popKULTURA

Powrót do Przyszłości. Rzeczy, których nie wiedziałeś.

20/10/2015

Powrót do przy­szło­ści” obcho­dzi dziś “małą” rocz­ni­cę, w związ­ku z czym prze­wi­du­ję zalew inter­ne­tu naj­róż­niej­szy­mi smacz­ka­mi doty­czą­cy­mi tej fran­czy­zy. Jako wiel­ki fan serii, nie mogę być gor­szy i też dorzu­cam swo­je trzy gro­sze. Przed wami lista 50 fak­tów, mitów, plo­tek i aneg­do­tek powią­za­nych z try­lo­gią. Poza kon­kur­sem dodam, że za dzie­cia­ka tak bar­dzo jara­łem się “Powro­tem” (ten stan trwa nadal), że nawet zda­rzy­ło mi się obej­rzeć wszyst­kie czę­ści na nie­miec­kim kana­le Pro 7. Cóż, cza­sy były cięż­kie, brak neta i tor­ren­tów, a w naszej tele­wi­zji sama pada­ka, więc nie wybrzy­dza­łem. Nie­miec­ki dub­bing zde­cy­do­wa­nie nie jest rze­czą, któ­rą pole­cam, ale nawet on nie był w sta­nie popsuć zaba­wy. Z dia­lo­gów za wie­le nie zro­zu­mia­łem, ale do dziś pamię­tam, że tytuł w ger­mań­skim tłu­ma­cze­niu brzmiał “Zuruck in die Zun­kuft”. Ten epi­zod chy­ba wystar­cza, żebym mógł się uwa­żać za naj­więk­sze­go fana.

1. Dziś jest dokład­nie ten dzień, w któ­rym wylą­do­wał Mar­ty McFly przy sko­ku w przy­szłość. Wszy­scy fani fil­mu prze­ży­wa­ją wła­śnie nerd­gasm.

 

2. Impuls do stwo­rze­nia fil­mu dał sce­na­rzy­sta i pro­du­cent Bob Gale, któ­ry przy­pad­kiem zna­lazł album ze szkol­ny­mi zdję­cia­mi swo­je­go ojca. Uznał go za “ner­da” i zaczął zasta­na­wiać, czy zosta­li­by przy­ja­ciół­mi, gdy­by cho­dzi­li do szko­ły w tym samym cza­sie? Opo­wie­dział o tym reży­se­ro­wi Rober­to­wi Zemec­ki­so­wi, a ten pod­chwy­cił temat.

 

3. Wytwór­nia Colum­bia Pic­tu­res odrzu­ci­ła sce­na­riusz, uzna­jąc, że jest zbyt grzecz­ny i cukier­ko­wy. W tam­tym cza­sie naj­więk­szym powo­dze­niem cie­szy­ły się kome­die prze­peł­nio­ne pod­tek­sta­mi sek­su­al­ny­mi. Na ich tle “Powrót do przy­szło­ści” wyglą­dał jak film dla dzie­ci, stąd suge­stia, aby z pro­jek­tem zwró­cić się do stu­dia Disney­’a. Ten z kolei odmó­wił pro­duk­cji ze wzglę­du na nie­po­ko­ją­cy wątek miło­sny mię­dzy mat­ką i synem. Uzna­li, że kazi­rodz­two nie­zbyt dobrze kom­po­nu­je się z wize­run­kiem Mysz­ki Miki.

4. Sytu­acja malo­wa­ła się bez­na­dziej­nie. Sce­na­riusz odrzu­ca­ły kolej­ne wytwór­nie, a fakt, że dwa poprzed­nie fil­my Rober­ta Zemec­ki­sa zali­czy­ły finan­so­wą kla­pę, nie poma­gał w nego­cja­cjach. Kie­dy już wyda­wa­ło się, że “Powrót do Przy­szło­ści” nigdy nie powsta­nie, w pro­jekt zaan­ga­żo­wał się Ste­ven Spiel­berg i prze­ko­nał do udzia­łu stu­dio Uni­ver­sal Pic­tu­res. Zanim jed­nak wytwór­nia dała zie­lo­ne świa­tło do roz­po­czę­cia zdjęć, odrzu­ci­ła 40 wer­sji sce­na­riu­sza, wyma­ga­jąc wpro­wa­dza­nia kolej­nych poprawek.

