Wakacje w Tajlandii na własną rekę: dla kogo jest ten post?
Ten wpis kierowany jest do wszystkich osób, które w ramach urlopu chciałyby zapuścić się dalej niż do Międzyzdrojów, ale mają obawy, że logistyka ich przerośnie. Zdecydowanie odpuść sobie dalsze czytanie, jeśli dotyczy Cię jeden z poniższych punktów:
- jesteś blogerem podróżniczym i w ciągu ostatnich 5 lat odwiedziłeś przynajmniej 25 różnych krajów. Z takim dorobkiem uznasz, że w dupie byliśmy i gówno widzieliśmy
-
byłeś już Kambodży, Laosie i na Fidżi, a w wieku 16 lat zjechałeś pół Europy autostopem. Uznasz, że nasz plan jest zbyt drogi i zbyt bezpieczny #nuda
-
nie wyobrażasz sobie urlopu w hotelu innym niż 5‑gwiazdkowy, niedzieli bez obiadu w atelier u Amaro i zakupów w Harodsie. Uznasz, że nasz plan jest zbyt plebejski
Czytaj dalej, jeśli należysz do grona osób, które rok w rok jeżdżą na wakacje z Itaką, ale nie masz już tego funu, co za pierwszym razem — deptak w Sharm el Sheik znasz lepiej niż własne osiedle, czujesz mdłości na samą myśl o monotonnym jedzeniu i paskudnych drinach w ramach All Inclusive, których nie da się wypić bez zalania litrem coli. Proponujemy odmianę. Wakacje w podobnej cenie (budżet porównywalny z 2‑tygodniowym turnusem z biura podróży), ale ze zdecydowanie większą ilością atrakcji i autentycznymi wspomnieniami — nie będziesz zamknięty w hotelu i infrastrukturze stworzonej specjalnie dla i pod turystów, wyjdziesz do ludzi i poznasz nową kulturę, która całkowicie wykręci Twój światopogląd. Naszą propozycją jest Tajlandia, czyli ulubiona destynacja PigOut’owej ekipy.
P.S. Z tym znudzeniem Egiptem trochę świrujemy. Jeszcze na tyle, że odpłynęliśmy, żeby gardzić jakąkolwiek podróżą, ale chcemy przez to powiedzieć, że niektóre miejscówki są przekłamane, jak cycki Dody (chociaż to złe porównanie, każdy chciałby się nimi pobawić. W każdym razie wiecie, co mam na myśli. Przynajmniej taką mam nadzieję).
Poniższy scenariusz został przetestowany na (naszych) żywych organizmach i sprawdził się lepiej niż tego oczekiwaliśmy. Plan jest następujący: bierzesz dwu‑, lub jeszcze lepiej trzytygodniowy urlop i spędzasz go na wyspie Phuket, zahaczając po drodze o Bangkok. Oczywiście, zaraz pojawią się głosy, że ta propozycja nie jest dla prawdziwych podróżników tylko dla turystów, bo który szanujący się globtroter jeździ na Phuket? #komercja. Przecież do Tajlandii jeździ się po to, żeby chodzić po dżungli, szukać świątyń ukrytych w krzaczorach i plaż, na które dostać można się tylko od strony morza, co nie? Cóż mogę powiedzieć? Staramy się nie popadać w podróżniczy faszyzm i najlepiej czujemy się idąc na kompromis, trochę zwiedzenia i trochę więcej opierdalingu na plaży. Przy takim nastawieniu, plan sprawdza się idealnie.
Wakacje w Tajlandii na własną rękę: Kiedy i od czego zacząć?
Najlepszy czas na wakacje w Tajlandii to okres listopad — kwiecień, kiedy w Polsce zaczyna właśnie piździć, tudzież piździ już w najlepsze — za oknem szaro, buro i nakurwia śnieg. W tym samym czasie w Tajlandii trwa lato, temperatura powietrza oscyluje wokół 30 stopni, woda w morzu jest ciepła jak Michał Pieróg, a ilość pochmurnych dni w ciągu miesiąca można zliczyć na palcach u jednej ręki. Ok, skoro wiemy już “kiedy” to czas powiedzieć “jak”. Pierwszą sprawą, którą musimy ogarnąć jest oczywiście transport.
