Włóczykijing

Szkocja- Road Trip; Przewodnik bez zbędnego pierdololo

15/08/2020

To będzie prze­wod­nik inny niż wszyst­kie. Mam was, oby słusz­nie, za inte­li­gent­ne bestie, któ­re potra­fią wyszu­kać w Wiki­pe­dii infor­ma­cje typu: z któ­re­go wie­ku jest Dun­ro­bin Castle albo jak wyso­ki jest wodo­spad na Kilt Rock. Dla­te­go poni­żej samo mię­so czy­li dzień po dniu nasz road trip po Szko­cji. Tra­sa (peł­na map­ka na koń­cu), noc­le­gi, miej­sców­ki na jedze­nie- choć od razu zazna­czę, że co jak co ale jedze­nie było takie se.

Zdję­cia z wyjaz­du sa też zapi­sa­ne w rela­cjach wyróż­nio­nych na pigo­uto­wym Insta­gra­mie.

Kil­ka słów na początek:

  • Do Szko­cji poje­cha­li­śmy w sam śro­dek wyso­kie­go sezo­nu (29.07- 12.08) bo musie­li­śmy zor­ga­ni­zo­wać czas Bom­bel­ko­wi w cza­sie prze­rwy waka­cyj­nej w przed­szko­lu. Jeśli masz taką opcję, pew­nie lepiej jechać poza sezo­nem, cho­ciaż ogól­nie tłu­mów nie było (wsze­dzie poza Edynburgiem).
  • Na pew­no taki wyjazd moż­na zor­ga­ni­zo­wać taniej, lepiej, z więk­szy­mi fajer­wer­ka­mi. Nie zaprzeczamy.
  • Poje­cha­li­śmy z 4 lat­kiem, więc inten­syw­ność zwie­dza­nia, kom­fort podró­ży itp. była dosto­so­wa­na do dziec­ka. Taką samą tra­sę moż­na zro­bić w tydzień, zakła­da­jąc że wsta­niesz codzien­nie o 6 i będziesz zwie­dzać do 22. Nam się nie chciało.

Pro tipy:

  • Co zabrać ze sobą: przede wszyst­kim dobre buty do cho­dze­nia po górach; żad­ne new balan­se, Jor­da­ny czy inne tram­pecz­ki nie dadzą rady. Na tra­sach jest mokro, błot­ni­ście i śli­sko. Kurt­kę odpor­ną na deszcz i wiatr, taką co nie prze­mok­nie w 3 minu­ty. Zapo­mnij­cie o para­sol­kach. Dla dzie­ci- spodnie wodo­od­por­ne; odzież termiczna.
  • Czy moż­na pła­cić kar­tą, czy muszę mieć gotów­kę? W 90% miejsc któ­re odwie­dzi­li­śmy moż­na było pła­cić kar­tą, rów­nież w parkomatach
  • Skle­py: poza mia­sta­mi nie ma za dużo skle­pów spo­żyw­czych. W mia­stecz­kach są mar­ke­ty sie­ci Co-op (dobrze zaopa­trzo­ne), Tesco, Lidl itp. Jeśli jedzie­cie na Isle of Skye dobrze zro­bić zapa­sy przed wjaz­dem na wyspę. Na wyspie mar­ke­ty są tyl­ko w Portree.
  • Restau­ra­cje: czę­sto otwie­ra­ją się ok 17–18, dopie­ro na kolacje.
  • Pamie­taj­cie o ubez­pie­cze­niu. Nie wiem jak dzia­ła opcja korzy­sta­nia z nasze­go NFZ, my na wszel­ki wypa­dek zawsze mamy dodat­ko­we ubez­pie­cze­nie turystyczne.