 

5. Jed­ną z wie­lu rze­czy, o któ­re toczy­ły się spo­ry był tytuł. Szef Uni­ver­sal Pic­tu­res, Sid She­in­berg, nale­gał, aby został zmie­nio­ny na “Kosmi­ta z Plu­to­na” (“Spa­ce­man from Plu­to”). Uwa­żał, że “Back to The Futu­re” to oksy­mo­ron, któ­ry się nie sprze­da. Nie wie­rzył, że kto­kol­wiek o zdro­wych zmy­słach, pój­dzie na film ze sło­wem “Futu­re” w tytu­le. Ste­ven Spiel­berg kul­tu­ral­nie kazał spa­dać mu na drze­wo, wysy­ła­jąc kar­tecz­kę z tek­stem “wybor­ny żart Sid”, na co She­in­ber­go­wi głu­pio było się przy­znać, że pro­po­zy­cja jest śmier­tel­nie poważ­na i uciął temat.

 

6. Jed­nak Sid miał też kil­ka dobrych pomy­słów. To on wymu­sił, aby pro­fe­sor Brown w osta­tecz­nej wer­sji został dok­to­rem, „bo pro­fe­sor nie mógł mieć za kum­pla nasto­lat­ka”. Trze­ba przy­znać, że “Doc” jest o wie­le bar­dziej nośne niż “Prof”. To Sid zablo­ko­wał pomysł, według któ­re­go zwie­rząt­kiem dok­to­ra Brow­na miał być szym­pans, „bo fil­my z mał­pa­mi się nie sprze­da­ją”. Skoń­czy­ło się na psie Ein­ste­inie. To Sid zmie­nił imię mat­ki Mar­ty­’e­go z Meg na Lor­ra­ine, “bo tak ma na imię moja żona”. Ta ostat­nia popraw­ka jak dla mnie za wie­le nie wnio­sła, ale kro­ni­kar­ska dokład­ność obli­gu­je mnie do podzie­le­nia się tym faktem.

 


 

7. W pierw­szej wer­sji sce­na­riu­sza za wehi­kuł cza­su mia­ła robić … zamra­żar­ka. Osta­tecz­nie pomysł padł i wca­le nie dla­te­go, że wyglą­da­ło­by to idio­tycz­nie. Robert Zemec­kis i Ste­ven Spiel­berg oba­wia­li się, że po fil­mie dzie­cia­ki zaczną maso­wo zamy­kać się w lodów­kach i co słab­sze ogni­wa zro­bią sobie kuku.

 

8. Wybór DeLo­re­ana do roli wehi­ku­łu cza­su nie był przy­pad­ko­wy. Zade­cy­do­wa­ły drzwi, a raczej spo­sób w jaki się otwie­ra­ją (do góry). Twór­cy uzna­li, że ludzie z 1955 roku (czas, do któ­re­go cofa się Mar­ty McFly w I czę­ści), wzię­li­by takie auto za sta­tek kosmiczny.

9. John DeLo­re­an, czy­li twór­ca samo­cho­du był wiel­kim fanem “Powro­tu do przy­szło­ści”. Napi­sał nawet list do pro­du­cen­tów z podzię­ko­wa­nia­mi za “unie­śmier­tel­nie­nie jego dzie­ła”. War­to wspo­mnieć, że krót­ko przed powsta­niem fil­mu, John był wie­lo­krot­nie zatrzy­my­wa­ny przez poli­cje za posia­da­nie koka­iny, co nega­tyw­nie odbi­ło się na mar­ce jego samo­cho­dów. Każ­dy wła­ści­ciel DeLo­re­ana z auto­ma­tu był bra­ny za prze­stęp­ce. “Powrót do przy­szło­ści” nie tyl­ko ocie­plił wize­ru­nek, ale uczy­nił mar­kę kul­to­wą. Ręka do góry, kto nigdy nie pomy­ślał jak zaje­bi­ście było­by mieć DMC-12 na wła­sność? John napraw­dę miał za co dzię­ko­wać. Nie­wie­le bra­ko­wa­ło, żeby za wehi­kuł robił Ford Mustang. Twór­cy otrzy­ma­li od For­da pro­po­zy­cję powięk­sze­nia budże­tu o dodat­ko­we 75 tysię­cy dola­rów, jeśli DeLo­re­an zosta­nie zastą­pio­ny przez Mustan­ga. Oka­zu­je się, że w tam­tych cza­sach nie wszyst­ko było na sprze­daż i Bob Gale odpo­wie­dział tek­stem, któ­ry prze­szedł do histo­rii: “Doc Brown doesn’t dri­ve a fuc­king Mustang!” #zaora­ne