Wakacje w Tajandii na własną rękę: Loty
Żeby znaleźć lot w sensownej cenie (poniżej 2tyś od osoby w dwie strony, albo jeszcze lepiej poniżej 1,8 tyś) zapisujemy się do newslettera kilku serwisów zajmujących się tanim lataniem:
Na tych portalach, średnio raz w tygodniu pojawiają się okazyjne oferty lotów do Tajlandii. Jako, że jesteśmy wygodni, szukamy lotów bezpośrednio z/do naszego miasta. Niestety, jeśli ktoś mieszka w Koziej Wólce, będzie miał trudniej. Dwa lata temu za lot na trasie Praga-Kuala Lumpur (tak, wtedy byliśmy jeszcze młodzi i napaleni, więc chciało nam się jechać Polskim Busem na lotnisko aż do Pragi) -Bangkok-Warszawa, zapłaciliśmy 1820 PLN. Z kolei w zeszłym roku wykręciliśmy mega deal, płacąc za lot Warszawa-Amsterdam-Bangkok-Manila-Dubaj-Rzym-Warszawa, 1772 PLN, a jak od tego odliczymy 800 ojro odszkodowania z tytułu przesadzenia do innego samolotu, to już w ogóle wychodzi na to, że lecieliśmy praktycznie za darmochę. W tym roku trasę Warszawa-Bangkok-Warszawa udało się wyszarpać za 1868 PLN, czyli niby trochę drożej, ale w zamian mamy wygodniejsze połączenie liniami Qatar Airways #nabogato, bez zbędnych przesiadek. Z moich obserwacji wynika, że na chwilę obecną najtańsze połączenia z Tajlandią oferuje ukraińska linia lotnicza, Ukraine International Airlines, chociaż osobiście nigdy nie braliśmy jej pod uwagę, ze względu na przelot nad terytorium Ukrainy i Rosji. Nie musicie jednak przejmować się naszymi lękami, jeśli niestraszne wam bliskie spotkania z rakietą wyrzutni BUK, walcie jak w dym. Cenowo lepszej opcji nie znajdziecie, ok 1600 PLN.
Od kilku lat obywatele naszego wspaniałego kraju, wjeżdżając do Tajlandii, nie muszą starać się o wizę (o ile wasz pobyt nie będzie dłuższy niż 30 dni), więc jeden problem mamy z grzywki #lepszysortpodróżników.
Kolejny lot, który musimy zarezerwować to przeskok z Bangkoku na Phuket. PigOut jest zwolennikiem rezerwowania wszelkich lotów wcześniej, jednak jeśli macie w sobie żyłkę hazardzisty, jara was życie na krawędzi i nie patrzycie na koszty, taki lot równie dobrze możecie klepnąć będąc już w Tajlandii. Prawdopodobnie będzie drożej, ale pozwoli wam też na większą elastyczność. Z Bangkoku na Phuket lata dziennie kilkanaście samolotów różnych linii, więc na pewno znajdziecie jakieś wolne miejsca. Liniami Air Asia, lot w dwie strony, na trasie Bangkok-Phuket, można kupić już za 30 EUR od osoby. W cenę wliczony jest bagaż do 10 kg, większy lub dodatkowy bagaż jest płatny osobno (od 30 zł za sztukę — dokładna rozpiska poniżej. 10 THB = 1 zł, więc jak przeliczanie na złotówki, ucinacie jedno zero i na odwrót w przypadku tajskich bathów).
W sytuacji, gdy planujecie wyjazd z dużym wyprzedzeniem, warto na bieżąco monitorować ofertę Air Asia. Kilka razy w roku mają promocje, podczas których, ceny biletów zaczynają się od 1 dolara. Nam udało się ustrzelić takie promo dwa lata temu w sierpniu.
