popKULTURA

Joanna Łopusińska “Zderzacz”

02/02/2022
Zderzacz

Dziś na warsz­ta­cie mam „Zder­zacz” autor­stwa Joan­na Łopu­siń­ska. Nów­ka sztu­ka, jesz­cze cie­pła, bo pre­mie­ra była rap­tem tydzień temu.

Jest to mój pierw­szy raz z tą autor­ką, więc ocze­ki­wa­nia były umiar­ko­wa­ne, co by się nie roz­cza­ro­wać, tym­cza­sem wyda­rzy­ła się tu duża nie­spo­dzian­ka i już mówię dlaczego.

Po pierw­sze jest to thriller/kryminał, któ­re­go akcja roz­gry­wa się glo­bal­nie. Głów­nie w Szwaj­ca­rii (sie­dzi­ba CER­Nu, Wiel­ki Zder­zacz Hadro­nów, te spra­wy), ale zaha­cza jesz­cze o Nowy Jork, Lon­dyn i tro­chę Fran­cji. Świa­to­wo na max, co tro­chę mnie prze­ra­ża­ło, bo tak jak pol­skie kry­mi­na­ły, któ­re roz­gry­wa­ją się lokal­nie są napraw­dę super, tak wycho­dząc poza nasze podwór­ko aż się pro­si o porów­na­nia z zagra­nicz­ny­mi auto­ra­mi, a te mogą wypaść bar­dzo nie­ko­rzyst­nie (duże ryzy­ko prze­szar­żo­wa­nia i popusz­cze­nia lej­ców z fan­ta­zją, któ­ra nijak ma się do rze­czy­wi­sto­ści). Tym­cza­sem „Zder­zacz” spi­na się tak dobrze (struk­tu­rą i opi­sa­mi miej­scó­wek), że gdy­by na okład­ce było napi­sa­ne, że autor­ką jest B.A. Paris, Pau­la Haw­kins, czy tam inne best­sel­le­ro­we nazwi­sko, uwierzyłbym.

Po dru­gie -> czy­ta­jąc thril­le­ry czę­sto mamy poczu­cie, że auto­rzy robią z nas idio­tów, wpro­wa­dza­jąc jakiś nie­do­rzecz­ny bul­l­shit. Tutaj jest odwrot­nie. W fabu­le zosta­ły zaszy­te smacz­ki nauko­we i mimo­cho­dem dokształ­ci­my się w tema­cie Wiel­kie­go Zder­za­cza Hadro­nów, bozo­nu Hig­g­sa, Regu­ły Przy­pad­ków, etc. Wszyst­ko poda­ne w przy­stęp­nej i przy­swa­jal­nej daw­ce. Bar­dzo sza­nu­je takie moty­wy. Baaa jestem nie­mal pew­ny, że gdy­by Janusz A. Zaj­del („Para­dy­zja”), albo Andy Weir („Pro­jekt Hail Mary”) uczy­li mnie w pod­sta­wów­ce mat­my i fizy, dziś był­bym astro­fi­zy­kiem. Oni tak atrak­cyj­nie loko­wa­li nauko­we smacz­ki w swo­ich książ­kach, że to nie tyl­ko nie boli, ale chce się wię­cej. Ze „Zder­za­cza” dowie­dzia­łem się w koń­cu, czym tak na chłop­ski rozum zaj­mu­ją się mądre gło­wy w CERNie

Po trze­cie -> Risercz. Lubię w trak­cie czy­ta­nia zwe­ry­fi­ko­wać u wuj­ka googla, czy autor nie robi mnie w konia przy snu­ciu róż­nych teo­rii i kon­se­kwen­cji okre­ślo­nych dzia­łań (Dan Brown welco­me to). W tym wypad­ku spraw­dzi­łem bez­po­śred­nio u źró­dła i wczo­raj o 23:00 wysy­ła­łem do Joan­ny pyta­nia skąd zain­te­re­so­wa­nie taki­mi tema­ta­mi i czy rze­czy z książ­ki mają pokry­cie w realu. Oka­za­ło się, że autor­ka mia­ła w swo­im życiu epi­zod w CER­Nie i widzia­ła te rze­czy na wła­sne oczy + wzię­ła róż­nych pro­fe­so­rów i inży­nie­rów na spy­ty, aby powie­dzie­li, co by musia­ło się stać, żeby na ten przy­kład w Wiel­kim Zder­za­czu Hadro­nów nastą­pił blac­ko­ut. Oni na to, że to nie­moż­li­we, bo został roz­pi­sa­ny sce­na­riusz na każ­dą oko­licz­ność… no chy­ba, że spier­ni­czył­by się XYZ i rów­no­cze­śnie ZYX -> I na tej zasa­dzie w książ­ce został zawar­ty czar­ny sce­na­riusz, któ­ry może wyda­rzyć się napraw­dę. Risercz i dba­łość o detal na 5+

Po czwar­te – zło­ta pro­por­cja. W mojej opi­nii książ­ka zawie­ra ide­al­ny balans thril­le­ra, kry­mi­na­łu, love sto­ry oraz nauko­wych wsta­wek. Jest tutaj tajem­ni­cza śmierć dok­to­ran­ta, któ­ry pro­wa­dził bada­nia mogą­ce wywró­cić świat nauki do góry noga­mi, co było­by nie­ko­rzyst­ne dla wie­lu osób #motyw. Mamy spo­ro chęt­nych, któ­rzy chcie­li­by dostać w swo­je ręce wyni­ki badań dena­ta i wyko­rzy­stać w nie­cnych celach. Ksią­ża jest nie­od­kła­dal­na, dopó­ki nie dowie­my się, kto wygra w tym wyści­gu i jaki ma plan. Jest tro­chę guil­ty ple­żu­ro­we­go melo­dra­ma­tu, co by utrud­nić oce­nę moral­ną boha­te­rów i są te nauko­we wstaw­ki, pro­wo­ku­ją­ce do dodat­ko­we­go liź­nię­cia tema­tu we wła­snym zakresie.

Oczy­wi­ście zna­la­zł­bym kil­ka rze­czy, do któ­rych moż­na się przy­cze­pić, ale na tle cało­ści są to deta­le. Po lek­tu­rze mam reflek­sje, że “Zder­zacz” jak naj­bar­dziej jest pozy­cją war­tą uwa­gi oraz taki wewnętrz­ny sza­cun dla autor­ki, bo gołym okiem widać, że bar­dzo się sta­ra­ła, aby to dowo­zi­ło fabu­lar­nie i rów­no­cze­śnie spi­na­ło się pod wzglę­dem logi­ki. Kawał dobrej roboty.

Kla­sycz­nie zosta­wiam link do wer­sji papie­ro­wej -> https://tiny.pl/9phvg, a jeśli macie abo­na­ment w Empik Go, to bez dodat­ko­wych kosz­tów może­cie prze­te­sto­wać wer­sję audio­bo­oko­wą i ebo­oka. Wydaw­nic­two W.A.B.

 

A to widziałeś?

Brak komentarzy

Leave a Reply