10. Miło­ści do DeLo­re­an’a nie podzie­lał Micha­el J. Fox. Po latach, w jed­nym z wywia­dów przy­znał nawet, że „kurew­sko go nie­na­wi­dził” i dosko­na­le rozu­miał dla­cze­go autko nie odnio­sło suk­ce­su na ryn­ku moto­ry­za­cyj­nym. Twier­dził, że DeLo­re­an był cia­sny, nie­prak­tycz­ny (nie dało się otwo­rzyć drzwi jeśli obok par­ko­wał inny samo­chód), cały czas się psuł, a przez wysta­ją­ce wypo­sa­że­nie wewnątrz kok­pi­tu, uszko­dził sobie dłoń. Aby pod­kre­ślić jak wiel­ką jest kupą zło­mu, Fox za każ­dym razem pod­czas wysia­da­nia mar­ko­wał ude­rze­nie gło­wą w drzwi. Była to impro­wi­za­cja nie­prze­wi­dzia­na w scenariuszu.

 

11. Twór­cy rów­nież musie­li tro­chę się nagim­na­sty­ko­wać, żeby furak zaczął współ­pra­co­wać. Za pod­no­sze­nie drzwi DeLo­re­ana odpo­wia­da­ły auto­ma­tycz­ne sprę­żar­ki. Pod­czas zdjęć było bar­dzo zim­no, dla­te­go gaz w sprę­żar­kach się skra­plał, co powo­do­wa­ło cią­głe opa­da­nie drzwi. Żeby temu zapo­biec, na pla­nie poja­wi­ły się spe­cjal­ne suszar­ki, któ­re utrzy­my­wa­ły odpo­wied­nią tem­pe­ra­tu­rę gazu.

 

12. DeLo­re­an w rze­czy­wi­sto­ści nie był tak szyb­ki, jak moż­na mnie­mać po fil­mie. Pod maską sie­dział czte­ro­cy­lin­dro­wy sil­nik Volvo, któ­ry potrze­bo­wał znacz­nie wię­cej cza­su do osią­gnię­cia ekra­no­wej pręd­ko­ści 88 mil/h (140 km/h).

13. W pierw­szej czę­ści Delo­re­an był zasi­la­ny plu­to­nem, któ­ry to dok­tor Brown poży­czył sobie od libij­skich uchodź­ców ter­ro­ry­stów. W dwój­ce autko zosta­ło lek­ko zmo­dy­fi­ko­wa­ne i uzy­sku­je ener­gię poprzez urzą­dze­nie do recy­klin­gu śmie­ci. W rze­czy­wi­sto­ści jest to elek­trycz­ny mły­nek do kawy. We wcze­śniej­szych wer­sjach sce­na­riu­sza, Delo­re­an miał być zasi­la­ny Coca Colą. Osta­tecz­nie Pep­si wyło­ży­ło wię­cej kasy na stół i to ich logo prze­wi­ja się w fil­mie, jed­nak ze wzglę­dów wize­run­ko­wych, nie wyra­zi­li zgo­dy, aby napój robił za paliwo.

 

14. Rola Marty’ego McFly’a od począt­ku była pisa­na pod Micha­ela J. Foxa. Nie­ste­ty ze wzglę­du na inne zobo­wią­za­nia akto­ra, brał w tym cza­sie udział w pro­duk­cji seria­lu „Wię­zy rodzin­ne”, twór­cy byli zmu­sze­ni do poszu­ki­wań inne­go kan­dy­da­ta. W pierw­szej kolej­no­ści zgło­si­li się do Ral­pha Mac­chio, jed­nak gwiaz­da “Kara­te Kid” odrzu­ci­ła rolę twier­dząc, że film o “dzie­cia­ku, samo­cho­dzie i pastyl­kach plu­to­nu” nie ma szans na suk­ces. Kolej­ny­mi kan­dy­da­ta­mi byli C. Tho­mas Howell, któ­ry już tro­chę gry­wał u Spiel­ber­ga i Eric Stoltz. Osta­tecz­nie wybór padł na tego dru­gie­go. Po 5 tygo­dniach zdjęć, Robert Zemec­kis nagle stwier­dził, że nie ma feelin­gu ze Stol­cem Stolt­zem i po pro­stu go zwol­nił. W wyni­ku tej decy­zji 13 goto­we­go fil­mu i 3 milio­ny dola­ców pole­cia­ły do kosza. Twór­cy zro­bi­li jesz­cze jed­no podej­ście po Micha­ela J. Foxa i tym razem się uda­ło. Pro­du­cen­ci “Wię­zów rodzin­nych” zgo­dzi­li się na angaż pod warun­kiem, że nie zakłó­ci on pra­cy na pla­nie ich seria­lu. Następ­ne 3 i pół mie­sią­ca oka­za­ło się naj­bar­dziej pra­co­wi­te w karie­rze Foxa. Każ­de­go dnia o godzi­nie 9.30 kie­row­ca zawo­ził Micha­ela do stu­dia “Para­mo­unt”, gdzie do 17:00 pra­co­wał nad seria­lem. Następ­nie przy­jeż­dżał dru­gi kie­row­ca, tym razem z “Uni­ver­sal Pic­tu­res”, któ­ry zawo­ził go na plan “Powro­tu do przy­szło­ści”. Zdję­cia trwa­ły do świ­tu. O 6 rano wra­cał do domu, kładł się spać na 3 godzi­ny, po czym zno­wu zja­wiał się kie­row­ca nr 1 i cały cykl zaczy­nał się od począt­ku. Wyją­tek sta­no­wi­ły week­en­dy. Nie nagry­wa­no wte­dy seria­lu, więc Fox mógł brać udział w zdję­ciach dzien­nych do “Back to the Futu­re” na pełen etat.