Lot: Lecie­li­śmy Ryana­irem War­sza­wa Modlin-Edyn­burg. Bile­ty kupo­wa­li­śmy w maju, nie było jakiejś spe­cjal­nej pro­mo­cji, zale­ża­ło nam na kon­kret­nym ter­mi­nie. Zabra­li­śmy 2 baga­że reje­stro­wa­ne (20 kg + 10 kg) i jeden dodat­ko­wy bagaż pod­ręcz­ny (10 kg).

Samo­chód: Wypo­ży­czo­ny na lot­ni­sku w Edyn­bur­gu z fir­my Enter­pri­se. Rezer­wa­cja zro­bio­na przez booking.com 2 msc przed ter­mi­nem. Dro­gi okrop­nie. Nie pamię­tam żeby­śmy gdzie­kol­wiek pła­ci­li taką kasę za wyna­jem samo­cho­du, ale zakła­da­li­śmy road trip i nie było innej opcji. Moż­li­we, że wypo­ży­cze­nie z wypo­ży­czal­ni w mie­ście, a nie na lot­ni­sku będzie tań­sze, ale nie chcia­ło nam się już kom­bi­no­wać z dojaz­dem do mia­sta. Koszt 6 590 PLN na 2 tygo­dnie (sick!). Ogól­nie cały pro­ces wypożyczenia/ zwro­tu bar­dzo spraw­ny. Tipy:

  • Oso­ba na któ­rą robio­na jest rezer­wa­cja (głów­ny kie­row­ca) musi oka­zać pra­wo jaz­dy i kar­tę kre­dy­to­wą (nie może być debetowa).
  • Doda­nie dru­gie­go kie­ro­wy jest dro­gie. 19 GBP/ dzień.
  • Kau­cja 250 GBP- blo­ko­wa­na na kar­cie na czas wynajmu.
  • Samo­chód dosta­je­my i zwra­ca­my z peł­nym bakiem paliwa.
  • Pod­sta­wo­wa cena zawie­ra pod­sta­wo­we ubez­pie­cze­nie. My doku­pi­li­śmy dodat­ko­we na opo­ny i szy­by plus opcja, że jak się gdzieś roz­kra­czy­my to po nas przy­ja­dą z zastęp­czą furą. Koszt 147 GBP.
  • Dla dziec­ka trze­ba mieć fote­lik (wyma­ga­ne do 13 r.ż lub 32 kg). Koszt w wypo­ży­czal­ni: 700 PLN/ 2 tyg.

Tra­sa:

Dzień 1:

  • Edyn­burg lot­ni­sko- Stir­ling (30 mil, 35 minut). W Stir­ling robi­my sobie przy­sta­nek na spa­ce­rek po mia­stecz­ku. Jest zamek (wstęp płat­ny, nie wcho­dzi­li­śmy) obej­rze­li­śmy z zewnątrz, bar­dzo kli­ma­tycz­ny cmen­tarz, ład­ne ulicz­ki ze skle­pi­ka­mi i kawiar­nia­mi. Zro­bi­li­śmy też pod­sta­wo­we zaku­py spo­żyw­cze w mar­ke­cie, żeby mieć jakieś prze­ką­ski dla Bren­don­ka na czar­ną godzinę.

  • Stir­ling- Glen Coe (81 mil, 1.50h). Baza noc­le­go­wa na pierw­sze 4 dni: Hotel The Isles of Glen­coe. Rezer­wo­wa­ny przez Booking.com. Pokój dla dwoj­ga doro­słych, duże łóż­ko, dziec­ko śpi z rodzi­ca­mi. Hotel ład­nie poło­żo­ny nad brze­giem jezio­ra, w pobli­żu 2 knaj­py i sklep spo­żyw­czy (5 min spa­ce­rem), do mia­stecz­ka 30 min spa­ce­rem (2 dodat­ko­we knajpy).W hote­lu: kry­ty basen, restau­ra­cja z wido­kiem na jezio­ro, bar, maleń­ka sala zabaw dla dzie­ci (kloc­ki, ksią­żecz­ki). Obok hote­lu cen­trum spor­tów wod­nych. Moż­na wypo­ży­czyć supa, kaja­ki, rowe­ry. Bar­dzo dobre śnia­da­nia, duży wybór. Hotel przy­ja­zny psom i dzie­ciom. Jedy­na wada: brak lodów­ki w poko­ju, ale w barze moż­na dostać lód do col­le­ra. Jako alter­na­tyw­ny hotel bra­li­śmy pod uwa­gę King­sho­use Hotel.

