To nie jest tak, że nienawidzę mieszkać w mieście. Nope. Po prostu czasami gardzę betonem, ale akurat przy moim aktualnym trybie życia, miasto ma swoje zalety #kebaby #burgery #pizza i #zimą #nie #muszę #odśnieżać #podjazdu, jednak dla zdrowia psychicznego dobrze raz na jakiś czas zmienić otoczenie i dlatego, kiedy mam już po dziurki w nosie tego:
Zaczynam desperacko szukać tego:
W ogóle muszę przyznać, że im jestem starszy, tym mniej fajerwerków potrzebuję w kwestii wyjazdów. Kiedyś nosiło mnie po Mediolanach i Barcelonach, co prawda teraz też bym nie pogardził, ale szczerze mówiąc aktualnie bardziej kręci mnie siedzenie pod chmurką, jaranie e‑szluga i gapienie się na kaczki na wodę i/lub na góry. Taka forma wyciszenia przed kolejnym maratonem hejtowania, a piszę o tym, bo jesteśmy w tym pięknym momencie roku, kiedy zima w końcu zawija bambetle i zaraz znowu da się wyjść z domu bez futra i nauszników, pojechać gdzieś, coś zobaczyć, generalnie pożyć, a nie tylko egzystować (hejt miłośników zimy za 3, 2, 1, teraz). Zacząłem już nawet kombinować jakby tu wycisnąć wszystke soki z czekających nas długich weekendów, i na tę okazję zapytałem was na fejsbuczku, czy znacie jakieś ciekawe i sprawdzone miejscówki? Komentarze, które zostawiliście (klik) to największe “dobro”, jakie kiedykolwiek zeszło na PigOucie. Zasypaliście dziesiątkami epickich lokacji, z których ułożyłem sobię podróżniczą bucket listę. Jej odhaczenie zajmie mi najbliższe 10 lat… wróć 15. A że nie jestem taki, żeby tylko brać, to w ramach rewanżu podrzucam kilka miejscówek, w których ja byłem i polecam. A nóż, widelec się komuś przyda.
# Kaszuby, “Noce i Dnie”
Oferta wyrwana z Travelist. Travelist to portal, który oferuje gotowe pakiety: nocleg + wyżywienie (najczęściej śniadania + obiadokolacje) po cenie niższej niż bezpośrednio z hotelu czy nawet z booking.com… ponoć. Prawda jest taka, że często ceny są identyczne jak z konkurencyjnych źródeł, ale faktycznie od czasu do czasu da się upolować przyjemną zniżkę, więc warto monitorować. Wypada jeszcze wspomnieć, że Travelist stawia głównie na luksusowe hotele Spa, ale czasami trafi się też oferta noclegu w stodole, która kosztuje niemal tyle samo, co w 3‑gwiazdkach, ale ewidentnie kierowana jest do oderwanych od rzeczywistości milionerów, bo brak wi-fi, muszli klozetowej i prysznica reklamowane są jako niesamowita przygoda i zew natury #marketing. My wybraliśmy coś pomiędzy luksusem a’la Kinga Rusin a spaniem pod gołym niebem na Janosika.
