Nie chciałbym kalać własnego gnizada, ale muszę powiedzieć to głośno: blogosfera ssie. Ostatnio (od jakichś dwóch lat) mam kryzys twórczy, w związku z czym zrobiłem sobie wycieczkę po popularnych blogach, co by cosik splagiatować się zainspirować i co się okazuje? Nie tylko ja jestem w kryzysie. Dziżas jakie „my” gówno popełniamy. Ot same zapchaj dziury, byle tylko wyrobić normę UU i odhaczyć kolejny tydzień. Większość tekstów miałka, bez opinii i pazura. Wszystkim wszystko się podoba, a jak już schodzi krytyka, to delikatna, byle tylko ktoś się przypadkiem nie obraził i nie zanotował w swoim kajeciku: „Temu blogerowi gratisów nie przesyłamy”. Szczerze? Przestaje mnie dziwić, że tylko blogerzy czytają blogi i później schodzi żenua z ustawkami na wzajemną wymianę komci albo nawet gorzej — lajk za lajk. W ogóle z tym komentarzami to jazda bez trzymanki. Na forach blogerskich (jup, są takie) rozkręcane są wielkie afery, bo ktoś komuś skomentował już 2 dni temu, ale sam nie otrzymał jeszcze komcia w rewanżu, albo pretensje i fochy, bo otrzymany komentarz okazał się jałowy jak rozmowa na pierwszej randce: „Fajny wpis? Serio, to wszystko, na co Cię stać? Zgłaszam do admina!” Z miejsca przypomina mi się Nasza Klasa i słynne „Ślicznie razem wyglądacie” pod każdym zdjęciem, bez znaczenia, czy na fotce był Brad z Angeliną, czy Tiger z Kobrą (sprawdzcie na youtube). Pytam się, po cholerę wam fejkowe komcie? To trochę jak z byciem „ciachem”. To, że matka i babcia Ci tak mówią, to jeszcze nic nie znaczy. Trofka wpada, dopiero kiedy usłyszysz to na mieście od nieznajomej białogłowej. Co najlepsze, na tych samych forach „kom za kom” przewijają się blogerzy, którzy publicznie krzyczą, że im wcale nie zależy na statystykach, ot piszą z pasji. Z pasji to Frytka klęknęła przed Kenem w Big Brotherze. Skoro udostępniasz swoje teksty publicznie i szukasz wymian komci, to znak, że jednak masz parcie na bycie czytanym. A co jeśli bym Ci powiedział, że zamiast tracić czas na żebrolajki, warto spróbować zawalczyć treścią? Ile razy można mielić przepis na schabowego? Ile razy zapętlać się w jakieś wyliczanki z dupy? Weźmy pierwszy z brzegu wpis z branży lajfstajlowej -> „7 sposobów na udany poranek”. Serio? Nie szkoda czasu na taki bullshit? Zajrzyjmy jednak do wpisu i podejrzymy, cóż takiego odkrywczego radzą influencerki:
1. Przed snem zrób sobie kąpiel z bąbelkami, to pozwoli Ci się zrelaksować.
2. Zanim się położysz, przygotuj drugie śniadanie do pracy/szkoły, oszczędzisz czas rano.
3. Połóż się spać o 22. Wypocznij.
4. Pomyśl przed zaśnięciem o czymś przyjemnym. Nastrój się.
5. Ustaw na alarm łagodną muzykę. Oszczędzisz sobie szoku o poranku.
6. Wstań 10 minut wcześniej. Twoja chwila oddechu przed ciężkim dniem.
7. Po przebudzeniu wypij szklankę wody z cytryną. Niech organizm się nawodni.
Kto to pisał? Beata Pawlikowska? Po pierwsze życie jest za krótkie, żeby kłaść się o 22, po drugie, jesli tak dalej pójdzie, to zaraz będziemy ludziom tłumaczyć jak się wiąże sznurowadła, bo w końcu to ten sam poziom rocket science, a po trzecie Bitch please! Powiem wam, jak wygląda poranek prawdziwego blogera.
1. Obiecujesz sobie, że położysz się max o północy, po czym do gry wchodzi Netflix & Playstation i szpczą do ucha tak: “No, ale to kłaść się będziesz, skoro do bilioteki wpadł właśnie świeżutki sezon Twojego ulubionego serialu?” / “Daj spokój, jeszcze się kiedyś wyśpisz, a teraz cho na jeden meczyk w Fifę! Sam wiesz, że mamy rachunki do wyrównania z kilkoma farciarzami”.