Restau­ra­cje:

  • Restau­ra­cja w hote­lu: ser­wu­ją lun­che i kola­cje, jest menu dla dzie­ci. Wybór dań bez sza­łu, zja­dli­we i jak na hotel w sen­sow­nej cenie.
  • The Laroch Restau­rant and Bar: nie jedli­śmy tu, byli­śmy tyl­ko na dri­nach. Mają faj­ny ogró­dek. Menu dnia w dobrych cenach.
  • Querrier’s Kit­chen Fish and Chips: ryba, kre­wet­ki, kur­cza­ki i fryt­ki. Ogrom­na ilość panier­ki, wszyst­ko mega tłu­ste. Mają też piz­ze. Moż­na na miej­scu, moż­na na wynos. Tanio. Bez sza­łu, ale nie trują.
  • Glen­coe Gathe­ring: Knaj­pa + bar+ piz­ze­ria. Ład­ny ogró­dek, ład­nie urzą­dzo­na restau­ra­cja i bar. Jedli­śmy piz­ze, nie mia­ła ani tro­chę sma­ku, chy­ba że liczy­my smak kar­to­nu. Ser­wu­ją też ste­ki, fish and chips, burgery.

Dzień 2:

Wyciecz­ka: Glen Coe- Oban (34 mile, ok 50 min).

Oban: bar­dzo uro­kli­we mia­stecz­ko, z kli­ma­tem. Moż­na zro­bić wyciecz­kę na pół dnia. Spa­cer po mia­stecz­ku, żar­cie w knaj­pie przy morzu, wej­ście na gór­kę zoba­czyć McCaig’s Tower and Bat­te­ry Hill. Jedli­śmy w Oban Seafo­od Hut: mule 4.49 GBP, talerz seafo­od dla dwoj­ga 35 GBP (mule, prze­grzeb­ki, krab, kre­wet­ki, kal­ma­ry, łosoś).

W dro­dze powrot­nej postój z wido­kiem na zamek Stal­ker. Dobry widok z kawiar­ni Castle Stal­ker View. Bez­płat­ny par­king, kawiar­nia + food­truck, ścież­ka w stro­nę zam­ku. Moż­na latać dronem.

Dzień 3:

Wyciecz­ka: Glen Eti­ve (ok 20 mil w jed­ną stro­nę)- dro­ga zna­na ze Sky­fall. Punkt wido­ko­wy z Jame­sa Bon­da. Moż­na prze­je­chać do same­go koń­ca doli­ny, ale nie war­to. Naj­ład­niej­sze widocz­ki są mniej wię­cej na wyso­ko­ści Bon­da. Moż­na zejść nad stru­myk i do wodo­spa­du. Dla odważ­nych opcja raftingu.

Pro tip: jeśli wybie­ra­cie się póź­niej na Isle of Skye i mie­li­ście w pla­nach Fairy­tell Water­fall to może­cie sobie je już odpu­ścić. Glen Eti­ve wyglą­da nie­mal iden­tycz­nie, jest mniej zatło­czo­ne i nie skro­ją was 6 GBP za parking.

W dro­dze powrot­nej postój przy „bia­łym dom­ku”, tyl­ko zeszli­śmy z par­kin­gu na dół, ale wokół jest kil­ka szla­ków. Dokład­nie naprze­ciw­ko bia­łe­go dom­ku zaczy­na się szlak „The Devil’s Sta­ir­ca­se”- 6 mil, aż do Kin­lo­chle­ven, podob­no pięk­ne wido­ki, moż­na zoba­czyć Blac­kwa­ter Reservoir.

