Wysypisko

Giambattista w hm, czyli pigout vs moda

07/11/2019

W momen­cie kie­dy czy­tasz tego posta, w naj­więk­szych pol­skich mia­stach praw­do­po­dob­nie pło­ną cen­tra han­dlo­we, a wszyst­ko przez H&M. Otóż mar­ka H&M raz do roku orga­ni­zu­je akcję, któ­rą robo­czo nazwa­łem “High faszyn dla pleb­su”. Cho­dzi w niej o to, żeby moda z wybie­gów, któ­ra na co dzień jest prak­tycz­nie nie do zdo­by­cia i absur­dal­nie dro­ga, sta­ła się dostęp­na dla prze­cięt­ne­go Kowalskiego.

Dzia­ła to tak, że H&M co roku zapra­sza jakie­goś zna­ne­go pro­jek­tan­ta do koope­ra­cji nad eks­klu­zyw­ną kolek­cją, po czym sprze­da­je ją w swo­ich salo­nach. Wycho­dzi to znacz­nie taniej niż przy bez­po­śred­nim zamó­wie­niu z pre­sti­żo­we­go domu modo­we­go. Przy­kła­do­wo za toreb­kę, któ­ra nor­mal­nie kosz­tu­je tyle co Toyo­ta Yaris, w H&M zapła­cisz zale­d­wie rów­no­war­tość dobre­go rowe­ru, czy­li pra­wie jak za dar­mo. Tyl­ko głu­pi by nie brał.

Nie­ste­ty kolek­cja jest moc­no limi­to­wa­na, a to ozna­cza, że w dniu jej pre­mie­ry (czy­li dzi­siaj) przed salo­na­mi usta­wią się zastę­py insta­gra­mo­wych influ­en­ce­rek oraz spe­ku­lan­tów modo­wych z Alle­gro, a każ­de­mu z nich będzie przy­świe­cał jeden cel -> zdo­być cokol­wiek z kolek­cji i zro­bić to choć­by trze­ba było wydra­pać komuś oczy. Świa­do­mi co się dzie­je na wyprze­da­żach w Lidlu, łatwo może­my sobie wyobra­zić moment, kie­dy H&M otwo­rzy­ło drzwi do swo­ich salo­nów. Bra­ve­he­art to przy tym pikuś.

Jed­nak ja nie o tym. Oso­bi­ście naj­bar­dziej mnie inte­re­su­je, czy Pol­ska jest już goto­wa, aby modę z wybie­gów prze­nieść na uli­cę. Stan­dar­do­wo uwa­żam, że jeśli nie chce się dostać w ryj od nie­zna­nych spraw­ców w kap­tu­rach, to ni chu chu nie jest, ale sprawdź­my to. Aaa i zapo­mnia­łem wspo­mnieć, że w poprzed­nich latach kolek­cję dla H&M ogar­niał m.in. Bal­ma­in, Ken­zo i Moschi­no. W tym roku fata­łasz­ki dostar­cza -> Giam­bat­ti­sta Val­li. Nie znaju!

Dla nie­go

Futro męskie. W myśl zasa­dy “naj­ciem­niej jest pod latar­nią”, takie futro kupu­jesz, jeśli jesteś alfon­sem. Dzię­ki nie­mu wszy­scy pomy­ślą: “Koleś na pew­no nie jest alfon­sem, to było­by zbyt oczy­wi­ste”. Boom, sys­tem oszukany.
Tak BTW, moja mama mia­ła kie­dyś iden­tycz­ne. Pamię­tam to dokład­nie. Rok 1991, 6‑letni Pig poje­chał z rodzi­ca­mi na wyciecz­kę do War­sza­wy. Jed­nym z punk­tów pro­gra­mu był wjazd na taras wido­ko­wy w Pała­cu Kul­tu­ry. Nie­ste­ty na ten sam pomysł wpa­dło tego dnia milion innych osób, co spra­wi­ło, że w tym dzi­kim tłu­mie zgu­bi­łem rodzi­ców. W pani­ce bie­gam i ich szu­kam, wtem patrzę, a w wypcha­nej po sufit win­dzie, prze­bi­ja kawa­łek futra mojej madre. Wbi­jam. Na górze oka­zu­je się, że to jed­nak nie była moja mama, tyl­ko jakaś obca baba… ale futro się zga­dza­ło. Muszę zapy­tać, czy je jesz­cze ma, wszak 8 stó­wek pie­cho­tą nie chodzi.

Jeśli gepar­dzie cęt­ki to nie twój styl i wolał­byś jed­nak tygry­sie, to pro­po­nu­ję poniż­szą mary­nar­kę. Dobie­rasz do niej laskę zakoń­czo­ną srebr­ną czasz­ką i sty­ló­wa pt. “A w dniu wypła­ty, do robo­ty wbi­jam tak!” goto­wa. Spraw­dzi się rów­nież, jeśli han­du­jesz crac­kiem, albo chciał­byś zostać arcyw­ro­giem Batmana.

