Brace yourself, fejkowe mięso is coming. Konkretnie chodzi o to, że jeden amerykański start up, wymyślił sobie, że stworzy idealną replikę mięsa, która będzie 100% vege. Jak dla mnie marzenia ściętej głowy, a jednak jakimś cudem udało im się wciągnąć w projekt m.in. Leonardo Di Caprio oraz Billa Gatesa, którzy dorzucili do skarbonki po kilka milionów dolców. O dziwo okazało się, że ten start up nie jest żadną piramidą finansową, tylko faktycznie grupka ludzi zamknęła się w piwnicy i zaczęła eksperymentować z warzywami, aż w końcu po roku wyszli na powierzchnie i powiedzieli: „Kurła, mamy to!”.
Ich dzieło nosi nazwę Beyond Burger i rzekomo wygląda, pachnie oraz smakuje jak prawdziwe mięcho. Baaa podobno nawet tak samo puszcza soki. Ja oczywiście do takich spraw podchodzę bardzo sceptycznie, więc czytając o tym, z automatu wyszedłem z założenia, że to bujda na resorach. Ot vege ludzie wkręcili sobie autosugestię, że ich pulpa warzywna smakuje jak mięcho i tej myśli się desperacko trzymają. W końcu czegoś muszą. Dla mnie znaczy to tyle, co nic. Prawda jest taka, że tylko mięsożerca jest w stanie to zweryfikować. Problem w tym, że wynalazek nie jest dostępny w Polsce. Poprawka, nie był dostępny do zeszłego tygodnia, kiedy to sieć wegańskich burgerowni Krowarzywa, postanowiła wprowadzić go do swojego menu.
Co prawda w Krowierzywej już kiedyś byłem <klik> i po tym, jak zamówiłem “Cieciorexa”, a dostałem “Kartonix po butach”, zaklinałem się, że moja noga więcej tam nie postanie, jednak sami widzicie, że okoliczności trochę się zmieniły. Gdybym nie poszedł osobiście sprawdzić, jak bardzo Leo Di Caprio wtopił hajs, z ciekawości jak nic zniósłbym jajo. Tak więc poszedłem.
Na dzień dobry dostałem obuchem w łeb, bo okazało się, że Beyond Burger to impreza, za którą trzeba zabulić 29 złotych, czyli drogo w CH. Od tej kwoty zaczynają się dwupiętrowe skurwole w dobrych burgerowniach na mieście, więc tym bardziej żal. Z drugiej strony w tej cenie trzeba opłacić Start Up, Leosia, Bill Gatesa i jeszcze Krowarzywa musi naliczyć sobie marżę, więc powiedzmy, że rozumiem. Ot taka cena prototypu.
Przejdźmy do składu. Otóż pulpa mięsopodobna została ulepiona z bobu, skrobi ziemniaczanej, oleju kokosowego i białka pozyskanego z grochu. Gluten free, zero GMO, helthy food by Ann i tego typu klimaty. Z kolei “krwistość” imituje wpuszczony do środka sok z buraka. Za cholerę nie brzmi to seksownie, ale nie nastawiajmy się z góry na NIE!.
Krowarzywa dodała od siebie sałatę, ogórka, cebulę, paprykę, bułę, ostry sos pomidorowy i jakies kiełki. Biorę gryza… i w pierwszym odruchu macham Madzi głową, że nope, to nie jest mięso, mission fail. Pierwszy kęs miał smak dymu albo czegoś wędzonego, ale nie mogłem za bardzo tego zidentyfikować. Już mam rozmazać kanapkę na witrynie knajpy, bo #oszukujo, wtem do mózgu dociera impuls z informacją, że kubki smakowe wykryły smak przypominający mięso. Coś w stylu najtańszego hamburgera z Burger Kinga (love Burger King, ale mam wrażenie, że ostatnio jakość poleciała 🙁 ). No to podejście numer dwa. Odseparowałem pesudomięcho od reszty dodatków, wyłączyłem uprzedzenia, ugryzłem i… serio coś w tym jest. Gdyby to był ślepy test i totalnie nie wiedziałbym, z czym mam do czynienia, uznałbym, że to burger z jakieś podrzędnej knajpy na Centralnym… ale mięsny, czyli jakby nie patrzeć test zaliczony. Smakuje to, jak buda zmielona razem z psem, ale w uniwersum wegetarian faktycznie może być to najlepsza strawa ever, wszak nic bliższego mięsu nie znajdą. Minusy są takie, że pulpa strukturą jest dość daleko od oryginalnej grillowanej wołowiny. Według mnie za bardzo zbita i sprężysta. Ponadto nie odnotowałem “puszczania soków”. Ściskałem, przygniatałem pośladkiem, a i tak nic nie pociekło, więc w kwestii krwawienia -> ściema. Natomiast jeśli chodzi o doznania całościowe, czyli pulpa + dodatki + bułka + sos, wypada to całkiem spoko. Warzywa świeże (propsuję), buła mięciutka (propsuję), sos całkiem fajny (ale w burgerowniach mają lepsze). Ogólnie w miarę to ze sobą współgrało. Zjadłem bez płaczu, plucia i gróźb karalnych pod adresem kucharza.
Przyznaję, że nie tak miał wyglądać ten wpis #HejtMiałByć, ale uczciwie muszę przyznać, że Beyond Burger to całkiem niegłupi projekt. Takie 3 na szynach w mięsnej skali do 6. Gdyby dodać ser i bekon mogło być znacznie lepiej. W żadnym wypadku nie jest to ocena, która sprawia, że będąc na pijackiej gastro fazie, będę brał Beyond Burgera pod uwagę, jako potencjalną opcję szamkową, ale wyobraźmy sobie, że kiedyś Unia Europejska wprowadzi regulacje, według których, jeśli chcę przetrącić przechujburgera, to wcześniej sam muszę zaciukać krowę. Wiadomo, że przy takim scenariuszu, w mig skończyłoby się moje mięsne gwiazdorzenie i byłbym pierwszy w kolejce do Krowyrzywej. Tak więc propsuję ideę szukania alternatywy dla prawdziwej mućki i mimo iż sam pozostaję w #TeamWół,Ser&Bekon, dobrze mieć koło ratunkowe na wypadek, gdyby przyszłość nie poszła po mojej myśli. Projekt wymaga poprawek, ale Start Up i Leoś idą dobrą drogą.
P.S. Kurła nadal jestem w szoku, że ta wizyta nie skończyła się katastrofą i wylaniem wiadra pomyj. Nie ma bata, tam musi być coś jeszcze oprócz bobu.
P.S.S. I jeszcze, żeby uciąć ewentualne pukanie się w głowę, po kiego wała wege szukają zamienników mięcha? -> “Przecież to bez sensu! Skoro gardzą mięchem, to niech wpierdalają kalarepę, a nie zawracają człowiekowi gitarę”. Już to tłumaczyłem w innym wpisie <klik>, ale tak na szybko -> rozchodzi się o to, że większość z nich wcale nie gardzi smakiem mięcha, tylko sposobem jego pozyskiwania, ot takie tam etyczne rozkminki. Niby proste motywacje, a jednak potrzebowałem kilku lat, żeby przyjąć to do wiadomości.
Brak komentarzy