Dzień 4:

Spa­cer wokół Three Sisters. Na tra­sie mię­dzy Glen Coe i Glen Eti­ve jest kil­ka bez­płat­nych par­kin­gów przy głów­nej tra­sie, ale dosyć szyb­ko się zapeł­nia­ją (szcze­gól­nie kie­dy pod­je­dzie kil­ka auto­ka­rów). War­to ruszyć wcze­śniej. Za pierw­szym razem ok 14 nie uda­ło nam się zna­leźć żad­ne­go wol­ne­go miej­sca, dopie­ro kolej­ne­go dnia o 10 rano uda­ło nam się zapar­ko­wać dokład­nie naprze­ciw­ko Three Sisters.

Z głów­nej dro­gi scho­dzi się na kil­ka szla­ków, my zro­bi­li­śmy laj­to­we podej­ście w kie­run­ku „Sióstr” szla­kiem „The Lost Val­ley Glen­coe” bie­gną­cym pomię­dzy Gearr Aonach i Ben Fha­da, ale po 1,5h dro­gi zawró­ci­li­śmy. Szlak momen­ta­mi stromy.

Pod­je­cha­li­śmy też do Kin­lo­chle­ven moż­na tam podejść pod ład­ny wodo­spad Greymare’s Tail Water­fall  (spa­cer na 10 minut). Dar­mo­wy par­king na koń­cu mia­stecz­ka, ścież­ka do wodo­spa­du dobrze ozna­ko­wa­na, tro­chę kamie­ni i kil­ka schodków.

Dzień 5:

Opusz­cza­my Glen Coe i prze­no­si­my się na Isle of Skye. Dro­ga to 89 mil, ok 2,5h plus prze­pra­wa promem.

Po dro­dze zatrzy­mu­je­my się w:

  • Fort Wiliam: zro­bić zaku­py w Tesco i zoba­czyć kuter wyrzu­co­ny przez morze

  • Glen­fin­nan: wia­dukt Har­re­go Pottera.

Tipy: Pociąg jedzie z Fort Wiliam do Mal­la­ig i z powro­tem, faj­na opcja na cało­dnio­wą wyciecz­kę. Jest opcja wago­nu VIP. Przy wia­duk­cie i pomni­ku (Glen­fin­nan Monu­ment) są dwa płat­ne par­kin­gi, ale szyb­ko się zapeł­nia­ją i są zamy­ka­ne. Jeśli nie uda wam się na nie dostać my par­ko­wa­li­śmy kawa­łek dalej pod hote­lem Glen­fin­nan House Hotel (za free)

Pociąg prze­jeż­dża wia­duk­tem o 10:45 i 15:15 (u nas o 15:15 było 10 minu­to­we opóź­nie­nie). Są 3 punk­ty wido­ko­we. Podej­ście na punk­ty nie­zbyt wyma­ga­ją­ce, ale może być spo­ro bło­ta na tra­sie. Na punk­tach wido­ko­wych nie ma ławe­czek, sie­dzi się na trawie/kamieniach.

Na Isle of Skye pły­ne­li­śmy pro­mem z Mal­la­ig. Prom pły­nie ok 30 minut. Koszt (samo­chód oso­bo­wy+ 2 oso­by doro­słe + dziec­ko) 18 GBP. Zała­pa­li­śmy się na ostat­ni prom o 17:20, ale lepiej spraw­dzić aktu­al­ny roz­kład jaz­dy z wyprze­dze­niem, bo zmie­nia się dosyć często.

Na Isle of Skye spa­li­śmy w Kin­loch Ainort Apar­ta­ma­nets. Zale­ty loka­lu: super kli­mat na total­nym odlu­dziu, pięk­ny widok, bar­dzo dobrze wypo­sa­żo­ny aneks kuchen­ny. Wady: total­ne odlu­dzie, naj­bliż­szy sklep/ knaj­pa 20 mil dalej.