Pensjonat “Noce i dnie” położony jest w małej wiosce o nic niemówiącej nazwie, Ełganowo. Od cywilizacji, czyli Trójmiasta, dzieli go jakieś pół godziny jazdy samochodem. Ośrodek posiada własny sztuczny staw z pomostem, a w odległości 5‑minutowego spaceru znajduje się całkiem spore jezioro. Do tego las, konie, szkoła latania dronami (na miejscu można wyrobić papiery na komercyjne latanie) i pole golfowe, położone po sąsiedzku #burżuje. Pojechaliśmy tam w poprzednią majówkę z myślą o zaliczeniu kilkudniowego resetu na łonie… natury, no i ważna też była możliwość zabrania pieseła. Misja wykonana w 100%. Trochę pochillowaliśmy przy miejscowym jeziorku, dwa razy zaliczyliśmy plażing w Gdańsku, godnie nas nakarmili domowymi obiadkami i co najważniejsze, nikt nie zawracał nam dugłowy. Poza nami były jeszcze tylko dwie parki. Ośrodek najmłodszy nie jest, pokoje luksusem nie powalają — podstawowe wyposażenie i design jakby był rok 1998 (można podbić ruski Instagram samojebkami z tutejszą meblościanką i dywanem), ale są za to duże, bez krokrołczy i dach też nie przecieka. Nam to nie robiło różnicy, ale jeśli mam już wskazać jakiś minus, będzie to brak sklepu w pobliżu. Jeśli źle się wyliczy zapas trunków, może zrobić się problematycznie, chociaż wróć, pensjonat ma własny bar, więc wszystko pod kontrolą. Poza tym lux, byliśmy zadowoleni.… i Churchillowi też się podobało… mimo początkowych oporów.
#Otwock, Z Hotel & Spa
Tym razem padło na hotel, w którym od biedy dałaby radę przekimać nawet Edzia Górniak. Eleganckie pokoje, basen, sauna, jacuzzi, siłownia, Spa, restauracja a’la carte i tego typu klimaty. Głównym motywatorem do wyboru akurat tego hotelu była niewielka odległość od Warszawy. Wymyśliliśmy sobie, że w piątek po pracy wsiadamy w samochód, 40 minut później dobijamy do miejsca przeznaczenia, wskakujemy w szlafroczki i akceptujemy fakt, że przez weekend wszystko mamy podane pod nos. Wyszło zgodnie z planem. Poza wygodnym pokojem, ładnym wystrojem i fikuśnym basenem, zdecydowanie muszę pochwalić jeszcze kuchnię — śniadania na bogato i 3‑daniowe obiadokolacje (przystawka, danie główne i deser), które dawały radę nie tylko pod względem smaku, ale i prezencji. Przyjmne jest też otoczenie — za płotem las i rzeka Świder. Minus naliczyłem tylko jeden, w postaci braku atrakcji poza hotelem. Co tu dużo mówić, w Otwocku diabeł mówi dobranoc i ciężko o jakąś przygodę… no chyba, że przejdziesz przez ulicę na czerownym świetle i zostaniesz złapany na gorącym uczynku przez służby mundurowe. Żart, tam nie ma ani chodników, ani sygnalizacji. Na szczęście naszym głównym celem było obijanie się jak piłeczka we fliperze, więc nie czuliśmy się oszukani.
Rezerwować można tutaj: LINK
# Mazury, Hotel Marina Club
Jednen z najbardziej wypasionych hoteli w jakim byłem. W zasadzie bardziej podobał mi się tylko taki jeden w Kuala Lumpur, z basenem na dachu i widoczkiem na Petronas Tower. Madzia zabrała mnie tam na urodziny i do końca utrzymywała w tajemnicy, gdzie jedziemy. Dojechaliśmy w nocy i było tak ciemno dookoła, że w tamtym momencie, mogłem zachwycić się co najwyżej futurystyczną lampą z sypialni, tymczasem wstaję rano, odsłaniam zasłony, patrzę, a przede mną jezioro. Wychodzę na zewnątrz od przeciwnej strony balkonu, patrzę, a tam drugie jezioro. No szał po prostu. W środku też na wypasie. Design wnętrz jak z katalogu, strefa wellness zresztą też, do tego atrakcje typu segway, korty tenisowe, kręgielnia, symulator golfa, bule, boisko do siatkówki, kajaczki, no obłęd. Szkoda, że byliśmy zimą, bo trochę blokowało to możliwość skorzystania z outdoorowych rozrywek, ale jakby ktoś się uparł, to sky is the limit. W kwestii jedzenia też sztos. Dużo i zacnie. Minusem jest cena. Nawet jak złapiecie jakąś ofertę last minute nie jest tanio, a o standardowej lepiej nie mówić na głos bez asysty kardiologa. Poza tym tłumy gości (a mówią, że w narodzie bieda). Pech chciał, że trafiliśmy akurat na wyjazd integracyjny pracowników InterMarche, którzy poza tworzeniem kolejek w restauracji, pełnili też warty w jazcuzzi, co by czasem nikt inny nie skorzystał. Mimo tych drobnych niedogodności, wypad jak najbardziej udany. Chętnie bym tam wrócił w sezonie letnim i ogarnął jakiś kajaczek. Aaa i zapomniałem wspomnieć, że hotel leży w miejscowości Siła (Hardcorowy Koksu lubi to), którą od Olsztyna, dzieli rzut kamieniem (całe szczęście, bo akurat liquidy do e‑szluga mi się skończyły. Tak tak, wkrótce rzucam).