15. Na potrze­by fil­mu, Micha­el J. Fox brał lek­cje gry na gita­rze i jaz­dy na deskorolce.

16. Sędzia w prze­słu­cha­niach zespo­łów, któ­ry mówi Marty’emu, że jest “zbyt cho­ler­nie gło­śno” to Huey Lewis, bar­dzo popu­lar­nym w tam­tym cza­sie muzyk. Huey nagrał też dwie pio­sen­ki na ścież­kę dźwiękową.

17. John Lith­gow i Jeff Gold­blum byli poważ­nie roz­wa­ża­ni do roli Dok­to­ra Browna

18. Osta­tecz­nie rolę dok­to­ra Brow­na dostał Chri­sto­pher Lloyd, któ­ry musiał grać lek­ko przy­gar­bio­ny, aby choć tro­chę zni­we­lo­wać 20 cen­ty­me­tro­wą prze­wa­gę wzro­stu nad Michael’em J. Fox’em.

 

19. Rolę Bif­f’a Tan­ne­na zagrał Tom Wil­son, choć pierw­szym wybo­rem był Tim Rob­bins. Obec­nie Tom naj­wię­cej cza­su poświę­ca karie­rze stand-up’e­ra i nawet daje radę, sprawdź­cie na youtu­be. O jego poczu­ciu humo­ru niech świad­czy fakt, że zmę­czo­ny cią­głym odpo­wia­da­niem na te same pyta­nia, przy­go­to­wał spe­cjal­ną wizy­tów­kę z odpo­wie­dzia­mi, któ­rą wrę­cza fanom, kie­dy nie jest w nastro­ju do rozmowy.

20. Biff Tan­nen otrzy­mał swo­je nazwi­sko od Ned’a Tane­n’a, gru­bej ryby ze stu­dia “Uni­ver­sal”, któ­ra oka­za­ła się szcze­gól­nie nie­uprzej­ma dla Zemec­ki­s’a i Gale­’a pod­czas spo­tka­nia w spra­wie sce­na­riu­sza do fil­mu “I Wan­na Hold Your Hand”.

21. Eli­za­beth Sue była trze­cią odtwór­czy­nią roli Jen­ni­fer, czy­li dziew­czy­ny Mar­ty­’e­go McFly­’a. Pierw­sza w tej roli wystą­pi­ła Melo­ra Har­din, ale stra­ci­ła angaż w momen­cie, kie­dy z obsa­dy wyle­ciał Eric Stoltz. Zastą­pi­ła ją Clau­dia Wells, jed­nak ze wzglę­du na cho­ro­bę mat­ki musia­ła zre­zy­gno­wać z udzia­łu w II i III czę­ści. W jej miej­sce poja­wi­ła się wła­snie Elizabeth.

22. Cri­spin Glo­ver, czy­li ojciec Mar­ty­’e­go z pierw­szej czę­ści, odrzu­cił pro­po­zy­cję gry w kolej­nych epi­zo­dach. Powo­dem była żenu­ją­co niska gaża. Przy­naj­mniej tak powie­dział. Mimo to, w dwój­ce ponow­nie może­my zoba­czyć go na ekra­nie. Uda­ło się to dzię­ki wyko­rzy­sta­niu mate­ria­łów archi­wal­nych oraz spryt­nej cha­rak­te­ry­za­cji nowe­go akto­ra, Jef­frey­’a Weis­sma­n’a. Cri­spi­no­wi bar­dzo nie spodo­ba­ła się taka zagryw­ka i w ramach rewan­żu, wyto­czył pro­du­cen­tom pozew za bez­praw­ne wyko­rzy­sta­nie wize­run­ku. Spra­wa zakoń­czy­ła się ugo­dą i wypła­ce­niem 700 tys. dolców zadość­uczy­nie­nia dla Cri­spi­na. Not bad.

