Właśnie mija 17 miesięcy, od momentu, kiedy przyszedłem do domu z butelką wina i zaproponowałem Madzi, żebyśmy urządzili sobie seans “Deadpoola” na blureju, a co za tym idzie, to już ósmy miesiąc, od kiedy do PigOutowej drużyny dołączył Brendonek … if U know what I mean. 8 miesięcy, podczas których przerzuciłem tonę pieluch, nauczyłem się odróżniać kolkę od focha, zaprzyjaźniłem ze Świnką Pepą, odkryłem, że istnieje taki zawód, jak trener laktacji i totalnie zatraciłem zdolność zasypiania w ciszy. Nope, teraz bez odgłosu wirującej pralki w tle, nie ma opcji. Mimo wszystko, bardzo fajne 8 miesięcy. W sumie lepszych nie miałem.
Z okazji wspomnianej miesięcznicy, pozwoliłem sobie na krótką refleksję nad stylem mojego ojcostwa i wyszło mi, że jest dość nietypowy. Baaa 25 lat temu, mógłby uchodzić za mocno kontrowersyjny. Jak sięgnę pamięcią, to mój ojciec w moim obecnym wieku, był już poważnym dyrektorem w firmie telekomunikacyjnej i do pracy maszerował odziany w garniaczek i z aktówką pod pachą, tymczasem ja nadal plecaczek, nju balansiki, starwarsowe koszulki i doskonale obcykana ramówka netfliksa, za to wciąż nie mam pomysłu, co chciałbym robić, kiedy dorosnę #33wiosny. Ciekawe, co powie Brendonek, jak go w szkole zapytają, kim jest jego staruszek? „Influłenserem, prze Pani!” Zdecydowanie muszę wymyślić jakiś fejkowy życiorys do tego czasu.
Ojciec na lajcie pakował 5‑osobową rodzinę do malucha i cyk do Stegny na dwutygodniowe wczasy, tymczasem my nie możemy się zmieścić w trzy osoby do autka a’la SUV, na jednodniowy wypad na działkę oddaloną o 40-kilometrów od domu – „Sorry Madzia, ale wanienka nie wejdzie, chyba już czas, żeby Brendon przerzucił się na prysznic”. Gdyby trafiły się bliźniaki, jak nic musiałbym dokupić przyczepkę. Gdzie popełniam błąd?
Staruszek, jak każdy rozsądny człowiek, kitrał kasę na poczet moich przyszłych studiów, z kolei ja, co mam, to zaraz przewalę na Aliexpress… ale weź tu przejdź obojętnie, skoro jest promka na kozacką obieraczkę do pomarańczy od Xiaomi. Na dzisiaj brendonkowe studia stoją pod dużym znakiem zapytania, ale przynajmniej będzie miał drona i Gwiazdę Śmierci od Lego. To znaczy ja będę miał, ale pozwolę wszystkim myśleć, że to dla dziecka.
Te niekorzystne dla mnie porównania, sprawiły, że przez chwilę zacząłem zadręczać się myślami, że być może za mało się spinam do roli ojca i niektórych rzeczy już mi po prostu nie wypada. Na szczęście okazało się, że nie. Właśnie skończyłem słuchać audiobooka debiutanckiej książki “Nietypowej Matki Polki”, która udowodniła mi, że można mieć nie jedno, a czwórkę dzieci, a mimo wszystko nadal zachowywać luz, dystans i poczucie humoru. Przy obecnym zalewie perfekcyjnych rad od insta madek, narracja Nietypowej Matki Polki okazała się orzeźwiająca niczym schłodzone modżajto w upalny dzień, jednak co ważniejsze, trochę mnie uspokoiła, że aż tak bardzo nie odstaję od reszty świata.
Nietypowa Matka Polka, to dziewczyna, która kilka lat temu wzięła męża i dzieci pod pachę, po czym wyjechała do UK w poszukiwaniu lepszego jutra, zwanego przez niektórych „normalnością”. Ach gdyby tylko wiedziała, że tu zaczną 500+ rozdawać – przy takiej ilości berbeci, na luzie mogłaby, co miesiąc fundować sobie 50’ calowego eLCDika. Będąc już na obczyźnie, odpaliła fanpejdż (KLIK) o zaskakującej nazwie „Nietypowa Matka Polka”, gdzie zaczęła serwować zabawne felietony o parentingu i ogólnie o życiu. Swoim nietuzinkowym stylem, z miejsca podbiła serca tysięcy osób, więc książka była naturalną koleją rzeczy. Nieskromnie dodam, że jakiś czas temu, autorka osobiście mnie zapytała, czy warto w ogóle się bawić w to całe wydawanie książek? Odpisałem, że jeśli zależy jej na pieniądzach, to zdecydowanie nie! Bardziej opłaca się pójść pod Tesco i proponować ludziom odstawienie wózka w zamian za pieniążek ze środka, z drugiej strony, świat potrzebuje, żeby ktoś robił za opozycję dla matek z Pieluszkowym Zapaleniem Mózgu, więc „Jedziesz z tym koksem” — napisałem. Czyli jakby nie patrzeć, 99% sukcesu (Topka w Empiku), to moja zasługa.
