Jak każdy człowiek, który nie ma skitranego bitcoina w skarpecie, staram się racjonalizować wydatki. Zwłaszcza te puszczane na rzeczy niematerialne, takie jak noclegi. Nie, żebym gardził luksusami, wręcz przeciwnie, ale płacenie prawie dwóch tysi za noc w sopockim Mariocie wydaje mi się mocno kontrowersyjne (nie to co puszczenie 1,5 kafla na kierownicę do Playstation XD). Już nawet nie chodzi o to, że mnie nie stać. Te koszty po prostu się nie amortyzują.
Trochę inaczej sprawy wyglądają w Azji. Tam hotele są tanie… no dobra, trochę przesadzam, ale fakty są takie, że zazwyczaj wypadają o wiele korzystniej niż porównywalny standard w Europie. Z własnego doświadczenia wiem, że bez większych problemów da się znaleźć nocleg ze śniadaniem i basenem za mniej niż 50 zeta i gwarantuje wam, że nic nie będzie kapało na łeb, ani ściany nie będą z azbestu (w tym momencie krzyżuję palce za plecami, bo cholera wie, jak jest naprawdę). Z kolei dysponując budżetem 100–150 złotych, można już kimać po królewsku. I zazwyczaj właśnie w takie klimaty uderzamy. Jednak tym razem poszliśmy trochę grubiej i niczym Paris Hilton, wbiliśmy cali na biało do hotelu 5‑gwiazdkowego. A co kurła, nam tez się coś należy od życia! A tak serio, to po prostu szukałem noclegu na Lomboku, wtem w propozycjach pojawił się hotel Katamaran. Po przejrzeniu galerii zdjęć, totalnie puściły mi hamulce i stwierdziłem, że HWDP w racjonalność — muszę tam wbić, albo umrę na suchoty.
Ostatecznie spędziliśmy w Katamaranie pięć nocy, za co zapłaciliśmy prawie 2000 peelenów (399zł/noc), czyli bardzo dużo, jak na azjatyckie warunki, ale bez szału, jeśli przełożymy to na polskie realia (miesiąc temu płaciłem 350 zł za nocleg w Gdańsku i wylądowałem w schowku na mopy). O Islandii, czy Szwajcarii nawet nie mówię. Kłeszczyn brzmi, czy było warto tak gwiazdorzyć? Jup, był to najbardziej satysfakcjonujący pobyt w hotelu ever. Co prawda nadal podtrzymuję zdanie, że koszty takich luksusów się nie amortyzują, ale komfort i chillout, jakiego zaznaliśmy, wart jest każdych pieniędzy, czyli identyczna sytuacja, jak z lataniem w biznes klasie.
#Lokalizacja
Z jednej strony morze i prywatna plaża, z drugiej las palmowy. Chyba oczywiste, że propsuję takie widoczki. P.S. Na przeciwko od Lomboku jest ta część Bali, na której znajduje się wielgachny, aktywny wulkan, więc jeśli ktoś dojrzał czarny nalot na plaży, to uprzedzam, że to popiół wulkaniczny. Ni jak nie obniża on oceny końcowej.

#Dizajn
Wszystko jest tam ładne, czyste, nowe i sensownie zaprojektowane. W takim otoczeniu nie notuje się gorszych dni. Nope, otwierasz rano oko, rozglądasz się dookoła i wszystko jest idealne, więc z automatu czujesz się dobrze. I nawet inby Brendonka, nie były w stanie mi tego popsuć.


#Baseny
W życiu nie widziałem fajniejszego basenu niz ten przeszklony w Katamaranie. A był jeszcze drugi — infinity. Konar płonął permanentnie.




#Obsługa
Nigdy nie miałem do czynienia z taką sympatyczną obsługą. Być może powodem jest to, że do tej pory moje kontakty ze staffem hotelowym, kończyły się na wysokości recepcji. Odbierałem klucze i tyle ich widziałem. No i w sumie spoko, po co mi więcej? W Katamaranie wyglądało to ciut inaczej. Nie chcę zabrzmieć, jak cebulak, który przypadkiem trafił na imprezę dla wyższych sfer i aż zanadto się podjarał, ale tam naprawdę człowiek może poczuć się dopieszczony. Podstawią furę na przystań i zawiozą pod drzwi hotelu, powitają welcome drinem i wilgotnym ręcznikiem, co by zmyć z twarzy całe zło, które się do nas przykleiło podczas podróży. Może pomóc przy zniesieniu wózka po tych schodkach? A może taksóweczkę wezwać? A i parasolem poratują podczas oberwania chmury. Nie, żebym to wykorzystywał i kazał nosić się w lektyce, ale nie będę ściemniał, że to nie było miłe. Poza tym ludzie są wiecznie uśmiechnięci. Nawet jeśli w myślach życzyli mi dwumetrowego zaganiacza w anusa, to świetnie się z tym kryli i uważam, że wszelkiej maści babki z dziekanatów i urzędów, powinny jeździć do nich na szkolenia z poker fejsa, a nie że na dzień dobry emanują chęcią mordu. Attitude is everything!

