Nie żebym był jakoś szczególnie nastawiony na hejt Apple, bo czasy napinki na telefony i systemy operacyjne już dawno za mną, zresztą teraz bardziej siedzę w fotelikach, wózkach i przewijakach, a hajs, który sobie zbierałem na boczku na nowego fona Manty, poszedł na nową pralkę , ALE tak z ciekawości obejrzałem kawałek prezentacji nowego ajfona. Wiecie, żeby sprawdzić, czy to już w końcu ten moment, kiedy rzeczywistość dogoni wizję przyszłości znaną z filmów sci-fi (deskolotki, samowiążące się buty, wirtualne ekrany reagujące na gesty jak w “Raporcie mniejszości”, etc.).
No więc odpalam ten stream z konferencji, a tam prowadzący zachowuje się jakby czytał mi w myślach i na dzień dobry wyjeżdża z tekstem, żebym zapiął pasy, bo “dziś jest ten dzień, kiedy Apple pokaże smartfon przyszłości”. Jaram się. Dalej jest gra wstępna o wykorzystaniu super hiper mocarnego procesora, który robi 200 miliardów obliczeń na sekundę + coś tam o setkach inżynierów, którzy przez trzy lata byli zamknięci w super tajnym laboratorium i prowadzili mega ważne badania, ale było warto, bo w końcu udało im się stworzyć, coś czego jeszcze nikt nigdy nie stworzył… krok milowy dla ludzkości (pauza dla zwiększenia dramaturgii).… okazało się, że tym czymś są Emoji… czyli ruchome emotki z twarzami zwierząt … lub kupy. Serio.
Naprawdę jestem dumny z Apple, że dostarcza nam taaaakich niesamowitych i jakże pożądanych rozwiązań. Pomyślcie tylko, że gdyby nie oni, nadal tkwilibyśmy w erze Snapchata i selfiaków z uszami psa #żal #SoYesterday.
Streszczając całą konfę — Apple proponuje nam, żebyśmy wyłożyli na stół 6 tysięcy złotych, a w zamian otrzymamy fona, który odblokowuje się na widok Twojego pysia (o ile przez noc nie wypierdoli Ci jęczmień na oku, bo wtedy z rana może być dramat), po czym możemy zrobić sobie zdjęcie smutnej minki, która dzięki hiper mocnemu procesorowi zostanie zamieniona w smutną minkę pandy/psa/jednorożca/małpy/kurczaka… lub kupy… i później możemy taką zwierzęcą (lub gównianą) minkę wysłać znajomym przez messendżera… i oni wtedy ją zobaczą i zapewne odpiszą nam “buehehe” (no chyba, że mają bieda cebulofony poniżej 3 koła, które nie umieją rozczytać amoji, to wtedy nie zobaczą i nie odpiszą). Prawda, że dobry deal? Mówcie co chcecie, ale mnie to kręci i to taaaak bardzo, że nie wiem czy dam radę czekać na polską premierę aż do listopada. Chyba wybiorę się z Przemkiem Pająkiem do Drezna po przedpremierową sztukę. Zapewne trzeba będzie koczować kilka dni pod salonem, ale jak pomyślę o reakcji znajomych, kiedy wyślę im emotkę kupy z pogardliwą minką, to nie mam wątpliwości, że to ma sens
Brak komentarzy