Rezerwować można tutaj: LINK
#Zakopane, apartamenty Stara Polana
We wrześniu pojechaliśmy na przedłużony weekend do Zakopca. Celowaliśmy w lokum, które będzie na tyle blisko Krupówek, żeby człowiek, zmęczony trudami dnia i nocy, dał radę do niego dotrzeć bez wzywania Ubera i przy okazji będzie dobrą bazą wypadową na górskie tripy (braliśmy pod uwagę podróże busami i wycieczki rowerowe). Padło na apartament Stara Polana. Apartamenty Stara Polana to tak naprawdę mieszkania w nowym bloku, położonym na strzeżonym osiedlu, wyposażonym w basen i podziemny parking, oddalonym o 5‑minut z buta od Krupówek. Kwadrat całkiem spory (jeśli spanie na sofie nie stanowi problemu, to w środku na lajcie zmieszczą się 4 osoby, składający się z salonu i sypialni z aneksem kuchennym, full wyposażony, z designem by Ikea. Idealnie się sprawdził pod nasz trip i nie mam nawet za bardzo do czego się przyczepić. No dobra ten basen jest trochę naciągany, bo mieści max 10 osób, ale i tak zabrakło na niego czasu, więc whatever.
Rezerwować można tutaj: LINK
#Gdańsk, Mini Loft Gdańsk
2 lata temu byliśmy w super apartamencie w Gdańsku. Położony nad rzeczką, 2 kroki od Długiego Targu, mega designerskie wnętrza, po prostu wszystko na wypasie. Robiłem o nim osobny wpis, więc zostawię tutaj tylko link (klik) i ostrzeżenie, że na chwilę obecną rezerwacja graniczy z cudem, ale spróbować nie zaszkodzi (LINK do rezerwacji).
#Pisz, Hotel Jabłoń Lake Resort
Hit wiosny 2017. Pojechaliśmy tam ze znajomymi i wyszło doskonale. Hotel trochę hipsterski pod względem designu wnętrz i menu w restauracji, ale taki, jakby to powiedzieć… przyjmenie schludny. Wszystko tam pasuje. Kimać można w dwóch opcjach. W wyremontowanym budynku (z zewnątrz widać, że kilkanaście wiosen sobie liczy, ale środku czuć już ten hipsterski, poremontowy sznyt) i wtedy dostaje się średniej wielkości pokój, któremu niby nic nie brakuje, ale też specjalnie konara nie rozpala. Drugą opcją są drewniane domki. I tu już jest fajnie. Ale nie o warunki spania tu się rozchodzi, a o teren, którym dysponuje hotel. Jest to ogromna przestrzeń dookoła jeziora i z lasem, zamknięta dla obcych. Jak się człowiek zapuści z 500 metrów w prawo lub lewo, to można się natknąć na malutkie, klimatyczne pomosty, do których praktycznie nikt nie dociera. Rozpijanie cytrynówki w takich warunkach było czystą przyjemnością. Ponadto standardowo — kajaczki, łódki, rowery wodne, miejsce na ognicho, plaża, huśtawka. Naprawdę fajna miesjcówka, którą polecam wszystkimi rencami.
