Miałem nadzieję, że polska turystyka wizerunkowo najgorsze ma już za sobą, że koniec z jajkami na twardo, mikroskopijnymi slipami Atlantic i klaskaniem w samolocie. Niestety. Okazuje się, że wciąż mamy mentalność spod znaku klapka Kubota i białej skarpety, a co gorsze najbardziej jest ona widoczna wśród ludzi, których teoretycznie stać na więcej. Najpierw narzeczona prowadzącego najnudniejszy program w historii tv, Jaka to melodia, dała się złapać na kradzieży futra podczas wizyty w USA, następnie kilku polityków kręciło awantury na pokładzie Ryanaira, po czym narobiło wsi w Madrycie, oczywiście wszystko po spożyciu Żubrów przemyconych z kraju. Niedawno wyszło na jaw, że ulubioną wakacyjną aktywnością polskich “modelek” jest robienie odlewów z brązu, a teraz do pieca dołożył jeszcze Jarosław Kuźniar.
W życiu już tak bywa, że wszystko, co powiesz lub zrobisz okrąża Ziemię i w końcu kopie Cię w dupę. Zjawisko takie nazywa się karmą i właśnie trafiło Jarosława Kuźniara prosto w rzyć. Otóż Jarek niesamowicie wtopił. Sprzedał do internetu trik “jak ogarnąć wyjazd żeby było tanio” i okazało się, że jest to najbardziej cebulowa rada ever, a Kuźniar w swojej kreatywności zawstydził największych urlopowych kombinatorów. Jego patentem jest wyjazd na waleta, zakup wszystkich niezbędnych rzeczy na miejscu i późniejsza reklamacja z pretensją, że nie tego oczekiwał i żądaniem zwrotu kasy.
Teoretycznie jest to legalne i dozwolone, w praktyce to buractwo level milion, zwłaszcza jeśli jesteś znanym dziennikarzem zarabiającym kilka średnich krajowych. Podejrzewam, że główną atrakcją wyjazdu było opieprzanie rodziny, żeby uważała na towar, bo zniszczonego nie przyjmą w sklepie. Jarek, a co jeśli Ci powiem, że fotelik da się wynająć? Wiem, wiem bez sensu, trzeba wydać piniądze. Sprawa jest tym bardziej zabawna, a raczej smutna, bo Kuźniarowi jakiś czas temu przestało wystarczać prowadzenie poranków w TVN 24 i zaczął lansować się na guru od podróży. Założył w tym celu portal i ponoć nawet biuro, ale niestety dla niego, oprócz zachęcania do wyjazdów, za cel postawił sobie jeszcze zwalczenie polskiej mentalności turystycznej. Chciał być nowym Cejrowskim tyle, że zamiast Boso przez świat wyszło Z gołą dupą przez świat.
Pierwszą burzę wywołał wywiadem, w którym zdradził, że podczas urlopu unika Polaków i polactwa. Teraz już wiem, że po prostu nie chciał, aby ktoś go zobaczył podczas składania reklamacji.
Następnie przyszedł czas na klasykę, czyli wbicie szpilki w miłośników jajek na twardo, termosów i zdejmowania butów. Potwierdzam, ten nawyk jest godny potępienia, ale obawiam się, że Jarkowi chodziło o ogólną pogardę dla brania prowiantu. Po co, skoro można chwilę się przegłodzić, ale za to w hotelu zje się więcej. Przynajmniej all inclusive się zwróci.
Odważne tezy jak na kogoś, kto sam kręci wałki w amerykańskiej Biedronce. Nie wiem dokładnie jakiej reakcji spodziewał się Kuźniar po swojej wypowiedzi, być może poklepania po plecach i poklasku za spryt, ale na pewno nie przewidział, że za jego sprawą język polski wzbogaci się o nowe słowo — przykuźniarować, oznaczające przekręt, kant i kombinację.
Na szczęście internauci w przeciwieństwie do widzów TVNu nie łykają wszystkiego bezrefleksyjnie i nie zapomnieli Kuźniarowi wcześniejszych wypowiedzi. Aż chce się zacytować kto mieczem wojuje… . Kuźniar od kilku dni jest tematem numer jeden do darcia łacha, a największą popularnością cieszy się cykl wpisów z hasztagiem #sekretyKuźniara, w których wirtualna społeczność wyciąga do Jarka pomocną dłoń i doradza na czym jeszcze można przyoszczędzić.
Sam zainteresowany postanowił w końcu zabrać głos i odnieść się do zarzutów tłumacząc, że to co zrobił to nie buractwo, tylko wait for it .… zaradność.
Powyższa wypowiedź jest najlepszym dowodem, że bycie turystycznym Januszem to nie do końca kwestia finansów, to stan umysłu. Przypomniało mi to scenę z filmu z “Ile waży koń trojański”, w której postać grana przez Robert Więckiewicz opowiada o swoich wakacjach w Szwecji i genie przedsiębiorczości. Typowy Kuźniar, koniecznie zobaczcie sami.
wakacje w Szwecji, czyli gen przedsiębiorczości (niestety klipu nie da się zalinkować bezpośrednio, ale serio kliknijcie)
Prawdopodobnie każdy w swojej karierze zaliczył jakieś urlopowe “Fo-pa”, ja sam niejednokrotnie (tyle, że zazwyczaj nieumyślnie i zabiorę te historie do grobu), ale nigdy nie jest za późno żeby się ogarnąć. Przykładowo, jeśli opowiadasz komuś, że w Twoim hotelu w Egipcie bar standardowo działał do północy, ale dla Ciebie zrobili wyjątek i obsługiwali Cię do rana (historia na fakcie), to wcale nie dlatego, że byłeś fajny i sympatyczny. Po prostu okazałeś się mega wrzodem na dupie i szantażystą “przecież zapłaciłem”, a dla takich klientów obsługa staje na głowie. Nie traktuj tego jak komplement. Musisz też wiedzieć, że kiedy za granicą przechodzisz na angielski, czyli mówisz po polsku tyle, że wolniej i głośniej, a mimo to wciąż nie możesz się dogadać, problem nie leży w twoim rozmówcy, tylko w Tobie.
Czy ty też jesteś turystycznym Kuźniarem?