Wiadomo, że najlepsze na świecie są potrójne burgery. Proste.
Jednak nie samymi burgsami człowiek żyje, dlatego też postanowiłem zrobić mały skok w bok i wybrałem się na miasto w celu przetestowania kanapek z trochę inną wstawką, ale nadal pozostających na orbicie street foodu. Jest to drugi wpis z cyklu “Jeśli nie burger, to co?” (pierwszy tu -> KLIK) i dziś na warsztat biorę lokal Pogromcy Meatów
A cóż to takiego?
Założycielami Pogromców Meatów jest dwóch typów, pomiędzy którymi prawdopodobnie zaiskrzyło już od pierwszego uścisku ręki, a to dlatego, że jeden nazywa się Andrzej Andrzejczak, a drugi Tomasz Tomaszek. Coś jak lewy i prawy Twix. Kiedy już poheheszkowali ze swoich imion i nazwisk, zapewne odkryli, że obaj lubią wrzucić na ruszt konkretny kawał mięcha, po czym stwierdzili: “Ej, a może byśmy zrobili z tego biznes?”.
Tym sposobem powstał duet, który ukrył się pod nazwą Pogromcy Meatów (szanuję tę grę słów). Na początku grillowali pod chmurką na targach śniadaniowych, ale ich kanapeczki cieszyły się takim braniem, że w połowie 2015 roku dorobili się własnego lokalu na ul. Koszykowej (Warszawa). To był strzał w dziesiątkę. Hipsterzy walili drzwiami i oknami, a po wyjściu rozpowiadali na mieście, że burgery to już przeszłość i teraz liczą się tylko buły od Pogromców. Sukces był tak spektakularny, że założyciele szybko stali się kulinarnymi celebrytami i otworzyli jeszcze dwa lokale, wtem chyba coś między nimi pękło, bo zdecydowali się wziąć biznesowy rozwód. Pogromcy pozostali pod batutą Tomaszka, a Andrzejczak zaczął kucharzyć w burgerowni Black w CH Arkadia + rozwijał autorską markę Meatologia.
Wprowadźmy ozór na salony, czyli koncept
Ideą Pogromców Meatów było wykorzystanie kawałków wołowiny, które przeciętny Kowalski uważa za mniej szlachetne, czyli ozór i polik, dorzucenie do nich nietypowych dodatków (np. marynowana kalarepa), podlanie kręconymi na miejscu fancy sosami (np. majonez chipotle), i zapakowanie we własnoręcznie wypiekane bułki. Brzmi jak przerost formy nad treścią, ale Warszawa pokochała te smaki.
Obecnie polika w menu już nie ma, za to ozór nadal mocno się trzyma i zbiera całkiem pochlebne recenzje. Poza tym w karcie uświadczymy kanapki z pastrami, kaczką (w wydaniu klasycznym oraz koreańskim), żebrem (wersja klasyczna lub BBQ) i do tego dwa warianty burgera (z nachosami lub z serem gorgonzola). W sumie jest jeszcze kanapka w wersji vege, ale ostatecznie #nikt nie daje fucka na vege, więc nawet nie zadałem sobie trudu, żeby doczytać skład.
Pora coś przetrącić!
Na testy zabrałem ze sobą Redziego, czyli młodszego brachola, który pacierza, kielonka i dobrej strawy nigdy nie odmawia. A jak jest za darmo (tzn. na mój koszt), to już w ogóle nie zadaje pytań, tylko zapodaje: “Szkoda strzępić ryja, jedziemy”.
Plan był prosty — testujemy całe menu. Niestety po piątej kanapeczce spuchliśmy. Każda ważyła około pół kilo, więc i tak byliśmy dzielni, bo wyszło ponad kilogram na głowę. Ogarnęliśmy pastrami, burgera gorgoznolę, kaczkę korean, żebro BBQ i osławiony ozór.
Jednogłośnie uznaliśmy, że największym wymiataczem było pastrami. OMG mięcho rozwaliło nasze kubki smakowe na milion kawałków. Duże, soczyste i dobrze doprawione plastry mostka wołowego z dodatkiem kiszonej kapusty, pikantnych ogórków, sosu rosyjskiego i sera cheddar. Po prostu bajka. Pastrami Pogromców od klasycznego Reubena różni się obecnością ogórków i użyciem bułki mlecznej zamiast chleba żytniego, ale taka wersja jak najbardziej daje radę. Propsuję.
