popKULTURA

Cztery rześkie kryminały na przetrwanie jesieni

08/11/2019

Za oknem jesień na peł­nej petar­dzie, więc przy­da­ła­by się jakaś roz­ryw­ka bez koniecz­no­ści wycho­dze­nia spod cie­płe­go kocy­ka. Kalen­da­rzo­wo nie jeste­śmy jakoś super dale­ko od Hal­lo­we­en, czy­li powin­no być tro­chę strasz­no. Do tego jestem w trak­cie budo­wy domu (może­cie o tym nie wie­dzieć, wszak powta­rzam to tyl­ko 15 razy dzien­nie), co gene­ru­je wie­le kom­pli­ka­cji, a te spra­wia­ją, że cza­sa­mi mam ocho­tę kogoś zamor­do­wać. Meta­fo­rycz­nie of cour­se, ale jak sobie zsu­mo­wa­łem te trzy ele­men­ty (roz­ryw­ka + dresz­czyk + mord), wyszło mi, że dzi­siej­szy kącik audio­bo­oko­wy powi­nien być poświę­co­ny kry­mi­na­łom. Ide­al­nie się skła­da, bo w paź­dzier­ni­ku  wysłu­cha­łem kil­ku napraw­dę nie­złych. Łap­cie reko­men­da­cję i wybierz­cie coś dla siebie.

***

Łań­cuch”, Adrian McKin­ty

To może zacznę od wyja­śnie­nia, jak to w ogó­le wyszło, że wzią­łem ten tytuł na warsz­tat. Otóż, grze­biąc w biblio­te­ce Sto­ry­tel natra­fi­łem na audio­bo­oka, któ­ry na okład­ce miał pole­caj­kę od Rem­ka Mro­za -> “Nie sądzi­łem, że kie­dyś to powiem, ale ta książ­ka wcią­ga tak, że zapo­mnia­łem o pisa­niu”. Bar­dzo uda­na auto­iro­nia, acz­kol­wiek jako czło­wiek małej wia­ry od razu pomy­śla­łem: “Taaa, na pew­no. Wit­ki by ci wyschły, jak­byś nie wyro­bił swo­ich 100 tysię­cy słów dzien­nie. Za hajs od wydaw­nic­twa baluj”. Mimo tej nie­uf­no­ści posta­no­wi­łem spraw­dzić i o dzi­wo oka­za­ło się, że Remek nie kła­mał #szok. Ta powieść nie tyl­ko ma kozac­ki pomysł na fabu­łę, ale od począt­ku łapie czło­wie­ka za mord­kę, przez co nie spo­sób się od niej oderwać.
Plot jest taki, że babecz­ka o imie­niu Rachel, któ­ra wła­śnie jedzie do szpi­ta­la, bo praw­do­po­dob­nie prze­cho­dzi remi­sję nowo­two­ru, otrzy­mu­je tele­fon z zastrze­żo­ne­go nume­ru o nastę­pu­ją­cej treści:

- Musisz zapa­mię­tać dwie rze­czy. Punkt numer jeden: nie jesteś pierw­sza i na pew­no nie będziesz ostat­nia. Punkt numer dwa: tu nie cho­dzi o pie­nią­dze. Cho­dzi o Łań­cuch. Za pięć minut, Rachel, dosta­niesz naj­waż­niej­szy tele­fon w życiu. Zjedź na pobo­cze. Skon­cen­truj się. Otrzy­masz szcze­gó­ło­we instruk­cje. Dopil­nuj, żeby mieć nała­do­wa­ny apa­rat i coś do pisa­nia pod ręką. Nie zamie­rzam uda­wać, że to będzie dla cie­bie łatwe. Naj­bliż­sze dni oka­żą się wyjąt­ko­wo trud­ne, ale Łań­cuch pozwo­li ci przez to przejść. Żad­nej policji. 

Po chwi­li tele­fon zno­wu dzwoni:

- Bar­dzo mi przy­kro, Rachel, ale mam dla cie­bie strasz­ną wia­do­mość. Porwa­łam two­ją córkę.

Sami widzi­cie, że zaczy­na się z wyso­kie­go C, a dalej jest jesz­cze cie­ka­wiej. Oka­zu­je się, że pory­wacz­ką jest mat­ka, któ­rej syn rów­nież został upro­wa­dzo­ny. Jeśli Rachel nie speł­ni jej żądań, obo­je dzie­ci zgi­nie. I to wła­śnie jest tytu­ło­wy łań­cuch. Aby się z nie­go oswo­bo­dzić, ofia­ry muszą stać się opraw­ca­mi i zna­leźć kogoś na swo­je miej­sce. Bar­dzo solid­ny tytuł, któ­ry zaska­ku­je, a jak ktoś jest rodzi­cem, zapew­ne będzie miał reflek­sję, czy gdy­by mnie coś takie­go spo­tka­ło, dał­bym radę? Co do zakoń­cze­nia, to wia­do­mo, jeden rabin powie, że kozac­kie, dru­gi, że żar­ło, żar­ło i się yhm yhm.  Dla mnie cało­ścio­wo, jak naj­bar­dziej spo­ko.  Do tego extra punk­ty za inter­pre­ta­cję Bar­tło­mie­ja Topy. Zresz­tą odsłu­chaj­cie poniż­szej zajaw­ki i sami zdecydujcie.

