Idealny film na sobotni wieczór

Yo ziomy i ziomalki. Mamy sobotę, więc jak każdy superbohater, idę zaraz przywdziać plerynkę, po czym ruszam na miasto, obalić jakiegoś burgerka i shota, albo dwa… max 12. Niemniej jednak, zdaję sobię sprawę, że nie wszyscy mają takiego farta, jak ja, że babcia Jola przejmuje Brendonka na nocą zmianę, a Ty tańcz i wino pij. Nope, niektórzy siłą rzeczy będę zmuszeni do pozostania w domu i zamulania przed TV. Być może obejrzelibyście sobie coś fajnego w tym czasie, ale nie wiecie jak znaleźć filmowego trufla, kiedy dookoła same muchomory #Vega #PodatekOdMiłości #Karolak. Spoko, od tego macie mnie.

Mam dla was cynk na zaskakująco dobry film, który obejrzałem wczoraj – całkiem przypadkowo i na zasadzie: "Kurła nie ma tu znanych nazwisk i przez kina też się nie przetoczył, więc pewnie lipa, z drugiej strony już wolę to niż po raz setny katować "Shreka" na TVN". I dzięki takiemu ignorackiemu podejściu, obejrzałem jeden z fajniejszych filmów w tym roku.

Film nosi tytuł "Upgrade" i pod względem fabuły jest świeży niczym rosa na łące pełnej bławatków w majowy poranek. W sensie, że jeszcze nikt nie ugryzł tematu w tak nowatorski sposób. Nie chciałbym wam za dużo zdradzać z fabuły, bo wrażenia będą lepsze, jeśli wspomniana produkcja, weźmie was z zaskoczenia tak, jak mnie wzięła. Jednak, żeby przybliżyć komu na pewno podejdzie, a komu nie, postaram się ją trochę zawęzić gatunkowo.
upgrade-movie-poster


Pod względem pomysłu, film jest szalony jak "Adrenalina" z Jasonem Stathamem. Pod względem brutalności, porównałbym go do "Johna Wicka" z Keanu. Jeśli chodzi o sceny walki, to takich nigdzie jeszcze nie widziałem, ale ostatni raz podobne WOW, zrobiłem podczas ogladania "Equilbrium". Kojarzycie?  Christian Bale uprawiał w nim gun-katanę, czyli walkę na pistolety, której choreografia została zapożyczona z walk na miecze. To było cos świeżego, coś co wykręciło mi mózg na lewą stronę, po czym wycisnęło jak gacie podczas wirowania. W "Upgrade", co prawda jest zupełnie inny rodziaj młócki, ale też widowiskowy i dotąd nie spotykany, więc stąd to porównanie. Następny tytuł, który przychodzi mi na myśl, to "Grindhouse: Planet Terror" Roberta Rozrigeza. Była w nim foczka, która zamiast nogi miała karabin maszynowy. W Upgrejdzie znajdzie się podobny motyw. Nie identyczny, ale czuć inspirację. Poza tym, film jest osadzony w przyszłości, gdzie sztuczna inteligencja komputerów jest na tyle rozwinięta, że chciałaby już przejąć panowanie nad ludźmi i światem, ale relax nie jest to żadne hardcorowe sci-fi. Bardziej "Uprowadzona" osadzona w przyszłości. W sumie "Upgrade" mógłby robić za jeden z odcinków netflixowego "Black Mirrora" i w dodatku byłby najlepszym epizodem ze wszystkich. Mam nadzieję, że to trochę rozjaśniło 😉

Mimo ograniczonego budżetu, film wcale nie wygląda tanio. Baa futurystyczne wstawki  są na naprawdę wysokim propsie i zdecydowanie wiochy nie robią. W roli głównej Logan Marshall-Green, którego prawdopodobnie nie kojarzycie po nazwisku, ale podpowiem, że jeśli jakieś studio chce mieć w obsadzie Toma Hardego, ale ich nie stać, to sięgają właśnie po Logana. Jest na tyle podobny, że niedzielni kinomani, mogą nie ogarnąć różnicy. Chłopak dał radę.

Bez kitu, musicie to obejrzeć. Na moje ryzyko. Dla mnie 8/10 + serduszko na Filmwebie, bo z miejsca dodałem go do ulubionych. ​