Ludzie już tak mają, że po kupnie nowego telefonu przez kilka pierwszych dni obchodzą się z nim jak z jajkiem. Etui, folia na ekran, dbanie, żeby nie wsadzać go do jednej kieszeni z kluczami, co by się żadna ryska nie zrobiła, itd. itp. Takie namaszczenie trwa mniej więcej do pierwszego upadku, a później wyjebane i powrót do starych olewczych zwyczajów. Podobnie jest ze sprzątaniem chaty. Najpierw zapuszczasz kwadrat jak studenci akademik i ignorujesz syf do momentu, aż pewnego dnia dostajesz kopa motywacyjnego, po którym przez kilka godzin urabiasz się po łokcie, żeby chałupa znowu zaczęła jako tako spełniać wymogi mieszkaniowo-sanepidowe. Ogarniasz szafy, pucujesz okna, zalewasz zło z muszli potrójną dawka Domestosa, tego typu tematy. Po takiej orce człowiek wkręca sobie, że od teraz będzie już sprzątał na bieżąco, chodził dwójkować wyłącznie do McDonald’s i pilnował, żeby żaden baran nie skaził podłogi zabłoconymi buciorami. W końcu nikt o zdrowych zmysłach nie chce kolejny raz wpierniczać się w takie hardcorowe sprzątanie. Mija kilka dni i wszystko wraca do normy — skarpety na podłogę, bo do pralki za daleko, krzesło znowu robi za szafę, naczynia wysypują się ze zlewu, a Twoją jedyna refleksją jest: “Oj tam oj tam, “jutro” umyję wszystko za jednym razem”. Jutro ma tę zaletę, że zawsze jest aktualne.
Piszę o tym, bo podobne nastawienie miałem po niedawnej wizycie w u dentysty. Kolo zapodał mi zabieg zdejmowania kamienia i piaskowania, po których uśmiech miałem niemal tak biały jak Andrzej Piaseczny, czyli bez Raybanów nie podchodź. Po wyjściu obiecałem sobie, że od teraz będę dbał, żeby taki stan był już permanentny, czyli koniec z colą, kawą, whiskey i e‑papierosem. Wracając do domu kupiłem najdroższą pastę wybielającą, nić dentystyczną, płukankę do ryja Listerine, a przez internet domówiłem jeszcze szczoteczkę soniczną, czyli poziom wyżej niż szczoteczka elektryczna. Jako sposób dostawy wybrałem odbiór w paczkomacie i od tego momentu zaczęły się schody. Otóż dwa dni później dostałem smsa, że towar jest już do odbioru, więc wieczorem podbijam do paczkomatu, standardowo wbijam kod, a tu zonk, bo zamiast dźwięku otwartej szafeczki, słyszę piknięcie alarmowe, po którym na ekranie wyskakuje komunikat “Sorry Gregory, ale jest awaria i nie da rady otworzyć szafeczki”.