2. Idziesz do wyra o 2:30 i to tylko z rozsądku dlatego, że do pokoju wpada Madzia z imbą: “A Ciebie już do końca pogięło? Wiesz, która godzina? Do pracy rano idziesz!”.
3. Kładziesz się, myślisz „Luzik, mam jeszcze 4 godziny snu, więc nie jest tak najgorzej”, po czym próbujesz zasnąć…. ale nie możesz, bo Twój mózg uznaje, że to idealnym moment, żeby zacząć hurtowo podrzucać zajebiste pomysły – startup, apka na smartfona, pomysł na hejta, nokautująca riposta do rozmowy sprzed 2 dni i tego typu akcje. Gdzieś pomiędzy kołata się jeszcze myśl o siku. Zastanawiasz się, czy wstać, czy przetrzymasz do rana? Wstajesz. Wracając bierzesz łyczka coli i robi Ci się niesmak w pysiu, bo zaszła reakcja coli z pastą do zębów #najgorzej. Chcesz wejść cichutko do wyra, żeby Madzia nie kręciła afery, ale przypadkowo walisz piszczelem w kant stołu, po czym upadasz szczepionką na klocek Lego… niestety nie masz czasu w spokoju przetrwać fali bólu, bo zza ściany już dolatuje: “Ty się powinieneś leczyć człowieku!”
4. 3:40 na zegarze, a Ty nadal liczysz barany.
5. Ignorujesz trzy budziki i pięć drzemek. Budzisz się, dopiero kiedy luba dźga Cię palcem w boczek…. tak głęboko, że dotyka śledziony. Niczym rażony paralizatorem zrywasz się do pozycji siedzącej.
6. Uspokajasz oddech, drapiesz po mosznie, próbujesz ogarnąć, gdzie jesteś, co się stało i jaki mamy dzień tygodnia.
7. Zbierasz w sobie całą energię wszechświata i powłócząc nogami, przenosisz do łazienki. Zgodnie ze starą prawdą ludową: „Kto rano wstaje ten leje jak z cebra”, sikasz przez 2 minuty, następnie ścierasz mocz ze ścian i szafek #poranny #drąg, aż wreszcie przechodzisz do poważniejszych tematów, czyli podmycia pachy, szczoty i zębów. Podczas tej ostatniej czynności patrzysz w swoje lustrzane odbicie i odliczasz, który to już dzień Twojego życia, kiedy wstajesz do roboty, bo potrzebujesz pieniędzy, a nie z pasji.
8. Wychodzisz z psem, spotykasz sąsiada, który wyszedł w tym samym celu. Odbywacie niezręczny small talk. 2 minuty później ciągniesz psa z powrotem na chatę, wyciągasz przypadkową rzecz z lodówki, po czym robisz sprint niczym Forest Gump na przystanek, wkurwiony, że zaspałeś i dwójkę przyjdzie Ci robić w robocie #zło. Dalej to już tylko korki, ZTM i przytulasy z obcymi ludźmi, którzy w przeciwieństwie do Ciebie uznali, że jak się dzisiaj nie podmyją, to przecież świat nie przestanie się nagle kręcić. Na koniec przyjmujesz zjebę od szefa za kolejne w tym tygodniu spóźnienie i jest Ci z tego powodu tak bardzo wszystko jedno, że nawet odpuszczasz klasyczną ściemę: „To nie moja wina, wypadek był na Jerozolimskich”. Następnie przez kilka godzin zawijasz w te sreberka, hejtując w myślach cały świat, aż w końcu wracasz na chatę i masz to swoje wymarzone 5 minut, żeby rozsiąść się jak król na sofce i… a nie, jednak nie masz, bo ledwo mrugnąłęś, a już zrobiła się 22, czyli czas, kiedy powinieneś pójść spać według lajfstalowych blogerek. Spadajcie na drzewo ze swoimi radami za dychę.