 

23. Tak sobie myślę, że Cri­spin napraw­dę był wrzo­dem na dupie. Oka­zu­je się, że pod­czas zdjęć stra­cił głos i przed kame­rą wyko­ny­wał tyl­ko nie­me ruchy usta­mi. Dźwięk został dogra­ny w postprodukcji.

24. Sko­ro już jeste­śmy przy rodzi­cach Mar­ty­’e­go, war­to zauwa­żyć, że Micha­el J. Fox jest tyl­ko 10 dni młod­szy od Lei Thomp­son, gra­ją­cej jego mat­kę i pra­wie 3 lata star­szy od fil­mo­we­go ojca, Cri­spi­na Glovera.

 

25. Mar­ty i Dr Brown pierw­szy eks­pe­ry­ment z wehi­ku­łem prze­pro­wa­dza­ją na par­kin­gu pod super­mar­ke­tem “Twin Pines Mall” (Bliź­nia­cze Sosny). Nazy­wa wzię­ła się od dwóch sosen rosną­cych na wspo­mnia­nym tere­nie. Pod­czas sko­ku w cza­sie do lat 50., Mar­ty przy lądo­wa­niu tra­tu­je jed­ną z nich. Po powro­cie do lat 80., super­mar­ket nazy­wa się “Lone Pine Mall” (Samot­na Sosna). #efekt­mo­ty­la

26. Pier­wot­ny plan zakła­dał, że w fina­ło­wej sce­nie, Delo­re­an zosta­nie napę­dzo­ny ener­gią pocho­dzą­cą z wybu­chu bom­by ato­mo­wej. Tak, bom­by ato­mo­wej! Mia­ła ona zostać zde­to­no­wa­na na tere­nie poli­go­nu woj­sko­we­go, a Mar­ty miał wje­chać na jego teren dokład­nie w momen­cie wybu­chu. Jeśli myśli­cie, że to głu­pi pomysł, powin­ni­ście wie­dzieć, że przez chwi­lę było jesz­cze gorzej. W sce­na­riu­szu, któ­ry prze­wi­dy­wał zamra­żar­kę w roli wehi­ku­łu, plan zakła­dał, że bom­ba spad­nie wprost na nią. Bogu dzię­ki, że w budże­cie zabra­kło kasy na tak ambit­ne pomy­sły i osta­tecz­nie zde­cy­do­wa­no się na ener­gię pio­ru­na ude­rza­ją­ce­go w wie­żę zega­ro­wą. Jed­nak w inter­ne­cie ist­nie­je robo­czy draft sce­ny z bom­bą. Rzuć­cie okiem i sami oceńcie.

27. Jeśli cho­dzi o sce­nę z pio­ru­nem i wie­żą zega­ro­wą, zosta­ła ona nakrę­co­na na minia­tu­ro­wej makie­cie. Każ­dy szcze­gół uli­cy został skru­pu­lat­nie odwzo­ro­wa­ny, a wehi­kuł był zabawką.

28. W pierw­szej czę­ści “Powro­tu do Przy­szło­ści” łącz­nie uży­to tyl­ko 32 efek­ty spe­cjal­ne, co jak na film sci-fi jest śmiesz­nie małą licz­bą. Trze­ba jed­nak zauwa­żyć, że twór­cy odwa­li­li mul­tum robó­tek ręcz­nych — makie­ty, cha­rak­te­ry­za­cje, itd. #sta­rasz­ko­ła

 


29. Wróć­my jesz­cze na chwi­lę do wie­ży zega­ro­wej, któ­ra jest zna­kiem roz­po­znaw­czym fil­mów z wytwór­ni “Uni­ver­sal”. Wystą­pi­ła ona w cał­kiem pokaź­nej licz­bie pro­duk­cji, m.in. w “Uciecz­ce z Los Ange­les”, “Bru­ce Wszech­mo­gą­cy”,“Grem­li­nach”, tele­dy­sku The Offspring “Why Don’t You Got a Job” i wie­lu, wie­lu innych.

30. Nawią­zu­jąc jesz­cze do nie­do­szłej sce­ny z wybu­chem bom­by ato­mo­wej, wycho­dzi na to, że Zemec­kis i Spiel­berg mają jakiś fetysz na tym punk­cie. W sce­nie kie­dy Dr Brown “poży­cza” plu­ton od ter­ro­ry­stów, na zde­rza­ku jego cię­ża­rów­ki moż­na doj­rzeć naklej­kę z napi­sem “One nuc­le­ar bomb can ruin your who­le day“. Z kolei w III czę­ści, kie­dy Mar­ty cofa się do roku 1885, ubra­ny jest w strój czir­li­der­sko-cow­boy­ski z sym­bo­lem ato­mu na ramionach.