Wróćmy jednak do książki. Często pytacie, czy moja „Świnia ryje w sieci”, doczeka się kontynuacji? Cóż plany są, ale chwilowo nie mam jak się za to zabrać, bo ile razy usiądę do kompa, to Brendonek specjalnie zaczyna wypluwać smoczek i zmusza mnie, żeby co chwila wstawał i mu podawał, a jak nie, to ryk na cały regulator. Tak więc sami rozumiecie, że chwilo mam inne priorytety, ale relax, bo po przesłuchaniu “Nietypowej Matki Polski”, mogę powiedzieć, że o to pojawiła się książka, którą śmiało można uznać za nieoficjalny sequel „Świni”. To jest ten sam rodzaj złośliwości, sarkazmu, ironii, wbijania szpilek i dystansu do świata. Dziwię się, że Edipresse jeszcze nie wpadł na to, żeby sprzedawać je w pakiecie.
Zapomnijcie o Nosowskiej, Nietypowa Matka Polka trafia celniej, puentuje zabawniej i mimo iż ma pióro ostre jak papryczka piri-piri, jej teksty są lekkie niczym pianka z ptasiego mleczka. I wbrew pozorom nie jest to sam parenting. Nope, książka składa się z trzech części. Pierwsza to krótkie anegdotki z życia wzięte, które tak BTW powinny być omawiane na studiach, żeby typy od marketingu zobaczyły, jak wygląda dobry storytelling. Może by nas to uchroniło w przszłości przed płonącymi konarami. Druga to historie, w których biorą udział dzieciaki, ale nie jest to żaden kurs przewijania, tylko doskonałe skecze, pełne ironii, sarkazmu, trollingu i rześkich grepsów. Podejdzie nawet osobom, które wyłożyły lachę na rodzenie dzieci i planują spędzić życie w otoczeniu kotów. Ostatnia cześć nosi tytuł „Polka” i serwuje teksty, których oś stanowią różnice kulturowo-różnorakie pomiędzy Polską a Wielką Brytania. Bo generalnie jest tak, że możesz zachłysnąć się jukejem, ale w końcu przyjdzie taka niedziela, kiedy zatęsknisz za rosołem, a tu zonk, bo angielska włoszczyzna zamiast pietruszki, ma pasternak i brukiew. Możesz wyjechać z Polski, ale Polska z Ciebie nie wyjdzie.
Całość bardzo fajnie się spina i zdecydowanie każdy coś w niej dla siebie znajdzie. Mi osobiście najlepiej siadły teksty, w których NMP roastuje męskie postrzeganie świata – nabija się, że potrafimy spędzić kilka godzin patrząc jak kilku grubasów rzuca lotkami do tarczy #dart, po czym nazywamy to sportem. Szykanuje, że nie rozróżniamy kolorów i jesteśmy upośledzeni, jeśli idzie o robienie zakupów. Wszystko prawda. Ponadto uzyskałem w końcu odpowiedzieć na pytanie, które najbardziej paliło dziewuchy z naszej szkoły rodzenia, czyli co gorsze — poród naturalny, czy cesarka? Uwaga, spoiler!: Oba warianty biorą do buzi. Poza walorami heheszkowymi, książa przy okazji jest nie głupia, bo między wierszami można doszukać się przesłania, że warto być tolerancyjnym, mieć otwarty umysł, no i że rodzina always first, wiadomo.
Tytuł oczywiście polecam, ale w sumie bardziej w formie audiobooka. Mam ku temu przynajmniej trzy powody. Raz, bo krótkie teksty sprawią, że słucha się ich nie tylko przyjemnie, ale i łatwo. Rozdział podzczas dojazu do pracy, drugi na powrót i elegancko, bo nigdy nie tracisz wątku. Dwa, bo lektorka wykonała kawał naprawdę dobrej roboty. Z własnego doświadczenia wiem, że tego typu teksty mają swój rytm i żeby trafiły do czytelnika tak, jak to sobie wymyślił autor, trzeba stosować się do znaków interpunkcyjnych. Tu przyspieszyć, tam zwolnić, coś wykrzyczeć, o coś innego zapytać retorycznie. Jak dla mnie, interpretacja lektorki jest w punkt. Jak trzeba było, to był pazur, a w momentach, gdzie autorka udawała blondynkę, oczami wyobraźni widziałem, jak lektorka zalotnie kręci loka. Zdecydowanie mi to sprzedała. No i w końcu trzeci, najmocniejszy argument – bo z poniższym kodem, audiobooka NMP wysłuchacie za darmo i to choćby teraz, czyli epic win.
3 komentarze
Miałeś rację audiobook super. Lektorka na szóstkę. Kaśka jest jednak bliższa memu sercu. Obie polecam. Aplikację zresztą także. Pozdrawiam.
Jakby znaleźć męski odpowiednik z takim lektorskim flow, to chętnie posłuchałbym mojej książki w audiobooku. Coś ciekawego jeszcze ostatnio przesłuchałaś?
Było by super gdyby znalazł się taki lektor. Przeczytałam a raczej przesluchalam Bestię. O ile wolę czytać to ten audiobook jest porostu super. Krótka piłke, Celibat też ciekawe no i kilka babskich książek. Dzięki tym audiobookom (jak się to odmienia )przetrwałam kilka nocy w szpitalu. Przynajmniej chrapania sąsiadów nie słychać. Chociaż na noc Bestia stanowczo nie. Strach po niej po ciemku chodzić. Pozdrawiam.