Mam świadomość, że teraz generalizuję, ale kuźwa nie tak sobie wyobrażaliśmy blogosferę w 2018 roku. Nasze zdanie miało się liczyć, ludzie mieli o naszych wpisach szeptać na korytarzach i w tramwajach, tymczasem przegrywamy z gifami śmiesznych kotków i youtuberami z dziewiczym wąsem, którzy grają w gry. Żal. Kiedy ostatnio media podchwyciły temat rozpoczęty w blogosferze? Jeśli nie liczymy afery, w której jakaś blogerka parentingowa wyciągnęła boobsa w knajpie, za co została karnie nominowana do opuszczenia lokalu, to nie pamiętam. I żeby nie było, ja też się do takiego stanu rzeczy przykładam, tracąc czas na komentowanie promek w Biedrze, zamiast zająć się rzeczami, które kogoś obchodzą. Sorka.
102 komentarze
Uwielbiam Cie typie!
Uwielbiam Cie typie!
A ja to se myślę, że blogosfera ożyje jak będzie więcej takich jak Ty, co mają niewyparzoną gębę i jednocześnie umieją w literki. Takie były blogosfery początki, że blogerzy mieli być niezależni, wbijać kij w mrowisko i takie tam, a potem się pojawiły wpisy sponsorowane, buzibuzi z agencjami i kółka wzajemnej adoracji (np. my :P). A no i jeszcze “to tylko moje zdanie, ale…” albo “bez urazy, ale…” i inne takie bułkę przez bibułkę pierdu pierdu. Brrrr.
A i jeszcze wypowiem się, że kiedyś też byłam na tych grupach dla blogerów, bo dla kogoś, kto ma 2 czytelników (chłopak i mama) to jest niezła metoda, żeby zrobić jakiś ruch na start i poznać innych początkujących i mniej początkujących blogerów. Ale w końcu też rzygnęłam tym bardzo, bo zrobiło się za bardzo przedszkolnie.
Każdy był, ale mało kto daje radę tam wysiedzieć, chociaż nie przeczę, że są tam też sensowi ludzie, z którymi znajomość da się przenieść w inne miejsce. Przy okazji shareweeku dumałem sobie nad Twoim zniknięciem i to nie może tak być, że się wyłączasz. Jak nie masz czasu pisać regularnie u siebie, to ja Ci zrobię tutaj kącik “Driving nuts” i będziesz mogła publikować kiedy najdzie Cię ochota, bez żadnej cenzury i przypisywania sobie Twoich zasług. Po prostu byłaby szkoda, gdybyś skończyła z pisaniem. Powiedz słowo i jedziemy z koksem.
<3
Jeju, nikt mnie tak nie dopinguje, aż nie wiem co napisać. (Dziękuję!)
Ja wrócę, serio, tylko antydepresanty muszą się rozkręcić;) trochę żartuję, nie będę tu offtopować, ale mam już nawet napisany wpis o tym dlaczego teraz nie piszę.
Btw ta propozycja jest niezwykle kusząca, biorąc pod uwagę, że nie musiałabym się już bawić w social media, no i na start dostałabym 10k czytelników gratis, ale to byłoby jednak pójście na łatwiznę trochę. Albo nawet bardzo. 😀
Ale może nie każdy chce mieć niewyparzoną gębę? Nie rozumiem czemu żeby być fajnym trzeba być pyskatym.
Wystarczy, jesli przestaną bać się wyrażać własną opinię #spalone #mosty #agencja
Nie napisałam, że żeby być fajnym trzeba być pyskatym, przez niewyparzona gębę rozumiem raczej wyrażanie swojej opinii bez zastanawiania się, czy aby na pewno nikogo ona nie urazi i czy aby na pewno wszyscy przyklasną i czy będzie dostatecznie tęczowo i jednorożcowo. Można swoją opinię wyrażać bardzo kulturalnie i asertywnie, a jednocześnie nie być kolejną słodkopierdzącą perfekcyjną panią domu czy inną wykreowaną mimozą.
A ja to se myślę, że blogosfera ożyje jak będzie więcej takich jak Ty, co mają niewyparzoną gębę i jednocześnie umieją w literki. Takie były blogosfery początki, że blogerzy mieli być niezależni, wbijać kij w mrowisko i takie tam, a potem się pojawiły wpisy sponsorowane, buzibuzi z agencjami i kółka wzajemnej adoracji (np. my :P). A no i jeszcze “to tylko moje zdanie, ale…” albo “bez urazy, ale…” i inne takie bułkę przez bibułkę pierdu pierdu. Brrrr.