 

 

31. Innym fety­szem jest licz­ba 1,21, któ­ra kil­ku­krot­nie prze­wi­ja się przez film. Kie­dy dok­tor Brown wysy­ła psa Ein­ste­ina na minu­tę w przy­szłość, na ekra­nie mija dokład­nie 1 minu­ta i 21 sekund. Ein­ste­in wra­ca z przy­szło­ści dokład­nie o godzi­nie 1:21, a moc potrzeb­na do uru­cho­mie­nia wehi­ku­łu cza­su to 1,21 giga­wa­ta. Przypadek?

 


32. Kie­dy Mar­ty cofa się do 1955 roku, jego mat­ka nie ogar­nia, czym są “bok­ser­ki od pro­jek­tan­ta” i uzna­je, że po pro­stu ma sper­so­na­li­zo­wa­ne gacie. Od tego momen­tu nazy­wa go Calvi­nem Kle­inem. We fran­cu­skiej wer­sji jest to Pier­re Car­din, a w hisz­pań­skiej Levi Strauss. Idąc tym tokiem myśle­nia, w pol­skiej wer­sji powi­nien mieć ksyw­kę Atlan­tic.

 


33. Za nagra­nie sound­trac­ku odpo­wia­dał Alan Silve­stri, któ­ry zebrał rekor­do­wą, jak na tam­te cza­sy, 98-oso­bo­wą orkiestrę.

34. Pierw­sza cześć “Powro­tu do przy­szło­ści” zgod­nie z pla­nem mia­ła zade­biu­to­wać w kinach w paź­dzier­ni­ku 1985 (dobry rocz­nik!). Spra­wy nabra­ły tem­pa, kie­dy Sid She­in­berg obej­rzał wstęp­ny mate­riał. Wyczuł, że film zapo­wia­da się na mega hicio­ra, więc uznał, że dobrze było­by wstrze­lić się jesz­cze w sezon let­ni i mak­sy­mal­nie wyło­mo­tać ludzi z kasy. Eki­pa zaczę­ła zapie­przać jak bul­do­że­ry na budo­wie, a Zemec­kis zde­cy­do­wał się nawet na zatrud­nie­nie dodat­ko­we­go mon­ta­ży­sty. Film tra­fił do kin 3 lip­ca, czy­li dzień przed “świę­tem nie­pod­le­gło­ści” i zale­d­wie po 9 tygo­dniach od ukoń­cze­nia zdjęć. Nie­źle, mi dłu­żej scho­dzi na mon­taż fil­mów z waka­cji. Wła­śnie mija 8 mie­siąc, od kie­dy skła­dam mate­riał z Filipin.

35. “Powrót do przy­szło­ści” był naj­bar­dziej kaso­wym fil­mem w 1985 roku. Przez 11 tygo­dni zaj­mo­wał pierw­sze miej­sce w ame­ry­kań­skim box offi­ce, notu­jąc $210 milio­nów dola­rów przy­cho­du i zosta­wia­jąc w tyle m.in. “Ram­bo”, “Roc­ky­’e­go IV i “The Goonies”. Cała try­lo­gia zaro­bi­ła oko­ło miliar­da dola­rów. Film jest ponad­cza­so­wy, więc licz­nik bije dalej.

BTW: W 1985 roku bar­dzo dobrze radził sobie Che­vy Cha­se z 3 fil­ma­mi w TOP15, no i Sly oku­pu­ją­cy pozy­cję 2 i 3.

36. Na eta­pie nagry­wa­nia pierw­szej czę­ści, Zemec­kis i Gale “ponoć” total­nie nie bra­li pod uwa­gę krę­ce­nia kon­ty­nu­acji. Otwar­te zakoń­cze­nie, w któ­rym dok­tor Brown przy­by­wa z przy­szło­ści zmo­dy­fi­ko­wa­nym DeLo­re­anem “ponoć” mia­ło być żar­tem, takim pusz­cze­niem oka do widow­ni. Dopie­ro po suk­ce­sie kino­wym, zaczę­ły się roz­mo­wy pt. “a może by tak jesz­cze raz, albo i nawet dwa razy ludzi wyło­mo­tać z kasy?”.