Wakacje w Tajlandii na własną rękę: Noclegi
Nasz scenariusz zakłada 4‑dniowy pobyt w Bangkoku (na początku lub na końcu wyjazdu) i 10 dni (9 noclegów) na wyspie Phuket. Jeśli planujecie krótszy / dłuższy pobyt, musicie przekalkulować ceny dla swojej opcji, używając liczydła, patyczków czy co tam macie pod ręką. W Bangkoku od dwóch lat śpimy w hotelu Rambuttri Village Inn & Plaza. Może nie jest to najtańszy i najlepszy nocleg w mieście, ale ta miejscówka ma tak dużo zalet, że zakochaliśmy się w niej od pierwszego wejrzenia i nawet nie próbujemy szukać niczego innego. Hotel znajduje się w samiuśkim centrum nocnego życia Bangkoku, tuż przy ulicy Khao San, i oferuje wszystko co potrzebne, aby urządzić epicki PigOut: tanie żarcie, sklepy, atrakcje i dobry transport do innych części miasta. Dodatkowo, w cenie noclegu możemy korzystać z hotelowego basenu, a uwierzcie mi na słowo, leżakowanie nad basenem to jedyna opcja, żeby przetrwać upalne poranki w Bangkoku i nie umrzeć z gorąca. Noclegi rezerwujemy przez booking.com. Cena około 70 PLN za osobę/noc w dwuosobowym pokoju z łazienką i śniadaniem. Taniej niż na Bałtykiem. Z hotelu na lotnisko dojedziecie autobusem i metrem lub (jak #burżuj) taksówką. Cena za taksówkę ok. 400 THB za dwie osoby w jedną stronę (wliczając opłatę za autostradę).
Z kolei na Phuket przetestowaliśmy dwa nisko budżetowe hotele: Arch Club Hotel i Troy Guest House. Oba zlokalizowane w cichej okolicy, więc nie ma problemu z tłumem pijanych Rosjan hałasujących pod oknami, ale wystarczająco blisko, żeby po 15-minutowym spacerku dotrzeć do plaży Patong Beach (największej i najbardziej znanej na wyspie). Arch Club Hotel oferuje samoobsługowe śniadania (tosty z dżemorem, kawę i herbatę), wypożyczalnię skuterów i pomoc w organizowaniu wycieczek na inne wyspy. Cena ok. 50 PLN za osobę/noc. Troy Guest House jest jeszcze bliżej plaży i znajduje się zaraz obok nocnego targu z jedzeniem, czyli najlepszego miejsca na wyżerkę na całej wyspie i w ogóle najlepszego miejsca na świecie #przezżołądekdoserca. Cena ok. 45 PLN za osobę/noc. Oba hotele oferują też transport z/na lotnisko w cenie ok. 600 THB za dwie osoby w jedną stronę.
Wakacje w Tajlandii na własną rękę: Żarcie
W czasie naszych wyjazdów, jak ognia unikamy knajp ze srebrnymi sztućcami i śnieżnobiałymi obrusami. Jemy tam gdzie lokalsi, co w Tajlandii oznacza jedzenie na ulicy. Uwierzcie mi na słowo, nigdzie nie dostaniecie tak dobrych owoców morza, jak na nocnym targu przy Patong Beach, i tak dobrego pad thaia, jak w budzie na China Town w Bangkoku. Do większości miejsc, w których jedliśmy w Tajlandii, nigdy nie zaglądała inspekcja Sanepidu, co więcej, połowa z tych „restauracji” nie posiada nawet dostępu do bieżącej wody, więc naczynia zmywają w misce z wodą, ale who cares? Cejrowski powiedział kiedyś w swoim programie, że wszystkie garkuchnie, w których jedzą lokalsi to dobre i bezpieczne garkuchnie. Dlatego, nie bójcie się próbować niczego, czego próbują miejscowi, a do listy “obowiązkowych rzeczy do zaliczenia”, dodajcie odwiedziny na dwóch bazarkach z żarciem przy Patong Beach:
W Bangkoku, najlepsze jedzenie znajdziecie na straganach wzdłuż Khao San Road i oczywiście w China Town. Przykładowe ceny:
• puszka coli/ innego napoju kupiona na plaży 30–40 THB
• cola 0.5 l kupiona w sklepie 17 THB
• piwo w sklepie 35 THB puszka
• piwo w knajpie 70–90 THB butelka 0.5 l
• owoce (obrane, pokrojone, sprzedawane w woreczkach- gotowe do jedzenia) 20–30 THB
• szaszłyki z grilla 17–20 THB za sztukę
• obiad dla dwóch osób w małej knajpce (bez alkoholu) 200 THB
• lody w kokosie 65 THB
• sajgonki na straganie na targu 10–20 THB za sztukę
• Pad Thai na straganie 50–100 THB
• szejki owocowe 35–50 THB
Jedyne czego powinniście unikać w czasie wizyty w Tajlandii, to jedzenie w fast foodowych sieciówkach. Fast food w Tajlandii jest tak samo ekskluzywny, jak sushi w Polsce. Zestaw w Maczku lub kanapka w Burger Kingu kosztują tyle, co całodniowe wyżywienie „na ulicy” (440 THB za dwie kanapeczki w Burger Kingu #rozbój).