A i jeszcze wypowiem się, że kiedyś też byłam na tych grupach dla blogerów, bo dla kogoś, kto ma 2 czytelników (chłopak i mama) to jest niezła metoda, żeby zrobić jakiś ruch na start i poznać innych początkujących i mniej początkujących blogerów. Ale w końcu też rzygnęłam tym bardzo, bo zrobiło się za bardzo przedszkolnie.
Każdy był, ale mało kto daje radę tam wysiedzieć, chociaż nie przeczę, że są tam też sensowi ludzie, z którymi znajomość da się przenieść w inne miejsce. Przy okazji shareweeku dumałem sobie nad Twoim zniknięciem i to nie może tak być, że się wyłączasz. Jak nie masz czasu pisać regularnie u siebie, to ja Ci zrobię tutaj kącik “Driving nuts” i będziesz mogła publikować kiedy najdzie Cię ochota, bez żadnej cenzury i przypisywania sobie Twoich zasług. Po prostu byłaby szkoda, gdybyś skończyła z pisaniem. Powiedz słowo i jedziemy z koksem.
<3
Jeju, nikt mnie tak nie dopinguje, aż nie wiem co napisać. (Dziękuję!)
Ja wrócę, serio, tylko antydepresanty muszą się rozkręcić;) trochę żartuję, nie będę tu offtopować, ale mam już nawet napisany wpis o tym dlaczego teraz nie piszę.
Btw ta propozycja jest niezwykle kusząca, biorąc pod uwagę, że nie musiałabym się już bawić w social media, no i na start dostałabym 10k czytelników gratis, ale to byłoby jednak pójście na łatwiznę trochę. Albo nawet bardzo. 😀
Ale może nie każdy chce mieć niewyparzoną gębę? Nie rozumiem czemu żeby być fajnym trzeba być pyskatym.
Wystarczy, jesli przestaną bać się wyrażać własną opinię #spalone #mosty #agencja
Nie napisałam, że żeby być fajnym trzeba być pyskatym, przez niewyparzona gębę rozumiem raczej wyrażanie swojej opinii bez zastanawiania się, czy aby na pewno nikogo ona nie urazi i czy aby na pewno wszyscy przyklasną i czy będzie dostatecznie tęczowo i jednorożcowo. Można swoją opinię wyrażać bardzo kulturalnie i asertywnie, a jednocześnie nie być kolejną słodkopierdzącą perfekcyjną panią domu czy inną wykreowaną mimozą.
No i za to Cię kochamy!!
No dobra, za heheszki też 🙂
Ja już zostanę z heheszkami z celebów, ale reszta blogosfery ma jeszcze szansę 😉
Drugi blog zakładaj. Chociaż tego szkoda, bo dawno już nie natrafiłem na tak dobre połączenie heheszków z głębszym sensem i do tego kupa pożytecznego info okraszonego zacnymi zdjęciami.
Szkoda by Cię było, jakby Ci się kryzys przeciągnął 😉
Ja już zostanę z heheszkami z celebów, ale reszta blogosfery ma jeszcze szansę 😉
Drugi blog zakładaj. Chociaż tego szkoda, bo dawno już nie natrafiłem na tak dobre połączenie heheszków z głębszym sensem i do tego kupa pożytecznego info okraszonego zacnymi zdjęciami.
Szkoda by Cię było, jakby Ci się kryzys przeciągnął 😉
Przyznaje blogów nie czytam, z racji tego iż uważam że to towarzystwo wzajemnej adoracji :/ do Ciebie zaglądam po raz pierwszy;) (nie licząc fejsbuczka) i zostawiam jakże upragnionego komcia;) PS Azje Express sobie mozesz odpuścić byleś Greya dalej komentował;) ave!
PS2 gdyby nie trzebabylo logować sie milion razy w jakichś apkach i następny milion razy potwierdzają swej tożsamości komentarzy byłoby więcej!!
Przeciągnąć ludzia z fejsa na bloga to jak trafić kumulację w totka. Serio. Komć idzie do oprawy i zawiśnie w honorowym miejscu.
Zgadzam się, że czytelnicy mają na dzień dobry mnóstwo schodów, żeby normalnie zostawić komcia. Na takie rzeczy zaczyna zwracać się uwagę dopiero będąc po drugiej stronie ekranu.
Przyznaje blogów nie czytam, z racji tego iż uważam że to towarzystwo wzajemnej adoracji :/ do Ciebie zaglądam po raz pierwszy;) (nie licząc fejsbuczka) i zostawiam jakże upragnionego komcia;) PS Azje Express sobie mozesz odpuścić byleś Greya dalej komentował;) ave!