#Jura Krakowsko-Częstochowska, Hotel Centuria
Hotel, w którym rozbilismy bazę przy okazji wypadu na zamki jury krakowsko-częstochowskiej. Opcja na bogato. Spaliśmy w apartamencie prezydenckim, z prywatnym jacuzzi. Chillowaliśmy na basenie, Madzia była masowana, ja łapałem nirvanę na takim fotelu co się buja i zapodaje relaksującą muzyczkę, karmili nas kaczkami, jegnięciną i różnymi fancy daniami w stylu Atelie Amaro, a co najważniejsz, nie pozwalali, żebyśmy mieli puste szklanki. Przynajmniej ja, bo Madzia już chyba była błogosławiona. Komfort i obsługa pierwsza klasa. Do tego super przyjemna lokalizacja (w środku lasu) i doskonała baza wypadowa na pobliskie zamki. Szczerze? Nawet nie jest mi przykro, że spędziliśmy weekend na poziomie Dżoany Krupy. No co, nawet hejter zasługuje, żeby raz na ruski rok się odchamić i pożyć ponad swój budżet. Nic, tylko brać pożyczkę w Providencie i rezerwować. Dobra, przesadzam z tą ceną. Mają też pokoje bez jacuzzi i wtedy da się to sensownie spiąć. Zresztą warto monitorować, bo co rusz mają jakąś promkę. P.S. Zamki wmiatają.
Rezerwować można tutaj: LINK
#Sopot, Villa Baltica
Wypad do tego hotelu to jedna wielka improwizacja. Listopadowy wieczór (godzi.17:00), wchodzę do domu, a Madzia mi wyskakuje z tekstem, że zjadłaby gofra #Ciążowe #Zachcianki. Pytam grzecznie: “Kurła, skąd ja Ci gofy wytrzasnę w listopadzie?”, na co Madzia totalnie ignoruje fakt, że było to pytanie retoryczne i odpowiada: “Na Monciaku na pewno serwują”. No i co zrobisz? Z ciężarną będziesz sie kłócił? Jako pacyfista, a co za tym idzie, wróg wojny nuklearnej, po prostu zapakowałem Madzię i Churcha do fury i o 22 zameldowaliśmy się w Sopocie. Villa Baltica standardem nas nie zachwyciła — z zewnątrz obiecuje bardzo dużo, tymczasem w rzeczywistości, oferuje małe klitki, wyposażone w stylu lat 90′. Za to miażdży lokalizacją. Wychodzisz prościutko na plażę (max 30 metrów), a od Mociaka dzieli Cię 15-minutowy spacerek sopockim deptakiem. Natomiast, jeśli chodzi o te gofry, to po przyjeździe na miejsce, Madzia powiedziała: “Już mi się nie chę”… ale co sobie 3 browce zrobiłem, to moje. Polecam miejscówkę na dzikie, spontaniczne i nie do końca przemyślane, jednodniowe wypady.