Dzień 6:

Tego dnia w pla­nach mie­li­śmy wyciecz­ką na The Old Man of Storr, ale nie­ste­ty pogo­da pokrzy­żo­wa­ła nam pla­ny. Zro­bi­li­śmy nawet poło­wę tra­sy, ale póź­niej Bren­do­nek się zbun­to­wał i odpu­ści­li­śmy. Gdy­by­ście się wybie­ra­li, to przy wej­ściu na szlak jest płat­ny par­king (3 GBP za 2h) a tra­sa zaj­mu­je ok 40 min w jed­ną stro­nę. Dro­ga dosyć stro­ma i śli­ska, jesli jest mokro. Da się z dziec­kiem tyl­ko wte­dy +20 minut.

Kolej­ny punkt wido­ko­wy: Lealt Fall: dwa wodo­spa­dy, 5 minut na zro­bie­nie zdję­cia i dalej w drogę.

Następ­nie wodo­spad na Kilt Rock. Faj­ny wido­czek tyl­ko nas tu musz­ki pra­wie zja­dły żywcem.

The Fairy Glen: Zaklę­te krę­gi wró­żek. Ład­ne miej­sce, ale atrak­cja tury­stycz­na zro­bio­na tro­chę na siłę, ot kil­ka kamie­ni uło­żo­nych w krąg. Tak mały, że moż­na go prze­oczyć. Par­king płat­ny 3 GBP.

I na koniec dnia sto­li­ca wyspy Por­tree. Prze­szli­śmy się po mia­stecz­ku, zro­bi­li­śmy fotecz­ki na punk­cie wido­ko­wym z kolo­ro­wy­mi dom­ka­mi, zje­dli­śmy Fish and Chips w Har­bo­ur Chip Shop i zapa­sy lodów­ko­we w Co-Op.

Dzień 7:

Objazd wyspy zaczę­li­śmy od sesji z “wło­cha­ty­mi” kro­wa­mi, aku­rat pasły się bli­sko naszej miejscówki.

Póź­niej wyciecz­ka na Neist Point, po dro­dze zaha­czy­li­śmy o desty­lar­nie Tali­ske­ra, nie­ste­ty była zamknię­ta dla zwie­dza­ją­cych, ale skle­pik czyn­ny 😉 Przy Neist Point jest dar­mo­wy par­king, krót­ki spa­cer na punkt wido­ko­wy i dodat­ko­wo moż­na zejść do latarni.

Kolej­ny punkt tego dnia to zamek Dunve­gan. Moż­na zwie­dzać zamek i ota­cza­ją­ce ogro­dy, ale moż­na też pod­je­chać kawa­łek dalej i zali­czyć dar­mo­wy wido­czek z zam­kiem w tle.

I ostat­nia atrak­cja tego dnia to Coral Beach- bar­dzo ład­na pla­ża z pokru­szo­nych kora­low­ców. Cza­sem na pla­ży wyle­gu­ją się foki, my nie­ste­ty nie mie­li­śmy szczę­ścia ich zoba­czyć. Przy pla­ży jest bar­dzo mały i wąski par­king (dar­mo­wy), dosłow­nie kil­ka miejsc i nie ma za bar­dzo inne­go miej­sca żeby zapar­ko­wać. Przy ład­nej pogo­dzie moż­na zali­czyć tu super chil­lo­ut. Pamię­taj­cie tyl­ko o zapa­sach bo w naj­bliż­szej oko­li­cy sklepu/ knaj­py brak.