 

37. Na potwier­dze­nie tej wer­sji, Zemec­kis stwier­dził, że gdy­by fak­tycz­nie od począt­ku myślał o kolej­nych czę­ściach, nie wsa­dzał­by do samo­cho­du dziew­czy­ny Mar­ty­’e­go. To bar­dzo zawę­zi­ło pole manew­ru. Żeby nie prze­szka­dzać w roz­wo­ju wyda­rzeń, na począt­ku sequ­ela Jen­ni­fer tra­ci przy­tom­ność. #sek­sizm

 

38. Dru­ga i trze­cia część były krę­co­ne prak­tycz­nie rów­no­cze­śnie (3 tygo­dnio­wy odstęp na zbu­do­wa­nie kolej­ne­go pla­nu), 5 lat po pre­mie­rze pierw­sze­go „Powro­tu do przy­szło­ści”. Póź­niej ten sam manewr powtó­rzy­li twór­cy “Matri­xa”. Cie­ka­wost­ką jest fakt, że Micha­el J. Fox w cią­gu 5 lat total­nie zatra­cił umie­jęt­ność jaz­dy na desko­rol­ce. Czy­li to nie jest tak jak z jaz­dą na rowerze.

39. Jesz­cze sma­czek doty­czą­cy wie­ku. Micha­el J. w każ­dej czę­ści grał 17-lat­ka, w rze­czy­wi­sto­ści mając 23 lata w jedyn­ce i 28 w dwóch kolej­nych epi­zo­dach. Wnio­ski? Po pierw­sze do pew­ne­go momen­tu czas obcho­dził się z nim bar­dzo łaska­wie i fak­tycz­nie wyglą­dał jak gim­bus. Dwa, 28 lat było spo­ko na potrze­by kon­ty­nu­acji “Powro­tu do przy­szło­ści”, ale wciąż za mało, żeby ubie­gać się o rolę nasto­lat­ka w “Bever­ly Hills 90210”.

40. Dru­ga cześć była debiu­tem aktor­skim Fro­do Bag­gin­sa Eli­jah Wood’a. Miał wte­dy 8 lat i poja­wia się w sce­nie przy auto­ma­tach do gier z lat 80-tych.

 

41. Kil­ka mie­się­cy temu inter­net zala­ła fala obraz­ków z dru­giej czę­ści “Powro­tu”, na któ­rych widać szyld kina z zapo­wie­dzią VII epi­zo­du “Gwiezd­nych wojen”. Ludzie zaja­ra­li się fak­tem, że film tak traf­nie prze­wi­dział przy­szłość i “sze­ro­wa­li” dalej jak sza­le­ni. Nawet Disney się zga­dzał. Oczy­wi­ście zdję­cie był fej­kiem. Praw­dzi­wa sce­na zawie­ra­ła szyld z fil­mem “Szczę­ki 19” w reży­se­rii Maxa Spiel­ber­ga, czy­li syna Stevena.

 

42. W dru­giej czę­ści Doc Brown ma na sobie “futu­ry­stycz­ną” koszu­lę, któ­ra przed­sta­wia jed­ną ze scen z trze­cie­go epizodu.

43. Pomysł na osa­dze­nie akcji trze­ciej czę­ści na dzi­kim zacho­dzie, powstał pod­czas roz­mo­wy Zemec­ki­sa z Foxem. Roz­wa­ża­li moż­li­we opcje i Miche­al J. rzu­cił, że zawsze marzy­ło mu się zagrać w westernie.

44. Kie­dy był już zna­ny czas i miej­sce akcji dla trze­ciej czę­ści, twór­cy zaczę­li zasta­na­wiać się na plo­tem. Stwier­dzi­li, że z rodzi­ną McFly zro­bi­li już wszyst­ko i w każ­dej pozy­cji, więc przy­da­ła­by się jakaś odmia­na. Na tape­tę wzię­li Dr Brow­na i wplą­ta­li go w wątek miło­sny. To był moment prze­ło­mo­wy w karie­rze Chri­sto­phe­ra Lloy­da. Mając 48 lat na kar­ku, po 15 latach w bran­ży i 46 rolach na kon­cie, po raz pierw­szy zagrał w sce­nie poca­łun­ku. Szczę­ścia­ra, któ­rą kop­nął taki zaszczyt była Cla­ra Clayton.

