Prawda jest taka, że na nowego “Kapitana Amerykę Civil War” szedłem z worem pełnym uprzedzeń. Po beznadziejnej drugiej części Avengersów i mocno rozczarowującym pojedynku Batmana z Supermanem, coś we mnie pękło i na wszystkie komiksowe produkcje strzeliłem odgórnego focha. Trzymałem kciuki, żeby Kapitan również okazał się paździerzem, co dałoby mi dobrą wymówkę do napisania najbardziej hejterskiej recki ever. Tak naprawdę planowałem jego kosztem oczyścić się ze wszystkich filmowych rozczarowań, które zbierały we mnie od dłuższego czasu. Miałem już nawet gotowy tytuł — „Kapitan Ameryka, Ty Pizdo!”. Niestety cały plan do piachu. Film ostatecznie okazał się całkiem w cipkę i tym samym postawił mnie w niezręcznej sytuacji, kiedy wypadłoby napisać coś pozytywnego, a w tym akurat orłem nie jestem. O wiele łatwiej przychodzi mi wbijanie szpilek.
Krótka piłka — w mojej opinii Civil War to najlepsza ze wszystkich marvelowskich produkcji. Przynajmniej na tę chwilę. True story. Gdyby ktoś miał z tym problem, od razu zaznaczam, że “Strażników Galaktyki” nienawidzę. Byli dłudzy, nudni i nieśmieszeni. “Deadpool” miał kilka dobrych żarcików, ale fabularnie to wydmuszka, więc jego też nie kocham. Jeśli miałbym wyjść poza Marvela i porównać Kapitana z Batmanem v Supermenem, napisałbym #zaorane. To tak jakby jeden uliczny tancerz, nazwijmy go DC, wyzwał na solówkę drugiego tancerza, nazwijmy go Marvel. Marvel mówi: „spoko, zaczynaj”. DC wchodzi na parkiet i myśli, że odpierdala mistrzowski popping, a tak naprawdę przechodzi właśnie atak padaczki. W tym momencie na scenę wpada Marvel, odpycha DC i zarzuca najlepszy freestyle od czasów nolanowskiego Mrocznego Rycerza. Tak to widzę.
Civil War #Fabuła
Civil War to jednoczesny sequel “Avengers: Czas Ultrona” i “Kapitana Ameryki: Zimowego Żołnierza”. Kto nie widział tych epizodów, może mieć mały problem z połapaniem się w kilu wątkach, ale poza tym ich znajomość nie jest szczególnie wymagana. Plot jest prosty. Rząd USA wzywa Avengersów na dywanik i ochrzania za robienie totalnego rozpierdolu podczas akcji ratowania świata — burzenie miast, śmierć cywili, etc. Oznajmia, że skończyła się samowolka i od teraz będę pracować tylko na wyraźne wezwanie ONZ. Albo przyjmują takie warunki i podpisują lojalkę, albo przechodzą na emeryturę. W drużynie lateksowych wdzianek następuje rozłam. Część bandy, z IronManem na czele, chce wejść w taki układ, a pozostali #TeamCaptain uznaje, że nie będą niczyimi chłopcami na posyłki i sami zdecydują, czy ich pomoc jest potrzebna. Dostrzegacie to odwrócenie ról? Do tej pory to Kapitan Ameryka robił za cyngla różnych organizacji — wojska, Tarczy, a IronMan lał na wszystko ciepłym moczem i robił, co chciał, kiedy chciał. Film w miarę klarownie pokazuje motywacje obu Panów, więc wybór stron przyjmujemy bez większych zgrzytów. No więc chłopaki się nie dogadali, a tymczasem na mieście rozkręca się dym. Terroryści kradną broń biologiczną i wrabiają w to ziomka Kapitana Ameryki, czyli Buckiego aka Zimowego Żołnierza. Kapitan przekonany o niewinności swojego koleżki, zaczyna mu pomagać, co w oczach ONZ i IronMana zostaje odebrane jako zdrada i przejście na ciemną stronę mocy. Jak łatwo się domyślić, w powietrzu wisi bratobójczy pojedynek.
Civil War #Jak wyszło?
