To będzie przewodnik inny niż wszystkie. Mam was, oby słusznie, za inteligentne bestie, które potrafią wyszukać w Wikipedii informacje typu: z którego wieku jest Dunrobin Castle albo jak wysoki jest wodospad na Kilt Rock. Dlatego poniżej samo mięso czyli dzień po dniu nasz road trip po Szkocji. Trasa (pełna mapka na końcu), noclegi, miejscówki na jedzenie- choć od razu zaznaczę, że co jak co ale jedzenie było takie se.
Zdjęcia z wyjazdu sa też zapisane w relacjach wyróżnionych na pigoutowym Instagramie.
Kilka słów na początek:
- Do Szkocji pojechaliśmy w sam środek wysokiego sezonu (29.07- 12.08) bo musieliśmy zorganizować czas Bombelkowi w czasie przerwy wakacyjnej w przedszkolu. Jeśli masz taką opcję, pewnie lepiej jechać poza sezonem, chociaż ogólnie tłumów nie było (wszedzie poza Edynburgiem).
- Na pewno taki wyjazd można zorganizować taniej, lepiej, z większymi fajerwerkami. Nie zaprzeczamy.
- Pojechaliśmy z 4 latkiem, więc intensywność zwiedzania, komfort podróży itp. była dostosowana do dziecka. Taką samą trasę można zrobić w tydzień, zakładając że wstaniesz codziennie o 6 i będziesz zwiedzać do 22. Nam się nie chciało.
Pro tipy:
- Co zabrać ze sobą: przede wszystkim dobre buty do chodzenia po górach; żadne new balanse, Jordany czy inne trampeczki nie dadzą rady. Na trasach jest mokro, błotniście i ślisko. Kurtkę odporną na deszcz i wiatr, taką co nie przemoknie w 3 minuty. Zapomnijcie o parasolkach. Dla dzieci- spodnie wodoodporne; odzież termiczna.
- Czy można płacić kartą, czy muszę mieć gotówkę? W 90% miejsc które odwiedziliśmy można było płacić kartą, również w parkomatach
- Sklepy: poza miastami nie ma za dużo sklepów spożywczych. W miasteczkach są markety sieci Co-op (dobrze zaopatrzone), Tesco, Lidl itp. Jeśli jedziecie na Isle of Skye dobrze zrobić zapasy przed wjazdem na wyspę. Na wyspie markety są tylko w Portree.
- Restauracje: często otwierają się ok 17–18, dopiero na kolacje.
- Pamietajcie o ubezpieczeniu. Nie wiem jak działa opcja korzystania z naszego NFZ, my na wszelki wypadek zawsze mamy dodatkowe ubezpieczenie turystyczne.
Lot: Lecieliśmy Ryanairem Warszawa Modlin-Edynburg. Bilety kupowaliśmy w maju, nie było jakiejś specjalnej promocji, zależało nam na konkretnym terminie. Zabraliśmy 2 bagaże rejestrowane (20 kg + 10 kg) i jeden dodatkowy bagaż podręczny (10 kg).
Samochód: Wypożyczony na lotnisku w Edynburgu z firmy Enterprise. Rezerwacja zrobiona przez booking.com 2 msc przed terminem. Drogi okropnie. Nie pamiętam żebyśmy gdziekolwiek płacili taką kasę za wynajem samochodu, ale zakładaliśmy road trip i nie było innej opcji. Możliwe, że wypożyczenie z wypożyczalni w mieście, a nie na lotnisku będzie tańsze, ale nie chciało nam się już kombinować z dojazdem do miasta. Koszt 6 590 PLN na 2 tygodnie (sick!). Ogólnie cały proces wypożyczenia/ zwrotu bardzo sprawny. Tipy:
- Osoba na którą robiona jest rezerwacja (główny kierowca) musi okazać prawo jazdy i kartę kredytową (nie może być debetowa).
- Dodanie drugiego kierowy jest drogie. 19 GBP/ dzień.
- Kaucja 250 GBP- blokowana na karcie na czas wynajmu.
- Samochód dostajemy i zwracamy z pełnym bakiem paliwa.
- Podstawowa cena zawiera podstawowe ubezpieczenie. My dokupiliśmy dodatkowe na opony i szyby plus opcja, że jak się gdzieś rozkraczymy to po nas przyjadą z zastępczą furą. Koszt 147 GBP.
- Dla dziecka trzeba mieć fotelik (wymagane do 13 r.ż lub 32 kg). Koszt w wypożyczalni: 700 PLN/ 2 tyg.
