„Kozioł” Przemysław Kowalewski
- Tytuł:Kozioła
- Autorzy:
- Wydawca:
- Gatunek:
Palnik taki, że jedyne, co byłem dzisiaj w stanie robić, to leżeć z mordeczką przy wentylatorze, patrzeć w sufit i słuchać audiobooka. Na warsztacie miałem „Kozła” autorstwa Przemysław Kowalewski – autor i przyznam, że trochę się tej książki bałem. Po pierwsze przez blurba na okładce -> „Najlepszy debiut kryminalny tego roku”. Sorka, ale wszystkie książki w tanim koszu w Auchanie, mają taki tekst i to nigdy nie jest prawda. Jakby to zdanie brzmiało -> „Przeczytałem w tym roku 80 debiutów i ten był najlepszy”, może łaskawiej bym na to spojrzał, ale wątpię, bo nadal ciężko znaleźć bardziej wytarte sformułowanie. Po drugie takiego blurba dajesz, jak wydawca 5 minut temu przysłał ci maila, że 10 minut temu upłynął deadline na przesłanie blurba. Tak się nie robi, heloł.
Drugi niepokój odczuwałem przy tekście -> poznaj historię „Rzeźnika z Niebuszewa”. I tu pomyślałem -> oho, czyżby to była jedna z tych książek, które oddają perspektywę mordercy, epatują brutalnością i detalami, a potem rozpęta się inba w internecie, że to nieetyczne… a ja jestem taaaaki zmęczony i nie chce mi się robić za adwokata diabła.
Na szczęście nic takiego się nie wydarzyło. Baaa powiem więcej, książka podobała mi się, jako kryminał osadzony w latach ’50, aczkolwiek w głowie miałem, że pan autor to musi mieć jednak bujną wyobraźnię, żeby „takie rzeczy” wymyślić. Wtem po skończeniu, zacząłem googlować temat i okazuje się, że ona bazuje na prawdziwej zbrodni, do której doszło w Szczecinie i że ta zbrodnia dodatkowo obudowana jest miejską legendą (sprawa Józefa Cyppka), a te motywy, które wydawały mi się „popłynięciem”, to kurła normalnie są na Wikipedii podane. To totalnie zmienia mój odbiór i z „całkiem całkiem”, przeszedłem na „Nie no trzeba przyznać, że błyskotliwą robotę wykonał autor, żeby tak sprytnie połączyć książkowe śledztwo z prawdziwymi wydarzeniami i jeszcze po drodze lokować historyczne smaczki o Szczecinie”.
A o czym to?
W Szczecinie odwala się jakaś dziwna akcja, bo do szpitali zaczynają zgłaszać się chorzy z dziwnymi objawami, po których następują nagłe zgony. Początkowo żodyn lekarz nie wie, o co chodzi, aż w końcu jednemu udaje się połączyć kropki i teoria, która przedstawia, jest tak gruba, że władze w obawie przed wybuchem paniki, powołują specjalny zespół, w skład którego wchodzi czwórka śledczych… o których powiedzieć, że są nietypowi, to nie powiedzieć nic.
Na ich czele staje milicjant Ugne Galant, który już niejedno guano w życiu widział. Wraz ze swoim pomagierami próbuje rozwikłać zagadkę tajemniczych zachorowań, co w pewnym momencie zmusza ich do odkopania zbrodni sprzed kilku lat. A później sprawy jeszcze bardziej się komplikują.
Jest zagadka, są zgony, spiski, burdy w barach, smutne retrospekcje i powojenny Szczecin. Jest intrygująco, ale że muszę się do czegoś przyczepić, to powiem, że czuć, iż autor jest pasjonatem historii, zresztą w bibliografii powołuje się na milion źródeł, jednak w moim odczuciu chciał aż za bardzo nam pokazać, jak kiedyś wyglądał Szczecin i te opisy potrafią przytłoczyć. Z drugiej strony, dla kogoś to będzie coś, za co podwyższy ocenę, więc generalnie trudno w takich momentach o złotych środek.