Mamy grudzień, więc nawet jeśli bardzo byśmy chcieli, tematu prezentów niestety nie ominiemy, sorry. Kilka dni temu doradzałem wam jakie książki warto położyć pod choinkę <KLIK>, z kolei dziś przychodzę z pogadanką o giftach dla dzieci, ale w kontekście CZEGO ABSOLUTNIE NIE KUPOWAĆ CUDZYM BOMBELKOM, bo tak się składa, że jeśli źle wybierzecie, to konsekwencje spadną na rodziców. Temat znam od podszewki, więc pozwólcie, że zrobię wam szybki tutorial. Partnerem wpisu jest Pucio.
1. Zabawki robiące hałas, a nawet harmider, jeśli dodatkowo jeżdżą
W sklepach nazywają je zabawkami grającymi, co może wywoływać pozytywne skojarzenia, ale nie dajcie się zwieść, to pułapka! Taki gift to pierwszy krok, aby zafundować rodzicom wycieczkę w jedną stronę do zakładu zamkniętego. Zresztą sami wiecie, że dzieci się fiksują i bez końca wciskają te kolorowe guziczki, aktywując muczenie, beczenie, kwakanie, szczekanie, a jak się ma wyjątkowego pecha, to jest tam jeszcze wgrana melodyjka Baby Shark. Jebla idzie dostać. Do tej kategorii przynależą również instrumenty muzyczne, więc od razu wybijcie sobie z głowy cymbałki, mandoliny i perkusje. Poza tym mikrofony i megafony. Oczyma wyobraźni już widzę, jak Brendonek za mną chodzi i zapodaje przez megafon: „Tata daj mi kebebaske”, co w wolnym tłumaczeniu oznacza „Tata, daj mi kabanosa”. Na szczycie listy umieszczam zabawkowy odkurzacz imitujący dźwięk prawdziwego i w tym miejscu przesyłam specjalne pozdrowienia dla Marty i Kuby, którzy sprezentowali takowy Brendonkowi, co było ewidentnym trollingiem wymierzonym we mnie i Madzię (szanuję żarcik, ale hejtuję za uszczerbek na psychice). A i jeszcze mamy taką zabawkę, co potrafi w nocy się uaktywnić i zawołać: „Are U there?”. Jej też nie polecam. Zawał serca gwarantowany.

www.amazon.com
2. Pisaki, farby i permanentne markery
Fakty są takie, że możesz być czujny przez 23 godziny 59 minut i 59 sekund na dobę, ale akurat w tej jednej sekundzie, kiedy miałeś już tak bardzo suche oko, że musiałeś mrugnąć, co by się nie spopieliło, bombelek na bank zdąży popełnić swoje pierwsze w życiu graffiti i nie ma wątpliwości, że będzie to wrzutka w stylu HWDP w Przedszkole, popełnione na najbardziej reprezentacyjnej ścianie w salonie. W takim asortymencie wolę osobiście być decyzyjny i jeszcze w sklepie upewnić się, że wszystko jest zmywalne.
3. Wszystkie zabawki, które mają w sobie plamiące i wyżerające kanapę płyny
Do tego plastelina, modelina, ciastolina, piasek kinetyczny i wszystko, co strzela z konfetti. Wiecie jak to się roznosi? Łatwiej zburzyć chałupę i postawić jeszcze raz od zera niż posprzątać. Jednak to i tak wszystko pikuś przy brokacie. Powiem tyle -> jeśli jara was brokat, odpalcie sobie maraton “Zmierzchu” i podziwiajcie jak Edward mieni się na słońcu, a mi dajcie spokój.
4. Zabawki niedostosowane do wieku
Nie ma jak to Scrabble, albo 1000-elementowe puzzle z obrazkiem zimowej panoramy dla 2‑latka. No chyba, że chodzi o to, żeby dziecko miało co rozrzucać, wtedy faktycznie będzie szał. Może się również okazać, że na pudełku zakres wiekowy się zgadzał, ale ni jak nie znajduje to odzwierciedlenia w rzeczywistości. Np. gra dla czterolatków+ z pytaniami w stylu -> Jak długo dzięcioł wysiaduje jajko? Kurła skoro nawet ja musiałem googlować odpowiedź pod stołem, to skąd bombelek ma wiedzieć?
W tej kategorii mieszczą się jeszcze zabawki, które mogą sprowokować dziecko do zadawania trudnych pytań, np. lalka tańcząca na rurze, albo wibrująca miotła Harrego Pottera. Legenda głosi, że wibrujące miotły początkowo były asortymentem oferowanym przez sklepy dla dorosłych, po czym zobaczyła je branża zabawkarska i stwierdziła, że w sumie fajny pomysł. NOPE, pomysł jest okropny, wszak te miotły nie latają.
5. Defekujące zabawki
Mam dziecko, mam psa i lubię kebsy na ostro. Możemy uznać, że to wystarczająca ilość interakcji z numerem dwa i naprawdę nie potrzebuję do kompletu Flaminga kaszlącego w randomowych momentach w porcelankę. W ogóle mam wrażenie, że działy kreatywne w firmach zabawkarskich mają duży pociąg do tego typu asortymentu.
Spotkanie w firmie zabawkarskiej XYZ, co by ustalić strategię na okres bożonarodzeniowy:
<Prezes> — No i jak tam Marzenko z działu kreatywnego, wymyśliłaś coś extra na nadchodzące święta? Dajesz, zaskocz mnie!
<Marzenka> — Spędziliśmy z Radkiem wiele godzin na brainsztormach, ale udało się, stworzyliśmy super lalkę/pieska/flaminga/kotka/kapibarę
<Prezes> — Sweet! A co one robią?
<Marzenka> — Kupę i siku
<Prezes> — WOW, czad, tego jeszcze nie było. Produkujemy!
<Marzenka> — Ok, ale co konkretnie? Lalkę, pieska, flaminga czy kapibarę?
<Prezes> — Wszystko!