Trasa:
Dzień 1:
- Edynburg lotnisko- Stirling (30 mil, 35 minut). W Stirling robimy sobie przystanek na spacerek po miasteczku. Jest zamek (wstęp płatny, nie wchodziliśmy) obejrzeliśmy z zewnątrz, bardzo klimatyczny cmentarz, ładne uliczki ze sklepikami i kawiarniami. Zrobiliśmy też podstawowe zakupy spożywcze w markecie, żeby mieć jakieś przekąski dla Brendonka na czarną godzinę.
- Stirling- Glen Coe (81 mil, 1.50h). Baza noclegowa na pierwsze 4 dni: Hotel The Isles of Glencoe. Rezerwowany przez Booking.com. Pokój dla dwojga dorosłych, duże łóżko, dziecko śpi z rodzicami. Hotel ładnie położony nad brzegiem jeziora, w pobliżu 2 knajpy i sklep spożywczy (5 min spacerem), do miasteczka 30 min spacerem (2 dodatkowe knajpy).W hotelu: kryty basen, restauracja z widokiem na jezioro, bar, maleńka sala zabaw dla dzieci (klocki, książeczki). Obok hotelu centrum sportów wodnych. Można wypożyczyć supa, kajaki, rowery. Bardzo dobre śniadania, duży wybór. Hotel przyjazny psom i dzieciom. Jedyna wada: brak lodówki w pokoju, ale w barze można dostać lód do collera. Jako alternatywny hotel braliśmy pod uwagę Kingshouse Hotel.
Restauracje:
- Restauracja w hotelu: serwują lunche i kolacje, jest menu dla dzieci. Wybór dań bez szału, zjadliwe i jak na hotel w sensownej cenie.
- The Laroch Restaurant and Bar: nie jedliśmy tu, byliśmy tylko na drinach. Mają fajny ogródek. Menu dnia w dobrych cenach.
- Querrier’s Kitchen Fish and Chips: ryba, krewetki, kurczaki i frytki. Ogromna ilość panierki, wszystko mega tłuste. Mają też pizze. Można na miejscu, można na wynos. Tanio. Bez szału, ale nie trują.
- Glencoe Gathering: Knajpa + bar+ pizzeria. Ładny ogródek, ładnie urządzona restauracja i bar. Jedliśmy pizze, nie miała ani trochę smaku, chyba że liczymy smak kartonu. Serwują też steki, fish and chips, burgery.
Dzień 2:
Wycieczka: Glen Coe- Oban (34 mile, ok 50 min).
Oban: bardzo urokliwe miasteczko, z klimatem. Można zrobić wycieczkę na pół dnia. Spacer po miasteczku, żarcie w knajpie przy morzu, wejście na górkę zobaczyć McCaig’s Tower and Battery Hill. Jedliśmy w Oban Seafood Hut: mule 4.49 GBP, talerz seafood dla dwojga 35 GBP (mule, przegrzebki, krab, krewetki, kalmary, łosoś).
W drodze powrotnej postój z widokiem na zamek Stalker. Dobry widok z kawiarni Castle Stalker View. Bezpłatny parking, kawiarnia + foodtruck, ścieżka w stronę zamku. Można latać dronem.
Dzień 3:
Wycieczka: Glen Etive (ok 20 mil w jedną stronę)- droga znana ze Skyfall. Punkt widokowy z Jamesa Bonda. Można przejechać do samego końca doliny, ale nie warto. Najładniejsze widoczki są mniej więcej na wysokości Bonda. Można zejść nad strumyk i do wodospadu. Dla odważnych opcja raftingu.
Pro tip: jeśli wybieracie się później na Isle of Skye i mieliście w planach Fairytell Waterfall to możecie sobie je już odpuścić. Glen Etive wygląda niemal identycznie, jest mniej zatłoczone i nie skroją was 6 GBP za parking.
W drodze powrotnej postój przy „białym domku”, tylko zeszliśmy z parkingu na dół, ale wokół jest kilka szlaków. Dokładnie naprzeciwko białego domku zaczyna się szlak „The Devil’s Staircase”- 6 mil, aż do Kinlochleven, podobno piękne widoki, można zobaczyć Blackwater Reservoir.
Dzień 4:
Spacer wokół Three Sisters. Na trasie między Glen Coe i Glen Etive jest kilka bezpłatnych parkingów przy głównej trasie, ale dosyć szybko się zapełniają (szczególnie kiedy podjedzie kilka autokarów). Warto ruszyć wcześniej. Za pierwszym razem ok 14 nie udało nam się znaleźć żadnego wolnego miejsca, dopiero kolejnego dnia o 10 rano udało nam się zaparkować dokładnie naprzeciwko Three Sisters.
