku”

Kilka tygodni temu byłem w Sandomierzu na książkowym festiwalu. To był mój pierwszy raz, więc po przyjeździe udałem się na mały rekonesans, żeby zobaczyć co w trawie piszczy i bardzo szybko odkryłem, że to miasto ma kilka rzeczy, którymi dość agresywnie gra pod turystów. Krówki sandomierskie, cydr sandomierski, „Ziarno prawdy” autorstwa Zygmunta Miłoszewskiego, które rozgrywało się w Sandomierzu i oczywiście „Ojciec Mateusz”, który jest po prostu evryłer.

I zmierzam do tego, że dwa dzieła popkulturowe (Ziarno prawdy i Padre Mateo) wystarczyły, żeby w Sandomierzu rozkręciła się turystyka na pełnej. Tymczasem ja tam pojechałem, żeby poprowadzić spotkanie autorskie z Michałem Śmielakiem, o którym chyba już śmiało można powiedzieć, że gra w pierwszej lidze (rozpoznawalne nazwisko, bestsellery, dobre recki, sympatia ludzi, etc.). A przy okazji jest z Sandomierza.

Sami rozumiecie, że jak to wszystko skleiłem w głowie, moją pierwszą myślą było -> Dlaczego Śmielak nie pisze książki, która będzie lokowała Sandomierz? Przecież to z urzędu sprawi, że stałby się częścią miejskiej legendy i dołączył do popkulturowego szlaku, jakim poruszają się turyści. Poza tym lokalesi mieliby smaczek, odnajdując swoje miasto w kolejnym dziele. Na ten przykład Kasia Puzyńska w jednej książce dała wstawkę o mojej wiosce i prawie posikałem się z podjarki, kiedy to odkryłem. A śmieszne, bo tydzień wcześniej z nią rozmawiałem na żywo i jakoś temat nam zszedł na miejsce zamieszkania, na co odpowiedziałem -> „Nazwa i tak nic ci nie powie, więc uznajmy, że blisko Legionowa”.

I teraz są dwie opcje. Albo wielkie umysły myślą podobnie, albo tylko wydawało mi się, że o tym pomyślałem, a w rzeczywistości powiedziałem to na głos. Why? Bo tak się składa, że Śmielak właśnie wydał książkę (jeszcze ciepła), w której nie tylko lokuje Sandomierz, ale w zasadzie Sandomierz jest tam jednym z głównych bohaterów.

książka nosi tytuł „Miasto mgieł” i jest kryminałem, który bardzo sprawnie wplata w fabułę trochę historii Sandomierza i sandomierskich smaczków. Przykładowo -> dopóki nie pojechałem do Sandomierza, notorycznie myliłem go z Kazimierzem Dolnym, bo dla mnie sejm pikczer… wtem w książce, w jednym dialogu pada tekst, że nic tak nie w****** lokalesów, jak mylenie Sadnomierza z Kazimierzem Dolnym (trafiony, zatopiony).

Plot fabularny jest następujący -> W Sandomierzu dochodzi do morderstwa, co już burzy spokój mieszkańców, tymczasem okazuje się, że ten mord nie tylko był wyjątkowo brutalny, ale jeszcze zwłoki zostały ułożone w specyficzny sposób. Jak w legendach o wampirach, w związku z czym morderca zyskuje pseudonim operacyjny „Wampir”, a próby jego złapania podejmuje się komisarz Bruno Kowalski, przy asyście merytorycznej lokalnego historyka, Krzysztofa Szorca.

I takim wstępem Michał Śmielak zrobił sobie bardzo wygodny punkt wyjścia, żeby ożenić ze sobą kryminał i Sandomierz. Żeby dać coś nowego swoim stałym czytelnikom, ale przy okazji zapodać pressing sandomierskiej księgarni -> „Ej, możecie już zdjąć Miłoszewskiego z wystawki, teraz ja tu rządzę”.

Moim numerem jeden od Śmielaka niezmiennie pozostaje „Osada”, ale „Miasto Mgieł” to też bardzo solidna lektura i ciężko mi się do niej przyczepić z twardszym argumentem niż „No bo >Osada< bardziej trafia w moje kryminalne upodobania”. W „Mieście mgieł” znajdziemy wszystko to, za co lubimy autora, czyli płynną narrację, ciekawe śledztwo, zgrabne balansowanie pomiędzy dialogami na wesoło, a takimi na spinie, kiedy tyka zegar, a złol nadal o krok przed śledczymi, więc robi się nerwowo. Do tego dochodzi sandomierska historia + urban legend i kilka twistów.

Jak przeczytacie tę książkę, a później pojedziecie to Sandomierza, gwarantuję wam, że kilka razy będziecie mieli odruch -> „O Śmielak o tym pisał”, więc na moje oko jest tu potencjał, żeby „Miasto Mgieł” dołączyło do turystycznej otoczki.