www.amazon.com
6. Drewniane miecze, zabawkowy młotek, karabin na kulki, rękawica Czarnej Pantery, pazury Wolverina, proca, łuk, kusza i tak dalej i tak dalej
W życiu pewne są trzy rzeczy -> śmierć, podatki i to, że jeśli dziecko dostanie masywny drewniany miecz, to pierwsze cięcie przyjmie jego ojciec. I to samo tyczy się młotków, pistoletów na kulki, kusz i wszelkich innych narzędzi zagłady. Plizz, noł!

www.youtube.com
7. Misie XXL
Super słodki prezent … na 3 minuty, a później problem, bo z 40-metrowego mieszkania, które już wcześniej było zawalone pod sufit, nagle znikają kolejne 2 metry. O dodatkowej funkcji, czyli skuteczniejszym zbieraniu kurzu i roztoczy niż iRobot Roomba nawet nie mówię.
8. Zabawki grożące wizytą na ostrym dyżurze
Mam tu na myśli wszystko, co może się stłuc albo czym można się zadławić. Do tego dorzucamy zabawki nieznanego pochodzenia, co do których zachodzi podejrzenie, że mogą być zrobione z azbestu. Albo coś w stylu historii, która przydarzyła mi się podczas wakacji w Tajlandii. Otóż na bazarku w Bangkoku kupiłem podrabiane słuchawki Beatsy i przez kilka kolejnych dni jarałem się, jaki to złoty deal przyklepałem oraz kręciłem beczkę z łosi płacących za to samo po kilkaset dolców XD. Było pięknie… aż tu jednego razu idę sobie słuchając Taco Hemingwaya, wtem poprawiam słuchafony na głowie, po czym patrzę na rękę, a ta cała w czerwonej mazi. Oczywiście spanikowałem, że krwawię z ucha i w ogóle zaraz padnę jak długi na ulicę. Na szczęście okazało się, że to tylko logo Beatsów spłynęło z nauszników od upału. Zabawki grożące zafarbowaniem też omijajcie.
9. Chomiki i inne żywe stworzenia
Zwierzęta odrzucamy głównie dlatego, że zadanie utrzymania ich przy życiu spadnie na mnie. Problem jest taki, że osobiście bardzo lubię zwierzaki i nie potrafiłbym ich oddać, ale serio nie mam warunków, żeby trzymać w domu 3,5‑metrowego boa dusiciela, więc nie stawiajcie mnie przed faktem dokonanym. Z kolei chomiki niby urocze i mało inwazyjne, ale mają w sobie coś takiego, że w dzieciach budzi się Mr Hyde i zaczynają testować ich granice wytrzymałości. Wiem, bo kolega mi opowiadał 😉
10. Zabawki na baterie… bez dołączonych baterii
Murowana drama. Przykładowo bombelek dostaje kozacką, zdalnie sterowaną wyścigówkę, więc momentalnie tacie wywracają się gałki oczne na myśl o czekającej go zabawie, a tu zonk i nie ma baterii. Przez chwile jeszcze się łudzi, że pożyczy z pilota, ale nope, bo tam są cienkie, a do fury trzeba grubych. Tak się po prostu nie robi.
****
Poza kategorią mamy jeszcze klocki, które niby są spoko, bo +50 do kreatywności, ale z góry wiadomo, że to zawieszony w czasie wyrok na bosą stopę rodzica. Słodycze oficjalnie są zakazane, bo niezdrowe, dziurawią zęby i wywołują szał cukrowy, po którym dzieci biegają po ścianach, aczkolwiek wersja nieoficjalna jest taka, że Raffaello i Toffiefee możecie wręczać w każdej ilości. Ja się nimi zaopiekuje. No i oczywiście maszynka do tatuażu też jest zakazana, wszak żadne przedszkole nie przyjmie w swoje szeregi bombleka wydziaranego niczym Quebonafide -> skoro wydziarany, to pewnie zażywa Vibovit na sucho i grypsuje.