Więcej o tajskim jedzeniu pisaliśmy tutaj: PigOut po azjatycku
Tajlandia na własną rękę: Zwiedzanie i atrakcje
W Bangkoku mieści się pewnie jakieś kilka tysięcy świątyń i jeszcze więcej pomniczków Buddy. Nie ma szans żeby zobaczyć je wszystkie w ciągu 4 dni (pewnie tak samo nierealne jest to w ciągu 4 miesięcy), dlatego skupmy się na najważniejszej kwestii, czyli na odpoczynku. Średnia temperatura powietrza w okresie luty — marzec to jakieś 35 stopni, do tego wysoka wilgotność powietrza i wszechobecny smog, więc nikt o zdrowych zmysłach nie będzie w takich warunkach zwiedzał miasta od samego rana. Nasz sprawdzony sposób na Bangkok to śniadanie, relaks na basenie i wyjście na miasto dopiero po godzinie 15. Szybkie zwiedzanie atrakcji, do których można dostać się po taniości, a najlepiej za darmoszkę #kuźniar i jako ukoronowanie dnia, wieczorna rozpusta na mieście.
Obowiązkowo do zwiedzenia:
-
Wat Arum — Świątynia Świtu. Położona na przeciwległym brzegu Bangkoku, więc przy okazji zaliczycie przeprawę promem (bilet 3 THB w jedną stronę). Wstęp do świątyni kosztuje 100 THB. Pamiętajcie, żeby nie wybierać się na zwiedzanie świątyni w szpilkach :), bo aby dotrzeć na sam szczyt budynku i podziwiać panoramę miasta, trzeba zaliczyć dosyć strome schody.
-
Śpiący Budda w Wat Pho. Ogromny posąg (46 metrów długi i 15 metrów wysoki), przedstawiający Buddę wstępującego w stan nirwany. Do tego bardzo przyjemny i fotogeniczny kompleks mniejszych świątyń, na terenie którego działa również szkoła tajskiego masażu. Bilet wstępu 100–200 THB. Można tu dotrzeć spacerkiem z Khao San Road albo podjechać tuk-tukiem za ok 20–50 THB.
-
China Town. Największe skupisko garkuchni, knajpek i straganów z najlepszym chińskim i tajskim żarciem ever. Nic tylko siedzieć, jeść i pić. Dojedziecie tu z Khao San Road tuk-tukiem za ok 50 THB. Jeśli szukacie ekstremalnych atrakcji, w niewielkiej odległości znajduje się Sathorn Unique Tower, opuszczony wieżowiec z kozackim widokiem na panoramę Bangkoku, o którym więcej pisaliśmy tutaj: Bangkok na nielegalu. Atrakcja tylko dla osób o stalowych nerwach 🙂
-
Khao San Road, czyli kolejna miejscówka na dobre jedzenie i zakupy, a jeśli zdecydujecie się zanocować w Rambuttri Village, będziecie mieć ją pod samym nosem.
Więcej o Bangkoku przeczytacie tu: Bangkok wciąga! i tu: Wszystko, co chciałbyś wiedzieć o Tajlandii, ale boisz się zapytać
Jeśli chodzi o Phuket, sytuacja maluje się następująco:
-
Plaże. Największą atrakcją Phuket są plaże, dlatego jest to idealna wakacyjna miejscówka dla tych, którzy lubią leżakowanie, przesypywanie stopami piasku i taplanie się w wodzie. Mieszkając w Arch Hotel lub Troy Ghest House, plaża Patong Beach będzie dla Was w zasięgu krótkiego spaceru. Jednak najładniejsze plaże położone są w innych częściach wyspy, dlatego warto wypożyczyć skuter i pojechać na wycieczkę. Skutery wypożyczyć można prawie na każdym rogu. Koszt to ok 300 THB za dzień, ale pamiętajcie, że wynajęcie skutera równoznaczne jest ze złożeniem w depozyt paszportu. Na forach można przeczytać wiele historii, kiedy przy oddawaniu skuterów wybuchały awantury, bo Tajowie oskarżali turystów o spowodowanie uszkodzeń i nie chcieli wydać paszportu, jeśli nie pokryje się szkód. Zdecydowanie polecam wynajem dwóch kółek z hotelu, w którym mieszkamy. Nie zatrzymują paszportu, bo skanowali go podczas meldowania. Przy takiej opcji ma się zdecydowanie mniej stresu. Benzynę tankujemy przy drodze, kupując ją w butelkach za około 40 THB/litr. Niektóre parkingi przy plażach są płatne ok 20 THB za cały dzień. O naszych przygodach na skuterze pisaliśmy tutaj: Jak trafić do tajskiego więzienia? Na większości plaż dostępne są leżaki (płatne; 200 THB za dwa leżaki i parasol), ale oczywiście nie musicie z nich korzystać.
