POST z Maja 2021.
W poprzednim odcinku “Moich Wielkich Włoskich Wakacji” gościliśmy w Dolomitach -Skok do wpsiu. Dziś przenosimy się nad Jezioro Garda, które stanowiło drugi etap naszej eskapady. Przyznam, że tutaj wytypowanie najfajniejszej miejscówki zajęło nam sporo czasu. Dlaczego? Ano dlatego, że wokół Gardy jest sporo interesujących miasteczek, np. Sirmione oraz Limone, i każde ma jakiś ficzer, który przemawia na jego korzyść. Ostatecznie zważyliśmy takie aspekty jak: lokalizacja, dostępny plażing, baza gastro oraz potencjalny widok z okna i tym sposobem padło na Salo, czyli największą miejscowość na zachodnim brzegu jeziora.
Początkowo noclegów nad Gardą szukaliśmy klasycznie przez booking.com, ale wyjątkowo trudno było trafić na coś w naszym guście. Większość hoteli wyglądała jak żywcem wyjęte z katalogu z meblami Bodzio z lat ’70 (wszechobecne bordowe narzuty z frędzlami), albo była poza naszym zasięgiem cenowym (fancy wille z lądowiskami dla helikopterów). Dlatego tym razem o pomoc poprosiliśmy ekipę Active Squad Italy. Jest to para naszych rodaków + bombelki, którzy mieszkają od kilku lat nad Gardą i organizują w tym regionie wyjazdy szyte na miarę (możecie ich wykorzystać tylko do wyszukania noclegów, ale również do spięcia wszystkiego od A do Z, w tym różne ekstremalne aktywności. Jak cuś, zajrzyjscie na ich profil na IG). Osobiście napaliłem się na wyjazd rowerowy organizowany przez Wojtka… ale później sobie przypomniałem, że mam dziecko, a poza tym jestem rozlazłym grubaskiem w trybie wakacyjnym, więc ostatecznie ustaliliśmy, że te rowerty to jednak następnym razem.
W każdym razie ekipa Active Squad podesłała nam kilka propozycji miejscówek zgodnych z naszymi wytycznymi (jak najbliżej jeziora, najlepiej cały apartament na wyłączność) i ostatecznie wybraliśmy poniższe mieszkano. Już na zdjęciach prezentowało się całkiem dobrze, ale na żywo okazało się jeszcze lepsze. Perfekcyjna lokalizacja; apartament znajduje się przy głównym deptaku w Salo, na którym znajdziecie kawiarnie, spożywczaki oraz masę knajp. A jak ktoś jedzie nad Gardę, żeby obkupić się w nową kolekcję Versace, to też luzik, bo markowych butików jest tam zatrzęsienie. Jednak to co zdzisiejszej perspektywy wydaje mi się najważniejsze to do apartamentu jest przypisane miejsce w garażu podziemnym na sąsiedniej ulicy i powiadam wam, że jest to absolutnie kluczowy parametr, gdyż ponieważ parkowanie w Salo jest:
a) drogie w uj
b) kopaniem się z koniem bo miejsc parkingowych jest tyle co kot napłakał, więc nawet jeśli jakieś trafisz, to lepiej już do końca pobytu się z niego nie ruszaj, bo taki fart może się nie powtórzyć. Poza tym miasteczko jest skupiskiem ulic jednokierunkowych i nie możesz ot tak zawrócić, nope, musisz je ponownie objechać.
Wracając jednak do tematu noclegu. Apartament znajduje się bezpośrednio nad pizzerią, co może niektórych przerazić, bo wiadomo, że Włosi lubią długie wieczorne posiadówy i raczej do cichych nie należą, a to oznacza, że istnieje ryzko darcia pijackich mordek przez całą noc. I ja nie mówię, że tak nie jest, na szczęście podczas naszego pobytu o godzinie 22:00 zaczynała się godzina policyjna #COVID, więc dyskomfortu nie odczuliśmy. Były za to pozytywy, w razie nagłego ataku gastro, wystarczyło zejść dwa piętra niżej.
