Akcja z wyłudzaniem lajków pod przykrywką wsparcia chorego dzieciaka kolejny raz uświadomiła mi, że ni chuja nie potrafię ogarnąć procesu myślowego przeciętnego użytkownika fejsa. Pamiętam, że swego czasu od cholery jeleni dało się złapać na przekręt „koszulki/iphony/ipody/<wstaw tu dowolny produkt> za lajki”. Klikali kciuka w górę i tygodniami warowali pod drzwiami w oczekiwaniu na listonosza, który nigdy nie przyszedł. Szok, co nie? To była lekcja, z której można było wyciągnąć pewne wnioski. Jednak kolejna akcja pt. „Nie biegam” udowodniła, że nauka poszła w las. Znowu masa ludzi zacięła się jak tuńczyk. Myśleli, że lajkują pewien styl życia, że są lepsi. Do czasu aż profil zrobił kolejny krok w swojej genialnej akcji marketingowej i zdradził o jaką markę chodzi. Boom STOPERAN. Aktualną farmę „lajków” wsparło milion internautów, w tym kilkunastu moich znajomych.
Postanowiłem wyjść naprzeciw potrzebie i sporządzić instrukcję obsługi „lajka”. By żyło się lepiej. Zacznijmy od wyjaśnienia, że jest to umowny symbol, którego założeniem było dawać feedback.
Jak używać?
Nazwa guziczka „lubię to” niesie w sobie sugestię, kliknij jeśli to lubisz. Widzisz świeży, rześki tekst, zdjęcie, film, ideę, która Ci się podoba – klikasz. Aaa i cycki. Nie zapominajmy o cyckach. Jeśli są cycki, albo samojebka z cyckami – wciskamy „lubię to”. Dajemy feedback. Lubisz markę/organizację/aktora/pisarza/muzyka/sportowca/etc, którego wpisy chcesz śledzić na ścianie? Wciskasz lubię to. Proste jak budowa cepa.
Jak nie używać?
Na początek strony „żebraki”. Ich kuźwa nie lajkujemy. To są farmy, które zarabiają na Twoim frajerstwie. Czy naprawdę wierzysz, że wciskając kciuka załatwiasz szklankę wody dla afrykańskiego dziecka? Że dzięki Twojemu lajkowi Schumacher szybciej wybudzi się ze śpiączki, a Paul Walker zmartwychwstanie? Jeśli tak to gratulacje, jesteś kretynem.
Farmy lajków poznasz po nazwie – wszystko co „bije rekordy polubień”, albo nazywa się w stylu „Krzycz Trybson”/”Zimo wypierdalaj” jest hodowlą łosi. Zazwyczaj takie profile nie produkują żadnej treści lub ograniczają się do komentarzy – „1000 polubień w 5 minut. Czas start.”, „Wpisz w komentarz swoją datę urodzenia i patrz co się stanie”. Cyce w dół na myśl, że ludzie wciąż się na to nabierają.
Przy okazji Walkera dotarliśmy do drugiego problematycznego zagadnienia – śmierci. Profile informacyjne lubią wrzucić jako gorącego newsa wiadomość o niespodziewanym lub wręcz wyczekiwanym kopnięciu w kalendarz znanych ludzi. Niektórzy byli chujami, ale lajkowanie takich wpisów i tak jest nietakcikiem, a wrzucanie w komentarz znicza tak samo burackie jak klaskanie w samolotach po lądowaniu. Zdarzają się również anonimowi użytkownicy, którzy mają potrzebę publicznego wypowiedzenia się o swojej stracie. Nie oceniam ich i na swój sposób współczuję, aczkolwiek nie ogarniam czego się spodziewają po takiej wrzucie? Tak czy siak wciśnięcie kciuka przy takim poście jest totalnie chujowe, a widziałem już dobre kilka razy ten motyw.
Gry, kalendarze i reszta syfu. Lajkując tą kategorię stajesz się producentem spamu. To m.in. przez takie akcje codziennie mam złamane serce. Wchodzę na fejsa, widzę podświetloną kulę ziemską, myślę sobie, że ktoś docenił mój sarkastyczny komentarz, a tu taki chuj. Zaproszenie do polubienia kalendarza urodzin, albo raport z Twoich postępów w grze Lucky Slots. Fascynujące, ale wciąż spam. Swoją drogą jak można grać w cokolwiek na fejsie? Era kompów, konsol, tabletów, smartfonów. Mega hiper ultra HD i mnóstwo hitów na wyciągnięcie ręki. Co musi pójść nie tak, żeby z tego wszystkiego zdecydować się na Lucky Slots? Ale ok, jeśli już musisz grać w te żałosne produkcje i być najsłabszym ogniwem w łańcuchu pokarmowym „graczy” to zrób wszystkim tę uprzejmość i przy potwierdzaniu dostępów do tablicy, odhacz „publiczne” i zaznacz „widzę tylko ja”.
Dziewczynki chcące zwrócić uwagę. Na pewno takie znasz. Wstawiają smutą lub wesołą emotkę i koniec wpisu. Żadnego zajawienia kontekstu, jakiejś refleksji. Nic. Pod żadnym pozorem nie lajkujemy i nie komciujemy. Niech napiszą pełnym zdaniem o co im lotto, a nie męczą bułe. Ignorujemy je. Niech cierpią.
Na razie tyle. Proste? No raczej, więc nie rozumiem dlaczego w rzeczywistości jest na odwrót. Ludzie którzy kreują naprawdę zajebisty, oryginalny content są zlewani (nie mówię o sobie, ja się przyzwyczailem) i w ich przypadku każdy waży lajka jakby był co najmniej sztabką złota. Po czym przychodzi foka ze „smutną minką” albo samojebką bez cycków i boom, pierdyliard kciukow. Załóżmy, że masz znajomego, którego nie znam i ten znajomy napisał rześki tekst. Jakbyś dał mu lajka powstałaby szansa, że i ja mógłbym go przeczytać. To działa jak wykop. Niestety, póki co widzę tylko zdjęcia kotów.
I jeszcze konkretnie sytuacja z Łukaszem Berezakiem. Naprawdę fajny dzieciak i strasznie przykra historia, ale wycieranie sobie nim gęby jest mega słabe. Jak chcesz pomóc to wyślij jego rodzicom choćby kilka złotych na leczenie lub wyślij wiadomość na oficjalnej stronie. Na pewno to lepszy plan niż polubienie go tylko ze względu na chorobę. Dziwnym trafem wszyscy mają wyjebane na pozostałe dzieciaki, które zbierały kasiorę na WOŚP, tylko dlatego, że one chwilowo nie umierają. Sad but true.
Brak komentarzy