-
Zachód Słońca. W czasie pobytu na Phuket, warto przynajmniej raz wybrać się na Promthep Cave Viewpoint, aby obejrzeć malowniczy zachód. Bardzo przyjemna atrakcja i w dodatku za darmoszkę. Najlepiej pojechać tam skuterem, zaliczając po drodze kilka fajnych punktów widokowych.
-
Rezerwat gibonów i wodospad. Wejście do parku kosztuje 200 THB od osoby, co według nas jest znaczną przesadą, bo gibony ogląda się ze znacznej odległości przez kraty, ale muszę przy okazji przyznać się, że daliśmy lekko ciała w kwestii wodospadu. Znaleźliśmy dwa żałosne strumyczki spływające po skałach i uznaliśmy to za straszną lipę. Dopiero po czasie okazało się, że to nie był ten właściwy wodospad. Cóż, bywa i tak.
-
Słonie — przejażdzki i karmienie. Jeżdżąc skuterkiem po wyspie, na pewno traficie na wiele miejscówek, gdzie turyści mogą nakarmić i pojeździć na słoniach lub strzelić sobie selfie z małpą. Raz zajechaliśmy na taką farmę i chyba więcej tego nie powtórzymy. Słonie i małpy są super, na miejscu za 100 THB można kupić owoce i je pokarmić, ale niestety jest też ciemna strona tego biznesu, czyli chciwi hodowcy, którzy dyscyplinują zwierzęta pół metrowymi hakami. Paskudna sprawa, nie chcę przykładać do tego ręki. Wspominam o tym tylko informacyjnie.
-
Imprezowanie na Bangla Road. Niedaleko plaży Patong Beach znajduje się najbardziej imprezowa ulica Phuket, Bangla Road. Znajdziecie tu mnóstwo barów, dyskotek oraz to z czego Tajlandia słynie, czyli kluby z Ping Pong Show. O naszych wrażeniach z tej atrakcji pisaliśmy tutaj: Co zostało zobaczone, tego już się nie-odzobaczy Za wstęp na Ping Pong Show się nie płaci, ale trzeba zamówić najdroższego drina w życiu, który kosztuje, zależnie od lokalu, między między 50 a 100 PLN, na szczęście kolejne są już w standardowej cenie.
-
Wycieczki na pobliskie wyspy. Za ok 1000–1500 THB od osoby, można wykupić całodzienną wycieczkę na wyspę Koh Phi Phi znaną z filmu „Niebiańska Plaża” z Leonardo DiCaprio #dajciemuOscara, lazurowa woda, palmy, biały piaseczek, dżungla i tego typu tematy. Podobnych wycieczek na inne wysypy są dziesiątki i można przebierać w ofertach licznych biur podróży, na które natkniecie się przy plaży i przy hotelach. My zdecydowaliśmy się tylko na Koh Phi Phi, głównie ze względu na cenę oraz na konieczność pobudki o 6 rano. Plan wycieczki był następujący: Zbiórka pod hotelem o 6 rano i transport busikiem do przystani. Z przystani przejazd motorówką na wysepki. Polecamy zająć miejsce na dziobie, łódka słitaśnie skacze na falach.
Przystanek nr 1. Koh Phi Phi — postój w przystani, snoorkowanie, obiad i czas wolny na włóczęgę po plaży.
Przystanek nr 2. Maya Bay — postój w zatoczce, którą najczęściej widuje się na widokówkach i folderach reklamowych Tajlandii. Spodziewajcie się strasznego tłumu, ciężko znaleźć kawałek plaży dla siebie.