45. Kape­la gra­ją­ca coun­try na potań­ców­ce w trze­ciej czę­ści to ZZ TOP. Legen­da gło­si, że pano­wie po pro­stu tego dnia krę­ci­li się po tere­nie stu­dia “Uni­ver­sal” i zosta­li zacze­pie­ni nastę­pu­ją­cym pyta­niem: “Ej nie zagra­li­by­ście jed­ne­go kawał­ka w fil­mie?”. Według kolej­nej legen­dy pod­czas uję­cia popsu­ła się kame­ra, co wymu­si­ło prze­rwę w zdję­ciach. W tym cza­sie Micha­el J. Fox pod­bił do zespo­łu z pyta­niem: “Zna­cie kawa­łek Hey Good Lookin’?” Zna­li i zagra­li, po czym zaczę­ły spły­wać proś­by o kolej­ne utwo­ry i tym spo­so­bem roz­krę­ci­ła się nie­zła imprez­ka. W mię­dzy­cza­sie kame­ra zosta­ła napra­wio­na, ale Zemec­kis nie chcąc psuć zaba­wy, jesz­cze przez jakiś czas nie dzie­lił się tą wia­do­mo­ścią. Info pocho­dzi z książ­ki Bil­la Gib­bon­s’a “Rock and Roll Gear­he­ad”.

46. Kie­dy byłem, kie­dy byłem małym chłop­cem hej, zawsze nur­to­wa­ło mnie pyta­nie jakim cudem na koń­cu I i II czę­ści wyska­ku­je napis “To be con­ti­nu­ed”, a zaraz po nim zajaw­ki kolej­nych epi­zo­dów?. Toż to impos­si­ble! Z dwój­ką już się wyja­śni­ło, bo wie­my, że była krę­co­na rów­no­cze­śnie z trój­ką. Nato­miast do jedyn­ki tra­iler zaczę­to doda­wać dopie­ro na VHS-ach wyda­nych po 1990 roku. Naj­więk­sza zagad­ka dzie­ciń­stwa rozwiązana.

47. Był taki etap w karie­rze Rober­ta Zemec­ki­sa, kie­dy wyglą­dał jak pie­przo­ny klon Woj­cie­cha Malajkata.

48. Jeśli nigdy nie widzie­li­ście “Powro­tu do przy­szło­ści” koniecz­nie musi­cie nad­ro­bić, a teraz rzuć­cie okiem na 60 sekun­do­we streszczenie.

49. Pole­cam rów­nież “Szcze­re­ce­zję” od Czło­wie­ka z Dupy i Gru­be­go z Radia Zet.

50. A żeby dobić do okrą­głej 50-ątki, pod­rzu­cę jesz­cze “Wreck To The Futu­re” według Cyber Mariana.

 

A to widziałeś?

6 komentarzy

  • Reply kleidi 22/10/2015 at 13:11

    Kur­czę, jak dużo rze­czy zale­ży od przypadku…albo kar­my 🙂 Faj­ne smacz­ki, aż chy­ba sobie obej­rzę film jesz­cze raz.

    • Reply PigOut 22/10/2015 at 21:39

      Dzię­ki. Im dłu­żej sie­dzę w popkul­tu­ro­wych smacz­kach i im wię­cej czy­tam bio­gra­fii, tym bar­dziej utwier­dzam się w prze­ko­na­niu, że koń­co­wy suk­ces to mini­mum 50% szczę­śli­we­go przy­pad­ku. Mnie tak nostal­gia tra­fi­ła pod­czas pisa­nia, że zamó­wi­łem DVD Box z try­lo­gią. Jed­na z lep­szych decy­zji ever.

  • Reply kleidi 22/10/2015 at 13:11

    Kur­czę, jak dużo rze­czy zale­ży od przypadku…albo kar­my 🙂 Faj­ne smacz­ki, aż chy­ba sobie obej­rzę film jesz­cze raz.

    • Reply PigOut 22/10/2015 at 21:39

      Dzię­ki. Im dłu­żej sie­dzę w popkul­tu­ro­wych smacz­kach i im wię­cej czy­tam bio­gra­fii, tym bar­dziej utwier­dzam się w prze­ko­na­niu, że koń­co­wy suk­ces to mini­mum 50% szczę­śli­we­go przy­pad­ku. Mnie tak nostal­gia tra­fi­ła pod­czas pisa­nia, że zamó­wi­łem DVD Box z try­lo­gią. Jed­na z lep­szych decy­zji ever.

      • Reply JackDavey 13/06/2018 at 13:55

        Faj­ny wpis! Jed­no pyta­nie o wstęp: cze­mu uży­łeś ter­mi­nu “fran­czy­za”?

        • Reply PigOut 21/06/2018 at 20:17

          Tak się mówi o tytu­łach, któ­re dorbia­ją się łat­ki “kul­to­wych” i póź­niej spie­nię­ża się je na gadże­tach. Juras­sic Park i Star Wars też tak mają.

    Leave a Reply