popKULTURA

Listy zza grobu, czyli moje kolejne podejście do Remka Mroza

30/05/2019

Jeśli ktoś czy­ta PigO­uta dłu­żej niż tydzień, ten pew­nie wie, że w prze­szło­ści zda­rza­ło mi się wypo­wia­dać nie­zbyt pochleb­nie o twór­czo­ści Rem­ka. Deli­kat­nie mówiąc. Na począt­ku, podob­nie jak pół Pol­ski, zachły­sną­łem się „Chył­ką” i jara­łem jak neon, że o to obja­wił nam się autor, któ­ry potra­fi pisać z pazu­rem, kre­ować posta­ci z cha­ry­zmą i do tego ukry­wać w tek­ście mnó­stwo popkul­tu­ro­wych smacz­ków. W koń­cu coś świe­że­go na ryn­ku — pomy­śla­łem. Eufo­ria trwa­ła przez czte­ry tomy, po czym mam wra­że­nie, że for­mu­ła się wyczer­pa­ła i zaczą­łem dosta­wać powtór­kę z roz­ryw­ki, a Remek, zamiast odpo­cząć i odświe­żyć umysł, jesz­cze bar­dziej dał do pie­ca i zaczął iść w taką masów­kę, że w koń­cu zaczę­ło mi się ule­wać. „Czer­wo­na Madon­na” to był ten moment, kie­dy niczym Agniesz­ka Chy­liń­ska, powie­dzia­łem sobie (i Rem­ko­wi) dość. W sumie myśla­łem, że roz­sta­je­my się na zawsze, tym­cza­sem w zeszłym tygo­dniu roz­po­czą­łem sezon rowe­ro­wy na gru­bo i z tej oka­zji, zaczą­łem roz­glą­dać się za audio­bo­okiem, któ­ry będzie mi towa­rzy­szył pod­czas tri­pów. Selek­cja wyglą­da­ła nastę­pu­ją­co — to nie, bo za poważ­ne, to nie, bo nie chce mi się prze­dzie­rać przez pięć tomów, tam­to nie, bo za smut­ne, etc. Kie­dy już zaczą­łem tra­cić nadzie­ję, że coś tra­fi w mój aktu­al­ny nastrój (coś lek­kie­go, plizz), moim oczom uka­za­ły się Rem­ko­we „Listy zza gro­bu”, a ja, zamiast narze­kać, pomy­śla­łem Why Not? Na korzyść prze­mó­wi­ły nastę­pu­ją­ce okoliczności:

- świe­żyn­ka, jesz­cze cie­pła (co ozna­cza, że przez jakieś trzy dni, będzie to naj­now­sza książ­ka w dorob­ku Remka),

- zupeł­nie nowy cykl (czy­li nie muszę nicze­go nadrabiać),

- audio­bo­ok czy­ta­ny przez Mar­ci­na Doro­ciń­skie­go (a na tym blo­ga­sku Mar­ci­na szanujemy),

- książ­ka dedy­ko­wa­na Kasi Bon­dzie (a jak wie­my Remek + Kasia = WSM, więc paź­dzie­rza raczej by jej nie zade­dy­ko­wał, co nie?)

I wła­śnie tym spo­so­bem zsze­dłem się z Rem­kiem. Czy było war­to? O tym za chwi­lę. Pozwól­cie, że naj­pierw 0powiem wam co nie­co o “Listach”. Otóż jest to powieść, w któ­rej Remek prze­szedł same­go sie­bie i posta­no­wił zmik­so­wać Dana Brow­na (zagad­ki) z seria­lem “Kości” (bada­nie umar­la­ków). Głów­nym boha­te­rem jest Sewe­ryn Zaor­ski, pato­mor­fo­log, któ­ry po 20 latach nie­obec­no­ści, wra­ca do rodzin­ne­go mia­stecz­ka, Żero­mic, aby objąć posa­dę w tam­tej­szym szpi­ta­lu. Zanim jed­nak po raz pierw­szy sta­wi się w nowej pra­cy, kupu­je dom i pod­czas remon­tu, w ścia­nie gara­żu, odnaj­du­je skrzyn­kę z dys­kiet­ka­mi. Wie­cie, taki­mi 3,5‑calowymi, któ­re nie pomie­ści­ły­by nawet jed­nej pio­sen­ki w mp3 #gim­by­nie­zna­jo. Dom kupił od kole­żan­ki z liceum, któ­ra tak się skła­da, od kil­ku­na­stu lat dosta­je listy zza gro­bu od swo­je­go ojca. No co, to chy­ba nor­mal­ne, że ludzie potra­fią osza­co­wać datę swo­jej śmier­ci i zanim ta fak­tycz­nie nastą­pi, spi­su­ją kil­ka­na­ście listów do swo­ich dzie­ci, po czym idą na pocz­tę i wyda­ją dys­po­zy­cję, żeby dostar­czać im jeden rocz­nie. Dokład­nie coś takie­go przy­da­rzy­ło się Kai Burzyń­skiej. Mogło­by się wyda­wać, że listy otrzy­my­wa­ne zza świa­tów, wystar­cza­ją­co mie­sza­ją jej w gło­wie, tym­cza­sem pew­ne­go dnia przy­cho­dzi do niej Sewe­ryn, wrę­cza dys­kiet­ki i mówi, że na nich chy­ba jest kolej­na wia­do­mość od ojca. Wspól­nie posta­na­wia­ją to spraw­dzić. Pro­ble­my pię­trzą się niczym wie­żow­ce w Duba­ju. Naj­pierw trze­ba zor­ga­ni­zo­wać kom­pa z czyt­ni­kiem dys­kie­tek, następ­nie oka­zu­je się, że pli­ki są zaszy­fro­wa­ne i bez zna­jo­mo­ści liczb Cata­la­na nawet nie pod­chodź, a jak już masz je w małym pal­cu, to zno­wu nie­spo­dzian­ka i zamiast pli­ku Word z kon­kret­ną wia­do­mo­ścią, na dys­kiet­kach odnaj­du­jesz pod­po­wiedź, gdzie szu­kać kolej­nej wska­zów­ki. I tak w kół­ko. Jak­by tego było mało, w Żero­mi­cach nagle zaczy­na­ją umie­rać ludzie i to nie z przy­czyn natu­ral­nych. Przy­pa­dek? Nie sądzę. Czyż­by wia­do­mo­ści wysy­ła­ne zza gro­bu i tajem­ni­cze zgo­ny były ze sobą powią­za­ne? Jaki sekret odkry­ją Sewe­ryn i Kaja? Czy mię­dzy sta­ry­mi zna­jo­mi­mi doj­dzie do #Bang? Tego dowie­cie się w kolej­nym odcin­ku po wysłu­cha­niu audio­bo­oka XD.