Płasz­czyk. Pro­po­zy­cja dla ludzi, któ­rzy wzię­li od nie­zna­jo­me­go czer­wo­ną piguł­kę i teraz robią Enter The Matrix. Zapo­wia­da się gru­by melanż w Syjonie.

Albo taki sztor­miak. Jeśli zawo­do­wo pły­wasz na kutrze i odła­wiasz śle­dzie, two­im ulu­bio­nym fil­mem jest “Kosz­mar minio­ne­go lata”, a w wol­nym cza­sie lubisz poczy­tać Szek­spi­ra, to ta pro­po­zy­cja wyra­zi wszyst­kie two­je pasje.

Alter­na­tyw­nie moż­na posta­wić na blu­zę, któ­ra jest nawet lep­sza, bo zawie­ra już kora­li­ki, któ­re w innym wypad­ku musiał­byś ukraść swo­jej babci.

Jest jesz­cze frak dla ludzi, któ­rym “Koro­na Kró­lów” weszła za moc­no. Cho­ciaż przy dru­gim spoj­rze­niu chy­ba jed­nak bar­dziej Dyna­stia Ming. Never­mind, kupu­ję. To będzie mój strój do wysta­wia­nia faktur.


Ponoć praw­dzi­wy męż­czy­zna nie boi się różu. Może i nie, ale przy tym żakar­do­wym swe­ter­ku pew­nie nie­je­den by wymiękł. Jak tak na nie­go patrzę, to przy­po­mi­na mi się skecz Abe­lar­da Gizy, w któ­rym typek pod­jeż­dza Smar­tem na sta­cję ben­zy­no­wa i żeby oszczę­dzić sobie oce­nia­ją­cych spoj­rzeń i hehesz­ko­wych komen­ta­rzy (hehe samo­chód dla bab), już od wej­ścia łapie się za mosz­nę i na cały głos wyjeż­dza z tek­stem: “Ale bym se zaru­chał!”. I już nikt nie ma wąt­pli­wo­ści, że koleś jest sam­cem alfa.

Ok, powiedz­my, że górę mamy ogar­nię­tą, to jesz­cze dół. I tu do gry wcho­dzą por­t­ki pt. “Kocha­nie, a pro­si­łam, żebyś nie malo­wał w naj­lep­szych spodniach”. Gdy­bym wie­dział, jakie będą tren­dy, zaju­mał­bym maj­strom robo­cze ciu­chy z budowy.

Jako domknie­cie sty­ló­wy — trum­nia­ki z pode­szwą orto­pe­dycz­ną w wer­sji na boga­to, bo z dia­men­ta­mi. I zajeb­ście wyglą­da­ją i plat­fu­sa ule­czą. Win — Win.

Hej dziew­czy­ny, jeste­ście bra­ne pod uwa­gę! Nie spier#olcie tego!

 

Dla niej

O dzi­wo cał­kiem nie­źle wypa­da w tym roku pro­po­zy­cja sty­ló­wek dla babe­czek. Nie wiem, czy to zasłu­ga Ken­dall Jen­ner, któ­ra zapo­zo­wa­ła do zdjęć, czy cze­goś inne­go, ale obcia­chu nie ma. No chy­ba, że poniż­sza kurt­ka z sobo­la­mi. Wyglą­da, jak­by babecz­ka poszła po buł­ki do Bie­dry, ale pod dro­dze musia­ła sto­czyć wal­kę na śmierć i życie z tygry­sem bengalskim.

Z dru­giej stro­ny, zapew­ne znaj­dą się ama­to­rzy takie­go outfitu.

Kon­ro­wer­syj­ne są też szpil­ki pogrze­bo­we z wbu­do­wa­ną skar­pe­tą. Wyglą­da­ją jak dam­ska odpo­wiedź na Mer­cu­ria­le od Cri­stia­no Ronaldo.

Powiedz­my, że miał­bym rów­nież goni­twę myśli, gdy­bym umó­wił się z babecz­ką z Tin­de­ra, a ta przy­szła­by na spo­tka­nie w tym. The Fuck Is This?

Albo ubra­na na bezę a’la Agniesz­ka Jastrzęb­ska. Za wcze­śnie na takie coming outy.
Z kolei taka kiec­ka bar­dziej niż z high faszyn, koja­rzy mi się z topie­niem Marzan­ny, ale co ja tam mogę wiedzieć.


Prop­su­ję za to poniż­sze klap­ki. Nio­są w sobie obiet­ni­ce, że w przy­szłym sezo­nie będzie się dzia­ło na tatrzań­skich szlakach.

Poza tym luzik, ot kil­ka przy­pa­ło­wych koszul a’la wcze­sny Radek Maj­dan. W porów­na­niu z zeszło­rocz­ną kolek­cją od Moschi­no, tra­ge­dii nie ma. Zwłasz­cza w dam­skim wyda­niu. Mimo wszyst­ko nadal nie jestem goto­wy. Dam sobie jesz­cze rok.

A to widziałeś?

Brak komentarzy

Leave a Reply