Z głównej drogi schodzi się na kilka szlaków, my zrobiliśmy lajtowe podejście w kierunku „Sióstr” szlakiem „The Lost Valley Glencoe” biegnącym pomiędzy Gearr Aonach i Ben Fhada, ale po 1,5h drogi zawróciliśmy. Szlak momentami stromy.
Podjechaliśmy też do Kinlochleven można tam podejść pod ładny wodospad Greymare’s Tail Waterfall (spacer na 10 minut). Darmowy parking na końcu miasteczka, ścieżka do wodospadu dobrze oznakowana, trochę kamieni i kilka schodków.
Dzień 5:
Opuszczamy Glen Coe i przenosimy się na Isle of Skye. Droga to 89 mil, ok 2,5h plus przeprawa promem.
Po drodze zatrzymujemy się w:
- Fort Wiliam: zrobić zakupy w Tesco i zobaczyć kuter wyrzucony przez morze
- Glenfinnan: wiadukt Harrego Pottera.
Tipy: Pociąg jedzie z Fort Wiliam do Mallaig i z powrotem, fajna opcja na całodniową wycieczkę. Jest opcja wagonu VIP. Przy wiadukcie i pomniku (Glenfinnan Monument) są dwa płatne parkingi, ale szybko się zapełniają i są zamykane. Jeśli nie uda wam się na nie dostać my parkowaliśmy kawałek dalej pod hotelem Glenfinnan House Hotel (za free)
Pociąg przejeżdża wiaduktem o 10:45 i 15:15 (u nas o 15:15 było 10 minutowe opóźnienie). Są 3 punkty widokowe. Podejście na punkty niezbyt wymagające, ale może być sporo błota na trasie. Na punktach widokowych nie ma ławeczek, siedzi się na trawie/kamieniach.
Na Isle of Skye płyneliśmy promem z Mallaig. Prom płynie ok 30 minut. Koszt (samochód osobowy+ 2 osoby dorosłe + dziecko) 18 GBP. Załapaliśmy się na ostatni prom o 17:20, ale lepiej sprawdzić aktualny rozkład jazdy z wyprzedzeniem, bo zmienia się dosyć często.
Na Isle of Skye spaliśmy w Kinloch Ainort Apartamanets. Zalety lokalu: super klimat na totalnym odludziu, piękny widok, bardzo dobrze wyposażony aneks kuchenny. Wady: totalne odludzie, najbliższy sklep/ knajpa 20 mil dalej.
Dzień 6:
Tego dnia w planach mieliśmy wycieczką na The Old Man of Storr, ale niestety pogoda pokrzyżowała nam plany. Zrobiliśmy nawet połowę trasy, ale później Brendonek się zbuntował i odpuściliśmy. Gdybyście się wybierali, to przy wejściu na szlak jest płatny parking (3 GBP za 2h) a trasa zajmuje ok 40 min w jedną stronę. Droga dosyć stroma i śliska, jesli jest mokro. Da się z dzieckiem tylko wtedy +20 minut.
Kolejny punkt widokowy: Lealt Fall: dwa wodospady, 5 minut na zrobienie zdjęcia i dalej w drogę.
Następnie wodospad na Kilt Rock. Fajny widoczek tylko nas tu muszki prawie zjadły żywcem.
The Fairy Glen: Zaklęte kręgi wróżek. Ładne miejsce, ale atrakcja turystyczna zrobiona trochę na siłę, ot kilka kamieni ułożonych w krąg. Tak mały, że można go przeoczyć. Parking płatny 3 GBP.
I na koniec dnia stolica wyspy Portree. Przeszliśmy się po miasteczku, zrobiliśmy foteczki na punkcie widokowym z kolorowymi domkami, zjedliśmy Fish and Chips w Harbour Chip Shop i zapasy lodówkowe w Co-Op.
Dzień 7:
Objazd wyspy zaczęliśmy od sesji z “włochatymi” krowami, akurat pasły się blisko naszej miejscówki.
Później wycieczka na Neist Point, po drodze zahaczyliśmy o destylarnie Taliskera, niestety była zamknięta dla zwiedzających, ale sklepik czynny 😉 Przy Neist Point jest darmowy parking, krótki spacer na punkt widokowy i dodatkowo można zejść do latarni.
Kolejny punkt tego dnia to zamek Dunvegan. Można zwiedzać zamek i otaczające ogrody, ale można też podjechać kawałek dalej i zaliczyć darmowy widoczek z zamkiem w tle.