Jeśli chodzi o polecenia knajp, to nie wskażę wam nic konkretnego, bo fakty są takie, że większość lokali jest na tym samym poziomie – w porządku, ale dupy nie urywa. Selekcji dokonywaliśmy raczej na poziomie „to nam się podoba, to łeee”. Pamiętajcie tylko, że można ostro naciąć się na tzw. koperto, czyli z góry naliczaną opłatę za nakrycie stołu. Opłata naliczana jest od każdej osoby, która siedzi przy stole i nie ma tu znaczenia, czy coś zjadła czy nie, a myk polega na tym, że opłata jest wolną amerykanką i w jednej knajpie wynosi 1,5 ojro/osoba, tymczasem w sąsiedniej może urosnąć do 4 ojro/osoba. Od czego jest zależna? Od właściciela. Ot właściciel mówi: „U mnie koperto będzie 4 ojro i co mi zrobicie?” 😉
Aktywności.
Jadąc do Salo w głowie mieliśmy mega ambitne plany pt. dziś jedziemy tu, jutro tam, a pojutrze jeszcze gdzie indziej, tymczasem jak już dotarliśmy na miejscu i zobaczyliśmy jak to wszystko przyjemnie się prezentuje, stwierdziliśmy: „HWDP w plan, pochillujemy na miejscu, popatrzymy na wodę, podładujemy bateryjki”. I to była najlepsza decyzja ever. 4,5 km od apartamentu wyczailiśmy fajną plażę blisko portu w Portese i codziennie tam chodziliśmy z wózeczkiem, na wypadek gdyby Brendonek w połowie drogi stracił wenę do marszu. Było wspaniale. Pogoda super, widoki super, drineczki zmrożone, czego chcieć więcej?
Dopiero na koniec zrobiliśmy dwie wycieczki do Werony i Sirmione.
Werona, wiadomix! Słynny balkon z Romka i Julki oraz Arena (trzeci pod względem wielkości amfiteatr, zaraz po rzymskim Koloseum i amfiteatrze w Kapui). Przyjemne miasto, żeby chwilę się poszwędać, ale nie na tyle WOW, żebym chciał się tu zatrzymać na kilka dni. Super, że udało nam się wejść pod balkon bez stania w godzinnej kolejce, pokręciliśmy się trochę po uliczkach, zjedliśmy dobrą pizze na kawałki i to tyle. Odhaczone.
Za to Sirmione sztosik. Miasteczko na południu jeziora Garda, położone na półwyspie, otoczone (prawie) ze wszystkich stron wodą. Znajdziecie tu pozostałości średniowiecznych budowli, w tym zamek Scaligerich. Prezentuje się to naprawdę kozacko. I dobre lodziory mają w uliczkach blisko zamku, polecam. I postój na drina w knajpie na plaży też polecam. Jak dla mnie Sirmione totalnie zaorało Weronę i jeśli przykładowo mielibyście możliwość zahaczenia tylko o jedno z tych miejsc, zdecydowanie stawiajcie na Sirmione. Ale nie żałuję, że na nocleg wybraliśmy Salo. Sirmione jest idealne na jednodniówkę, Salo to relaks.
Dolimity były piękne, ale przyznam szczerze, że z Gardy wyjeżdżałem z większym bólem serduszka. Spędziliśmy tam 4 dni i został lekki niedosyt, bo już samo siedzenie i patrzenie w wodę było wyjątkowo przyjemne, tymczasem jak widzę na insta Activ Squadu ile tam jeszcze jest miejsc do odkrycia i ile rzeczy do robienia, mam wrażenie, że nawet nie lizneliśmy tematu. Mam taką zasadę, że życie jest zbyt krótkie, żeby dublować podróże (taa, a w Tajlandii i w Egipcie byłeś po 3 razy parówo ), ale dla Gardy zrobię wyjątek.
Ale nie czas na łzy, bo z Lombardii przenosimy się już do Ligurii, gdzie też lipy raczej nie będzie. Stay tuned.
Brak komentarzy