„Żyć dłużej. Nauka o długim życiu w zdrowiu” Peter Attia
- Tytuł:"Żyć dłużej. Nauka o długim życiu w zdrowiu" Peter Attia
- Autorzy:
- Wydawca:
- Gatunek:
Od czasu do czasu telewizja zrobi jakiś program o seniorach, którzy biją rekordy żywotności -> kategoria 90 lat+. No i tam bywają segmenty, że dziennikarz pyta takiego witalnego dziadka -> “A jaki jest pana przepis na długowieczność?” Na co witalny dziadeczek odpowiada -> “A normalnie, szklaneczka bimbru w towarzystwie Marlboro Gold. Powtarzamy minimum 3 razy dziennie i bangla. Sprawdzone info”.
I to wszystko? – dopytuje dziennikarz
Ewentualnie jeszcze solidna porcja golonki o 22:00, co by lepiej się spało.
Człowiek nasłucha się takich rzeczy i myśli: “A to luz, jestem na dobrej drodze. A najlepsze, że robiłem tak zanim stało się to modne. Ma się tę intuicję hehe”
Bardzo mi przykro, ale przychodzę ze złymi wieściami. Okazuje się, że jeśli chcemy dożyć przynajmniej do 70., to marlborasek i bimberek szwagra niekoniecznie są na szczycie listy, pt. “Tak koniecznie rób”. Gorzej, tych rzeczy nie ma nawet w środku listy.
A wiem to, bo Dr Peter Attia mi powiedział.
Wiadomo, że w pierwszym odruchu miałem fazę zaprzeczenia -> “Oj tam oj tam, co ty możesz wiedzieć doktorku?”, niestety okazało się, że Dr Attia to bardzo znany lekarz, który doktoryzował się na uniwerku Stanforda, później zrobił specjalizację chirurgii ogólnej w jakimś znanym szpitalu, a jeszcze później upgrejdował skilla o chirurgię onkologiczną. Generalnie bardzo szanowany człowiek, o czym niech świadczy fakt, że jego ręce oddał się Hugh Jackman, co po “Deadpoolu 3” jest najlepszą rekomendacją ever. Poza tym dr Attia prowadzi super hiper mega popularny podcast “The Drive” w tematyce zdrowia, medycyny i długowieczności.
A piszę o tym, bo Dr Attia popełnił również książkę, która zagranico już dawno zrobiła bestseller, tymczasem my właśnie ją dostajemy w polskim tłumaczeniu.
Książka nosi tytuł „Żyć dłużej. Nauka o długim życiu w zdrowiu” i zgodnie z obietnicą, sprzedaje przepis na długie życie, ale żebyśmy mieli jasność, ta długowieczność nie jest celem sama w sobie. To przepis na długie życie w dobrej kondycji. Wiecie, żebyśmy mogli sami zawiązać sobie sznurowadła i podrapać się po plecach (taa Pudzianowi to powiedzcie. Chłop ma takie plecy, że musi używać drapaczki z Aliexpress).
Na początek zacznę od rzeczy rozczarowującej. Niestety nie ma tu żadnej drogi na skróty, żadnej magicznej pigułki, która zrobi robotę za nas, ani żadnego triku w stylu “picia ceremonialnego kakao z influencerkami”, co od ręki uleczy nas ze wszystkiego i to za marne 5 koła od sesji.
Nie. To jest książka naukowa, w której znajdziemy badania, study kejsy i trochę zagadnień biologiczno-chemicznych. To jest książka, która chce otworzyć nam oczy, abyśmy przestali się łudzić, że jesteśmy nieśmiertelni i YOLO. Owszem w wieku 20-lat tacy byliśmy, ale te czasy minęły. Teraz jedno krzywe spanko i przez dwa tygodnie nie możesz obrócić głowy, bo kark zastygł na amen. Albo świeża akcja, jak to Marcin Gortat skrzyknął kolegów z młodości na ziomalskie haratanie w gałę i chwilę później jednego chłopa zabrała karetka, bo coś tam sobie zerwał. I na tym nie koniec, bo kilkanaście dni później powtórzyli meeting i boom, kolejnemu chłopu poszedł Achilles.
W drugiej kolejności ta książka chce nam przypomnieć starą góralską prawdę, czyli lepiej zapobiegać niż leczyć.
Ja akurat jestem tutaj przykładem typa, który funkcjonował w necie jako hedonista po bandzie i potrójnego burgerka zjadał picką XXL zwiniętą w naleśnika, po czym pytał – A co na deser? I nadal tak lubię, ale niestety tendencja rocznego przybierania na wadze i opłakana forma sprawiła, że musiałem schować dumę do kieszeni i pójść na siłkę, żeby to przeciąć zanim będzie za późno #OesuNajgorzej
I pojebawszy akcja, bo jak przez całe życie nie dawałem rady się podciągnąć, to teraz daję i nawet coś tam przebiegnę bez zawału, aczkolwiek nadal czuję dużą nienawiść do świata, jak to robię. Niemniej z siłką najlepsza decyzja ever.
Ale dobra, nie gadajmy o przykrych rzeczach. Uważam, że książka jest warta uwagi, bo trochę was nastraszy, trochę zmotywuje, trochę zmusi do refleksji i spojrzenia w przyszłość, co koniec końców może dać TEN BODZIEC, który sprawi, że zaczniecie się lepiej prowadzić i wyjdzie wam na zdrowie. Poza tym obali kilka mitów, np. że jajka mają tyyyyle cholesterolu, że jak się zje jedno za dużo, to śmierć na miejscu. Nope, fakty są takie, że większość z nas umrze przez jednego z czterech jeźdźców apokalipsy -> choroby serca, nowotwory, choroby zwyrodnieniowe układu nerwowego, cukrzyca typu 2.
Są też smaczki nawiązujące do popkultury, np. ten, że zdrowa wątroba jest w kolorze ciemnej purpury i gładka jak jedwab, więc nic więc dziwnego, że tak smakowała Hannibalowi Lecterowi z bobem i kieliszkiem chianti.
Fajnie że żyjemy, w czasach kiedy drony mogą dostarczyć nam szamkę zamówioną przez aplikację. Mamy też google translator i google maps, co oznacza, że nawet gdyby los rzucił nas do Radomia, poradzilbyśmy sobie. Teoretycznie postęp gra na naszą korzyść, a jednak prawda jest taka, że obecna cywilizacja nas zabija. Mało ruchu, przetworzone żarcie evryłer i najlepiej dla wszystkich byłoby gdybyśmy cofnęli się do czasów, kiedy facet wychodził zapolować na mamuta, a babeczka czekała w jaskini… z pretensjami, że już pół roku temu prosiła, abyś wymyślił koło, a ty nic i sobie na polowania chodzisz z ziomkami. Środowisko się zmieniło, ale nasze geny nie tak bardzo. O tym też jest w książce.
Brutalny fakt -> jeśli jesteście na tym pejdżu, z automatu jesteście też w targecie tej książki. Przykro mi