PS2 gdyby nie trzebabylo logować sie milion razy w jakichś apkach i następny milion razy potwierdzają swej tożsamości komentarzy byłoby więcej!!
Przeciągnąć ludzia z fejsa na bloga to jak trafić kumulację w totka. Serio. Komć idzie do oprawy i zawiśnie w honorowym miejscu.
Zgadzam się, że czytelnicy mają na dzień dobry mnóstwo schodów, żeby normalnie zostawić komcia. Na takie rzeczy zaczyna zwracać się uwagę dopiero będąc po drugiej stronie ekranu.
Spoko, nie jest tak źle. Mam wrażenie, że my po prostu już tak głęboko wsiąkliśmy w to całe blogowanie, że nie pamiętamy, że dla czytających to wszytko to jest zupełnie kosmos. Jakieś komentarze, domeny, “dary losu”, zasięgi, “komcie”, to wszystko by trzeba było tłumaczyć od podstaw, żeby normalni czytelnicy (nie blogerzy) rozumieli o czym piszemy.
No chyba że czytają nas już tylko faktycznie blogerzy i nikt więcej. 😉
Jestem świadomy, że skupiłem się tylko na ciemnej stronie. Ostatnio targają mną różne pytania o sens blogowania #kryzys, ale spróbuj spojrzeć na blogosferę z boku, jak czytelnik nie twórca. Nie masz wrażenia, że piszemy o nie istotnych rzeczach, że jesteśmy którymś w kolejności ogniwem, które przeżuwa znaną już informacje, kiedy powinniśmy czasem przywalić w miękkie i wywołać jakąś debatę, być nadawcą a nie przekaźnikiem. Wiadomo, że teraz znowu jadę za szeroko, bo kategorii blogowych jest miliard i 99% siedzi w niszach, niemniej jednak blogosfera powinna mieć coś do powiedzenia i wywierać presję na publicystach prasowych.
Pytanie, czy takiego “obcemu” czytelnikowi się chce w ogóle zastanawiać nad czymś innym, niż to, jak kreatywnie wstać z łóżka? Moje ośmioletnie dziecię jak nie patrzę piłuje filmikami na yt z kolesiami, którzy grają w grę. Już tam pies jebał, jakby grali w Tomb Raidera, a tu nie — ciupią w jakieś kaszaniaste gierki robione we flashu, co to żal i trwoga na to patrzeć. Ale to jeszcze pikuś — sam dawno temu stałem przy automatach i patrzyłem, jak goście napieprzali w River Raid, więc rozumiem. Ba, nawet wygodniej, bo nogi nie bolą i się nie ciśniesz z innymi pryszczatymi.
Ale witki mi opadły, jak jeden koleś nie powiem jaki, uruchomił wpłaty po 2,3,5 zł od łebków i Młody mnie zapytał, jak można takie komputerowe pieniążki gościowi wysyłać. Ośmiolatek jest jeszcze za mały, żeby sam ogarnąć temat, więc wcisnąłem mu pauzę i wytłumaczyłem, że jeśli nie chce więcej zabawek i kart ze zwierzątkami z Biedronki, to może mu SWOJE pieniążki wysyłać. Zrozumiał, ale nie wiem na jak długo starczy mu rozumu i silnej woli 🙂 Ale co z takimi 10–12 latkami, którzy już ogarniają kuwetę, a starzy zostawili im loginy do Paypala, żeby sobie np. zamówili pizzę, jak wracają później do domu? Ja bym kurwa spać nie mógł, bo by mnie wyrzuty sumienia zagryzły.
Tak, że ten, jeśli chodzi o ten sens i głębszy sens w blogosferze, to już chyba go za dużo nie ma. Bo i widzę, że coraz mniej to komukolwiek potrzebne.
Spoko, nie jest tak źle. Mam wrażenie, że my po prostu już tak głęboko wsiąkliśmy w to całe blogowanie, że nie pamiętamy, że dla czytających to wszytko to jest zupełnie kosmos. Jakieś komentarze, domeny, “dary losu”, zasięgi, “komcie”, to wszystko by trzeba było tłumaczyć od podstaw, żeby normalni czytelnicy (nie blogerzy) rozumieli o czym piszemy.