I ostatnia atrakcja tego dnia to Coral Beach- bardzo ładna plaża z pokruszonych koralowców. Czasem na plaży wylegują się foki, my niestety nie mieliśmy szczęścia ich zobaczyć. Przy plaży jest bardzo mały i wąski parking (darmowy), dosłownie kilka miejsc i nie ma za bardzo innego miejsca żeby zaparkować. Przy ładnej pogodzie można zaliczyć tu super chillout. Pamiętajcie tylko o zapasach bo w najbliższej okolicy sklepu/ knajpy brak.
Dzień 8:
Ostatni dzień na wyspie. Po zwiedzaniu i wycieczkach z dni poprzednich bylismy już trochę wywaleni i dlatego zrobiliśmy tylko jedną atrakcję — wodospady Fairy Pools. Szczerze mówiąc, tak samo jak Fairy Glen jest to bardzo i niesłusznie napompowana atrakcja. Wodospoady, owszem, ładne i przyjemna trasa spacerowa (ok 2.5 km w jedną stronę), ale równie ładnych wodospadów w Szkocji będziecie mijać wiele i za żaden inny nie będziecie musieli zapłacić 6 GBP za parking. Naszym zdaniem, można odpuścić.
W drodze powrotnej postój na obiad w knajpie przy Sligahan Old Breach- Seuma’s Bar. Mają bardzo ładny i fotogeniczny bar, zjadliwe burgery i kanapki.
Dzień 9:
Opuszczamy Isle of Skye i na nocleg mamy dojechać do Inverness. Po drodze jest jednak, jak zwykle, kilka punktów do zaliczenia:
- Zamek Eilean Donan: parking przy zamku płatny, można jednak zaparkować chwilę wcześniej przy bardzo przyjemnej kawiarni (pyszne drożdżówki i kawka). Przy zamku jest fajny sklepik z pamiątkami i knajpka z fish and chips (no bo z czym innym 😉
- Applecross Sands- tu niestety zaliczyliśmy fuckup, na googlu plaża wyglądała spaktakularnie, a że pogoda była całkiem fajna to pomysleliśmy, że ją zaliczymy zanim przeniesiemy się na wschód wyspy. W rzeczywistości plaża jest mała, nie ma jak do niej zejść (może była to kwestia przypływu) i bez sensu było nadrabiać tyle kilometrów. Ale, jeśli lubicie kręte górskie drogi to możecie się przejechać, droga jest bardzo widowiskowa i na pewno dostarczy wam sporo emocji (np . jeśli zaliczycie przymusowy postój bo na drodze będzie się wypasało stado krów).
Nocujemy w Inverness w hotelu Jurys Inn, którego nie polecamy. Niby wszystko ok, śniadania znośne i duży parking, ale w całym hotelu strasznie śmierdziało i czystość pozostawiała wiele do życzenia.
Polecamy za to restaurację naszego przyszłego sąsiada, który w Szkocji od 10 lat kręci driny 🙂 Na terenie hotelu Ness Walk w namiocie Bruach zjecie dobrego Philly Cheesesteak’a czy curry z kurczakiem i wypijecie kosmiczne drinki lub załapiecie się na degustację ginu i whisky.
Dzień 10:
Jedziemy szukać potwora z Loch Ness, wybieramy wycieczkę od strony Dores, bo podobno jest tam mniej chińskich wycieczek i mniej kiczu. Przyjemna plaża z knajpką i food truckiem, dom poszukiwacza Nessi i sklepik z pamiątkami.
Kolejny punkt to Culloden Battlefield, pole bitwy z 1746 roku. Duży teren (płatny parking) do spacerów. Odwiedza to miejsce wielu Szkotów (w tradycyjnych strojach).
I na koniec próba spotkania delfinów przy Chanonry Point. Podobno często się tu pojawiają i robią pokazy jak w delfinarium. Niestety były straszne tłumy i nie udało nam się znaleźć miejsca na parkingu, pojechaliśmy kawałek dalej posiedzieć na plaży. Delfinów nie odnotowano.
Dzień 11:
Na ten dzień mieliśmy wykupioną wycieczkę na delfiny z Eco Ventures. Wycieczka, sama w sobie fajna- płynie się łodzią motorową wzdłuż linii brzegowej i obserwuje platformy wiertnicze, skały z pozostałościami budowli obronnych z II Wojny Światowej. Po wypłynięciu na morze łódka się zatrzymuje a kapitan serwuje gorącą czekoladę i ciasteczka. Wszystko fajnie, pięknie tylko zabrakło głównego punktu programu: delfinów 🙂 Skubane ewidentnie się przed nami chowają. Jeśli zdecydujecie się na taką wycieczkę to pamiętajcie żeby mega ciepło się ubrać. Od organizatorów dostaniecie nieprzemakalne spodnie i kurtki, ale na wodzie jest bardzo zimno, woda chlapie na wszystkie strony i dobrze mieć coś ciepłego/nieprzemakalnego pod spodem. Wycieczka trwa 2h, trzeba rezerwowac wcześniej przez stronę www.
