„Milczenie” Marek Stelar

Ocena Pigouta:

Aspiranta Dominika Przeworskiego poznaliśmy mniej więcej rok temu w książce „Skrucha” by Marek Stelar

Chłop, 30 lat na karku, wysoki jak brzoza i wycięty jak Mark Whalberg w „Italian Job”. Pracował sobie, jak gdyby nigdy nic w szczecińskiej policji i wszystko układało się na tyle dobrze, że wracając do domu, kupił nawet bukiecik dla żony… a chwilę później stał z przystawionym glockiem do pleców kolegi z komisariatu. Dodajmy, że był to glock przystawiony do nagich pleców kolegi z komisariatu, bo tak się składa, że Przeworski przyłapał go w sypialni ze swoją żoną.

Normalnie każdy sąd powinien go uniewinnić, wszak bronił miru domowego, tymczasem przełożony stwierdził -> „Nie no ja wszystko rozumiem, ale żeby grozić ziomkowi służbową bronią? Za to dostaje się wilczy bilet, heloł! Ale luz, ty byłeś do tej pory spoko mordeczką, więc za karę pojedziesz na jakiś czas na zesłanie do Nowego Warpna i pobawisz się w dzielnicowego. A jak swoje odsiedzisz, to wrócisz tu i wszystko będzie po staremu.”.

Przeworski przyjął wyrok na klatę, po czym zaopatrzył się w kontener krzyżówek panoramicznych i sudoku, wszak co ciekawego może spotkać człowieka w Nowym Warpnie? I guess what? Nie zdążył nawet walizki rozpakować, a w Nowym Warpnie już znaleziono ludzkie szczątki w jakimś ogrodzie. Baaa możliwe, że te szczątki w jakiś sposób są powiązane z tragedią sprzed ćwierćwieku, kiedy w zalewie utonęli wychowankowie Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego. No i cyk, Przeworski już na dzień dobry musiał wejść w tryb psa gończego.

A jak już uporał się z tą sprawą, znowu nie dali mu odpocząć, bo na dzielni doszło do makabrycznego morderstwa emerytowanej nauczycielki. I tą sprawą Dominik zajmował się w tomie nr 2 „Krzywda”.

A teraz dostaliśmy tom nr 3 „Milczenie”, w którym Przeworski wraca z wygnania do Szczecina, ale okazuje się, że wcale się na to nie cieszy, bo w międzyczasie zaadaptował się do nowego miejsca, polubił małomiasteczkową ciszę i spokój, a do tego poznał taką jedną dziołchę, z którą chciałby coś więcej. No ale jak wzywają, to trzeba wracać, nic nie zrobisz… i wtedy zdarza się ciekawy zbieg okoliczności, gdyż ponieważ pierwszą sprawą, jaką dostaje po powrocie, jest sprawa zabójstwa Niemki-bogolki, Helene von Zussow. Co prawda jej ciało znaleziono w jednym ze szczecińskich hoteli, ale tropy w tej sprawie ponownie rzucają go do Nowego Warpna, bo właśnie tam Niemka-bogolka planowała wybudować luksusowe sanatorium dla dzianych dziadków. Przypadek? Być może, ale to już musicie sobie doczytać i przy okazji dowiecie się, komu wadziła Niemka-bogolka.

O Marku Stelarze wiemy nie od dziś, że to solidna firma, zresztą kilka razy już tu gościł i zawsze dobre słowo dostał. Zna się chłop na robocie śledczej i z tym nie ma co dyskutować. Skupmy się raczej na charakterystyce cyklu z Dominikiem Przeworskim. Otóż ficzer w tej serii jest taki, że każda sprawa, jaką prowadzi nasz aspirant, powiązana jest z jakimiś wydarzeniami z przeszłości… a później jak dotrzecie do posłowia, autor osobiście wam wyjaśni skąd wziął na to pomysł, ile z tej historii to autentyk i jak riserczował pewne kwestii. Lubię takie rzeczy, więc props.

Drugą rzeczą, jaka mi się tutaj rzuca w oczy, to taka uber przenikliwość Przeworskiego. Jasne, nie jest to pierwszy i ostatni bohater kryminałów, który super sprawnie klei fakty, ale Marek Stelar robi tutaj tak jakby podwójne dno i kiedy wydaje nam się, że sprawa jest już rozwiązana i wszystko do siebie idealnie pasuje, Przeworski zaczyna kręcić nosem, że jemu nadal coś śmierdzi i drąży dalej. To tak jak jedziecie na wakacje i 100 kilometrów od domu zaczyna dręczyć was myśl, czy aby na pewno wyłączyliście żelazko. Mniej więcej taki niepokój odczuwa Przeworski i kopie tak długo aż się dokopie.

A trzeci myk jest taki, że ta seria to taki mix kryminału, obyczaju i szczypty historii, więc dostajemy rozrywkę pod kocyk, trochę życiowych dram, a i czegoś nowego można się dowiedzieć. Dla mnie się podoba.