Tymczasem wczoraj minęły dwa lata, od kiedy zadzwoniła do mnie Madzia i zapodała:
– A wiesz, że kolega z mojej pracy, znalazł małego, rannego psiaka przy jednej z ruchliwszych tras w Wawie? Pierwszy raz go zobaczył przy skrzyżowaniu, jak jechał rano do pracy. Po kilku godzinach, wracał tą samą drogą, a on nadal tam stał i był w tak opłakanym stanie, że aż ptaki zaczęły go dziobać.
–Ojej, strasznie smutna historia
– Żebyś wiedział. Jak zobaczyłam fotki, to popłakałam się bardziej niż na Titanicu
– Daj spokój z Titanikiem. Jakby Kaśka miała dobre chęci, to Leoś na luzie by się zmieścił na tej tratwie. Baaa weszłaby jeszcze cała jego rodzina… licząc 3 pokolenia wstecz.
– Masz tu zdjęcia. Zobacz jaki słodziak. Kolega szuka dla niego nowego domu. Może byśmy wzięli?
– No faktycznie fajny. W sumie możemy przemyśleć
– To przemyśl szybciej, bo o 17 jedziemy go odebrać
No i tak to mniej więcej wyglądało. Od dłuższego czasu rozważaliśmy, czy by nie przygranąć jakiegoś psa, ale jakoś ciągle brakowało decyzyjności. Bo co będzie, jak pójdziemy do pracy? A jak wyjazd jakiś się trafi? To znajomi odradzali, bo mieszkanie, bo trzeba wyprowadzać etc.
Pierdzielenie o Szopenie. Wzięcie Churchilla było najlepszą decyzją ever. Nie ma lepszego antydepresanta. Możesz wyjść na 2 minuty, a ten i tak będzie Cię witał, jakbyś wyszedł na 2 lata. Na początku owszem było ciężko, bo jak nie zdwójkował się na narzutę, to zjadał moje gry na Playstation albo Madziowe staniki z Wiktorii Sikrets. Na spacerach ganiałem za nim jak debil, bo za cholerę nie dawał się przywołać, a kiedy próbowałem go złapać, myślał, że to zabawa i czekał aż zbliżę się na dwa kroki, po czym dzida w długą. Poszliśmy do szkółki dla niesfornych psiaków, żeby to ogarnąć i tam cwaniak był prymusem. Komenda “zostań” i zostawał, komenda “siedzieć”/ “leżeć” / “przyjdź” — wszystko hulało jak ta lala. Aż kabanosów brakowało na kolejne nagrody. Po czym powrót do domu i znowu przejście w tryb “ale o co ci chodzi”. Z czasem mu przeszło i teraz jest totalnie samoobsługowy (chociaż w sumie ucięcie jajek też mogło mieć wpływ).
Nadal ma swoje odchyły w stylu chowania się pod kanapami i w miejscach, gdzie on widzi wszystko, ale nikt nie widzi jego. Czasami zachowuje sie jakby miał IQ Trybsona — ot siedzi sobie na parapecie, patrzy w okno, po czym ni z tego ni z owego, bęc na glebę. Za to w kestii jedzenia jest cholernym geniuszem. Czekoladę dla ludzi to by chciał, ale na czeksę z zoologicznego dla psów, to nie ma wuja we wsi, nie nabierze się. To samo jak mu w karmę wrzucisz rozgniecioną tabletkę na różne psie dolegliwości. Zje wszystko dookoła, a pigułę wyczuje nawet, jakby pachniała bekonem. Kilka razy zrobił też nocny nalot na śmietnik, w celach konsumpcyjnych (resztki z KFC zawsze na propsie). W tym przypadku jego geniusz dostrzegam w fakcie, że potrafił otworzyć sobie drzwi od szafki. Jest też pozerem. Szczeka na koty, czasami pogoni, ale jak kot się zatrzyma i nastroszy, to z miejsca zaczyna się skomlenie i tył zwrot, co by się upewnić, że nadal trzymam smycz. “O trzymasz, no to spoko, wracam do szczekania. Niech kot wie, że tylko smycz mnie powstrzymuje”. Siku robi w 15 ratach (chociaż po 8, to już tylko pozorowane), bo oczywiście każdy krzaczek na dzielni musi być oznaczony, ale i tak jest zajebisty. Polecam przygarnianie. Ż̶a̶d̶e̶n̶ ̶k̶u̶p̶n̶y̶ ̶n̶i̶e̶ ̶b̶ę̶d̶z̶i̶e̶ ̶t̶a̶k̶ ̶w̶d̶z̶i̶ę̶c̶z̶n̶y̶ każdy pies jest spoko, ale jak jakiegoś odratujesz, to jest jeszcze lepiej.