www.amazon.com
Co w takim razie kupić, skoro wszystko zakazane? — zapytacie
Proste -> Pucia. Pucio jest sympatyczny, gwarantuje dobrą zabawę i przy okazji edukuje. Poza tym nie gra, nie śpiewa, nie strzela, nie trzeba mu co tydzień wymieniać baterii i co najważniejsze, nie ma ryzyka amputacji stopy, jeśli przypadkiem się na niego nadepnie. Ponadto asortyment Puciowy jest na tyle szeroki (książki duże, książki małe, puzzle, memory, domino, przytulanka), że dla każdego znajdzie się coś w sam raz.
Szczególnie warto się zainteresować następującymi propozycjami:
Pucio. Rodzinna Sobota - Puzzle, które po ułożeniu pokazują typową sobotę w wykonaniu rodziny Pucia. Zalety: Dzieci mają mega fun z układania, a jak już skończą, prosimy je, żeby opowiedziały, co jest na obrazku. To zajmie im minimum 7 godzin, więc my równolegle odpalamy Cyberpunka na konsoli i tylko od czasu do czasu przytakujemy -> Aha.
Pucio mówi dzień dobry — książeczka, dzięki której każde dziecko wstanie z łóżka z uśmiechem na pysiu, a nie z podejściem “Oesu, znowu tyrka w przedszkolu”. Dobry start jest kluczowy, bo dzięki niemu ubieranie, mycie zębów i szamanie śniadania pójdzie już z górki.
Pucio mówi dobranoc — Ta książeczka z kolei pierwszorzędnie wycisza i odprowadza do snu. Niestety nie powiem wam jak się kończy, bo docieram max do 3 strony.

Tato, czytaj!
Pucio. Czego brakuje? — Pierwszy krok, aby bombelek w przyszłości zgarnął Nobla. Zabawa polega na szukaniu pary do obrazka, w taki sposób, aby zgadzała się tematyka. Pucio w stroju piłkarskim? Cyk, dobieramy puzzel z piłką. Sam też się wkręciłem.
Pucio. Co słychać? — idealne zastępstwo dla hałasujących zabawek. Mamy tu obrazki z kategorii fauna i flora, do których musimy dopasować odpowiednie dźwięki -> tuptanie do mrówek, szumienie do wiatru, etc. Czyli jakby nie patrzeć win-win, bo dziecię uczy się co i jak, a my zachowujemy zdrowe zmysły.
Pucio do tulenia — maskota, dzięki której dzieciaczki będą jeszcze lepiej sobie wizualizowały opowieści z książek o Puciu.
Oczywiście asortyment jest znacznie bogatszy, ale to już sobie sami pobuszujcie i dopasujcie coś pod siebie na stronie Naszej Księgarni -> KLIK.

Tak wygląda Brendonkowa kolekcja. Widać ślady intensywnego użytkowania.
1 komentarz
[…] Jakich prezentów nie kupować cudzym bombelkom? […]