No chyba że czytają nas już tylko faktycznie blogerzy i nikt więcej. 😉
Jestem świadomy, że skupiłem się tylko na ciemnej stronie. Ostatnio targają mną różne pytania o sens blogowania #kryzys, ale spróbuj spojrzeć na blogosferę z boku, jak czytelnik nie twórca. Nie masz wrażenia, że piszemy o nie istotnych rzeczach, że jesteśmy którymś w kolejności ogniwem, które przeżuwa znaną już informacje, kiedy powinniśmy czasem przywalić w miękkie i wywołać jakąś debatę, być nadawcą a nie przekaźnikiem. Wiadomo, że teraz znowu jadę za szeroko, bo kategorii blogowych jest miliard i 99% siedzi w niszach, niemniej jednak blogosfera powinna mieć coś do powiedzenia i wywierać presję na publicystach prasowych.
Pytanie, czy takiego “obcemu” czytelnikowi się chce w ogóle zastanawiać nad czymś innym, niż to, jak kreatywnie wstać z łóżka? Moje ośmioletnie dziecię jak nie patrzę piłuje filmikami na yt z kolesiami, którzy grają w grę. Już tam pies jebał, jakby grali w Tomb Raidera, a tu nie — ciupią w jakieś kaszaniaste gierki robione we flashu, co to żal i trwoga na to patrzeć. Ale to jeszcze pikuś — sam dawno temu stałem przy automatach i patrzyłem, jak goście napieprzali w River Raid, więc rozumiem. Ba, nawet wygodniej, bo nogi nie bolą i się nie ciśniesz z innymi pryszczatymi.
Ale witki mi opadły, jak jeden koleś nie powiem jaki, uruchomił wpłaty po 2,3,5 zł od łebków i Młody mnie zapytał, jak można takie komputerowe pieniążki gościowi wysyłać. Ośmiolatek jest jeszcze za mały, żeby sam ogarnąć temat, więc wcisnąłem mu pauzę i wytłumaczyłem, że jeśli nie chce więcej zabawek i kart ze zwierzątkami z Biedronki, to może mu SWOJE pieniążki wysyłać, bo to nei sa komputerowe tylko prawdziwe. Zrozumiał, ale nie wiem na jak długo starczy mu rozumu i silnej woli 🙂 Ale co z takimi 10–12 latkami, którzy już ogarniają kuwetę, a starzy zostawili im loginy do Paypala, żeby sobie np. zamówili pizzę, jak wracają później do domu, a są jeszcze wystarczająco naiwni, żeby ten ENTER nacisnąć? Ja bym kurwa spać nie mógł, bo by mnie wyrzuty sumienia zagryzły, jakbym tak z gówniarzy darł.
Tak, że ten, jeśli chodzi o ten sens i głębszy sens w blogosferze, to już chyba go za dużo nie ma. Bo i widzę, że coraz mniej to komukolwiek potrzebne.
Ej, gościu, a to nie jest przypadkiem tak, że jesteśmy właśnie na tym wypukłym cycuszku sinusoidy blogosfery? Bo zobacz, zaczęło się od niepokornego kontestowania wszystkiego, wbijania szpilek w dupę, mieszania firm z budyniem i innych inb, a po czasie wszyscy byli już Kominkami. Wchodząc na jakikolwiek wpis wiedziałeś, że autor ugryzie temat od drugiej strony i będzie w najbardziej oczywisty sposób plótł głupoty — byle były całkowicie sprzeczne z opinią ogółu. “Wszyscy śmiejo się ze Zmierzchu? Napiszę, że jo go lubia!” Z czasem stężenie ziewów wzrosło tak bardzo, że szambo wybiło.
I tak od kilku lat mamy zalew pozytywnej blogosfery. Inspiracje, współpraca i nawiązywanie przyjacielskich relacji były dla czytelników czymś nowym, odżywczym. Zerwano z wizerunkiem blogera nerda, który nadaje kodem binarnym z zawilgłej nory i pojawił się bloger 2.0. Ten przyjazny, uśmiechnięty, inspirujący, do którego paczka reklamowa pasuję jak białe trampki do rurek. Jak sojowe latte do brody. Ba, ta paczka wręcz sama się wysyła. Blogi stały się białe. Smyranie się po nosku całkowicie wygrało z walką na patyki z kupą. I to było dobre, bo wszyscy chcieliśmy takie blogi czytać.
