Tymczasem dzisiaj mijają trzy lata, od kiedy zadzwoniła do mnie Madzia i zapodała:
- A wiesz, że kolega z mojej pracy znalazł małego, rannego psiaka przy jednej z ruchliwszych tras w Wawie? Pierwszy raz go zobaczył przy skrzyżowaniu, jak jechał rano do pracy. Po kilku godzinach wracał tą samą drogą, a sierściuch nadal tam stał i był w tak opłakanym stanie, że aż ptaki zaczęły go dziobać.
- Ojej, strasznie smutna historia
- Żebyś wiedział. Jak zobaczyłam fotki, to popłakałam się bardziej niż na Titanicu
- Daj spokój z Titanikiem. Jakby Kaśka miała dobre chęci, to Leoś na luzie by się zmieścił na tej tratwie. Baaa weszłaby jeszcze cała jego rodzina… licząc trzy pokolenia wstecz.
- Na mesendżerze wysłałam ci zdjęcia. Zobacz jaki słodziak. Kolega szuka dla niego nowego domu. Może byśmy wzięli?
- No faktycznie fajny. W sumie możemy przemyśleć
- To przemyśl szybciej, bo o 17 jedziemy go odebrać
No i tak to mniej więcej wyglądało. Od dłuższego czasu rozważaliśmy, czy by nie przygranąć jakiegoś psa, ale jakoś ciągle brakowało decyzyjności. Bo co będzie, jak pójdziemy do pracy? A jak wyjazd jakiś się trafi? To znajomi odradzali, bo mieszkanie zniszczy, bo trzeba wyprowadzać etc.
Pierd*lenie o Szopenie. Wzięcie Churchilla było najlepszą decyzją ever. Nie ma lepszego antydepresanta. Możesz wyjść z domu tylko na 2 minuty, a ten i tak będzie Cię witał, jakbyś wyszedł na 2 lata. Na początku owszem, było ciężko, bo jak nie zdwójkował się na narzutę, to zjadał moje gry na Playstation #ZawałSerca albo Madziowe staniki z Wiktorii Sikrets. Na spacerach ganiałem za nim jak debil, bo za cholerę nie dawał się przywołać, a kiedy próbowałem go złapać, myślał, że to zabawa i czekał aż zbliżę się na dwa kroki, po czym dzida w długą. Poszliśmy do szkółki dla niesfornych psiaków, żeby to ogarnąć i tam cwaniak był prymusem. Komenda “zostań” i zostawał, komenda “siedzieć”/ “leżeć” / “przyjdź” — wszystko hulało jak ta lala. Aż kabanosów brakowało na kolejne nagrody, po czym następował powrót do domu i znowu zaliczaliśmy przejście w tryb “Ale o co ci chodzi człowieku? Chcesz sztuczek to idź do cyrku, ale ze mnie zejdz”. Z czasem mu przeszło i teraz jest totalnie samoobsługowy (Chociaż w sumie nie wiem czy samo przeszło. Ucięcie jajek też mogło mieć wpływ).
Nadal ma swoje odchyły w stylu chowania się pod kanapami i w miejscach, gdzie on widzi wszystko, ale nikt nie widzi jego. Czasami zachowuje sie jakby miał IQ Trybsona — ot siedzi sobie na parapecie, patrzy w okno, po czym ni z tego ni z owego, bęc na glebę. Za to w kestii jedzenia jest cholernym geniuszem. Czekoladę dla ludzi to by chciał, ale na czeksę z zoologicznego dla psów, to nie ma wuja we wsi, nie nabierze się. To samo jak mu w karmę wrzucisz rozgniecioną tabletkę na różne psie dolegliwości. Zje wszystko dookoła, a pigułę wyczuje nawet, jakby była w panierce. Kilka razy zrobił też nocny nalot na śmietnik w celach konsumpcyjnych (resztki z KFC zawsze na propsie). W tym przypadku jego geniusz dostrzegam w fakcie, że potrafił otworzyć sobie drzwi od szafki. Jest też pozerem. Szczeka na koty, jakby był królem osiedla, czasami nawet pogoni, ale niech tylko kot się zatrzyma, to z miejsca zaczyna się skomlenie i tył zwrot, co by się upewnić, że nadal trzymam smycz. “O trzymasz, no to spoko, wracam do szczekania. Niech kot wie, że tylko smycz mnie powstrzymuje”. Niestety dla niego, ostatnio jeden kot stracił cierpliwość i po 5‑minutowym obszczekiwaniu, nie wytrzymał presji i przyfanzolił Czerczowi w nos z otwartej. Rekacja Czercza? Spojrzał na mnie, spojrzał na kota, zaskomlał i ze stresu narobił pod siebie. Czy taka akcja go czegoś nauczyła? Nope! Dziś znowu ganiał tego samego kota. Kot nadal ma wyjebane.
