Co zobaczyć w Toruniu? Weekendowy przewodnik by PigOut.
Ten wpis otwiera nowy cykl, w którym planuję skupić się na podróżach, ale tych mniejszych, do ogarnięcia w weekend. Jego ideą jest złapanie idealnego balansu między zobaczeniem czegoś ciekawego, a chilloutem. Zabytki są spoko, zwłaszcza te wolnostojące, które można podziwiać bez wielogodzinnego czekania w kolejkach i wydawania fortuny na bilety, ale nadgorliwe zwiedzanie to jedna z form faszyzmu. Ważne, aby w czasie takiego wypadu nie popaść w szaleństwo i nie zmienić się w japońskiego turystę-zombie, który bezrefleksyjnie odhacza kolejne kościoły i strzela z aparatu do wszystkiego, co się NIE rusza. Prawidłowo skrojony wyjazd musi przewidywać czas na driny i szamę, czyli wszystko to, co kryje się pod słownikową definicją PigOut’u. Bo nic tak nie wyrabia opinii, jak spróbowanie po pijaku miejscowego kebaba. Na pierwszy ogień idzie Toruń. Tak się złożyło, że w ciągu ostatniego miesiąca, aż dwukrotnie rzuciło mnie do tego miasta, więc już się trochę orientuję.
Dlaczego warto jechać do Torunia?
Mógłbym podać tysiąc powodów, dla których warto odwiedzić Toruń i tylko jeden przeciwko — jesteś z Bydgoszczy! W telegraficznym skrócie: Toruń jest atrakcyjny wizualnie (czyt. sexi), naznaczony historią, klimatyczny, przystępny cenowo i rewelacyjnie ulokowany. Nieważne czy jedziesz z Warszawy, Łodzi, Poznania, czy Gdańska, bo i tak dokulasz się autostradą, a jeśli akurat policja odebrała Ci prawko (znam takiego pechowca), w obwodzie wciąż pozostaje pociąg, Polski Bus, Blablacar, czy tam Uber… bo kto bogatemu zabroni? Nic tylko jechać.
Gdzie przekimać?
Wersja po taniości — Ibis Budget Hotel. Ulokowany rzut kamieniem od Bulwaru Filadelfijskiego i 5 minut z buta od Starówki. Standard, co prawda dupy nie urywa, bo pokoje są mikroskopijne i nie mają osobnego pomieszczenia z umywalką, co swoją drogą jest mega dziwaczne i przypomina szpital, ale z drugiej strony są wystarczająco wygodne, jeśli traktuje się je jako przechowalnie bagażu i miejsce do odespania trudów dnia (i nocy). Wracasz do pokoju nawalony jak szpadel, rzucasz zwłoki na wyro i śpisz. W takim układzie sprawdzi się doskonale.
No i jest tanio!!!!!! Ceny za noc starutują od 49 zł i mimo iż słówko “od”, brzmi jak pułapka, zaręczam, że jest to wykonalne. Dokładnie tyle płaciłem i to przy pobycie z piątku na niedzielę. Niemniej jednak, jeśli akurat nie trafi wam się promocja i cena będzie wyższa niż 99zł za noc, sprawdziłbym, czy gdzie iniedziej nie dają lepszego standardu w tej samej cenie. Z minusów — płatny parking strzeżony, ale to zawsze można rozwiązać, pozostawiając furaka za frajer na ulicy przed hotelem… a nuż będziesz miał fart i nikt się na niego nie połasi. Do tego drogie śniadania, ale to w sumie też nie problem, bo po prostu ich nie wykupujesz. Na rynku za te pieniądze można sobie zrobić wyżerkę, jak na cygańskim weselu — wystarczy zwlec zwłoki z wyra i zrobić 5-minutowy spacerek. Aaa i jest jeszcze to … #trudnesprawy
Poza tym spox. Idealne miejsce jako baza wypadowa, a jeśli ktoś drugiego dnia będzie niedysponowany, to ibisowe pokoje są uzbrojone w Canal+ i sprawne WIFI.