Rezerwować można tutaj: LINK
#Przerwanki, Dom w Dolinie Łąk
Złoty strzał, jeśli chodzi o wyjazdy w 2018 roku. Jeśli marzy wam się, żeby wyjechać na Mazury, ale nie takie komercyjne, a dzikie, gdzie nie ma lodziarni, kebabowni, ani cymbergajów, ot czysta, nie skalana januszami natura, to Przerwanki są miejscem, którego szukacie. Jeziora, rzeki, lasy, łąki, bociany, kormorany, zające, żubry (nie tylko w lodówce). Jezuniu, nie często mi się to zdarza, ale tam naprawdę zachwyciłem się widoczkami, a po sfotografowaniu tych terenów dronem, to już w ogóle zbierałem szczenę z podłogi. Epic. Teraz już kumam dlaczego Lewy wybudował chatę akurat na Mazurach, chociaż swobodnie stać go, żeby spędzać weekendy w dowolnym zakątku świata. Zdecydowanie uderzajcie do Przerwanek i wynajmujcie do spania Dom w Dolinie Łąk. Na pierwszy rzut oka typowa wiejska chatka, ale w bardzo dobrym stanie i z nowoczesnym sznytem, otoczona zielenią i bez żadnego bezpośredniego sąsiedztwa. Już jest dobrze. W środku jeszcze fajniej. Minimalisyczne, ale urządzone z dużym smakiem wnętrza. Do tego wyposażenie full service — sprzęty kuchenne (w tym kieliszki i kielonki), telewizor, wifi, a z mniej oczywistych łóżeczko i wanienka dla dziecka (THNX God, bo chyba musiałbym zamontować trumnę na dachu samochodu). Doszukałem się nawet półeczki z książkami i planszówkami. W garażu rowery, wędki i sprzęt sportowy, a przed domkiem grill i leżaki. Po prostu wszystko, czego potrzeba, a nawet więcej. Generalnie wychodzę z założenie, że życie jest zbyt krótkie, żeby dwa razy jechać w to samo miejsce, ale jeśli kiedyś zmienię zdanię, to Przerwanki i Dom w Dolinie Łak, są pierwsze na liście do zdublowania. PigOut approved.
Więcej o naszym pobycie na Mazurach TU
Rezerwować można tutaj: LINK
#Szklarska Poręba, Blue Mountain Resort
Ile razy można jechac do Zakopanego? “A gdyby dla odmiany uderzyć w Karkonosze?” — pomyśleliśmy i ten tok myslenia, zaprowadził nas do Szklarskiej Poręby. Tam wynajęliśmy sobie pokój, w dopiero co otwartym hotelu Blue Mountain Resort i co tu dużo mówić — znowu zaznaliśmy luksusu niczym Jay‑Z i Bijonse. Apartamenty w Blue Mountain to w zasadzie regularne 50-metrowe mieszkania, tyle, że nowiutkie i bardzo gustownie urządzone.… czego akurat nie można powiedzieć o każdym mieszkaniu. Wykupując nocleg, z urzędu przysługuje Ci dostęp do basenów (są dwa — zadaszony i pod gołym niebem), siłowni, kącika z konsolami i strefy kids, gdzie animatorki przejmą Twojego Brajanka, a Ty możesz skupić się na odpoczynku. Wady — brak. Serio, nie znalazłem niczego, żeby sztucznie się przypieprzyć. Dostajesz dokładnie to, za co płacisz. Jeśli chodzi o lokalizacje, to wszystko jest w odległości “na buta” — knajpy, Szrenica i Biedronka. Oczywiście nie muszę mówić, że dokoła macie dużo ładnych wiodczków, bo to wiecie. Nie wiecie natomiast, że do najlepszej burgerowni w Polsce, macie stąd zaledwie 30 kilometrów. American Burger w Jeleniej Górze. Obowiązkowy punkt do zaliczenia, przy okazji wypadu w Karkonosze.