Zajebiście. Wszystko, co DC spierdoliło w Batmanie, Marvel zrobił pierwszorzędnie. Zawiązanie akcji jest szybkie i w miarę sensowne, wprowadzenie nowych postaci bezbolesne, a motywacje bohaterów wiarygodne. Każdy w jakiś sposób ma rację w swoim postępowaniu, przez co ciężko tak do końca zdecydować, którą obrać stronę w tym konflikcie. Ja chyba z 3 razy zmieniałem zdanie, co tylko udowadnia, że film mnie wkręcił na całego. 2,5 godziny minęło w 5 minut, ale to i tak wszystko drugorzędne rzeczy. Najważniejsze są walki, a tych jest naprawdę sporo i wizualnie urywają dupę. Pierwsza grubsza zadyma rozkręca się na niemieckim lotnisku. 11 superbohaterów staje naprzeciwko siebie i napieprza w efektownych choreografiach. Mimo ograniczonego czasu, twórcom udało się złapać odpowiednie proporcje, dzięki czemu każda z postaci dostaje swoje 5 minut na zaprezentowanie skilla. Druga kozacka walka to finałowe starcie Kapitana Ameryki i Bucky’ego z IronManem. Wygląda nie tylko widowiskowo, ale jest też bardzo dobrze rozpisana dramaturgicznie. Dostajemy zwrot akcji, który pozwala uwierzyć, że IronMan tym razem wkurwia się na serio serio i kończy z byciem miłym gościem. No More Mr Nice Guy. Sytuacja tym ciekawsza, bo do końca nie wiadomo kto wygra. Nie ma tu “czitowania” kryptonitem. W plusach zdecydowanie nie da się pominąć udanego wprowadzenia postaci Czarnej Pantery, Ant-Mana i Spider-Mana. Tego pierwszego do tej pory znali tylko fani komiksów, ale po filmie zainteresowanie zapewne wystrzeli w kosmos. Z kolei Mrówka i Pająk swoim występem rozbijają “bank zajebistości” i mimo, iż grają z drugiego planu, kradną szoł.
Civil War #Łyżka Dziegciu
Film posmarowałem już nieprzyzwoicie grubą warstwą wazeliny, więc dla równowagi kilka minusów. Po pierwsze scena, w której twórcy zrobili slołmołszyn bickom Kapitana Ameryki, kiedy ten zatrzymuje helikopter. Co to kuźwa miało być? Najbardziej żenujące ujęcie ever. Czuję się zmolestowany.
Nr 2 to Bucky. Kapitan Ameryka już drugi film (po Zimowym Żołnierzu) łazi za nim i pierdoli: „Ej Bucky ja wiem, że Hydra wyprała Ci mózg i chcesz mi zrobić kuku, ale weź się ogarnij i spróbuj przypomnieć, jakimi byliśmy ziomeczkami w dzieciństwie”. Słabe to i męczące. Poza tym motyw trochę jak w Prison Break, czyli żeby ocalić jednego Buckiego, trzeba uśmiercić setkę innych typów. Po prostu go odstrzelcie!
Nr 3 to czarny charakter. Poza tym, że Avengersi biją się między sobą, w filmie jest jeszcze bad guy, Zomo Zemo. Co prawda jego planem było doprowadzenie do wewnętrznego konfliktu wśród Avengers i to mu się udaje, ale i tak jego występ był totalnie z dupy. Zresztą po obejrzeniu sami dojdziecie do takiego wniosku. P.S. Na koniec się popłakał.
Nr 4. To kostium Spider-Mana. O ile sama postać wypadła świetnie, w końcu spajdi jest gadatliwym nastolatkiem a nie kolesiem pod trzydziestkę z zaawansowaną depresją, to kostium w 100% wygenerowany w CGI wypada beznadziejnie. No i jeszcze ciotka May, która z jednej strony jest nieprzyzwoicie gorącym MILFem, ale totalnie nie przypomina jej komiksowego odpowiednika.
Nr 5 to miałkie zakończenie. Zdecydowanie zabrakło pierdolnięcia, które zaogniłoby jeszcze bardziej konflikt i zrobiło grunt pod kolejną część. Nie chcę rzucać spojlerem, więc powiem tylko, że twórcom zabrakło cojones, żeby pójść po bandzie. Wybrali bezpieczną ścieżkę, która pozostawia spory niedosyt. Szkoda.
Zarzut nr 6 kieruję w kosmos, bo wiem, że komiks zobowiązuje, ale niezmiennie mam problem z kostiumem Kapitana Ameryki. Uwżam, że jest tragiczny. Kapitan wygląda w nim jakby przed chwilą uciekł z pokoju gier Christiana Greya. Bardziej sado maso maski nie było? I tak wszyscy wiedzą, kto się pod nią kryje.
Podsumowując, Civil War ma swoje zgrzyty, ale jak najbardziej wart jest zobaczenia. Daję 8⁄10 i liczę, że kolejne marvelsowskie produkcje będą trzymały podobny poziom. DC teraz już wiecie, jak to się robi.