Wersja na bogato — Hotel “Pod Czarną Różą” — Urządzony w starej kamienicy, usytuowanej kilkadziesiąt metrów od rynku. Czysto, ładnie, tyle że wystrój jak u prababci. Ogólnie spoko opcja, ale jeśli nie jesteś królową angielską, nie ma sensu płacić 250 zł za nockę tylko po to, żeby być odrobinę bliżej starówki niż z Ibisu. Wystroju i tak nie docenisz. Ja byłem służbowo, więc się nie liczy.
Wersja najlepsza - Apartament Gra. Gothic House - nasze tegoroczne odkrycie (2018). Dlaczego jest to najlepsza opcja? Po pierwsze, bo nie jesteśmy już singlami, którym do szczęścia wystarczy pokój z wyrem i (zewnętrzną) umywalką. Nope, teraz jest nas troje #Brendonek i potrzeby lokalowe zdecydowanie wzrosły (sorry Ibis Budget). Po drugie, bo był tak dizanjersko i praktycznie urządzony, że aż żal było wyjeżdzać. Baaa nawet zaproponowałem Madzi, żebyśmy się zabarykadowali i zostali na stałe. Prawo w takich sytuacjach jest po naszej stronie, więc pełen luz. Madzia wahała się dobry kwadrans, a później przypomnieliśmy sobie, że w Warszawie został pies, więc cały niecny plan do wora. Po trzecie lokalizacja, która nie jest tylko “odrobinę” bliżej Starówki niż Ibis. Nope, Apartament Gra jest w samym środeczku Starówki. Normalnie wychodzisz frontowymi drzwiami i jesteś już na miejscu. Kopernik, sklep z piernikami, shotownie, knajpy - wszystko masz na wyciągnięcie ręki. Po czwarte genialna właścicielka, która na przyjazd wszystko tak odpicuje, że mucha nie siada. Już nigdy przy okazji wizyty w Toruniu, nie planuje spać w innym miejscu. 10/10.
P.S. Na mój zachwyt wcale nie miał wpływu fakt, że w kibelku wisi moja książka. Jeśli tam traficie, to sprawdźcie pierwszą stronę — zostawiłem autograf dedykację.
Co zobaczyć?
Być może kogoś obrażę tym stwierdzeniem, ale przy pierwszej wizycie w Toruniu i to w dodatku weekendowej, nie widzę sensu zapuszczać się poza starówkę. Pewnie znajdzie się tam wiele interesujących rzeczy, ale zostawmy je na kolejne odwiedziny. Teraz skupmy się na starym mieście, które jest o tyle przyjemnie, że można się na nie zapuścić bez większego planu, a wszystkie zabytki i atrakcje, prędzej czy później i tak same się napatoczą. Będą to m.in.:
Ratusz i Pomnik Kopernika
Dom Kopernika
Krzywa Wieża
Planetarium
Swoją drogą z planetarium zaliczyłem lekki fuckup. Byłem tam z klasą jakieś 15 lat temu po czym pozostało wspomnienie, że to szczyt techniki. Namówiłem znajomych żebyśmy poszli i okazało się, że jest identycznie jak za pierwszym razem. Chcę przez to powiedzieć, że planetarium totalnie przespało erę HD, o 4K nie wspominając. Nawet filmy w RMVB nie mają takiej pikselozy. Trochę szkoda, że cały czas tkwią w latach 90′, bo mimo mojej nostalgii, seans był mocno rozczarowujący. Większość ludzi spała.
Bulwar Filadelfijski
I jeszcze różne takie
Wybierając się do Torunia pod koniec sierpnia, można dodatkowo załapać się na Festiwal Świateł. Mi się udało. Fajna impreza. Przez kilka dni, codziennie od 20 do północy, w różnych punktach starówki odbywają się pokazy świateł i laserów. Wygląda to mniej więcej tak:
PigOut, czyli szama i tańcbudy
Przechodzimy do najważniejszego, czyli gdzie na szamę i gdzie na kielona? To jest ten punkt, w którym planuję udowodnić, że Toruń jest przyjazny cenowo. Zacznijmy od jedzenia.
Manekin — czyli mokry sen warszawskich hipsterów. Manekin to naleśnikarnia przez duże N. Poza klasyczną wersją, serwują m.in. spaghetti naleśnikowe, lasagne naleśnikową, jajecznicę podaną na naleśniku, itd. Nawet niektóre ich kelnerki mają naleśnika w miejscu, gdzie zazwyczaj jest tyłek. Normalnie naleśniki evryłer. Trzeba jednak przyznać, że jest smacznie i niedrogo ( ceny od 5 do 20 zł), a ich barszcz dwa dni pod rząd ratował mi życie. Daje lajka, ale nigdy nie upadnę tak nisko, żeby czekać godzinę w kolejce do ich warszawskiej filii.