Robiłem kilka podejść, ale za każdym razem ten sam rezultat. “Dobra, shit happens” pomyślałem, po czy wróciłem do chaty i wysłałem do Impostu maila z opisem sytuacji oraz prośbą o interwencję. Cóż, ich analiza zgłoszenia była tak powolna, że paczka została zabrana z paczkomatu i przewieziona na sortownię, skąd miałem ją odebrać w ciągu 2 dni, albo zwrócą towar do sprzedawcy. Wkurzyłem się, że lecą w chuja, kiedy to ewidentnie ich wina i znowu napisałem maila, ale tym razem bardziej roszczeniowego. Przyznali mi rację i zwrócili pakę do paczkomatu. Jadę, wbijam kod i znowu to samo — awaria. No chuj dupa cyce. Wróciłem do domu z zamiarem konkretnego nawrzucania im w mailu, ale ostatecznie zapomniałem go wysłać. Wypadł akurat długi weekend, więc poleciałem w tango, a w międzyczasie minął termin odbioru i znowu paczka wylądowała w sortowni. “Trudno, przejadę się rowerem i odbiorę” zarządziłem, po czym sprawdzam na mapie, gdzie ta sortownia i okazało się, że to drugi koniec Wawy, czyli totalnie nie po drodze. Z pomocą przyszedł kumpel z roboty, który powiedział, że mam fart, bo dokładnie na przeciwko pracuje jego żona i może mi tę paczkę odebrać. Wiadomo, że poszedłem na taki dil. Przesłałem mu wszystkie numerki niezbędne do odbioru, wtem kilka godzin później dostaje wiadomość, że misja zakończyła się sukcesem, paczka odebrana, ale jest wielka jak skurwesyn, a on jeździ do roboty na rowerze i ma ograniczone miejsce w plecaku, więc najlepiej by było gdyby otworzył karton i spakował tylko zawartość. Oczywiście się na to zgodziłem. Chwilę później dostałem smsa:
Po cichu liczę, że mnie wkręca, ale znając moją karmę, na 99% jestem pewny, że to jednak prawda. Wygląda na to, że Sferis będzie musiał gęsto się tłumaczyć, z tego, co tu zaszło, a sam towar przekażę Izie Mikro. Na moje oko okadza to i owo lepiej niż szaławia.
Swoją drogą, Iza ma bardzo dziwne zajawki:
24 komentarze
Padlam ze smiechu,a Ty sprawdz dokladnie czy zamowiles szczoteczke do zebow ‚bo byc moze o czyms innym myslales i podswiadomie to wybrales co jest w podelku.
Sprawdzałem 3 razy. Pytanie o czym myślał realizujący zlecenie? 😉
Padlam ze smiechu,a Ty sprawdz dokladnie czy zamowiles szczoteczke do zebow ‚bo byc moze o czyms innym myslales i podswiadomie to wybrales co jest w podelku.
Sprawdzałem 3 razy. Pytanie o czym myślał realizujący zlecenie? 😉
Kurna, a ja mam niedługo zakładać aparat na zęby. Strach się bać, co ja sobie zamówię. Aaa, przełożę wizytę. Na grudzień. 2025 🙂
Jeśli nie zamawiałeś aparatu na Aliexpress, powinno być dobrze 😉
Na to by się nawet Chuck Norris nie odważył 😉
Kurna, a ja mam niedługo zakładać aparat na zęby. Strach się bać, co ja sobie zamówię. Aaa, przełożę wizytę. Na grudzień. 2025 🙂
Jeśli nie zamawiałeś aparatu na Aliexpress, powinno być dobrze 😉
Na to by się nawet Chuck Norris nie odważył 😉
Takiego contentu bardzo teraz potrzebowałam. Dziękuję.
No to jaki jest finał tej “chujowej” historii? :>
Przyszła szczoteczka. Kolega śmieszek mnie wkręcił, ale trzeba mu oddać, że doskonały suchar 😉
Takiego contentu bardzo teraz potrzebowałam. Dziękuję.
No to jaki jest finał tej “chujowej” historii? :>
Przyszła szczoteczka. Kolega śmieszek mnie wkręcił, ale trzeba mu oddać, że doskonały suchar 😉
Whhat?? Jakim cudem??!! I jaki finał historii btw?
Ojoj, uciekł mi Twój komenatrz. Finał jest taki, że ziom mnie wkręcił, ale co się pośmialiśmy to nasze 😉
No tak, kumpel <3 😉
Whhat?? Jakim cudem??!! I jaki finał historii btw?
Ojoj, uciekł mi Twój komenatrz. Finał jest taki, że ziom mnie wkręcił, ale co się pośmialiśmy to nasze 😉
No tak, kumpel <3 😉
Z automatycznym podajnikiem pasty widzę, na bogato 😀
“automatyczny podajnik” — Aleś mi zrobił dzień. 😀 😀
Z automatycznym podajnikiem pasty widzę, na bogato 😀
“automatyczny podajnik” — Aleś mi zrobił dzień. 😀 😀