Dzień 8:

Ostat­ni dzień na wyspie. Po zwie­dza­niu i wyciecz­kach z dni poprzed­nich byli­smy już tro­chę wywa­le­ni i dla­te­go zro­bi­li­śmy tyl­ko jed­ną atrak­cję — wodo­spa­dy Fairy Pools. Szcze­rze mówiąc, tak samo jak Fairy Glen jest to bar­dzo i nie­słusz­nie napom­po­wa­na atrak­cja. Wodo­spo­ady, owszem, ład­ne i przy­jem­na tra­sa spa­ce­ro­wa (ok 2.5 km w jed­ną stro­nę), ale rów­nie ład­nych wodo­spa­dów w Szko­cji będzie­cie mijać wie­le i za żaden inny nie będzie­cie musie­li zapła­cić 6 GBP za par­king. Naszym zda­niem, moż­na odpuścić.

W dro­dze powrot­nej postój na obiad w knaj­pie przy Sli­ga­han Old Bre­ach- Seu­ma­’s Bar. Mają bar­dzo ład­ny i foto­ge­nicz­ny bar, zja­dli­we bur­ge­ry i kanapki.

Dzień 9:

Opusz­cza­my Isle of Skye i na noc­leg mamy doje­chać do Inver­ness. Po dro­dze jest jed­nak, jak zwy­kle, kil­ka punk­tów do zaliczenia:

  • Zamek Eile­an Donan: par­king przy zam­ku płat­ny, moż­na jed­nak zapar­ko­wać chwi­lę wcze­śniej przy bar­dzo przy­jem­nej kawiar­ni (pysz­ne droż­dżów­ki i kaw­ka). Przy zam­ku jest faj­ny skle­pik z pamiąt­ka­mi i knajp­ka z fish and chips (no bo z czym innym 😉

  • Apple­cross Sands- tu nie­ste­ty zali­czy­li­śmy fuc­kup, na googlu pla­ża wyglą­da­ła spak­ta­ku­lar­nie, a że pogo­da była cał­kiem faj­na to pomy­sle­li­śmy, że ją zali­czy­my zanim prze­nie­sie­my się na wschód wyspy. W rze­czy­wi­sto­ści pla­ża jest mała, nie ma jak do niej zejść (może była to kwe­stia przy­pły­wu) i bez sen­su było nad­ra­biać tyle kilo­me­trów. Ale, jeśli lubi­cie krę­te gór­skie dro­gi to może­cie się prze­je­chać, dro­ga jest bar­dzo wido­wi­sko­wa i na pew­no dostar­czy wam spo­ro emo­cji (np . jeśli zali­czy­cie przy­mu­so­wy postój bo na dro­dze będzie się wypa­sa­ło sta­do krów).

Nocu­je­my w Inver­ness w hote­lu Jurys Inn, któ­re­go nie pole­ca­my. Niby wszyst­ko ok, śnia­da­nia zno­śne i duży par­king, ale w całym hote­lu strasz­nie śmier­dzia­ło i czy­stość pozo­sta­wia­ła wie­le do życzenia.

Pole­ca­my za to restau­ra­cję nasze­go przy­szłe­go sąsia­da, któ­ry w Szko­cji od 10 lat krę­ci dri­ny 🙂 Na tere­nie hote­lu Ness Walk w namio­cie Bru­ach zje­cie dobre­go Phil­ly Che­ese­ste­ak’a czy cur­ry z kur­cza­kiem i wypi­je­cie kosmicz­ne drin­ki lub zała­pie­cie się  na degu­sta­cję ginu i whisky.

Dzień 10:

Jedzie­my szu­kać potwo­ra z Loch Ness, wybie­ra­my wyciecz­kę od stro­ny Dores, bo podob­no jest tam mniej chiń­skich wycie­czek i mniej kiczu. Przy­jem­na pla­ża z knajp­ką i food truc­kiem, dom poszu­ki­wa­cza Nes­si i skle­pik z pamiątkami.

Kolej­ny punkt to Cul­lo­den Bat­tle­field, pole bitwy z 1746 roku. Duży teren (płat­ny par­king) do spa­ce­rów. Odwie­dza to miej­sce wie­lu Szko­tów (w tra­dy­cyj­nych strojach).

