popKULTURA

Duke Nukem, Powrót po latach

03/01/2015

Nostal­gia — tęsk­no­ta za czymś prze­szłym, co utrwa­li­ło się w pamię­ci lub do cze­goś, co wyobra­żo­no sobie w marzeniach. 

Ide­ali­za­cja — eks­pe­ry­ment myślo­wy, któ­ry pole­ga na uprosz­cze­niu ana­li­zy rze­czy­wi­sto­ści, eli­mi­na­cji czyn­ni­ków uwa­ża­nych za nie­istot­ne i zwró­ce­nie uwa­gi na te, decy­du­ją­ce. Ide­ali­za­cja naj­czę­ściej ujaw­nia się kie­dy myślisz o prze­szło­ści i masz wra­że­nie, że było super. 

Dwie powyż­sze defi­ni­cje ide­al­nie odda­ją mój sto­su­nek do gry Duke Nukem. Koja­rzy mi się z lata­mi 90′ i godzi­na­mi bez­tro­skiej eks­ter­mi­na­cji obcych. Gra­fa była super, fabu­ła jesz­cze lep­sza, a kil­lo­wa­nie real­ne jak nigdy. Stę­sk­ni­łem się za tym tytu­łem i odli­cza­łem dni w kalen­da­rzu od momen­tu, kie­dy usły­sza­łem, że wyj­dzie nowa wer­sja. Nie­ste­ty cza­sa­mi coś, co wyda­je nam się, że było na wypa­sie, po ponow­nym kon­tak­cie oka­zu­je się mega roz­cza­ro­wa­niem. Lepiej nie wra­cać i zacho­wać dobre wspomnienia.

Nie chcia­łem wie­rzyć recen­zen­tom, kie­dy prze­je­cha­li się po nowym Duke­’u jak na łysej koby­le. Tzn. wie­rzy­łem na tyle, żeby nie kupo­wać, kie­dy gra krzy­cza­ła 250 plnów, ale nie przyj­mo­wa­łem do wia­do­mo­ści, że może być fak­tycz­nie aż tak źle, jak pisa­li, c’mon w koń­cu to legen­da. Nie­ste­ty mie­li rację. Oka­zu­je się, że 18 zeta, któ­re zain­we­sto­wa­łem to wciąż roz­bój w bia­ły dzień. Ta gra w naj­lep­szym wypad­ku powin­na leżeć w mar­ke­to­wych koszach z tanio­chą, razem z taki­mi paź­dzie­rza­mi jak: Trak­to­ry: Puchar soł­ty­sa; Need for Rus­sia 4: Bia­łe Noce czy Detek­tyw Rut­kow­ski Is Back.

Szcze­rze? Ostat­ni raz takie­go babo­la widzia­łem ponad 10 lat temu. Był przy­kle­jo­ny do ław­ki w sali od WOS‑u. Nie wiem jak wer­sja PC, ale na PS3 masa­kra. Tra­gicz­na, ści­na­ją­ca biał­ka w oczach gra­fi­ka, a w ste­ro­wa­niu tyle samo pre­cy­zji, co w licze­niu gło­sów przez PKW. Godzi­nę się męczy­łem żeby wyce­lo­wać i zestrze­lić cho­ler­ny samo­lo­cik. Do tego docho­dzą: archa­icz­ny game­play, czę­ste loadin­gi i nie­wi­dzial­ne prze­szko­dy blo­ku­ją­ce przej­ście. Ogól­nie z gry ma się tyle samo rado­chy, co ze skar­pet otrzy­ma­nych na gwiazd­kę. 14 lat pra­cy pro­gra­mi­stów w piz­du i kupa kasy też w piz­du. Pol­ski Bul­le­storm z tego same­go rocz­ni­ka i ze znacz­nie mniej­szym budże­tem wypa­da o nie­bo lepiej. Przy­kro mi to pisać, ale przy­wró­ce­nie bla­sku Duke­’a uda­ło się mniej wię­cej w takim stop­niu, co reno­wa­cja fre­sku “Ecce homo”, czy­li ni chuja.

Zda­ję sobie spra­wę, że w nie­któ­rych nostal­gia za Księ­ciem jest na tyle duża, że nie udźwi­gną mojej opi­nii, ale wła­śnie tak się spra­wy mają. Jeśli zasło­nić zna­ny tytuł i oce­niać grę według obec­nych stan­dar­dów, to Duke ma się do aktu­al­nych FPS-ów, jak Shark­na­do do Ava­ta­ra.

A to widziałeś?

Brak komentarzy

Leave a Reply