A teraz powoli się to zmienia. Już po Youtubie widać, że nadchodzi czas pyskatych buców. Znów będzie w cenie sypanie sobie piaskiem do majtek i strzelanie w dupę z jarzębinowej pukawki. Schodzimy z sinusoidowego cycuszka przyjazności i kierujemy się w stronę blogowych dram. Bierz sanki i zjeżdżaj z tej górki! Mam już przygotowany popcorn 😉
Możesz mieć rację, choć przyznaję, że o wiele bardziej do mnie trafiały teksty blogerów starej gwardii, kiedy jeszcze byli nieobliczalni i nie wiadomo, czy przypieprzą, czy pochwalą. Mam wrażenie, że Ci co się już przebili wrzucili na luz i odcinają kupony, a młoda gwardia cyka się robić bloga po swojemu. Czytają poradniki jak odnieść sukces, zmieniają layouty, styl pisania, trzymają z wszystkimi sztamę, żeby nie spalić sobie szans na głosy w rankingach. Nie zmierzam do tego, żeby chodzić z pianą na pysku i gryźć się z wszystkimi, ale fajnie by było gdyby blogi znowu stały się opiniotwórcze. Po co wchodzić na blogi książkowe, skoro wszystkie recki są pozytywne (bo inaczej wydawca odetnie kurek z darmowymi książkami)? Nie ufam bezpiecznym opiniom.
Zgadza się. To trochę tak jak z tortem. Gdy smakuje to mówimy: “O, stary, zajebisty! Mmmm, pycha, DEJ PSZEPIS”. Ale gdy już nie bardzo, to nie powiemy, że ssie. Mówi się wtedy, że tort jest: “dobry, TAKI KWASKOWY”. Podobnie jest z blogami.
Dosknałe porównanie
Ej, gościu, a to nie jest przypadkiem tak, że jesteśmy właśnie na tym wypukłym cycuszku sinusoidy blogosfery? Bo zobacz, zaczęło się od niepokornego kontestowania wszystkiego, wbijania szpilek w dupę, mieszania firm z budyniem i innych inb, a po czasie wszyscy byli już Kominkami. Wchodząc na jakikolwiek wpis wiedziałeś, że autor ugryzie temat od drugiej strony i będzie w najbardziej oczywisty sposób plótł głupoty — byle były całkowicie sprzeczne z opinią ogółu. “Wszyscy śmiejo się ze Zmierzchu? Napiszę, że jo go lubia!” Z czasem stężenie ziewów wzrosło tak bardzo, że szambo wybiło.
I tak od kilku lat mamy zalew pozytywnej blogosfery. Inspiracje, współpraca i nawiązywanie przyjacielskich relacji były dla czytelników czymś nowym, odżywczym. Zerwano z wizerunkiem blogera nerda, który nadaje kodem binarnym z zawilgłej nory i pojawił się bloger 2.0. Ten przyjazny, uśmiechnięty, inspirujący, do którego paczka reklamowa pasuję jak białe trampki do rurek. Jak sojowe latte do brody. Ba, ta paczka wręcz sama się wysyła. Blogi stały się białe. Smyranie się po nosku całkowicie wygrało z walką na patyki z kupą. I to było dobre, bo wszyscy chcieliśmy takie blogi czytać.
A teraz powoli się to zmienia. Już po Youtubie widać, że nadchodzi czas pyskatych buców. Znów będzie w cenie sypanie sobie piaskiem do majtek i strzelanie w dupę z jarzębinowej pukawki. Schodzimy z sinusoidowego cycuszka przyjazności i kierujemy się w stronę blogowych dram. Bierz sanki i zjeżdżaj z tej górki! Mam już przygotowany popcorn 😉
Możesz mieć rację, choć przyznaję, że o wiele bardziej do mnie trafiały teksty blogerów starej gwardii, kiedy jeszcze byli nieobliczalni i nie wiadomo, czy przypieprzą, czy pochwalą. Mam wrażenie, że Ci co się już przebili wrzucili na luz i odcinają kupony, a młoda gwardia cyka się robić bloga po swojemu. Czytają poradniki jak odnieść sukces, zmieniają layouty, styl pisania, trzymają z wszystkimi sztamę, żeby nie spalić sobie szans na głosy w rankingach. Nie zmierzam do tego, żeby chodzić z pianą na pysku i gryźć się z wszystkimi, ale fajnie by było gdyby blogi znowu stały się opiniotwórcze. Po co wchodzić na blogi książkowe, skoro wszystkie recki są pozytywne (bo inaczej wydawca odetnie kurek z darmowymi książkami)? Nie ufam bezpiecznym opiniom.