Nie mieliśmy za to zgodności co do miejsca drugiego. Ja stawiam na burgera, który może i pod względem mięsa nie wyróżniał się na tle konkurencji, ale bardzo dużo zyskał dzięki gorgonzoli i niesamowicie mięciutkiej, wypiekanej na miejscu bułki mlecznej. Bułka to jest coś, na czym wykłada się wiele lokali. Można mieć dobre składniki, super grillować, ale wszystko na nic, jeśli całość zostanie podana w napompowanej, suchej i sypiącej się bule. Pogromcy akurat w tej materii są czołówką. Gdyby w karcie mieli więcej wariantów, mogliby się bić o burgerową TOPkę.
Redzi ponad burgera postawił kaczkę korean. Zgadzam się, że w niej mięcho również było wyjątkowej urody — soczyste i w godnej porcji. Dodatkową robotę zrobiło kimchi, a kropeczkę nad “i” postawił sos na bazie majonezu, który fajnie podkręcił smaki.
Niestety w tym miejscu zachwyty się kończą, bo żebro BBQ i ozór rozczarowały. W obu przypadkach mięso zostało zdominowane przez dodatki i gdyby był to test w ciemno, za cholerę bym nie zgadł, co właśnie jem. Ponadto kanapka z ozorem była zdecydowanie za słona. Sorry, ale po wizycie w Pogromcach, o ozorze nadal myślę chłodno, więc ich plan się nie powiódł.
A ile to kosztuje?
Cenowo jest srogo, bo kanapeczki kosztują od 27 do 30 zł. I dużo i mało. Z jednej strony można się lekko zirytować, że puszczasz trzy dychy na szamę i wychodzisz głodny. Z drugiej są to jakościowe składniki, a te kosztują. Teraz kiedy wypłynęła afera z mięsem padłych krów, które trafiają do kebabowni, może niektórym otworzą się oczy i ogarną skąd się bierze różnica cenowa między kebsem, a burgerem. Niestety za jakość trzeba płacić. Poza tym kanapeczek z Pogromców nie odtworzysz w domu. Samo przygotowanie mięsa na pastrami zajmuje ponad dwa tygodnie — kilkanaście dni moczenia w marynacie + kilka godzin gotowania w niskiej temperaturze. Do tego dochodzą kiszone, piklowane lub marynowane warzywa, fikuśne sosy i świeże buły, wypiekane bez spulchniaczy i marketowego syfu. Trochę jednak trzeba się urobić, żeby skomponować takie smaki. Jest za to spoko promka. Codziennie któraś z kanapek jest propsowana jako danie dnia i kosztuje 22 zł. Za tę cenę brać, nie pytać.
Lokal
Lokal jest mały i zdecydowanie nastawiony na szybką konsumpcję, a nie wielogodzinne pogaduchy. Na wyposażeniu mają dwa blaty z barowymi stołkami i w sumie na tym koniec. W sezonie wiosna-lato dochodzi jeszcze ogródek z parasolami, więc wtedy panują bardziej sprzyjające warunki do dłuższych posiadówek.
To warto, czy nie?
Dla pastrami, kaki i burgera zdecydowanie warto, bo to orgia smaków i celebracja mięsa. Kurła, jak Redzi szamał pastrami to emanował takim szczęściem, jakby co najmniej polska repka została mistrzem świata w piłce nożnej. A jak te knapeczki są na promce, to już w ogóle szał. Odradzam za to żebro i ozora, bo one ani trochę nie rozpalają konara. Wręcz przeciwnie, człowiek gotów jest po takiej szamce wyjść z lokalu i rozpowiedzieć na mieście, że żarcie u Pogromców Meatów ssie.
5 komentarzy
Co jest grane że mi się disquss nie pokazuje? Zrezygnowałeś z tego czy to moja przeglądarka zajoba dostała?
Poza tym wpis przedni, z mety zrobiłem się głodny, choć kwadrans temu jadłem ^^
Zrezygnowałem. Disqus za dużo spamu zaczął produkować, a średnio mi się kalkuluje płacenie im wora hajsu za wersję ads-free. Nie jestem fanem komentarzy wordpressowych, ale pokesperymentujmy przez chwilę. A nuż nie będzie tak źle.
No właśnie teceny meatów mnie odstaszały przed wizytą jak jeszcze jadłam mięcho.
Zancerecka prze pana.
ps. I też płaczę za disgusem ;).
Ceny mnie też długo odstraszały. Ogólnie streefood tani nie jest :/ Disqus był spoko, ale ostatnio przesadza z reklamami 🙁
U mnie jeszcze nie wrzuca,więc go zostawię, bo mega wygodny.
A streetfood to zdecydowanienie jest zabawa dla biednych ludzi.