Więc wczoraj byłem gościem w programie #balkon2na2odkuchni i chciałbym teraz przeprosić wszystkich, którzy oglądali . Ustalmy na początek, że jestem introwertykiem na maksa i dobrze czuję się tylko w swojej przyciemnionej jaskini, gdzie monitor jest jedynym źródłem światła. Każde wyjście z jaskini jest dla mnie równoznaczne z opuszczeniem strefy komfortu, czyli stresik. Dawno temu ustaliłem, że nie chce PigOuta promować twarzą, bo raz, że się w tym nie odnajduje i dwa, nie o taką atencję mi chodzi (jak to zapodawał Sokół “Na plakatach chcę zobaczyć nasze logo, a nie twarz / Promuję muzyką, a nie sobą) i z tego też powodu trzymałem się wersji, że z urzędu odmawiam udziału we wszystkich śniadaniówkach, wieczorkach autorskich, panelach etc. Złamałem się dwukrotnie. Raz poszedłem do radia, co skończyło się takim spięciem pośladów, że totalnie nie pamiętam, o czym nawijałem.… po czym w domu usłyszałem 5‑sekundowy fragment i od brzmienia swojego głosu, z żenady zapadłem się pod ziemię. Od tamtego czasu doceniam, że w ogóle mam jakichś kolegów, bo sam w życiu nie chciałbym się ze sobą zadawać. Drugi raz był wczoraj u Szymona.
Klimat kameralny, prowadzący swój chłop, publika limitowana, więc myślałem, że jakoś to będzie. No i przez chwilę nawet było. Przyjechałem na godzinę przed nagraniem, poznałem ekipę realizatorów, odbyliśmy z Szymkiem lajtowy small talk o Master Szefie, blogowaniu i dupie Maryni… wszystko szło dobrze… wtem chłopaki od technikaliów zarzucili “Cisza, mikroporty włączone, wchodzimy za 3,2,1”… i totalnie mnie ścięło. Z miejsca moje flow stało się subtelne jak żelbetonowy kloc, odcięło mi mózg, więc byłem w stanie powiedzieć tylko “Kopytko”, a jakby tego było mało, przypomniałem sobie, że jestem gruby, mam kaprawą mordkę, śmiech jak świnia kaszel i palce grubości Berlinek (co było widać, kiedy zakładałem rękawiczki). To po prostu nie mogło się udać. Dodatkowo na jaw wyszła moja wielka tajemica — otóż na co dzień jestem ułożonym, kulturalnym typem, który przeprowadza staruszki przez ulicę. Ci, którzy spodziewali się, że niczym Luis Suarez rzucę się na Szymka i zacznę gryźć, mają prawo czuć się rozczarowani.
Programu nie jestem w stanie obejrzeć, bo wracają traumy, które poznałem przy okazji radia, ale mam przebłyski z niektórych złotych myśli i w sumie to już jest dla mnie za duże obciążenie
. Coś mi się tam kołacze, że Szymon napomknął o robieniu puree, więc spodziewałem się, że na stół wjedzie masło… i da mi okazję do rzucenia żartem “Ooo masło, powodzi się hehe”, a tu taki chooj i puree z groszku. Podejście do żartu numer 2 — Szymek pyta, co dostane na gwiazdkę, na co odpowiadam, że skarpety i zestaw kosmetyków “Str8”. Śmieje się tylko Madzia, bo akurat dzień wcześniej gadaliśmy o perfumach i powiedziałem, że ja nie muszę żadnych kupować, bo co roku na gwiazdkę dostaję minimum 18 zestawów “Str8” i akutalnie wykańczam dopiero pakiet z Wigilii ‘2008. Sorka, ale w tym stresie zapomniałem zadbać o kontekst. Podejście do żartu nr 3 — gadamy o książkach celebrytów i zeszło na Beatę Pawlikowską, więc z miejsca myśl “Mamy to! Teraz się odkuję”, po czym zarzucam ironiczny wywód o 138 książkach Beaty, a Szymon na to: “Naprawdę masz wszystkie jej książki?” i wtedy w mojej głowie było słychać tylko głośne jebnięcie, bo cały niecny plan runął
. Był jeszcze moment, kiedy stwierdziłem, że jeśli nie idzie w żarty, to może uda się z zaczepkami. Tym sposobem w pewnym momencie zdarzyło mi się powiedzieć, że “wyszedł nam zajebiście chemiczny kolor groszku”, na co Szymek tak bardzo się obruszył, że ostatecznie go przeprosiłem. Podobnie było przy pytaniu o prezent, który chciałbym dostać od Mikołaja. Powiedziałem, że nowego Kindla, bo stary się popsuł i teraz muszę czytać na telefonie “jak plebs”.… na co Szymek “Ej, ja czytam na telefonie”… na co ja, jak na rasowego hejtera przystało “Przepraszam, nie to miałem na myśli. Czytanie na telefonie jest spoko”.