9 komentarzy
Naprawdę chciałbym być po stronie Batmana, bo jak dla mnie to najlepsza ze wszystkich postaci i to bez znaczenia, jakie universum weźmiemy. Niestety nie potrafię się przekonać do jego starcia z Supermanem. Wszystkie zarzuty spisałem już w osobnej recce, więc nie będę powielał. Z kolei trylogia nolanowska to mój ideał i punkt odniesienia. Co do Kapitana Męczybuły, spodziewałem się jednej wielkiej tragedii, a tu miła niespodzianka. Nie uważam, żeby to była kwestia humoru. Właśnie wyjątkowo mało tu heheszków (nie licząc Pająka i Mrówki), jak na Marvela. Po prostu dostałem esencjonalne walki, postaci ewoluowały — patrz przemiana IronMana i bardzo dobre wprowadzenie Black Panther, mimo pominięcia Orgin Story. Własnie z taką gracją DC powinno wpleść Wonder Women w historię. Do fabuły większych zastrzeżeń nie mam. Konflikt polityczny i personalny poprawnie zarysowany. Da się to kupić.
Nawet nie próbuję Cię przekonywać, bo wiem, że masz już wyrobioną opinię i pewnie sporo argumentów, ale ja też już się zabetonowałem we własnej ocenie tych filmów. Tak jak mówisz, kwestia gustu, co do kogo trafia. Mnie nikt nie dałby rady przekonać, że “Strażnicy Galaktyki” wymiatają. Nie mniej komentarze polemizujące, jak najbardziej mile widziane.
Zacznę od końca. Napisałem komentarz bo wiem, że z tobą właśnie można się spokojnie po wymieniać opiniami, bez obawy o ataki hejtu. Batman Nolana był dobry, ale to inny batman — inne uniwersum. Bardzo mi się podobała gra Afflecka i będę się upierał że to najlepszy Batman do tej pory. Bale był dobry, ale trochę taki drętwy. Tu mi się podobało że Bruce wiedział że nie ma szans z Supermanem, jednak staną do przegranej walki. I udało się to pokazać w filmie. Postać Supermana była trochę skopana ale cóż nie można mieć wszystkiego. Czekam teraz ba Batmana Afflecka zrobionego przez Afflecka i uważam że może to być cudo 🙂
Wracając do Kapitana. Tu bym miał się czego ciepnąć. Wstęp trochę za długi, ja rozumiem budowanie akcji, ale to za długo. Sama wątek walki Avengersów był tak słaby że nawet aktorzy nie byli przekonani o co do końca walczą. Bracia Russo mieli niesamowity fundament w postaci komiksowej Civil War i mimo to jakoś zabrakło tu tego “pędu”. Film dobry, ale czułem znudzenie i niedosyt.
Co do Afflecka, jak najbardziej się zgadzam. Był brutalny, mroczny i znacznie ciekawszy niż Bale, za co wylałem na niego wiadro pochwał, ale osadzono go w historii, która mnie nie urzekła. Efekt jest taki, że czekam na solowego Batmana, ale totalnie nie czuje “hajpu” na Justice League. Zaczynam podejrzewać, że im bardziej film oddala się od komiksu, tym bardziej mi się podoba. Kocham trylogię Mrocznego Rycerza za to, że jest osadzona w naszych realiach, z kolei BvS najbardziej rozjechał się w moich oczach, kiedy pojawiły się wątki z kosmosu (co jest bez sensu, bo Superman tez nie wziął się z kapusty ;). Może dlatego tak bardzo podobał mi się Kapitan. Konflikt był personalno-polityczny, z pominięciem obcych cywilizacji. Pod tym względem moje opinie zawsze będą pod prąd względem fanów komiksu, którzy oczekują jak najwierniejszej ekranizacji.
Co do Twoich uwag odnośnie fabuły Kapitana, mam dokładnie odwrotne odczucia. Na Batmanie kręciłem się w fotelu i miałem wrażenie, że budowanie akcji trwa całą wieczność. Z kolei w Kapitanie pyk i już się tłukli na płycie lotniska, pyk i mamy finałowe starcie. Bardzo szybko zleciał mi seans. Duże rozczarowanie poczułem jedynie w kwestii zakończenia. Ktoś powinien zginąć, a tak pogodzą ich w pierwszych 2 minutach sequela i znowu wrócimy do heheszków.
No i mimo że nie lubisz i nie czujesz to wazelina wyszła zacna.
Aczkolwiek część z hejtem to miodzio na serce 😉
Pozytywne recki są do dupy, na szczęście to nie zdarza się często 😉
Zgadzam się! Hejt to coś co #tygryskilubiąnajbardziej 😉
No i mimo że nie lubisz i nie czujesz to wazelina wyszła zacna.
Aczkolwiek część z hejtem to miodzio na serce 😉
Pozytywne recki są do dupy, na szczęście to nie zdarza się często 😉
Zgadzam się! Hejt to coś co #tygryskilubiąnajbardziej 😉