Epickość. Moje życie jest kompletne.
Jako fan popkultury od zawsze jarałem się wszelkimi crossoverami typu Avengers, Freddy vs Jason, Alien vs Predator, Freddie Mercury feat. Micheal Jackson,etc., ale wszystko to wymięka przy zestawieniu w jednej produkcji Arniego i Sly’a. Gimby nie pamiętajo, ale w latach 90-tych, kiedy oldschoolowe filmy akcji rządziły na VHS-ach, Arni i Sly mieli status Bogów. Rządzili i dzielili w Hollywood, a przy okazji wywoływali ostry ból dupy na osiedlach i w szkołach. Nie można było lubić obu po równo (to zbyt dojrzałe). Trzeba było opowiedzieć się za jednym i przekonywać swoich kolegów, w moich przypadku — dlaczego Arni sklepałby Sylwka. Kiedy argumenty nie działały, w imię przekonań trzeba było napierdalać się za garażami.
To odwieczny konflikt typu “co lepsze”: Pepsi czy Coca Cola, Kisiel czy Budyń, Mercedes czy Bmw, Adidas czy Nike, Barcelona czy Real Madryt, Messi czy Cristiano Ronaldo, którego nie da się obiektywnie rozstrzygnąć.
W tamtym czasie nikt nawet nie odważył się pomarzyć o zobaczeniu ich w jednym filmie. Jednak minęło 20 lat, podczas których fejm i mięśnie obu panów “troszkę” sflaczały. Pojawiło się nowe pokolenie wypaczonych dzieciaków, wyżej ceniących brokatowe wampiry <sic!> niż klasyczną rozpierduchę, przez co starej gwardii przestał zgadzać się hajs. Nagle okazało się, że projekty, które wcześniej wydawały się niemożliwe do zrealizowania, można zrobić od ręki. Powstały 2 części “Niezniszczalnych” (3‑cia w drodze), ale to “Escape plan” jest filmem, na który czekałem. I się nie rozczarowałem.
Fabuła jest prosta — Arni i Sly siedzą w jednym z najlepiej strzeżonych więzień na świecie i muszą połączyć siły żeby z niego uciec. Banalny pomysł, ale wykonanie rewelka. Są smaczki, żarciki i obite ryje. Jest niezły więzienny klimat i całkiem dobrze zagrany czarny charakter. Jak przystało na ten gatunek jest kilka naciąganych rzeczy, ale o dziwo nie ma żadnej baby, która dałaby się złapać w finale i wszystko popsuła. Duet Sly i Arnie nie zawiódł. Chcę więcej.
Brak komentarzy