Rezerwacje można zrobić tutaj: LINK
#Bieszczady, Gawra nad Potokiem
Pamiętacie, jak przy Hotel Jabłoń Lake Resort pisałem, że byliśmy tam ze znajomymi? To teraz z tymi samymi znajomymi pojechaliśmy w Bieszczady, do Gawry nad Potkiem, która zapewniła nam równie udany urlop. Pod niektórymi względami nawet lepszy, bo wtedy spaliśmy w dwóch różnych miejsach (my w budynku, oni w domku) i w pewnym momencie musieliśmy się rozejść. Teraz kimaliśmy pod jednym dachem (4 sypialnie są), a że pogoda nie dopisała, dało nam to szereg nowych możliwości — zamulanie przy planszówkach, oglądanie meczy, czy choćby trwanie przy butelce, nawet jeśli partnerki poszły już spać. Zmieniło się też to, że tym razem byliśmy z Brendonkiem. Gawra okazała się przygotowana na taką okoliczność, oferując przestrzeń, w której można normalnie funkcjonować bez strachu, że telewizor obudzi malucha oraz pełne wyposażenie — łóżeczko, zabawki, huśtawka. Z innych zalet, to zdecydowanie widok na fajną górkę z tarasu. Jeść śniadania w takich okolicznościa, to czysta przyjmeność… a jak nad górką unosi się akurat mgła, to już w ogóle szał. Instagram podbity, promise. Chatka sprawdza się też jako punkt wypadowy — leży pomiędzy Cisną a Sanokiem, więc wszędzie jest podobna odległość. Jeśli chodzi o minusy, mam dwa. Po pierwsze skrzypiacą podłoga na piętrze. Wbić z cichacza o 3 w nocy do wyra, tak żeby nie obudzić Brendonka, to misja niemal niemożliwa. Dwa — nie weźmiesz dzieciaka w wózek i nie pójdziesz ot tak na spacerek do najbliższej wioseczki, bo pobliska ulica nie ma pobocza, a po jezdni trochę strach. Nigdy nie wiesz, czy zza zakrętu nie wypadnie zaraz jakiś Sebix w tuningowanym BMW z 200km/h na liczniku. Generalnie, jak ktoś nie ma dzieci, to minusy ignoruje i skupia się na widoczkach, przestrzeni, fakcie, że jest grill, miejsce na ognicho, internet śmiga jakby to było centrum Warszawy i że w okolicy jest sporo miejscówek z epickimi pierogami. Ewentualnie moźna też przyjąć minusy na klatę i jeżdzić do wioseczki samochodem, tak jak my. Bardzo fajne miejsce na grupowy wyjazd. Jak skończy się remont jednej sypialni, to w środku pomieszczą się nawet 4 parki + dzieci + zwierzęta. I ja to szanuję.
Więcej do przeczytania o naszym pobycie w Bieszczadach TUTAJ
I LINK do rezerwacji
Poza tym polecam jeszcze PigOutowy Przewodnik po Toruniu (klik). Jedno z najfajniejszych miast na weekendowy wyjazd i to bez względu na porę roku. Niedługo wybieramy się po raz kolejny i po powrocie przewodnik na bank ulegnie aktualizacji o kilka nowych zacnych miejscówek.
19 komentarzy
Chyba jestem za młoda, bo na widok takich miejscówek zaczynam podejrzanie mocno ziewać 😛 Schroniska uważam za luksusowe gdy na wyposażeniu jest łyżka, chociaż i tak noszę swoją 😀 A najfajniejsze miejsce, w którym nocowałam, to było bardzo stare i tradycyjne schronisko na szczycie góry, z jedną tylko drogą prowadzącą do cywilizacji, wielką kuchnią z piecem kaflowym, całymi drewnianymi pokojami i sznurkami pod sufitem, na których suszyły się spodnie. Ech, ale teraz tęskno mi się zrobiło za zielenią, ciepłem i włóczeniem się po Polsce, meh.
Podejrzewam, że to schronisko nie zapłaciłoby za wpis na blogu ani grosza…a tutaj…sama rozumiesz-ekonomia 😉
Bosssz, nawet nie będę tego komentować. http://www.incimages.com/uploaded_files/image/1940x900/041712_Facepalm_Statue2_575x270-panoramic_15719.jpg
Słuchaj, a ile płaci Ci Toruń?? Wiesz TEGO Redemptorysty nie znam (ale znam kogoś kto zna kogoś kto go dobrze zna) ale prezydent nasz zawsze (zawsze oznacza dwa razy) jak mnie widzi to cieszy się na mój widok i krzyczy mi dzień dobry.…… ewidentnie z kimś mnie myli (co jest dziwne bo wydaje mi się że jestem wyjątkowa) — no ale — skoro mam już chody u TEGO Redemptorysty i u prezydenta — to daj znać — wynegocjuję Ci lepsze warunki — zaczniemy od 10 tys za użycia słowa Toruń i 5 000 za jakąś aluzję. Daj znać czy Ci odpowiada.
