Marcin Mortka „Głodna Puszcza”

Wczoraj przez tę nieszczęsną awarię fejsbuczka, nie zdążyłem się wypucować, że w weekend skończyłem książkę nr 40 w tym roku <werble>. Jest to moja życiówka. Najbliżej byłem w 2017, kiedy zakończyłem rok z 37-tytułami. Brawo ja, ale nie zatrzymuję się i idę po te legendarne „52 książki w rok”. Ponoć wtedy dostaje się trofkę jak na PlayStation.
A z tą książką, co ją przeczytałem („Głodna Puszcza„), to jest taka historia, że jest to drugi tom fantastyki od Marcin Mortka – Official Fanpage (kontynuacja „Nie ma tego złego”), ALE! Ale czytając pierwszy nie miałem pojęcia, kto jest autorem, jaki jest tytuł, ani nawet czy to polska literatura, czy przekład.
Jak to się stało? Ano tak, że Wydawnictwo SQN w ramach eksperymentu „Nie oceniaj książki po okładce”, przysyłało mi egzemplarz w białej obwolucie, bez żadnych wskazówek, z czym mam do czynienia.
I muszę przyznać, że wyszło to całkiem interesująco. Chłonąłem ją nie tylko pod względem fabuły, ale też analitycznie, próbując rozszyfrować, czy autorem jest chłop, czy babeczka, czy rodak, czy ktoś z zagranico? Na tym etapie nie znałem jeszcze twórczości Marcina Mortki, więc nie miałem szans odgadnąć, ale przysięgam, że w pewnym momencie dałbym sobie uciachać mały palec u stopy, że autorem jest Andrzej Sapkowski. Niby wiedziałem, że to niemożliwe, ale styl się zgadzał. Było angazująco, zadziornie, sarkastycznie, z charakternymi postaciami, rołstującymi dialogami i puentami na koniec rozdziału w stylu „drop the mic”. Zdecydowanie treść się wybroniła.
A teraz wyszedł drugi tom i jest równie dobry. Opowiada o bandzie najemników, którą tworzą karczmarz Kociołek, rycerz Urgo, elf Eliaha, stary guślarz Żychłoń, krasnolud Gramm oraz goblin Zwierzak (Głodni, Źli i Brzydcy). Za kilka dukatów można ich podnając i zlecić misję z kategorii niemożliwych, a oni nie dość, że ją wykonają, to po drodze rozkręcą jeszcze 100 dodatkowych inb i 200 razy się pokłócą.
Ale zostawmy fabułę. To co tutaj jest istne to -> jest to bardzo lajtowe fantasy, które udźwigną nawet osoby, które normalnie na widok tego gatunku przechodzą na drugą stronę ulicy.
Obie części są śmieszniutkie (serio serio). Marcin Mortka nie tylko ma pióro lekkie niczym pianka z Ptasiego Mleczka, ale ma też wyczucie do humoru sytacyjnego oraz dryg do sarkastyczno-rosłstujących dialogów. Podczas lektury często sobie mruczałem pod nosem -> „No dobra, przyznaję to było niezłe… skubańcu. Zazdro, bo to ja powienien wymyslić”. I do tego ten humor jest zaserwowany bardzo stylowo, bez uciekania sie w wulgar. Przkleństw naliczyłem max 10 i to rzuconych w idealnym momencie. Jest yyyteligentnie i ze smakiem.
Jak ktoś nie zna tego cyklu, to zachęcam. Wchodzi się w te książki jak w masełko. Zresztą możecie sobie na audiotece na próbe odpalić audiobooka czytanego przez Filipa Kosiora i sami się przekonać.
A jeśli ktoś czytał pierwszy tom, to daję znać, że dwójka utrzymuje ten sam krzepki poziom. Czerczil potwierdza.
A tutaj możecie sobie przeczytać darmowy fragment -> www.idz.do/ksiazka-glodnapuszcza