Spadek
- Tytuł:Spadek
- Autorzy:
- Wydawca:
- Gatunek:
Nie zna życia, kto nigdy nie odwalił chałtury.
To jest oficjalne ostrzeżenie, więc żeby później nikt nie mówił, że nie wysłałem alertu RCB. Otóż kopiąc w bibliotece Netflixa, możecie trafić na film „Spadek” i uznać -> Oooo w końcu coś fajnego! Wszak jest tu nie w kij dmuchał obsada, w osobach Maćka Stuhra, Jana Peszka, Adama Ferencego i Gabrieli Muskały. Baaa jest tu też dawno niewidziana Alutka z „Rodziny zastępczej” (Joanna Trzepiecińska), super”.
Człowiek widzi te nazwiska i myśli sobie -> kurde, nie ma pytonga we wsi, żeby to nie dowiozło. Do tego w kolejnym kroku dowiadujemy się, że scenariusz napisał ziom od polskiego The Office, którego jestem wielkim fanem (i The Office i Sychowicza). Pewniaczek – pomyślicie.
Błąd! To pułapka.
Ten film brutalnie okradnie was z 94 minut i wpędzi w poczucie winy, że nie spożytkowaliście tego czasu na jakieś atrakcyjniejsze rozrywki, np. szorowanie muszli albo łączenia wypranych skarpetek w pary. To jeden z tych filmów, po których ma się opinię, że polskie kino nadaje się tylko do… potraktowania miotaczem ognia. Następnie człowiek zaczyna się zastanawiać, jak bardzo Jan Peszek musi być spłukany, że zgodził się w tym zagrać, a jeszcze później grozi się Netflixowi cofnięciem suba (4 raz w tym tygodniu).
Słaby jest to film okrutnie. Ot jakiś na szybko sklejony wyrób filmopodobny, który ma celować w popularność serii „Na noże”, tyle że w polskiej wersji. Zero serducha w tym projekcie, same puste kalorie. Powiem więcej, na moje oko, nie jest to żaden wypadek przy pracy. Nope, to klasyczna strimingowa zapchaj dziura. Szybka w produkcji, bo scenariusz napisany na kolanie (sorry Sycha, ale to poniżej twoich standardów), więc można takich robić kilka w roku, sprawiając wrażenie „ooo ten striming o nas dba, co chwile dorzuca nowości do biblioteki”. W obsadzie znane i lubiane twarze, więc na etapie zapowiedzi mamy wrażenie, że jest na co czekać. Nie jest ani trochę śmieszny, czyli bardzo bezpieczna opcja, wszak czasy mamy takie, że każdy żart to ryzyko, że ktoś poczuje się urażony -> tymczasem boom, nie ma żartów, nikt się nie obraża #winwin
Do tego jest tak miałki i nudny, że większość osób przytnie komara jeszcze w pierwszym kwadransie, co też jest mile widziane, wszak strimingi mają wywalone na krytyczne recki. Dla nich liczy się współczynnik odrzutu, czyli jak zapodacie sobie kimkę, a film w tym czasie poleci do końca, algorytm uzna, że jest gitówa i chcecie tego więcej. Baa, ja teraz piszę, że totalna strata czasu, ale żeby to odkryć musiałem obejrzeć, więc algorytm przypisał mnie do teamu entuzjastów. A skoro wszyscy według algorytmu jaramy się tym filmem, to 2 i 3 część są kwestią czasu.
Najgorzej, że znani aktorzy to legitymizują swoimi nazwiskami, ale tak naprawdę rozumiem ich. To są złote chałtury. Dostajesz rolę w produkcji Netflixa, więc już masz miękkie nogi, bo jakby nie patrzeć większego gracza nie ma. Hajs godny, oglądalność gwarantowana, produkcyjnie wygląda to na jeden dzień roboczy, więc szybka akcja. A rysa w CV? Plażo proszę, za 2 tygodnie wejdą trzy jeszcze gorsze produkcje i tak bardzo będziemy zajęci straszeniem cofnięcia suba, że o tej zapomnimy. Nie oceniam, sam bym brał.
Niemniej ostrzegam, że tego czasu nikt wam nie zwróci i HWDP w algorytm.