„Adopcja na cztery łapy” Justyna Piekarczyk

Ocena Pigouta:

Dzisiaj na warsztacie mam książkę, pod którą podpisuję się wszystkimi kończynami, bo promuje coś absolutnie zbieżnego z moim podejściem w kwestii ziomali na czterech łapach – > po pierwsze nie kupuj, adoptuj! Po drugie miej w sobie RiGCz i przyjmij do wiadomości, że biorąc na chatę psa, kota, etc. przyjmujesz na siebie zobowiązanie i nie ma, że „Ojej głupia sprawa, bo jedziemy na wakacje i nie ma co zrobić z psem, więc chciałbym go jednak oddać”, czy tam „Ej ten pies ma wadę fabryczną i zrobił dwójkę na narzutę. Oddajemy!”

Tak historycznie mogę powiedzieć, że długo rozpatrywaliśmy wzięcie psa, ale zawsze kończyło się na „Dajmy sobie jeszcze chwilę, bo blok, bo praca, bo coś tam coś tam”, aż tu pewnego dnia…

Pamiętam jakby to było wczoraj. Siedziałem w robocie w korpo i kminiłem tabelki w excelu, ziomeczki z open spejsa heheszkowały z aktualnych memów, a w kuchni ktoś akurat podprowadzał cudze mleko z lodówki. I właśnie wtedy zadzwonił telefon. Na ekranie wyświetliła się Madzia. Intuicyjnie wyczułem, że coś się stało.

Miałem rację. Wiadomość, którą mi przekazała była takim szokiem, że prawie spierniczyłem formułę excelową, nad którą ślęczałem już trzeci dzień. To co usłyszałem w pierwszym momencie wydało mi się tak bardzo niedorzeczne, że odruchowo odpowiedziałem: „Żartujesz, prawda?”. Chyba wypowiedziałem to głośniej niż planowałem, bo nagle w całym biurze zapanowała konsternacja. Baaa nawet Bartek tak się zaniepokoił, że stracił czujnosć i wyszedł na środek open spejsa, dzierżąc w rękach karton mleka z napisem Michał, ale fartownie nikt nie zwrócił uwagi.

Po zakończeniu połączenia momentalnie doskoczyły do mnie korpo-mordeczki z pytaniem: „Co się stało?”. Nie byłem w stanie odpowiedzieć. Patrzyłem tylko tępo w przestrzeń, starając się pozbierać myśli, galopujące z prędkością stada bizonów, które stratowały Mufasę. Z hipotermii wyrwałem się dopiero, kiedy ktoś pstryknął mi palcami przed nosem, wołając: „Halo, tu ziemia”. I wtedy im powiedziałem -> „Madzia adoptowała psa! Czaicie to?”. W tym momencie podniósł się Michał i powiedział coś, czego nigdy nie zapomnę -> „Bartek kurwiu, odkupujesz mi mleko!”

Na początku nie było kolorowo, bo Czerczil prawdopodobnie dostawał ścierą od poprzedniego właściciela, co go mocno straumatyzowało, zresztą do dzisiaj reaguje szczekaniem na widok ścierki + trzeba było przepracować dużo rzeczy, ale powiedzieć, że była to najlepsza decyzja w życiu, to nie powiedzieć nic. Nie pamiętam i nie chce pamiętać, jak to był bez Czercza, ale ewidentnie był brakującym ogniwem w naszym domu.

Dlatego totalnie polecam książkę „Adopcja na cztery łapy” Justyny Piekarczyk. Ona uzmysłowia, że wasz potencjalny BFF gdzieś już na was czeka, ale też przygotuje psychicznie na obowiązki, które na was spłyną, jeśli zdecydujecie się na adopcje. Pies to nie zabawka, to musi być przemyślana decyzja.