Bodyguard Zawodowiec. Iść czy nie iść?
Lubię dobre filmy, ale już dawno temu zauważyłem prawidłowość, że im lepiej coś mi się ogląda, tym gorzej dla mojej działalności fejsbukowo-blogerskiej, bo nie umiem w pozytywne recki. Pozytywne recki są nudne, nie pozwalają rozwinąć skrzydeł w darciu łacha. Zamiast tego trzeba smarować wazeliną i się zachwycać #fuj
Niestety dzisiaj coś takiego mi się przytrafiło. Poszedłem do kina na „Bodyguard Zawodowiec”, z przeświadczeniem, że film dostarczy mi materiału do zroastowania go na blogu (no spójrzcie na ten tytuł „Bodygurad Zawodowiec”! Przecież on z daleka krzyczy PigOut sprzedaj mi liścia), niestety (dla was) bawiłem się świetnie. Był lekki, zabawny, relaksujący i co chwilę puszczał oczko, robiąc trafiony pastisz. Generalnie tak mi siadł, że nie chce mi się nawet szukać zgrzytów w detalach.
Główne role grają Samuel L. Jackson (jak on ukradł ten film, to nie mam pytań) i Rayan Reynolds, i powiem szczerze, że już dawno nie widziałem tak dobrze dobranego duetu. Byli jak Mel Gibson i Danny Glover w „Zabójczej Broni”, jak Will Smith i Martin Lawrence w „Bad Boys”, jak Eddie Murphy i Nick Nolte w „48 godzin”, jak Jackie Chan i Chris Tucker w „Godzinach Szczytu”.To się po prostu kleiło, była chemia.
Fabuła nie jest tu jakoś szczególnie ważna, ot Ryan jest ochroniarzem, który musi dostarczyć świadka (Samuel L. Jackson) na proces białoruskiego dyktatora (Gary Oldman). Po drodze oczywiście chcą ich odstrzelić ludzie Oldmana, co daje mnóstwo wymówek do przeprowadzenia pościgów ulicami Amsterdamu, wykonania kilku efektownych headshotów i zapodania niezliczonej ilości żartów sytuacyjnych, które o dziwo nie są suche. Rzekłbym nawet, że są całkiem wilgotne, a największa w tym zasługa osoby, która przygotowała polskie napisy i pozwoliła sobie na wolne tłumaczenie niektórych grepsów, dzięki czemu wyszło nawet lepiej niż w oryginale. W drugim planie przewija się jeszcze Salma Hayek, która też całkiem przyjemnie zabawiła się swoim wizerunkiem.
Biorąc pod uwagę jaka posucha panuje aktualnie w komediach, + to że kilka razy faktycznie się zaśmiałem (a nie tylko pomyślałem „oo to było nawet niezłe”), oraz że dawno nic mnie tak błogo nie odmóżdżyło (to komplement), bez żalu daję 8/10. Możecie śmiało uderzać #aprobuję )
P.S. Tak tak, wiem że ten paszkwil w tytule to robota dystrybutora. Wymyślił sobie, że skoro na „Bodyguarda” poszło milion osób i na „Leona Zawodowca” też milion, to na „Bodyguarda zawodowca” pójdą dwa miliony. Sorka ziom, nie chcę burzyć twojej fantazji, ale takie liczby zdarzają się tylko na „Listach do M.” )
P.S. Madzia kazała napisać, że jej też się podobało i dodać hasztag #Ryan