Przystanek nr 3. Wyspa małp. Łódka zawija pod plaże, na której rzekomo biegają setki małp. Pech chciał, że my nie zobaczyliśmy ani jeden. Organizator tłumaczył, że nietypowa sytuacja, ale nic nie poradzi: „przecież nie jesteśmy w stanie ich zmusić żeby się pokazały turystom”. Czuję w kościach, że w tej atrakcji jest sporo bullshitu i raczej zdecydowana większość wycieczek trafia na dzień, kiedy akurat “małpom się nie chce”.
Przystanek nr 4. Postój na kolejnej wysepce na karmienie rybek i nurkowanie. W cenę wycieczki wliczony jest obiad i napoje bezalkoholowe, serwowane przez cały dzień. Dodatkowo płatne są płetwy do nurkowania (100 THB od osoby) i orzeszki dla małpiszonów. Oba wydatki totalnie z dupy. Nie przydały się ani płetwy, ani tym bardziej orzeszki. Nie ma większego sensu wyskakiwać z kasy.
Podsumowanie kosztów i porównanie z ofertą biura podróży
-
Lot Warszawa-Bangkok-Warszawa około 1800 PLN
-
Lot Bangkok-Phuket-Bangkok około 60 EUR = 250 PLN (opcja uwzględniająca dodatkowy bagaż do 20 kg, wszakże gdzieś trzeba będzie zapakować gadżety zakupione na tajskich bazarach 😉
-
3 noclegi w Bangkoku (hotel ze śniadaniem) 210 PLN
-
9 noclegów na Phuket 450 PLN
-
Transfer z/na lotnisko Phuket 600 THB= 60 PLN (jedna osoba w dwie strony)
-
Transfer z/na lotnisko Bangkok 450 THB= 45 PLN (jedna osoba w dwie strony)
-
Wyżywienie według moich obliczeń to maks 1000 PLN (15 dni) na osobę na cały wyjazd, ale wątpię żebyście byli w stanie przejeść takie pieniądze. My kilka razy sfrajerowaliśmy się na fancy restauracje, co podbiło koszty, ale teraz nauczeni doświadczeniem, nie popełnilibyśmy tego błędu. Podany budżet zawiera śniadania, obiady, kolacje, przekąski, eksperymenty kulinarne i codzienne libacje alkoholowe 😉 Gdybyśmy chcieli powtórzyć to nad Bałtykiem, musielibyśmy zastawić samochód.
-
Ubezpieczenie. Z naszego doświadczenia wynika, że jadąc na wakacje na własną rękę koniecznie trzeba wykupić ubezpieczenie (o tym dlaczego pisaliśmy tutaj Planujesz podróż? Wykup ubezpieczenie, głupcze! Koszt ubezpieczenia dla jednej osoby na dwu tygodniowe wakacje w Tajlandii waha się w granicach 70–100 PLN. Obejmuje ubezpieczenie NNW i ubezpieczenie bagażu. Polisę wykupujemy przez internet, np. TU! (nazwa strony trochę od czapy, ale who cares skoro oferują dobre ceny na Tajlandię)
-
Zwiedzanie Bangkoku (wejścia do Wat Arum i Wat Pho o raz przejazdy tuk-tukiem) ok 400 THB= 40 PLN
-
Atrakcje na Phuket (3 razy wypożyczenie skutera + paliwo+ jedna wycieczka na pobliskie wyspy) 900 THB skuter, 100 THB paliwo, 1000 THB wycieczka. Razem ok 200 PLN
Na zakończenie zestawmy propozycję wakacji w PigOut’owym stylu z ofertą „na bogato” by biuro podróży. Dla przykładu weźmy najtańsze 12 dniowe wczasy oferowane przez Itakę vs nasze 15 dni.
Itaka ma jeszcze jedną interesującą ofertę - „Mój Bangkok”. Za 3699 PLN dostajesz przelot i 3 noclegi w Bangkoku ze śniadaniem. Czwartego dnia wykopują cię z hotelu i do dnia dwunastego musisz radzić sobie sam, czyli oferta, w której płacisz dwa razy. Raz za biuro podróży, które swoją rolę ogranicza do przetransportowania Cię do Tajlandii + 3 dni opieki, żebyś nie dostał szoku termicznego i dwa, za survival na własną rękę, bo od 4 dnia obowiązuje prawo dżungli — chcesz jeść, to sobie upoluj. Enjoy.