Czy war­to?

Jeśli jeste­ście fana­mi Rem­ka, zde­cy­do­wa­nie tak, wszak za takie opo­wie­ści go kocha­cie. Jeśli macie ocho­tę posłu­chać cze­goś lek­kie­go i odprę­ża­ją­ce­go, to też śmia­ło. Na rower, do samo­cho­du, czy pod­czas węd­ko­wa­nia, wcho­dzi jak zło­to. Trze­ba Rem­ko­wi oddać, że ma łatwość pisa­nia fabuł, któ­re wcią­ga­ją niczym cho­dze­nie po rucho­mych pia­skach. Są tajem­ni­ce, są mor­der­stwa, są zwro­ty akcji i ogól­nie rzecz bio­rąc chce się wie­dzieć, jak to się skoń­czy. Do tego docho­dzą boha­te­ro­wie z poczu­ciem humo­ry oraz Mar­cin Doro­ciń­ski, któ­ry bar­dzo dobrze spraw­dza się, jako lek­tor. Zgryz poja­wia się, dopie­ro kie­dy przy­cho­dzi czas na roz­wią­za­nie zaga­dek i połą­cze­nie wszyst­kich kro­pek. Oso­bi­ście czu­ję się obra­żo­ny nie­do­piesz­czo­ny fina­łem, ale od razu mówię, że z Har­la­nem Coba­nem mia­łem ostat­nio tak samo, więc być może pro­blem jest we mnie. Naoglą­da­łem się za dużo seria­li i chy­ba mam zbyt wygó­ro­wa­ne ocze­ki­wa­nia. Nie­mniej, nie żału­ję zain­we­sto­wa­ne­go cza­su i pod­trzy­mu­ję, że śmia­ło moż­na odsłu­chać. Dla mnie to było na zasa­dzie “No faj­nie, faj­nie, masz moją uwa­gę”, następ­nie “No Remek, nie­źle namie­sza­łeś, ale teraz pokaż jak z tego wybrniesz”, a póź­niej odsłuch prze­szedł w guil­ty ple­asu­re i mia­łem nie­sa­mo­wi­ty ubaw, jak Remek pró­bu­je się z tego nie­zgrab­nie wyka­ra­skać. Gdy­by cho­dzi­ło o kup­no wer­sji papie­ro­wej, być może bym się tak nie rwał z pole­ca­niem, ale sko­ro może­cie sobie wysłu­chać cało­ści za dar­mosz­kę, z kodem któ­ry wrzu­cę na koń­cu wpi­su, to nie ma co się zasta­na­wiać. Brać i odsłu­chi­wać… a póź­niej poga­da­my o zakoń­cze­niu. Tak się skła­da, że bar­dzo bym chciał z kimś o tym poroz­ma­wiać, więc liczę na was.

Z kolei, jeśli ktoś chciał­by posłu­chać kry­mi­na­łu, któ­ry przez cały dystans trzy­ma high level i w fina­le, nie pru­je się jak sta­re gacie pod wzglę­dem logi­ki, pole­cam “Sher­loc­ka Hol­me­sa”. Wiem, wiem kla­syk… ale nie­daw­no na Sto­ry­tel wpa­dły dwa pierw­sze tomy serii (“Znak Czte­rech” i “Stu­dium Szkar­ła­tu”), nagra­ne w zupeł­nie nowej wer­sji. Czy­ta Borys Szyc i jak dla mnie robi to rewe­la­cyj­nie — z werwą, modu­la­cją gło­su przy róż­nych posta­ciach i emo­cja­mi. Książ­ki znam nie­mal na pamięć, ale z przy­jem­no­ścią wysłu­cha­łem ponow­nie w takiej odsło­nie i jestem bar­dzo na tak. Brać, nie pytać. Na moją odpowiedzialność.

I na koniec obie­ca­ny kod, z dar­mo­wym 30-dnio­wym dostę­pem do biblio­te­ki Storytel.

Aby słu­chać audio­bo­oków na Storytel.pl przez 30 dni za darmo klik­nij w link www.storytel.pl/pigout lub klik­nij na poniż­szy obrazek

A to widziałeś?

Brak komentarzy

Leave a Reply