TU" />

Pierwszy raz na blogu? Zacznij TU

30/12/2013

Pew­ne­go sło­necz­ne­go dnia, ame­ry­kań­scy naukow­cy (bo któż by inny?), prze­pro­wa­dzi­li bada­nia, z któ­rych wyszło, że prze­cięt­ny Ame­ry­ka­nin jest w sta­nie zwlec się z łóż­ka, wsiąść w samo­chód i prze­je­chać kil­ka­set mil, tyl­ko po to, aby zjeść w swo­jej ulu­bio­nej knaj­pie. Je ile fabry­ka dała, po czym ostat­kiem sił doczoł­gu­je się do samo­cho­du, roz­kła­da fotel i zali­cza kil­ku­na­sto­mi­nu­to­wą kim­kę pokar­mo­wą… a po prze­bu­dze­niu, jak gdy­by nigdy nic, odpa­la sil­nik i wra­ca do domu. Na pyta­nie zna­jo­mych: “Hey John, nie szko­da Ci było jechać 700 mil z Chi­ca­go do Fila­del­fii, tyl­ko po to, żeby zjeść kana­pecz­kę?”, odpo­wia­da: “Kana­pecz­kę? Bicz plizz! Nigdzie nie dają tak epic­kich Phil­ly Che­ese Ste­aków, jak w Fila­del­fii. Ta wyciecz­ka, to był mój naj­lep­szy pomysł ever. Mógł­bym to powtó­rzyć choć­by teraz”. I to jest wła­śnie styl życia, któ­ry ame­ry­ka­nie nazy­wa­ją “PigOut’em”. Sza­nu­ję go i na jego cześć, nazwa­łem tak blo­ga. Niech żyją hedoniści.

Kim jestem?
Kole­siem z poko­le­nia, któ­re musia­ło przejść 8 lat pod­sta­wów­ki i obo­wiąz­ko­wo zda­wać matu­rę z mat­my, czy­li sta­ry jak węgiel i oszczę­dzo­ny przez gim­ba­zę. Od mniej wię­cej deka­dy rezy­du­ję w War­sza­wie, gdzie za dnia jestem przy­kład­nym kor­po­lud­kiem, a wie­czo­ra­mi ścią­gam cho­mą­to, sia­dam przed kom­pem i robię inter­ne­ty. Naj­bar­dziej lubię week­en­dy, potrój­ne bur­ge­ry, popkul­tu­rę, podró­że i dar­cie łach z ota­cza­ją­cej nas rze­czy­wi­sto­ści. I o tym wła­śnie piszę. Zaczy­na­łem jako mło­dy gniew­ny, ale po dro­dze doszła Madzia (pra­wie żona), Chur­chill (pies) i Bren­do­nek (syn), więc obec­nie tek­sty ostre jak paprycz­ka chi­li, prze­kła­dam porad­ni­ka­mi w sty­lu: “Jak zmie­nić pie­lu­chę, gra­jąc rów­no­cze­śnie w Fifę?”.

Dokąd zmie­rzam?
Jako auto­ro­wi tek­stów, nie­zmien­nie zale­ży mi na dostar­cza­niu ory­gi­nal­nych tre­ści, któ­re bawią, a nie męczą. Jako wła­ści­ciel mar­ki “PigO­ut”, nie obra­ził­bym się, gdy­bym przy oka­zji zaro­bił na tym milio­ny monet. W koń­cu Lewy też gra za pie­nią­dze, a nie lajki 😉

Do tej pory byłem wie­lo­krot­nie cyto­wa­ny przez naj­więk­sze por­ta­le intern­to­we, pisa­łem do gazet, poja­wi­łem się radiu, wyda­łem książ­kę, a kil­ka moich tek­stów sta­ło się vira­la­mi. Cał­kiem faj­nie, ale idę po więcej.

Moją książkę znajdziesz TU

Naj­po­pu­lar­niej­sze wpisy:

A to widziałeś?

Brak komentarzy

Leave a Reply