***

Kto porwał Daisy Man­son?” , Cara Hunter

Pod­czas sąsiedz­kiej impre­zy w domu pań­stwa Man­son, zni­ka ośmio­let­nia cór­ka gospo­da­rzy. Na miej­scu poja­wia się poli­cja, ale po prze­słu­cha­niu uczest­ni­ków bale­tu, oka­zu­je się, że żodyn nicze­go nie widział i nie sły­szał. Przy­pa­dek? Taaa jasne. Moc­no podej­rza­na spra­wa, wszak to zatło­czo­ne przed­mie­ścia Oxfor­du, tym­cza­sem dziew­czyn­ka prze­pa­da jak pie­nią­dze z OFE.

Do akcji wkra­cza detek­tyw Adam Faw­ley, któ­ry bar­dzo szyb­ko odkry­wa, że Daisy tak napraw­dę nigdy nie było na przy­ję­ciu. Nołp, musia­ła zagi­nąć wcze­śniej. Pyta­nie tyl­ko, czy aby na pew­no to “zwy­kłe zagi­nie­cie”, czy raczej porwa­nie, a może mor­der­stwo? I pyta­nie numer dwa — czy rodzi­ce są w to zamie­sza­ni? Tego wam nie zdra­dzę, ale zapew­niam, że war­to spraw­dzić oso­bi­ście.  Mamy tu do czy­nie­nia z napra­wę wyso­kiej jako­ści śledz­twem, takim wie­cie uczci­wym, a nie że detek­tyw jest geniu­szem i coś mu się obja­wi­ło, jak kupo­wał hot doga w Żab­ce. Do tego nar­ra­cja pro­wa­dzo­na z per­spek­ty­wy kil­ku osób, fla­sh­bac­ki z prze­szło­ści, tri­ki detek­ty­wi­stycz­ne sto­so­wa­ne pod­czas  praw­dzi­wych prze­słu­chań oraz wstaw­ki z Twit­te­ra, gdzie inter­nau­ci wyda­li już wyrok na rodzi­cach, a swo­je groź­by prze­no­szą do reala. Tru­ska­wecz­ką na tor­cie jest zakoń­cze­nie, któ­re­go nie spo­dzie­wał­by się nawet nasz super detek­tyw z tra­pe­zem na gło­wie. Książ­ka tym cie­kaw­sza, że zaczy­na się podob­nie jak słyn­na spra­wa małej Madzi z Soso­now­ca, któ­ra w 2012 roku żyła cała Pol­ska. Czy­ta Mar­ciń Per­chuć i czy­ta przy­jem­nie. Daję okejkę.

***

Rok Szczu­ra”, Mar­ta Guzowska

Mar­ta Guzow­ska to autor­ka, któ­ra gra w tej samej lidze, co Kata­rzy­na Bon­da, a to ozna­cza mniej wię­cej tyle, że po jej kolej­ne książ­ki moż­na się­gać w ciem­no. I tak wła­śnie uczy­ni­łem z jej naj­now­szym dzie­łem, czy­li “Rokiem szczu­ra”. Wrzu­ci­łem na słu­chaw­ki bez spraw­dza­nia żad­nych reko­men­da­cji. Ryzy­ko się opła­ci­ło, acz­kol­wiek mam z nią (książ­ką) pewien pro­blem. Kon­kret­nie cho­dzi o to, że Guzow­ska snu­je w niej iście hol­ly­wo­odz­ką intry­gę… któ­ra roz­gry­wa się w Pol­sce. W takich sytu­acjach z auto­ma­tu zapa­la mi się lamp­ka pt. “Heloł, prze­cież wia­do­mo, że u nas by to nie prze­szło”. Za to gdy­by auto­rem był Dan Brown, zapew­ne pisał­bym teraz “Dajesz Dan”. Taka to (nie)sprawiedliwość.

Plot — szóst­ka przy­ja­ciół z wydzia­łu antro­po­lo­gicz­ne­go wyjeż­dża na prak­ty­ki, pod­czas któ­rych pro­wa­dzą wyko­pa­li­ska. Prak­ty­ki stu­denc­kie mają to do sie­bie, że wię­cej się na nich pije i chęd roman­su­je, niż fak­tycz­nie pra­cu­je, więc nasi boha­te­ro­wi przez więk­szość cza­su bawią się jak­by byli na Wood­stoc­ku. Sie­lan­ka koń­czy się, gdy pew­ne­go dnia w jed­nym w wyko­pów znaj­du­ją cia­ło mło­dej dziew­czy­ny, któ­ra mia­ła z nimi na pień­ku. Poli­cji uzna­je to za tra­gicz­ny wypa­dek i zamy­ka spra­wę, ale stu­den­cia­ki podej­rze­wa­ją , że było to mor­der­stwo, za któ­rym stoi jed­no z nich. Każ­dy podej­rze­wa każ­de­go i w koń­cu ta nie­uf­ność spra­wia, że ich dro­gi się roz­cho­dzą. Ponow­nie spo­ty­ka­ją się dopie­ro po 20 latach, kie­dy w podej­rza­nych oko­licz­no­ściach ginie żona jed­ne­go z “ex-zio­mecz­ków”. Snu­ją teo­rię, że oba mor­dy muszą być powią­za­ne i roz­po­czy­na­ją śledz­two na wła­sna rękę, co z góry zwia­stu­je, że jakieś sro­gie guano wpad­nie w wentylator.