Skoro już zahaczyliśmy o dwójeczkę, to powiem jeszcze, że ten pies to troll. Niedaleko domu mamy las, max 800 metrów. Wejście do niego, to tak jakby umowna granica miedzy cywilizacją, w ktorej po psie się sprząta, a dziczą, w ktorej panuje prawo dźungli i nic, co zwierzęce, nie powinno nikogo szokować. No więc ile razy tam idziemy, tyle razy w myślach otwieram szampana, bo jestem przekonany, że teraz na bank sie uda i Czerczil wbiegnie w krzaczory, jak dzik w żołędzie i tam załatwi, co trzeba (czyli dwójeczka poza moją jurysdykcją). Taaaki wał. Za każdym jednym razem, stanie dwa korki przed tą umowną granicą i walnie kupsztyla na widoku publicznym. No trolluje jebaniutki. Z kolei siku robi w 15 ratach (chociaż po ósmym, to już tylko pozorowane), bo oczywiście każdy krzaczek na dzielni musi być oznaczony. Ale i tak jest zajebisty.
Od zeszłego roku mamy nowość w domu — Brendonka — i na podstawie ich relacji, mogę stwierdzić, że dziecko wychowujące się z psem to same pozytywy. Przynajmniej dla dziecka, bo gdyby Czercz mógł mówić, to pewnie zgłosiłby jakieś obiekcje do ciągnięcia za ogon i obrywania klockami Duplo po głowie. Na szczęście nie daje tego po sobe poznać. Za to jak w domu pojawi się ktoś “obcy”, to zanim zbliży się do Brendonka, najpierw musi zdobyć zaufanie Czercza. Jak junior w nocy zapłacze, to jest pierwszy przy łóżeczku. Poza tym jest niezawodnym detektorem pełnej pieluchy. Z kolei Brendonek turla się ze śmiechu, ile razy Czercz wynurzy się spod kanapy i czmyhnie przez chałupę. No śmieje się psychopatycznie, niczym Manuela w pierwszej edycji Big Brothera. Teraz ich relacja jeszcze bardziej ewoluowała i są już na etapie rzucania piłeczki. Brendon rzuca, Czercz łapie i zanosi ja pod kanapę, ja nurkuję pod kanapę, wyciągam i daję Brendonkowi, po czym zaczynamy od początku. Najlepsza rozrywka ever, tylko w krzyżu trochę łamie od tych nurów pod kanapę.
Tak na dobrą sprawę, to już nie pamiętam życia z czasów przed Churchillem i wcale nie jest mi przykro z tego powodu. W zasadzie nie wyobrażam sobie, że można coś jeść, nie będąc obserwowanym. Byłoby dziwnie. Normalnie dla mnie jest tak -> “Ej, chyba nie zjesz wszystkiego sam? Spójrz w moje oczy i mi odmów. I Dare You”. Kurła nikt nie jest na tyle silny, żeby odmówić. Zdecydowanie polecam takie sierściuchy, a jak weźmiecie je ze schroniska to już w ogóle extra. Jedyny minus to przymusowe small talki z innymi psiarzami podczas spacerów. Zaczyna się od standardowej serii pytań: Pies czy suka? Chyba jeszcze młody, co nie? Szczepiony? A lubi się bawić, bo moja sunia to potrafi być agresywna. I w tym miejscu tematy się kończą, a pieseł ni chu chu nie planuje jeszcze kończyć igraszek z agresywną sunią. Sekundy ciągną się jak godziny, minuty jak tygodnie. Cholerny introwertyzm.
W piątek przed wyjściem do fabryki ustawiłem kamerkę, żeby zobaczyć, co robi Churchill, kiedy nikogo nie ma w domu. A wydawał się takim grzecznym, ułożonym psem :)P.S. Madzia jeszcze nie wie, co Churchill robił z jej Witorią Sikrets 😉
Opublikowany przez PigOut Niedziela, 24 kwietnia 2016