I to by było na tyle. Na koniec możecie jeszcze looknąć na nasz filmik z wypadu na Phuket’2014 z zahaczeniem o Kuala Lumpur i Bangkok
i z nielegalnego wejścia na Ghost Tower w Bangkoku
A teraz już naprawdę naprawdę na koniec, bonusik: “Tajlandia For Dummies” by PigOut, w wersji ebooka. Moja dziewicza, 25-stronicowa publikacja. Kliknijcie na poniższe zdjęcie, aby wyświetlić całość, a jeśli macie ochotę, możecie nawet pobrać. Dzięki Madzia, że chciało Ci się te moje wypociny złożyć w całość i szacun, że HTML zatańczył, tak jak mu zagrałaś ;). Jesteś wielka.
22 komentarze
też nie lubię jeździć z biurem podroży a Tajlandia chodzi mi po głowie od dawna.
e‑booka ściągnę ale w tym roku jeszcze się tam pewnie nei wybiorę choć… w sumie kto wie ;-)))
Za rok też będzie git, a miejsce naprawdę warte odwiedzenia. Polecam wszystkimi kończynami.
Dzięki za ten wpis, bo właśnie szukałam inspiracji na Tajlandię:)
Super. W ogóle to muszę pogratulować, bo nieźle poszliście do przodu, od kiedy byłem u was pierwszy raz. Ładny szablon. W wolnej chwili wpadam poczytać o Portugalii. Tam nas jeszcze nie było.
Dziękuję za miłe słowa, nawet nie wiecie jak mi się przyjemnie zrobiło 😀 Trochę jeszcze poprawek starych wpisów przed nami 😉 Portugalia to zdecydowanie kierunek, który trzeba zobaczyć 🙂
“Trochę poprawek” nigdy się nie kończy 😉 Podziwiam tym bardziej, bo sami chcemy zmienić szablon, ale przeraża nas, że wszystko, co już jest, posypie się jak domek z kart. A wy w 2 miesiące taki skok. Szacun.
Kompleksowe opracowanie! Takich “przewodników” krok po kroku powinno być więcej w sieci! 🙂
Dzięki. Planujemy systematycznie zapełniać tę lukę 😉
Fantastycznie praktyczny wpis!!
Wielkie dzięki. Bardzo nam miło.
Świetny wpis. Na razie się do Tajlandii nie wybieram. Niemniej wpis zapisuję do zakładek na przyszłość. Dzięki 🙂
Na takie sytuacje przewidzieliśmy poradnik w PDFie. Jak przyjdzie “ten” moment, będzie jak znalazł.
Zapisuję sobie wpis “do schowka”. Byłam w zeszłym roku w Bangkoku, ale tylko 3 dni. Myślę o powrocie do Tajlandii może jeszcze w tym roku. Dzięki za obszerny poradnik.
Uwielbiam Cię za ten wstęp <3 Nawet jeśli zjeździłam pół Europy na stopa i byłam w więcej niż 25-ciu krajach, to taki solidny wpis też się przydaje.
Ja już Cię uwielbiam za dystans i czytanie między wierszami. I za wpisy o Japonii, która jest na bucket liście.
Ależ chciało by się tam teraz być 🙂 Ja właśnie zabieram się za montowanie filmu z Bali:)
Bali jak najbardziej jest w naszych planach. Subskrybujemy i podglądamy.
Dzięki, super poradnik! W tym roku już chyba nie zdążę, ale może załapię się jeszcze na przyszły — luty, marzec.
Teoretycznie jeszcze prawie 2 miesiące sezonu na Tajlandię, ale planowanie z rocznym wyprzedzeniem też ma sens. Można upolować naprawdę dobrą promocję na przelot, dopasować do niej urlop i rozłożyć pozostałe koszty “na raty”. Grunt, że chęci są, dalej to już z górki.
mega ściąga! 😀
Ile czasu zajęło przygotowanie tego materiału? Bo ja czytałam to chyba z kwadrans, nie mówiąc już o wgapianiu się w te foteczki 😀
Dopiero dzisiaj odkryłem ten komentarz, disqus nie dał monitu. Kilka dni roboty, zdecydowanie najbardziej pracochłony wpis w karierze 😉
Ja się pytam: co się stało z wpisem “Co zostało zobaczone, tego już się nie-odzobaczy”??? Link nie działa. Zawsze go wysyłałam ludziom, którzy pytali mnie co to i czy warto 😉