I na koniec pró­ba spo­tka­nia del­fi­nów przy Cha­non­ry Point. Podob­no czę­sto się tu poja­wia­ją i robią poka­zy jak w del­fi­na­rium. Nie­ste­ty były strasz­ne tłu­my i nie uda­ło nam się zna­leźć miej­sca na par­kin­gu, poje­cha­li­śmy kawa­łek dalej posie­dzieć na pla­ży. Del­fi­nów nie odnotowano.

Dzień 11:

Na ten dzień mie­li­śmy wyku­pio­ną wyciecz­kę na del­fi­ny z Eco Ven­tu­res. Wyciecz­ka, sama w sobie faj­na- pły­nie się łodzią moto­ro­wą wzdłuż linii brze­go­wej i obser­wu­je plat­for­my wiert­ni­cze, ska­ły z pozo­sta­ło­ścia­mi budow­li obron­nych z II Woj­ny Świa­to­wej. Po wypły­nię­ciu na morze łód­ka się zatrzy­mu­je a kapi­tan ser­wu­je gorą­cą cze­ko­la­dę i cia­stecz­ka. Wszyst­ko faj­nie, pięk­nie tyl­ko zabra­kło głów­ne­go punk­tu pro­gra­mu: del­fi­nów 🙂 Sku­ba­ne ewi­dent­nie się przed nami cho­wa­ją. Jeśli zde­cy­du­je­cie się na taką wyciecz­kę to pamię­taj­cie żeby mega cie­pło się ubrać. Od orga­ni­za­to­rów dosta­nie­cie nie­prze­ma­kal­ne spodnie i kurt­ki, ale na wodzie jest bar­dzo zim­no, woda chla­pie na wszyst­kie stro­ny i dobrze mieć coś ciepłego/nieprzemakalnego pod spodem. Wyciecz­ka trwa 2h, trze­ba rezer­wo­wac wcze­śniej przez stro­nę www.

Po rej­sie zje­dli­śmy obiad w kawiar­ni, któ­ra jest obok biu­ra orga­ni­za­to­ra wyciecz­ki. Mają tam też ład­ne pamiąt­ki (plu­sza­ki, cera­mi­ka, alkohole).

Wie­czo­rem zje­dli­śmy kola­cje w pubie Joh­ny Fox. Bar­dzo przy­jem­nie zasko­czył nas poziom ser­wo­wa­nych dań (szef kuch­ni jest Pola­kiem). Jeśli tu dotrze­cie bierz­cie w ciem­no jele­nia. Pyszka.

Dzień 12:

Ostat­ni dzień Road Tri­pu po Szko­cji. Jutro prze­no­si­my się już do Edynburga.

Zali­cza­my dzi­siaj zamek Dornoch. Zamek i ogro­dy bar­dzo ład­ne (wstep płat­ny, par­king bez­płat­ny), ale całe show skra­dła pla­ża, któ­ra jest tuż za ogro­dze­niem. Sze­ro­ka, piasz­czy­sta ale z kamie­nia­mi na któ­rych moż­na posie­dzieć. Aku­rat tak ład­nie słoń­ce grza­ło, że nie mie­li­śmy wogó­le ocho­ty z niej się ruszac. Polecamy.

W dro­dze powrot­nej do Inver­ness przy­sta­nek w desty­lar­ni Glenmorangie.

Kola­cję jemy ponow­nie w Joh­ny Fox.

Dzień 13:

Dro­ga z Inver­ness do Edyn­bur­ga z przy­stan­ka­mi na:

  • Desty­lar­nię Dewar’s
  • Helix Park; bar­dzo ład­ny teren ze ścież­ka­mi edu­ka­cyj­ny­mi, pla­cem zabaw, przy­sta­nią, bazą gastro, ale przede wszyst­kim posą­ga­mi dwóch kel­pi- mitycz­nych wod­nych koni. Moż­na spo­koj­nie tu spę­dzić kil­ka godzin.