Kolejka do Manekina w Warszawie:
Kolejka do Manekina w Toruniu:
EDIT 2018: W Toruniu też już stoją przed Manekinem. Ten wirus zbiera większe źniwa niż swego czasu cholera.
Czarna Oberża
Restauracja położona tuż obok wspomnianego wcześniej hotelu “Pod czarną różą”. Jej znakiem rozpoznawczym jest wystrój a’la dawna gospoda i dwudaniowe zestawy obiadowe za cenę 10 zł. Słownie: DZIESIĘĆ ZŁOTYCH! Do tego piwo za 3,5 zł. Nie wiem i chyba nie chce wiedzieć jak oni to robią, że wychodzą na swoje, ale nie mam nic przeciwko takiej cenie. Jedzenie jest typowo bufetowe, więc nie spodziewajcie się wygibasów na miano gwiazdki Michelin, ale jak najbardziej na propsie. Pytanie brzmi, czy ludziom mieszkającym w okolicy w ogóle opłaca się gotować w domu?
Browar Staromiejski Jan Olbracht
Restauracja z własną warzelnią piwa. Z resztą ich browar sławą wykracza poza Toruń i jest znany też w innych zakątkach kraju. W karcie na stałe mają 4 piwa — tzw. Śmietankę (pszeniczniak), Piernikowe (no w końcu Toruń!), Olbracht Pils (klasyczne) i Specjalne, które zmienia się co miesiąc. Osobiście jestem fanem ich pszeniczniaka, jeden ziom ma jobla na punkcie piernikowego, a jeszcze inny wzgardził wszystkimi i powiedział, że chce wódkę. Także nie mogę nic rekomendować, trzeba spróbować samemu. Poza tym serwują całkiem niezłe żarcie. Żeberka, kaczka, golonka i tego typu kuchnia. Niestety cenowo nie jest już tak przyjemnie jak w Oberży. Zapomniałem dodać, że siedzi się w beczkach.
Stara Pączkarnia
Idąc od Kopernika ulicą Szeroką (czyli tą główną), w końcu natraficie na “Starą Pączkarnie”, która wbrew nazwie wcale nie jest stara, bo istnieje max 4 lata, ale zdecydowanie zasługuje, żeby się przy niej zatrzymać i obrócić tłuściutkie, jeszcze ciepłego pączka, sprzedawanego prosto z okienka. Do wyboru jest kilka wariantów nadzienia, ale to bez znaczenia (poleciałem rymem jak TEDE), bo wszystkie urywają poslady. Propsuję. Idźcie i powiedzcie “NIE” anoreksji.
Toruńskie Pierniki
Tak jak w Zakopanem nie można odpuścić oscypka, tak wypad do Torunia nie będzie uznany, jeśli nie zaliczy się piernika. Obecnie na mieście jest sporo sklepów z piernikami, ale z czasów młodości pamiętam tylko ten firmowy “Kopernika”, ulokowany vis-a-vis ratusza i tylko temu ufam. Polecam klasykę, czyli Serca Toruńskie + Całuski z nadzieniem śliwkowym, a z nowości, pierniki w białej czekoladzie z nadzieniem z czarnej porzeczki. Wszystkie są nieprzyzwoicie pyszne, ale te w białej czekoladzie, to wręcz przesadzają — absolutny sztos. Jak mówiłem, to obowiązkowy punkt programu.
Kolorowy Piec
Lokal, który dołączył do zestawienia, po ostatniej wizycie w mieście Kopernika. Znajduje się na ul. Łaziennej 32. Z zewnątrz wygląda całkiem niepozornie… wtem spojrzenie na witryne, a tam tekst “Jedyna prawdziwa włoska pizza w Toruniu”. Zabrzmiało jak wyzwanie, więc ok, sprawdźmy to! I wiecie co? To prawda. Ciasto rewelacja — cienkie, kruche, wypieczone w punkt. Dodatki wysokiej jakości, w tym ser mozarella, a nie jakieś wyroby seropodobne. Rozmiar tylko jeden, powiedzmy, że średni, ale cena adekwatna. Zgodny z włoskim obyczajem jest również brak podawania do pizzy dodatkowych sosów, ale jest za to oliwa, czyli wszystko się zgadza.