#Śniadania
Śniadania hotelowe to najwspanialsza rzecz na świecie, wiadomix. W Katamaranie co prawda nie było europejskiego standardu, czyli wędlin i serów, ale było za to od cholery węgli w postaci naleśniorów, pankejków, gofrów, ciastek francuskich i świeżych owoców. U mnie z węglami, jak z paciorkiem — nie odmawiam. Do tego typowy English Breakfast i omlety serwowane na życzenie. Dochodzi jeszcze kawka, obowiązkowo z bohomazem na piance, a całość można konsumować z widokiem na morze. Czy z życia da się wycisnąć więcej? Nie sądzę!


#Infrastruktura
O basenach już mówiłem, ale oprócz tego sexi ogródek w patio, bar, jedna restauracja, druga restauracja, tym razem z żarciem premium i epickim widokiem na morze, siłka, szpanerskie Spa, w którym Madzia koiła swoje skołatane przez Brendonka (i przeze mnie) nerwy, huśtawka na plaży, leżanki, sofy w nietypowych miejscach, chooye, muje, dzikie węże. Naprawdę zadziwiająco dobrze odnajduję się w luksusie.
I w takich warunkach upłynęło nam 5 dni (tu macie link, jeśli chcielibyście sobie zarezerwować nockę w Katamaranie -> KLIK), po czym na kolejne 4 noce przenieśliśmy się do hotelu oddalonego o jakieś 300 metrów -> Holiday Resort. Generalnie są tak blisko siebie, że głupio było wzywać takse, bo nawet licznik nie zdążyłby się przekręcić. Na szczęście w Katamaranie, jak usłyszeli, gdzie się wybieramy, to nas podrzucili z tobołami. Holiday też jest bardzo spoczko. Ma jedną gwiazdkę mniej, ale jak ktoś nie był w Katamaranie, to nie będzie wiedział, że pod nią dużo dobra się kryje i też wyjedzie zadowolony. Dwa baseny, prywatna plaża, kort tenisowy, bar z fajnym happy hour, niczego sobie śniadanka, a do tego mają miejscówkę, do której znoszą wyrzucone przez morze żółwie jaja, po czym czekają aż żółwie się wyklują, trochę podrosną i wtedy oddają je matce naturze. Cena 160zł/noc.
Z Holiday Resort przenieśliśmy się na Bali, do najbardziej turystycznej miejscowści ->Ubud, gdzie na 4 noce osiedliśmy w hotelu Pertiwi Bisma 2. Też super fajna buda, z kozackim basenem infinity i restauracją, w której żarcie totalnie urywa odwłok. Serio, najlepszą szamę podczas tej podróży, zaliczyłem właśnie tam. Wadą tego hotelu jest totalne nie przystosowanie dla dzieci. Multum schodów, więc od noszenia wózka dostałem garba, a i basen zajebiście głęboki na całej przestrzeni, więc Brendonek nie mógł sobie pochlapać w brodziku. Cena 130 zł/noc. Dla bezdzietnych genialana opcja. P.S. Dwa razy dziennie odbywają się tam zajęcia z jogi. Za friko.
https://www.instagram.com/p/BvWewOhgbHi/
Zaliczyliśmy jeszcze jeden hotel -> Astana w miejscowści Sanur. Tutaj kluczem była bliskość lotniska. Przylecieliśmy na Bali o 23, więc już nam się nie chciało robić jakichś wielkich wycieczek w głąb wyspy. Nope, chcieliśmy tylko, jak najszybciej rzucić walizami i trochę pochillowac. Hotel najlepsze lata ma już za sobą i w sumie jest bardzo drogi, bo zapłaciliśmy prawie 200 peelenów za nockę. Na miejscu okazało się, że dostaliśmy dwa bliżniacze pokoje, połączone wewnętrznymi drzwiami i teraz nie wiem, czy oni źle zrozumieli prośbę o dostawkę łóżeczka dla dziecka i zamiast tego “dostawili nam drugi pokój” (i skasowali podwójnie), czy po prostu taki mają standard? Zalety: Dają dobrze jeść i mają fajny basen, chociaż on bardziej nadaje się pod Instagrama niż do kąpieli. Ogólnie niegłupia opcja, ale na dłuższy pobyt nie polecam.
Jakieś pytania? Służę!
Brak komentarzy