I ostat­ni hotel na naszej tra­sie: Mer­cu­re Hay­mar­ket w Edyn­bur­gu. Dobra loka­li­za­cja oko­ło 20 minut spa­ce­rem od zam­ku, smacz­ne śnia­da­nie. Nie­ste­ty w hote­lu nie ma par­kin­gu, trze­ba par­ko­wać na par­kin­gu poziem­nym w pobli­skim biurowcu.

Kola­cja w Mums Gre­at Com­fort­fo­od.

Dzień 14:

Mie­li­śmy w pla­nach inten­syw­ne zwie­dza­nie Edyn­bur­ga, jed­nak pogo­da (30 stop­ni upału0 i tłu­my nas poko­na­ły. Wyku­pi­li­śmy sobie wyciecz­kę pię­tro­wym auto­bu­sem i obje­cha­li­śmy mia­sto dwu­krot­nie. Na cho­dze­nie nie mie­li­śmy już siły.

Kola­cja we wło­skiej knaj­pie obok hote­lu- L’ar­ti­gia­no.

Dzień 15:

Koniec. The End. Pobud­ka o 5:00, odda­je­my samo­chód na lot­ni­sku u wra­ca­my do domu. Było faj­nie, ale chy­ba tro­chę za dłu­go i zbyt inten­syw­nie jak dla nas. kolej­ne waka­cje będa zno­wu na plaży :).

A to widziałeś?

1 komentarz

  • Reply http://iwand71.blogspot.com/ 01/09/2022 at 13:20

    Miesz­kam w Edyn­bur­gu wiec milo bylo poczy­tac, choc miej­sca­mi lapa­lam sie za glo­we 🙂 Wybra­les naj­droz­sza opcje samo­cho­du, Enter­pri­se raczej sie wypo­zy­cza na pare godzin niz na dwa tygo­dnie. Szko­da ze nie zapy­ta­les przed wyjaz­dem, zaosz­cze­dzil­byc ze trzy-czte­ry tysia­ce PLN.
    Glen­coe (tak sie pisze) jest naj­piek­niej­sza doli­na w High­lan­dach, ale szcze­rze mowiac gdzie­kol­wiek sie poje­dzie jest prze­piek­nie. Zdzi­wi­la mnie prze­pra­wa pro­mem na Skye, bo nor­mal­nie jez­dzi sie przez most, ale jak mozna to cze­mu nie. Isle of Skye jest faj­na, ale wedlug mnie za duzo cza­su tam spe­dzi­li­scie, dwa dni wystar­czy. Za to oko­li­ce Inver­ness zaslu­gu­ja na wie­cej uwa­gi. Z del­fi­na­mi to jest tak, ze one przy­ply­wa­ja na wzno­sza­cej fali, czy­li naj­le­piej dwie godzi­ny przed przy­ply­wem, ale wia­do­mo ze z dzi­ka natu­ra nie prze­wi­dzisz. Wedlug mnie faj­niej jest wybrac sie do Fort Geo­r­ge kto­ry jest widocz­ny z Cha­non­ry Point, mozna sobie zwie­dzic bar­dzo faj­ne for­ty woj­sko­we i przy tym zoba­czyc del­fi­ny bez tlumu 🙂
    Na Edin­burgh wybra­li­scie naj­gor­szy okres do zwie­dza­nia, bo w sierp­niu dzie­je sie naj­wiek­szy festi­wal arty­stycz­ny na swie­cie — Frin­ge — i wte­dy wszyst­ko jest oczy­wi­scie dro­gie, ale nie to jest naj­gor­sze tyl­ko te milio­ny ludzi na uli­cach. No i prze­ce­ni­les mozli­wo­sci — Edyn­bur­ga nie da sie zwie­dzic w jeden dzien. Jesli jesz­cze bedziesz sie wybie­ral kie­dys do Szko­cji napisz, dam ci pare tipow 🙂

  • Leave a Reply