Cze­go tu nie ma? Kłam­stwa, spi­ski, antysz­cze­pion­kow­cy, epo­ko­we odkry­cia antro­po­lo­gicz­ne i plan zagła­dy ludz­ko­ści, któ­re­go nawet Tha­nos (ten z Aven­ger­sów) by się nie powsty­dził. Pomysł cie­ka­wy, wyko­na­nie róż­ne — nie­któ­re rze­czy podo­ba­ły mi się bar­dzo, inne wca­le, ale koniec koń­ców musia­łem poznać zakoń­cze­nie, albo umarł­bym na sucho­ty, tak­że zali­czam audio­bo­oka na plus.

***

Opo­wiem ci o zbrod­ni 2”, zbiór opowiadań

Jest to dru­ga odsło­na pro­jek­tu, o któ­rym pisa­łem już w zeszłym roku i byłem zachwy­co­ny #Tru­eSto­ry. Zna­ni pol­scy auto­rzy, min. Woj­ciech Chmie­larz, Max Czor­nyj i Kata­rzy­na Puzyń­ska, wzię­li na warsz­tat gło­śne spra­wy kry­mi­nal­ne, któ­re w prze­szło­ści wstrzą­snę­ły Pol­ską. Dys­po­nu­jąc peł­nym wglą­dem w akta oraz wspo­ma­ga­ni przez rese­ar­che­rów i pro­fi­le­rów, mie­li za zada­nie opi­sać w swo­im sty­lu oko­licz­no­ści, w jakich doszło do poszcze­gól­nych zbrod­ni.  Wyszło nawet lepiej niż w czę­ści pierw­szej. Wszyst­kie histo­rie są moc­ne niczym ude­rze­nie obu­chem w łeb, ale naj­bar­dziej pole­cam odci­nek nr 3, w któ­rym Max Czor­nyj ujaw­nia kuli­sy szo­ku­ją­cej spra­wy wam­pi­ra ze Ste­fa­no­wic. Psy­cho­la mają­ce­go na kon­cie mor­der­stwa, gwał­ty i podpalenia.

Począt­ko­wo poli­cja podej­rze­wa­ła o te “występ­ki” nie­win­ne­go czło­wie­ka i nawet trzy­ma­ła go 19 mie­się­cy w aresz­cie. Dopie­ro po 3 latach od pierw­sze­go mor­der­stwa, uda­ło się tra­fić na wła­ści­wy trop. Win­nym oka­zał się Mariusz Sowiń­ski, żoł­nierz pobo­ro­wy słu­żą­cy w  Nad­wi­ślań­skich Jed­nost­ka MSWiA w Sano­ku. Jego pro­ces roz­po­czął się w 1997 roku i od same­go począt­ku wywo­ły­wał skraj­ne emo­cje. Wróć, to za mało powie­dzia­ne. Powiedz­my, że pod­czas pierw­szej roz­pra­wy ojciec jed­nej z ofiar wpa­ro­wał na salę sado­wą z sie­kie­rą i zacu­mo­wał ją w ple­cach Sowiń­skie­go. Wyobraź­cie sobie tę sce­nę z per­spek­ty­wy sędzie­go. Hard­co­re. Osta­tecz­nie Sowiń­ski prze­żył i po wyj­ściu ze szpi­ta­la roz­pra­wa zosta­ła wzno­wio­na.  Oskar­żo­no go o poczwór­ne mor­der­stwo i gwał­ty, a po prze­słu­cha­niu 20 bie­głych z zakre­su psy­cho­lo­gii i sek­su­olo­gii, ska­za­no na doży­wo­cie. Sowiń­ski praw­do­po­dob­nie nadal nie przyj­mu­je tego do wia­do­mo­ści, bo od lat wysy­ła ze swo­jej celi listy do kolej­nych pre­zy­den­tów z proś­bą o uła­ska­wie­nie. Wię­cej w audio­bo­oku. Czy­tał Adam Ferency.

Na dzi­siaj tyle. Liczę, że coś z powyż­szej listy do was prze­mó­wi­ło i już wrzu­ca­nie tytuł na słu­chaw­ki. Wszak było­by sła­bo, gdy­by zarwa­na noc­ka nad tym wpi­sem, poszła na mar­ne. Jako dodat­ko­wy moty­wa­tor łap­cie kod na 30-dnio­wy dar­mo­wy dostęp do Sto­ry­tel. Do następ­ne­go. Pig.

A to widziałeś?

Brak komentarzy

Leave a Reply