Po rejsie zjedliśmy obiad w kawiarni, która jest obok biura organizatora wycieczki. Mają tam też ładne pamiątki (pluszaki, ceramika, alkohole).
Wieczorem zjedliśmy kolacje w pubie Johny Fox. Bardzo przyjemnie zaskoczył nas poziom serwowanych dań (szef kuchni jest Polakiem). Jeśli tu dotrzecie bierzcie w ciemno jelenia. Pyszka.
Dzień 12:
Ostatni dzień Road Tripu po Szkocji. Jutro przenosimy się już do Edynburga.
Zaliczamy dzisiaj zamek Dornoch. Zamek i ogrody bardzo ładne (wstep płatny, parking bezpłatny), ale całe show skradła plaża, która jest tuż za ogrodzeniem. Szeroka, piaszczysta ale z kamieniami na których można posiedzieć. Akurat tak ładnie słońce grzało, że nie mieliśmy wogóle ochoty z niej się ruszac. Polecamy.
W drodze powrotnej do Inverness przystanek w destylarni Glenmorangie.
Kolację jemy ponownie w Johny Fox.
Dzień 13:
Droga z Inverness do Edynburga z przystankami na:
- Destylarnię Dewar’s
- Helix Park; bardzo ładny teren ze ścieżkami edukacyjnymi, placem zabaw, przystanią, bazą gastro, ale przede wszystkim posągami dwóch kelpi- mitycznych wodnych koni. Można spokojnie tu spędzić kilka godzin.
I ostatni hotel na naszej trasie: Mercure Haymarket w Edynburgu. Dobra lokalizacja około 20 minut spacerem od zamku, smaczne śniadanie. Niestety w hotelu nie ma parkingu, trzeba parkować na parkingu poziemnym w pobliskim biurowcu.
Kolacja w Mums Great Comfortfood.
Dzień 14:
Mieliśmy w planach intensywne zwiedzanie Edynburga, jednak pogoda (30 stopni upału0 i tłumy nas pokonały. Wykupiliśmy sobie wycieczkę piętrowym autobusem i objechaliśmy miasto dwukrotnie. Na chodzenie nie mieliśmy już siły.
Kolacja we włoskiej knajpie obok hotelu- L’artigiano.
Dzień 15:
Koniec. The End. Pobudka o 5:00, oddajemy samochód na lotnisku u wracamy do domu. Było fajnie, ale chyba trochę za długo i zbyt intensywnie jak dla nas. kolejne wakacje będa znowu na plaży :).
1 komentarz
Mieszkam w Edynburgu wiec milo bylo poczytac, choc miejscami lapalam sie za glowe 🙂 Wybrales najdrozsza opcje samochodu, Enterprise raczej sie wypozycza na pare godzin niz na dwa tygodnie. Szkoda ze nie zapytales przed wyjazdem, zaoszczedzilbyc ze trzy-cztery tysiace PLN.
Glencoe (tak sie pisze) jest najpiekniejsza dolina w Highlandach, ale szczerze mowiac gdziekolwiek sie pojedzie jest przepieknie. Zdziwila mnie przeprawa promem na Skye, bo normalnie jezdzi sie przez most, ale jak mozna to czemu nie. Isle of Skye jest fajna, ale wedlug mnie za duzo czasu tam spedziliscie, dwa dni wystarczy. Za to okolice Inverness zasluguja na wiecej uwagi. Z delfinami to jest tak, ze one przyplywaja na wznoszacej fali, czyli najlepiej dwie godziny przed przyplywem, ale wiadomo ze z dzika natura nie przewidzisz. Wedlug mnie fajniej jest wybrac sie do Fort George ktory jest widoczny z Chanonry Point, mozna sobie zwiedzic bardzo fajne forty wojskowe i przy tym zobaczyc delfiny bez tlumu 🙂
Na Edinburgh wybraliscie najgorszy okres do zwiedzania, bo w sierpniu dzieje sie najwiekszy festiwal artystyczny na swiecie — Fringe — i wtedy wszystko jest oczywiscie drogie, ale nie to jest najgorsze tylko te miliony ludzi na ulicach. No i przeceniles mozliwosci — Edynburga nie da sie zwiedzic w jeden dzien. Jesli jeszcze bedziesz sie wybieral kiedys do Szkocji napisz, dam ci pare tipow 🙂