Yellowstone
- Tytuł:Yellowstone
- Autorzy:
- Gatunek:
Raz na jakiś czas zdarza się serial, który tak bardzo odpina wrotki, że powinien zebrać ode mnie ostre bęcki w recce, bo zbyt brutalnie obraża moją hehe yinteligencję, tymczasem jakimś cudem ta odklejka jest tak wspaniała, że biorę ją z pełnym inwentarzem i chcę WINCYJ.
Miałem tak z „Banshee”, gdzie typo po odsiadce przyjechał do tytułowej wioski, powiedział, że jest nowym szeryfem i uj, uwierzyli mu na słowo, a później okazało się, że w Banshee mieszkają sami najwięksi kryminaliści Ameryki oraz aniołki Victorii Secrets, więc każdy odcinek lokował minimum 15 trupów, 20-minutową solówkę w stylu MMA i pół godziny chędożenia. Absolutnie fantastyczny był to serial, to dziś noszę w serduszku.
Później coś takiego czułem podczas bingowania „Synów Anarchii”. Dziżas, co tam się wyprawiało, to się nawet fizjologom nie śniło. Powiedzmy, że pierwsze trzy sezony jeszcze, jako tako trzymały fason. Ot mamy średniej wielkości klubik motocyklowy, który handluje bronią, ściera się z konkurencyjnymi klubami i zmaga z mniejszymi lub większymi inbami w swoich szeregach. No dobra nie do końca, bo była taka akcja, że gościowi porwali dziecko, a jak pojechał go szukać, to porwali mu jeszcze żonę, zgwałcili matkę i ukradli ciężarówkę karabinów, ale w sumie to nadal było wiarygodne XD. Za to sezon nr 4 już totalnie nie brał jeńców i doprowadził do sytuacji, kiedy „Synowie” równocześnie walczą z IRA (z tą irlandzką, a nie że Arturem Gadowskim), trzema konkurencyjnymi klubami, naziolami, lokalnym szeryfem, typem z branży porno i dwoma meksykańskimi kartelami. Tak wspaniała produkcja, że na ostatnim odcinku poleciała mi łezka, że to już koniec.
I teraz przechodzę to po raz trzeci i już mam stres, bo zostało mi tylko 5 odcinków do końca. Moją nową namiętnością jest „Yellowstone”, czy Synowie Anarchii na koniach. Ot Kevin Costner jest ranczerem-bogolem, który posiada jebitne ranczo w Montanie i myk jest taki, że to ranczo, co chwilę ktoś chce mu odebrać i postawić na nim Biedronkę. Niestety (dla nas stety) typy nie wiedzą, że Kevin Costner jest nieugiętym oldschoolowym skurwielem, który złomuje każdego, kto choćby spojrzy na jego ranczo. Baaa ma do dyspozycji bandę cowboyów, na których czele stoi jeszcze bardziej hardy krejzol -> Rip.
Kocham Johna Wicka, ale nie oszukujmy się, John Wick przy Ripie to troskliwy miś. Rip totalnie nie chędoży się w tańcu i odwala takie numery, że ja nawet nie. Generalnie odbieranie żyć nie robi na nim żadnego wrażenia, ale weż przy nim upuść kapelusz, to tryb Hulka włącza się szybciej niż w F1 zmieniają opony.
Poza tym Kevin ma jeszcze wyszczekaną córkę Beth, która wali takie esencjonalno-sarkastyczne-celne teksty, że powinni je wydrukować w wersji książkowej. No i ma jeszcze synów-nieogarów, którzy są gwarantem grubej dramy w każdym odcinku. Oczywiście ponadto ma kosę z całym światem, dzięki czemu w każdym epizodzie ginie minimum kilka osób. Baaa cowboye Kevina mają nawet specjalny zsyp na trupy XD.
A serialowa Montana jest taka kozacka, że mimo iż co odcinek ginie kilka osób, to nikt nigdy nie zadaje pytań -> Hej, gdzie są ci ludzie? Może ich poszukamy? Może przytrafiło im się coś złego? Sprawdźmy to… albo kij z nimi, chodźmy lepiej na rodeo!
Kochom „Yellowstone” całym serduszkiem. Znacie jeszcze jakiś serial z takiego nurtu pato-guilty pleżer? Biorę w ciemno!