Hejting, popKULTURA

Beata Pawlikowska “Szczęśliwe związki”

25/01/2022
Szczęśliwe związki

Pew­nie już sły­sze­li­ście, ale co mi tam, powiem jesz­cze raz. Otóż nasza naro­do­wa wieszcz­ka, Beata Paw­li­kow­ska, wra­ca z nową książ­ką. Będzie to już 167. kni­ga w jej karie­rze i tym razem posta­no­wi­ła nauczyć nas, jak zbu­do­wać szczę­śli­wy zwią­zek, bo wia­do­mo, że sami nie ogar­nie­my. A hehe­szek pole­ga na tym, że jakiś czas temu prze­ko­ny­wa­ła nas, że HWDP w dru­gie połów­ki -> „Szczę­śli­wy sin­giel” to jest to.

Ale ja nie o tym. Wie­dzie­li­ście, że jeśli uło­żyć książ­ki Beaty Paw­li­kow­skiej w okre­ślo­nej kolej­no­ści, to otrzy­ma­my histo­rie kobie­ty, któ­ra polu­bi­ła jakie­goś chło­pa, co opi­sa­ła w książ­ce „Lubię Cię”, po czym to uczu­cie tak eska­lo­wa­ło, że nie potra­fi­ła prze­stać o nim myśleć (książ­ka „Myślę o Tobie”), aż w koń­cu boom -> zako­cha­ła się (książ­ka „Kocham Cię”).

Chłop też chy­ba coś do niej poczuł, bo kie­dy zapy­ta­ła o cho­dze­nie, odpo­wie­dział „Spo­czko, cze­mu nie?” i tym spo­so­bem zbu­do­wa­li szczę­śli­wy zwią­zek, o czym oczy­wi­ście powsta­ła książ­ka „Szczę­śli­we związki”.

Nie­ste­ty z cza­sem motyl­ki z brzu­cha zde­chły, a zwią­zek stra­cił na dyna­mi­ce, co na począt­ku wywo­ła­ło stres (książ­ka „Stres”), a póź­niej prze­ro­dzi­ło się w nie­moc i depre­sję. Na szczę­ście Beata w porę doko­na­ła traf­nej auto­dia­gno­zy i sama się wyle­czy­ła domo­wy­mi paten­ta­mi -> boom, książ­ka „Wyszłam z nie­mo­cy i depre­sji. Ty tez możesz”.

W kolej­nym kro­ku pozby­ła się wszyst­kich czyn­ni­ków stre­so­gen­nych, czy­li chło­pa… i tak powsta­ła książ­ka „Jestem szczę­śli­wym sin­glem”, któ­ra bar­dzo szyb­ko zosta­ła roz­sze­rzo­na o kolej­ną pt. „Kot dla począt­ku­ją­cych”, czy­li kla­sycz­na kolejność.

I tak Beata wraz z kotem Kolum­bem pędzi­ła szczę­śli­we życie sin­giel­ki, wtem naszła ją reflek­sja -> „Okej, sko­ro już żaden chłop nie zatru­wa mi życia, to sku­pie się na sobie. Hmm może jakaś faj­ną die­tę sobie uło­żę” -> boom, książ­ka „Moja cudow­na dieta”.

Nie­ste­ty w któ­rymś momen­cie chy­ba coś nie pykło z tą diet­ką, bo kolej­na publi­ka­cja to szko­le­nie pt. „Jak samo­dziel­nie wyjść z ano­rek­sji i nar­ko­ty­ków”, acz­kol­wiek trze­ba ponow­nie pochwa­lić Beatę, że w porę się zdia­gno­zo­wa­ła i wyszła z tego o wła­snych siłach. W każ­dym razie to doświad­cze­nie pozwo­li­ło jej lepiej poznać samą sie­bie i prze­jąć kon­tro­lę nad wła­snym życiem -> boom, książ­ka „Jestem dyrek­to­rem moje­go życia”.

Na sta­no­wi­sku dyrek­tor­skim dozna­ła olśnie­nia, że życie to jest wol­ność -> boom, książ­ka „Życie jest wol­no­ścią”, więc zaczę­ła kom­bi­no­wać, że sko­ro może wszyst­ko, to zacznie sobie podró­żo­wać i cyk, wyrwa­ła tanie loty na Ryana­irze i pole­cia­ła na wyciecz­kę do Lon­dy­nu… co oczy­wi­ście skru­pu­lat­nie nam opi­sa­ła w książ­ce „Blon­dyn­ka w Lodynie”.

Tak jej się spodo­ba­ło to podró­żo­wa­nie, że chwi­lę póź­niej posta­no­wi­ła pole­cieć do kra­ju LGBT frien­dly, czy­li Holan­dii, co skoń­czy­ło się publi­ka­cją „Blon­dyn­ka wśród łow­ców tęczy”, a że jest jed­nost­ką wybit­ną i w cią­gu week­en­do­we­go poby­tu nauczy­ła się lokal­ne­go dia­lek­tu, w gra­ti­sie dosta­li­śmy jesz­cze kurs języ­ka nider­landz­kie­go -> boom, „Blon­dyn­ka na języ­kach: Niederlandzki”.

Po pod­bi­ciu Holan­dii, posta­no­wi­ła, że w następ­nej podró­ży zapu­ści się znacz­nie dalej i tym spo­so­bem wylą­do­wa­ła u afry­kań­skie­go sza­ma­na -> boom, „Blon­dyn­ka u sza­ma­na”, któ­ry praw­do­po­dob­nie poczę­sto­wał ją śmiesz­nym papie­ro­skiem, bo kolejn publi­ka­cja to -> „Blon­dyn­ka śpie­wa w uka­ja­li”. Poza pale­niem lol­ków, praw­do­po­dob­nie pro­wa­dzi­ła z sza­ma­nem gru­be świa­to­po­glą­do­we dys­pu­ty o szcze­pion­kach, co może­my wywnio­sko­wać z jej następ­ne­go wydaw­nic­twa -> „Naj­więk­sze kłam­stwa naszej cywi­li­za­cji”, któ­re szyb­ciut­ko zosta­ły wzbo­ga­co­ne o „Naj­więk­sze skar­by naszej cywi­li­za­cji”. I tutaj jest taka cie­ka­wost­ka, że na potrze­by sesji okład­ko­wej, Beata Paw­li­kow­ska pozo­wa­ła z wiel­kim jabł­kiem, któ­re w wyni­ku nie­szczę­śli­we­go splo­tu wyda­rzeń spa­dło jej na łeb… na szczę­ście wszyst­ko dobre, co się dobrze koń­czy, to ude­rze­nie coś jej prze­sta­wi­ło w gło­wie i po odzy­ska­niu przy­tom­no­ści opu­bli­ko­wa­ła „Teo­rię bez­względ­no­ści”, któ­ra total­nie zaora­ła wszyst­kich dotych­cza­so­wych noblistów.

I to wszyst­ko prze­ży­ła jed­na oso­ba… tym­cza­sem ja od dwóch dni nie mogę się zebrać po odbiór prze­sył­ki z paczkomatu.

A to widziałeś?

Brak komentarzy

Leave a Reply