Bułka
Czyli knajpka, którą upodobaliśmy sobie na śniadania. To tutaj ratowałem się po ciężkiej nocy jajecznicą i amerykańskimi tostami, i też tutaj po raz pierwszy w życiu zjadłem szakszukę. Jedzenie bardzo w porządku, ceny normalne, wystrój przyjemny i da się z dzieckiem. Do szczęścia zabrakło tylko wyciskanego soku z pomarańczy, który w stanach kacowych, działa na mnie lepiej niż Tajgerek. W menu niby była mowa o wyciskanym, ale w rzeczywistości był z kartonu, albo mocno rozwodniony. Wiem, bo mam w domu wyciskarkę! Bułkę znajdziecie na ul. Szewskiej 6.
Pierogarnia Stary Toruń
Restauracja, która popularnością niemal dorównuje “Manekinowi”, co chyba można odczytać jako tęsknotę Torunia za barami mlecznymi #pierogi #naleśniki. Anyway do wyboru są pierogi klasyczne z różnymi, różniastymi farszami oraz pierogi z pieca, z jeszcze innymi wariantami nadzienia. Do tego zupy, zakąski i alko. No co tu dużo gadać, było bardzo dobrze. Madzia brała klasyczne x 9szt., z 3 różnymi farszami, ja “po meksykańsku” z pieca x 5szt., i o dziwo objedliśmy się jak norki. Moje były fajne, chociaż ciasto ratował sos, bo samo w sobie było trochę suche. Za to nadzienie super. Do klasycznych nie mam żadnego “ale” i w sumie je bardziej polecam. Zapłaciliśmy 68 zeta za obie porcje + napoje i nie potrafię stwierdzić, czy to dobry deal (wszak było dobre i się najedliśmy), czy zdzierstwo (ostatecznie to tylko pierogi, które nie wyprzedzają samakowo innych pierogów, o niewiadomo ile długości).
Zahir Kebab
Przy poprzednich wypadach do Torunia, notorycznie trafiałem do kebabowni, których nie życzyłbym nawet największemu wrogowi. Wiecie, mikrofalówka, rozkapciała pita i tona kiszonej kapusty, takie klimaty. Stąd też kebab nie był uwzględniony w zestawieniu. Tym razem, w stanie mocno wskazującym, trafiłem do Zahira. Pamiątam, że w menu mieli małe, duże i mega kebsy, co trochę mnie zmyliło. U mnie w kababowni jest albo standard, albo xxl, które w sumie zbytnio się nie różnią, ale dla zasady i tak biorę xxl. Tym razem postąpiłem podobnie, ale okazało się, że w Toruniu mega, to faktycznie mega, przez co skończyłem z kolosem długości ręki (od dłoni do łokcia). Mam takie flashbacki, że był zajebisty w smaku, ale niestety nie mogę ręczyć, że nie był to tylko pijacki majak, tak więc idziecie na własne ryzko. Mimo wszystko, chwilowo o lepszym kebsie w Toruniu, nie słyszałem.
Toruńska Shot Bar
Na koniec zostawiłem mojego faworyta i zarazem największe odkrycie wyjazdu — Toruńska Shot Bar. Toruńska to klimatyczna shotownia, ulokowana w piwnicy, w bocznej uliczce. Nie licząc klasycznej czystej, w karcie mają jeszcze 40 rodzajów kolorowych shotów, co znacznie ułatwia zaciągnięcie tam dziewczyn. Każdy w cenie 3,5 zł, co znacznie ułatwia zaciągnięcie tam kogokolwiek. Tu mógłbym skończyć, ale są jeszcze driny za ósemkę i stół do Beer Ponga, gdyby ktoś po pijaku miał potrzebę udowodnić, że jest samcem alfa. W przeciwieństwie do warszawskich knajp tego typu, w Toruńskiej jest o wiele więcej miejsca i mniej plebsu. Daje lajka i na pewno wrócę.