Alexandra Andrews „Pozorantka”

Pozorantka

Podobnie jak wy, jestem na 24-godzinnym monitoringu sytuacji i nawet zastanawiałem się, czy w tych okolicznościach powinienem zacząć serwować inny kątęt, ale jak tak sobie obserwuje, że na socialach rozpoczęły się nieoficjalne igrzyska, kto szybciej poda newsa i ile z tego rodzi się fejków, stwierdziłem, że informowanie o sytuacji pozostawię profesjonalistom. W zarządzaniu logistyką pomocową też są lepsi ode mnie, tymczasem poranny wpis pokazał, że posty „z innej beczki” też są potrzebne, więc nie będę kopał się z koniem i pozostanę przy swoich typowych rzeczach, np. przy reckach. A nuż ktoś akurat w tym momencie czegoś takiego potrzebuje.

I tak się idealnie składa, że wczoraj skończyłem ósmą książkę w tym roku. Tym razem był to thriller psychologiczny „Pozorantka” spod pióra debiutującej Alexandry Adrews.

Wyjątkowo zacznę od minusów, a w zasadzie od jednego, który dość mocno mnie uwiera -> od tytułu. Nie wiem, jak wy, ale od dłuższego czasu mam coś takiego, że wchodzę do księgarni, patrzę na półeczkę nowości łamane na bestsellery i i to, co tam widzę, zlewa mi się w jedną plamę. Nie dość, że okładki w podobnym stylu, to jeszcze trwa jakaś dziwna moda na bliźniacze tytuły.

Najpierw mieliśmy falę, że wszystko lokowało Auschwitz (Tatuażysta z Auschwitz, Położna z Auschwitz, Lekarz z Auschwitz, Miłość w Auschwitz, Bibliotekarka z Auschwitz, Kołysanka z Auschwitz i tak dalej i tak dalej), teraz z kolei na topie są tytuły jednowyrazowe spoilerujące, że chodzi o kobietę -> Pacjentka, Terapeutka, Dublerka, Prezydentka, Influencerka, a do tego grona właśnie dołączyła Pozorantka.

I to nie jest przypadek, tylko wyliczony zabieg marketingowy, bo na ten przykład „Pozorantka” w oryginale nazywa się -> „Kim jest Maud Dixon?”… ale pewnie badania na grupie fokusowej dowiodły, że jednowyrazowce #rulez

Okej, ponarzekałem to teraz mogę powiedzieć, że mimo schematycznego tytułu, książka jak najbardziej jest godna uwagi i zawiera kilka przyjemnych zakrętasów fabularnych, które zapraszają do gry pt. „Zgadnij, co będzie dalej”. A że istnieje sporo potencjalnych scenariuszy i ścieżek decyzyjnych, jest to gra bardzo angażująca i satysfakcjonująca.

Niestety „Pozorantka” to jedna z tych książek, gdzie nie można za dużo mówić o fabule, bo im mniej czytelnik wie na starcie, tym lepiej się bawi podczas lektury. Dlatego ograniczę się do minimum informacji -> główną bohaterką jest 22-letnia Florenca Darrow, która najbardziej na świecie marzy o zostaniu sławną pisarką, której świat kłania się w pas i czerpaniu z uciech życia, jakie są przeznaczone dla ludzi sukcesu. Problem jednak jest taki, że Florence nie domaga warsztatowo i jest kuternogą pod względem kreatywności. Strasznie się tym biczuje, popadając wręcz w psychozę na tym punkcie… która w pewnym momencie podsuwa jej myśl -> Hej, a może sławę da się zyskać w inny sposób…

W jaki? Na tym właśnie polega cały myk, więc nie mogę powiedzieć, żebyście później nie nazwali mnie niszczycielem dobrej zabawy.

Początek jest z deczka melodramatyczny i skupia na rozterkach wewnętrznych Florecne, ale kiedy zostajemy już wprowadzeni w sytuację i rusza właściwa intryga, książka staje się nieodkładalna, o czym niech świadczy fakt, że moja wczorajsza kąpiel trwała prawie dwie godziny (dobra, jeszcze jeden rozdział… i jeszcze jeden, już serio ostatni). Aż dostałem starczej skórki od tej nadmiernej hydracji.

Naprawdę spoko lektura w swoim gatunku. Jeszcze kilka dni temu napisałbym, że idealnie by się sprawdziła podczas wakacji na Zanzibarze, ale że ta destynacja chwilowo spadła z rowerka, a świat przez weekend stał się zupełnie innym miejscem, polecę ją tak po prostu, jako opcję, co by na chwilę oderwać myśli.

Edit: Okazuje się, że kupując książkę na stronie GW Foksal, zysk zostanie przeznaczony na pomoc dzieciom z Ukrainy, więc win-win (szczegóły na profilu Wydawnictwo W.A.B.), a tu link do książki https://www.gwfoksal.pl/pozorantka-alexandra-andrews..