+ w odległych planach biznesowych mam posiadanie apartamentu w samym sercu Torunia (nie jestem Karkosikiem więc nie pakuj się jeszcze) — a wtedy masz moje słowo skauta, że będziesz pierwszym zaproszonym (w Toruniu masz naprawdę pokaźny funclub). Będzie to Twoje honorarium za umilanie mi wielu wielu chwil :):):):):)
Frajerze się za darmochę, nikt kuźwa nie chce płacić, dlatego tym bardziej wyczekuję na Twój apartament. Redemptorysta powinien mi dwie dychy odpalić na luzie za ten pozytywny pijar.
Swego czasu jezdziłem i pod namiot i po schroniskach. Z wiekiem człowiek robi się trochę bardziej wygodny, poza tym inna sytuacja, bo już nie jest sam, a i bez żniżek studenckich biznes ze schoroniskami wcale tak dobrze się nie kaluluje. Nie przesadzajmy jednak z tymi luksusami, bo “Noce i Dnie”, czy “Ibis Budget” w Toruniu to żaden wypas. Tyle, żeby przekimac i zostawić bagaż, esencją jest to, co dookoła.
Fajne miejscówki. Ja znowu mile wspominam wynajmowany “apartmą” w Jeleniej Górze, blisko rynku. Parking podziemny, dwa kroki do centrum, fajny wypas choć niestety nie widok z okna. Akurat na zimowy skok z rodziną.
Jeszcze słówko o hotelach, swego czasu musiałem bywać służbowo w stolicy europejskiej biurokracji. Tam to dopiero doktoraty pisałem, próbując coś godziwego wynaleźć, w cenie dopuszczalnej dla delegacji służbowej — a jeszcze tak, żeby okolica pozwalała na bezpieczne dopełznięcie do metra bez trafienia na grill lokalsów — oczywiście w charakterze dania głównego.
W Jeleniej jeszcze mnie nie było, ale słyszałem, że od kwietnia będzie Pendolino z Wawy, więc kto wie. Powiem Ci, że zła dzielnia w Brukseli to ponoć fraszka przy złej dzielni w Paryżu. Mam info z pierwszej ręki.
Ja pamiętam bodaj 1998 rok wizytę studialną we Francji. “Co to jest za osiedle tam na wzgórzu? Aaaa, to takie osiedle, z którego wyjeżdża po 18.00 posterunek policji. Co się dzieje później — nie wiemy”. Nie tak dawno kolega z rodziną, w ramach wymarzonej wycieczki do Paryża, nocował pod Paryżem w jakimś hoteliku. To co przeżywali przechodząc rano do kolejki podmiejskiej to była opowieść grozy. Pamiętasz sławną “milę w Mogadishu” — powrót na nogach z miejsca zestrzelenia helikoptera do punktu spotkania? Coś takiego właśnie przeżywali, opowiadał mi to z detalami…
Paryż to europejski odpowiednik Rio de Janeiro. Jak emanujesz bogactwem, to bez ochrony nie masz, co jechać do Brazylii. Jak Cię nie zabiją, to porwą dla okupu. W Paryżu teraz też nie trudno dostać maczetą (Kraków lubi to).
Ja ostatnio byłam w Zalesiu na Mazurach. Niestety były to ferie i były same rodziny z bachorami (w tym my) — i chyba taka jest charakterystyka tego miejsca — nie wiem jak tam jest poza takimi własnie okresami jak ferie czy święta. Ale generalnie rewelacyjne miejsce w stosunku jakości do ceny — Starego przekonałam jednym zdaniem (nienawidzi miejsc gdzie są ludzie) — 6 posiłków — śniadanie, drugie śniadanie, obiad, podwieczorek, kolacja i późna kolacja :D:D:D:D Nic więcej nie chciał wiedzieć
+ Droga Dyrekcjo Hotelu Mazury SPA — kwotę 10 000 proszę przelać na moje konto, tak jak się umawialiśmy
6 posiłków? Jadę tam!
