popKULTURA

Johnny

19/09/2022
Johnny recenzja filmu

Mia­łem dzi­siaj oka­zję być na przed­pre­mie­rze “John­ny­’e­go” (nie Bra­vo; dzię­ki Kino Helios Pol­ska) i powiem wam, że z tym fil­mem jest tro­chę jak z bur­ge­rem z sie­ciów­ki. Jest ład­nie opa­ko­wa­ny, pre­zen­cja ok, zjeść na luzie się da, ale dużo tra­ci, kie­dy tra­fi­my do napraw­dę god­nej bur­ge­row­ni i zacznie­my porównywać.

Tro­chę zawi­ła meta­fo­ra, ale sęk w tym, że John­ny jest fil­mem mówią­cym o poważ­nych spra­wach, ale robi to bar­dzo powierz­chow­nie i moc­no spły­ca temat. Takie “Na wspól­nej” wśród dra­ma­tów i na pozio­mie recen­zenc­kim, gdzie patrzy się na róż­ne deta­le BARDZIEJ, jestem nim raczej roz­cza­ro­wa­ny, ACZKOLWIEK muszę przy­znać, że tak po ludz­ku tra­fił mnie w mięk­kie i pod­czas sean­su mia­łem w gło­wie, że chcę już jechać do domu i skła­dać z Bren­don­kiem kloc­ki Lego.

Kon­struk­cyj­nie jest to wypisz wyma­luj Kara­te Kid, z tym że zamiast nauki kara­te, mamy naukę empa­tii i wła­ści­we­go nada­wa­nia prio­ry­te­tów w życiu.

Ot dosta­je­my postać dre­si­ka gra­ne­go przez Pio­tra Tro­ja­na, któ­ry naj­bar­dziej lubić wypić, zaru­chać i radia posłu­chać, pacie­rza i kre­ski nigdy nie odma­wia, a zamiast do pra­cy, woli iść na włam. No i nasz dre­sik zosta­je zła­pa­ny na kra­dzie­ży, ale mu się far­ci i zamiast bile­tu do paki, dosta­je 360 godzin spo­łecz­nych do odro­bie­nia w hospi­cjum księ­dza Kaczkowskiego.

Oczy­wi­ście jara się tym fak­tem milion, wszak prze­by­wa­nie w ciszy i cie­peł­ku ze sta­ry­mi ludzi to frasz­ka w porów­na­niu do bycia czy­jąś żoną w wię­zie­niu. Ma też pro­sty plan — nie wczu­wać się, odbęb­nić swo­je i naura, po czym dys­ko­te­ki, kre­ski i wła­my welco­me back, ALE!

Ale w tym miej­scu pozna­je księ­dza Kacz­kow­skie­go, któ­ry nie pyta­jąc o zda­nie, sta­je się jego sen­se­jem i poka­zu­je, co w życiu jest napraw­dę waż­ne. To co wyda­rzy się dalej jest tak oczy­wi­ste jesz­cze przed wej­ściem na salę kino­wą, że nawet nie będę ozna­czał tego jako spo­iler, wszak widzie­li­ście to w “Nie­ty­kal­nych”, czy­li dre­si­ko­wi pęka sko­ru­pa, zaczy­na się wczu­wać, zaprzy­jaź­niać, opie­ko­wać, aż w koń­cu odczu­wa potrze­bę zmia­ny na lep­szą wer­sję siebie.

I to wszyst­ko nawet jest zmon­to­wa­ne, jak Kara­te Kid -> czy­li naj­pierw ucznia­ka trze­ba cią­gnąć za uszy, póź­niej już pozwa­la się pro­wa­dzić, ale jesz­cze mu nie wycho­dzi, jed­nak z cza­sem jest coraz lepiej i lepiej, aż w koń­cu wyda­je się, że to już, mamy to… wtem scho­dzi krzy­wa akcja, któ­ra spra­wia, że sen­sei jest roz­cza­ro­wa­ny, a uczniak robi krok wstecz i stwier­dza, że to jed­nak nie jego baj­ka -> “Uro­dzi­łem się zło­lem i umrę jako złol, tego typu roz­k­mi­ny”… wtem w gło­wie odpa­la mu się film z naj­lep­szy­mi momen­ta­mi i podej­mu­je jesz­cze jed­ną pró­bę #Kla­syk

Mam peł­ną świa­do­mość, że jest to makie­ta praw­dzi­we­go życia i ludz­kie losy są o wie­le bar­dziej zawi­łe, zwłasz­cza, kie­dy w grę wcho­dzą nie­ule­czal­ne cho­ro­by, dra­ma­ty rodzin­ne i umie­ra­ją nie tyl­ko senio­rzy w słusz­nym wie­ku. Nie­mniej w tej tele­dy­sko­wej opo­wie­ści doszu­ka­łem się pró­by oswo­je­nia rze­czy, któ­rych nie da się oswo­ić, poka­za­nia, czym jest god­no­ści w odcho­dze­niu i coś tam coś tam, że haj­sik i dobra mate­rial­ne są faj­ne, ale kie­dyś odkry­je­my, że tego co napraw­dę się liczy, nie da się kupić za pieniądze.

Tru­izmy, ale na mnie zawsze dzia­ła­ją.… zwłasz­cza w mon­ta­żu a’la Kara­te Kid. Nie jest to film, któ­ry zapi­sze się w histo­rii, jako TOP­ka dra­ma­tów, ale zro­bił mi cie­peł­ko i na chwi­lę wycią­gnął z Pudel­ko­wej baniecz­ki, więc uwa­żam, że co by nie mówić, seans i tak będzie bar­dziej war­to­ścio­wy niż odci­nek Hote­lu Para­die, czy tam gala Fejm MMA. I nie wyklu­czam też, że są ludzie, któ­rzy bar­dzo potrze­bu­ją dokład­nie takie­go prze­ka­zu wła­śnie teraz.

P.S. Zabra­kło mi, żeby na napi­sach koń­co­wych pole­ciał Mezo i Kasia Wilk z tek­stem “Waż­ne, że potra­fisz widzieć dobro, Waż­ne, że dostrze­gasz jego ogrom, To kształ­tu­je twój świa­to­po­gląd, Czło­wiek, to musi wejść w krwio­bieg”. To było­by taki akcen­cik, że już nikt nie miał­by wąt­pli­wo­ści, o czym był ten film. Nie­ste­ty zamiast tego pole­ciał Dawid Podsiadło.

P.P.S. Dawid Ogrod­nik w imi­ta­cji księ­dza Kacz­kow­skie­go świet­ny (fizycz­ność i moto­ry­ka), ale zabra­kło mi tej “peł­nej petar­dy”. Zde­cy­do­wa­nie wię­cej było ude­rza­nia w melo­dra­ma­tycz­ne nuty.

A to widziałeś?

Brak komentarzy

Leave a Reply