„Baron” Krzysztof Jóźwik

- Tytuł:"Baron"
- Autorzy:
- Wydawca:
- Gatunek:
Co łączy “Yellowstone”, “Synów Anarchii”, “Peaky Blinders”, “Banshee”, “Szybkich i Wściekłych” i, dorzućmy do tego coś z polskich produkcji, np. “Furiozę”? Otóż są to fabuły, w których dla odmiany śledzimy wydarzenia z perspektywy… nie bójmy się tego słowa… złoli. Jup, technicznie rzecz biorąc, bohaterowie tych serii to czarne charaktery, wszak łamią prawo i dokonują różnych wywrotowych akcji, a jednak kiedy wchodzimy w ich buty, dostrzegamy, że w sumie są to takie szlachetniejsze złole, które ostatecznie jakiś kodeks i prawilne zasady mają. Jest w tym czynnik ludzki i łapiemy się na tym, że z nimi sympatyzujemy.
Podobną zagrywkę stosuje Krzysztof Jóźwik w książce “Baron”, która gatunkowo balansuje pomiędzy sensacją, thrillerem a kryminałem i w dużej części skupia się na perspektywie czarnych charakterów. Złolami są bracia Baronowscy, którzy pod przykrywką firmy transportowej prowadzą wytwórnię dragów, a że w legalnym biznesie mają flotę ciężarówek, to z automatu są w stanie zapewnić logistykę.
Bracia stanowią mocną ekipę, ale grupy przestępcze, podobnie jak każde korpo, przechodzą różne kryzysy. A to problem z personelem, co w tym przypadku oznacza, że pracownik Baranowskich miał jakiś przypał w wolnym czasie, co w konsekwencji może sprawić, że policja zacznie brać pod lupę jego pracodawców. A to problemy z konkurencją –> inna grupa przestępcza zaczyna wchodzić na ich teren. A to wspólnik nawala –> trafia do więzienia i jest ryzyko, że zacznie śpiewać. Panowie gaszą pożar za pożarem i muszę przyznać, że Krzysztof Jóźwik ma czujkę niczym Taylor Sheridan w dokładaniu im problemów i tworzeniu kolejnych sensacyjnych dram. Bardzo szybko wkręciłem się w losy braci i nawet zacząłem kibicować, żeby wszystkie plany im pyknęły. Czyli tak jak mówię, kejs Yellowstone.
Jednak tutaj sprawa się w pewnym momencie komplikuje, bo wychodzi, że bracia Baronowscy pod względem charakterów są zupełnie inni. Jeden to złol nastawiony na zarabianie dużej kasy, ale chce działać w białych rękawiczkach. Jak pojawia się problem wymagający użycia przemocy, wolałby się wycofać… ale peszek, bo wtedy do gry wchodzi jego młodszy brat, który jest sadystycznym zwyrolem i tylko czeka, żeby odpalić wrotki. Jest w tej książce kilka naprawdę ciężkich pod względem brutalności i okrucieństwa momentów, które z automatu cofają całą empatię z wcześniejszej fazy, ale z drugiej strony znowu robią ciekawą sytuację fabularnie, bo mamy braci z dwiema różnymi wizjami, dwoma różnymi kodeksami moralnymi i w powietrzu wisi eskalacja, wszak w pewnym momencie będą musieli to rozstrzygnąć.
Jednak nie jest to książka wyłącznie o braciach Baronowskich. Nope, fabuła poświęca im tak z 60% czasu, a przez resztę śledzimy jeszcze dwa wątki. Pierwszy to śledztwo prowadzone przez puławską policję, dotyczące znalezienia zwłok młodej kobiety z poparzoną twarzą. I ten segment też dowozi bardzo fajnie. Natomiast wątek nr 3 jest dziwny i zalatuje operą mydlaną. Otóż gliniarz i prokurator kochają tę samą babeczkę i co tu się wyprawia, to ja nawet nie. Na szczęście ten wątek jest marginalny i zajmuje może z 10%, więc udaję, że nie widziałem.
To był mój pierwszy raz z Krzysztofem Jóźwikiem i mimo iż “Baron” ma swoje mankamenty, czyli romans z odwłoka i nadmierne epatowanie przemocą, dostrzegam u autora ponadprzeciętną czujkę do budowania fabuł w serialowym stylu, gdzie nawarstwienie problemów ciągle rośnie, a my się w to wkręcamy i robimy –> O kurła, teraz to już nie ma opcji, żeby z tego wybrnęli ( i oni wtedy -> Trzymaj mi piwo). Czyta się to niebywale lekko pod względem storytellingu, za to ciężar dokrętki w scenach przemocy może być nie do udźwignięcia dla niektórych. Żeby oddać poziom brutalności i zwyrolstwa, porównam to do Remkowego “Langera”, czyli sytuacja, kiedy człowiek zaczyna się zastanawiać, czy sam autor nie ma przypadkiem takich zapędów, bo przecież przeciętny Kowalski nie jest w stanie takich chorych rzeczy wymyślić nawet na poziomie teoretycznym. Ale to tłumaczy, dlaczego książka na okładce ma znaczek z ostrzeżeniem 18+. Jest to chyba pierwszy raz, jak coś takiego widzę.
Jestem na tak, chciałbym więcej w tym stylu, z perspektywą złoli, ale jakby o ton łagodniej było, to według mnie tylko na plus. Niektóre opisy czytałem przez palce i miałem rozkminę, czy taki poziom przemocy nadal broni się fabularnie? Muszę to przemyśleć.
P.S. Jest to trzeci tom „serii puławskiej”, ale na swoim przykładzie mogę powiedzieć, że swobodnie da się od niego zacząć. Ten wątek romansowy jest ciągiem dalszym z poprzedniej części, ale w trakcie idzie się połapać w sytuacji.