Gdańsk. Zobaczyłam Gdańsk i zignorowałam wszystko inne. Prawie wszystko, bo jak zobaczyłam zdjęcie precla, to pomyślałam, że zjadłabym coś. No i ten, ja jestem z Krakowa.
Gdańsk to moje serduszko i ostateczne miejsce wszystkich polskich podróży. Wszystkie drogi prowadzą do Gdańska. Drugi, niepisany dom. Chcę tam zasadzić drzewo, mieć kota i rybę z frytkami. Chcę słyszeć pierdolone disco-polo w sezonie czerwiec-wrzesień. Chcę stamtąd jeździć pociągiem na Hel, poza sezonem, rozkoszując się szerokimi, opustoszałymi plażami.
W poprzednim wcieleniu byłam marynarzem. Albo piratem, biorąc pod uwagę mój charakter.
No to mamy podobnie. W sezonie letnim wszystkie potencjalne kierunki podróży przegrywają z lokacjami z dostępem do morza, a w takim Gdańsku to nawet dałbym radę osiąść na dłużej. Chociaż kuzyn twierdzi, że zimą pizga złem od wody 😉
Ja osiadłam na dłużej (obecnie zaliczam małą przerwę). I mimo wszystko polecam. Może i pizga, będąc tym samym zimniej niż w innych rejonach Polski, ale… Mnie kupiło to, że nawet będąc w pracy, czuję się jak na wakacjach. Nawet w zimie. Że mogę się powkurwiać w biurze, ale chwila moment i jestem na plaży. Morze mi nigdy nie powszednieje.
Pierwszy raz osiadłam tam w 2011 roku. Pracowałam jako handlowiec B2B, a w zasadzie z moim partnerem otworzyliśmy tam biznes od początku. Pamiętam w jakim “szoku kulturowym” byłam. Ludzie mają tam “otwarte głowy”, wydają się milsi, bardziej pomocni, zaradniejsi, towarzyscy. I ogromnie przedsiębiorczy! Ta tendencja nie spada. Trójmiasto jest w tym momencie prężnie rozwijającą się kolebką korpo, start-upów i nowych technologii. Możliwości są nieograniczone.
Miasto to tańca i do różańca. Także niech kuzyn ubierze grubszą kurtkę i niech nie narzeka! 😉
Kuzyn to w ogóle jest łoś, bo go morze totalnie nie kręci. Raz go wyciągnąłem i na plaży przyznał, że jest pierwszy raz od 2 lat. Ponoć miejscowi tak mają. Z kolei tacy jak my, fantazjują o nim dzień w dzień. Zycie jest niesprawiedliwe.
Ja mam identycznie 🙂 Tylko w drugą stronę — na dół i w lewo, czyli Bieszczady. Jeśli Ty byłaś piratem to ja musiałem kiedyś być… bo ja wiem. Biorąc pod uwagę masę, niedźwiedziem 😀
Jako rodowity Krakus jestem w stanie bezbłędnie określić, że precel (tj. obwarzanek) ze zdjęcia był czerstwawy. Podejrzewam też, że kupiłeś go w budce u wylotu ul. Szewskiej, koło takiego kiosku znajdującego się w okrągłym słupie. Zgadłem? 😀
Kupiłem go w z wózka od babeczki, która stała blisko Brackiej. Zapamiętałem, bo od razu piosenka Turnaua mi się przypomniała. Faktycznie świeżością nie powalał. Rodowici serio jedzą nałogowo precle, czy to bardziej pod turystów?