Poza tym przyjaraliśmy lekko kaczkę i w tym momencie wyobraziłem sobie, jak ze śmiechu wywijacie orła przed komputerem… i znowu się rozproszyłem. Ostatecznie jednak tę kakę dowieźliśmy i była zajebista. Powaga. Zawsze zastanawiałem sie, czy ludzie w tv naprawdę dostają kulinarnego orgazmu, czy tylko udają. Ja szczytowałem na serio. Kaka idealna w punkt i ta skórka o dziwo wcale nie ciągnęła spalenizną. Cuda po prostu. Oczywiście buraki też wyszły całkiem w cipkę, ale to akurat było pewne, bo sam je kroiłem. No i groszek tak utarłem, że nie ma zaganiacza we wsi — żadna grudka się nie ostała. Poza anteną wszamałem jeszcze dwie porcje kaczych cycków, więc przy powrocie obyło się bez awaryjnego zahaczania o Maka i kanapkę Drwala. 10/10 za kakę i drugie 10/10 za bezę, którą dostałem na wynos. Jak Szymon zacznie takie sprzedawać, to bierzcie w ciemno. Robią robotę.
Generalnie nie żałuję tego, że poszedłem do programu, bo mimo, że stres #bardzo, zawsze to jakieś nowe doświadczenie. Bardziej żałuję, że pieprzyłem jak potłuczony i nie zrobiłem Szymonowi odpowiedniego szoł #sorka. A sam Szymon Czerwiński, to człowiek orkiestra. Ogarnia technikalia, gotuje, nawija, monitoruje live czat i kontaktuje się przez słuchaweczkę z kamerzystą… wszystko w tym samym czasie. Szcun. Poza tym bardzo wyluzowany (żadne “ą”, “ę” byłem w Master Szefie), zajarany tym co robi i ambitny (jeszcze o nim usłyszycie). Polecam tego allegrowicza. Mam nadzieję, że jak kiedys wrzucę na luz, albo będę miał dojścia do psychotropów, to zrobimy powtórkę z rozrywki i zgrillujemy jakiegoś burgerka, albo odwalimy challenge i wszamiemy kultowe kiszone śledzenie ze Szwecji (Lady Kitchen Ty z nami. Obiecywaliśmy sobie przecież )
Wszystkie zdjęcia by Alek Muszyński
12 komentarzy
Bosh, człowieku, jak przez Ciebie zacznę jeszcze filmy w internetach oglądać. Strach się bać 🙂
Tyyy, a burger z piersią z kaczki?
Ja bym żarła <3
Namówienie kogoś do ogladania było moją ostatnią intencją. Powiem Ci, że wołowina zawsze na propsie, ale od czasu do czasu lubię wszamać jakąś hybrydę typu kanapka z rwaną wieprzowiną, albo z pastrami, więc i kaką bym nie pogardził.
Jest we Wrocławiu taki jeden foodtruck, który robi genialne kanapki z tym zacnym ptakiem, jak Cię tu zawieje, to daj znać, a sprzedam namiar 🙂
Bosh, człowieku, ja przez Ciebie zacznę jeszcze filmy w internetach oglądać. Strach się bać 🙂
Tyyy, a burger z piersią z kaczki?
Ja bym żarła <3
Namówienie kogoś do ogladania było moją ostatnią intencją. Powiem Ci, że wołowina zawsze na propsie, ale od czasu do czasu lubię wszamać jakąś hybrydę typu kanapka z rwaną wieprzowiną, albo z pastrami, więc i kaką bym nie pogardził.
Jest we Wrocławiu taki jeden foodtruck, który robi genialne kanapki z tym zacnym ptakiem, jak Cię tu zawieje, to daj znać, a sprzedam namiar 🙂
Ale że normalnie tam wystałeś tyle nie śliniąc się 🙂
Ze stresu zasłchło mi w buzi i tylko dlatego 😉
Ale że normalnie tam wystałeś tyle nie śliniąc się 🙂
Ze stresu zasłchło mi w buzi i tylko dlatego 😉