Zgadza się. To trochę tak jak z tortem. Gdy smakuje to mówimy: “O, stary, zajebisty! Mmmm, pycha, DEJ PSZEPIS”. Ale gdy już nie bardzo, to nie powiemy, że ssie. Mówi się wtedy, że tort jest: “dobry, TAKI KWASKOWY”. Podobnie jest z blogami.
Dosknałe porównanie
Blogi są dość nowym medium. Jeszcze parę lat temu nikt nie miał tegoż, prócz dzieci z neostradą (no może więcej niż parę). Dziś własny komputer ma każdy siedmiolatek. I każdy z nich zakłada bloga, bo kasa leci strumieniami, dary losu nadjeżdżają ciężarówkami, szacun na dzielni i laski w łóżku. Nie ma się co oszukiwać, blogerzy stają się współczesnymi celebrytami. Problem polega na tym, że nie każdy ma coś wartościowego do przekazania. Gorsze od tego jest to, że widownia chce rzygów, pierdów, zamiast treści inteligentnych i długich. Jak za dużo czytania i myślenia, to nie. I tak treści, o których mówisz, typu: jak się wyspać w weekend, czy jak nie przypalić zupki chińskiej, mają najwięcej wyświetleń. Bo to nie wymaga myślenia. A co z osobami, które miały wartościowe treści? Albo już im się nie chce, bo “nie muszą”, albo zrównują się poziomem z całym otoczeniem, albo czytają to, co się sprzedaje i im odechciewa się wszystkiego. Teraz się liczy sprzedaż. Przedstawiciel marki, która chce współpracować z blogerami, ma w nosie content, czy poziom treści. Interesuje go tematyka i zasięg.
Dla mnie to jest proste. Tak działa rynek. Ludzie wolą gówno, niż tort czekoladowy? Dajmy im dużo gówna!
Trudno się nie zgodzić. Jeśli ktoś dobrze pisze, ale długo nie dostaje feedbacku, wysoce prawdopodobne jest, że albo porzuci bloga, albo zmieni się na podobieństwo tych popularnych. Trochę szach mat.
Blogi są dość nowym medium. Jeszcze parę lat temu nikt nie miał tegoż, prócz dzieci z neostradą (no może więcej niż parę). Dziś własny komputer ma każdy siedmiolatek. I każdy z nich zakłada bloga, bo kasa leci strumieniami, dary losu nadjeżdżają ciężarówkami, szacun na dzielni i laski w łóżku. Nie ma się co oszukiwać, blogerzy stają się współczesnymi celebrytami. Problem polega na tym, że nie każdy ma coś wartościowego do przekazania. Gorsze od tego jest to, że widownia chce rzygów, pierdów, zamiast treści inteligentnych i długich. Jak za dużo czytania i myślenia, to nie. I tak treści, o których mówisz, typu: jak się wyspać w weekend, czy jak nie przypalić zupki chińskiej, mają najwięcej wyświetleń. Bo to nie wymaga myślenia. A co z osobami, które miały wartościowe treści? Albo już im się nie chce, bo “nie muszą”, albo zrównują się poziomem z całym otoczeniem, albo czytają to, co się sprzedaje i im odechciewa się wszystkiego. Teraz się liczy sprzedaż. Przedstawiciel marki, która chce współpracować z blogerami, ma w nosie content, czy poziom treści. Interesuje go tematyka i zasięg.
Dla mnie to jest proste. Tak działa rynek. Ludzie wolą gówno, niż tort czekoladowy? Dajmy im dużo gówna!
Trudno się nie zgodzić. Jeśli ktoś dobrze pisze, ale długo nie dostaje feedbacku, wysoce prawdopodobne jest, że albo porzuci bloga, albo zmieni się na podobieństwo tych popularnych. Trochę szach mat.
Kiedyś blogi zawierały treść. Lepszą, gorszą, ale zawsze treść. Teraz blogi wypełnione są zdjęciami, gifami i tak, jak wspominasz, kółkami wzajemnej adoracji. Przyznam szczerze, że jedyne blogi na które wchodzę to Twój i kilka blogów książkowych, chociaż uważam, że ta strefa w blogosferze jest chyba najgorsza. Kopiowanie recenzji książek, zakładanie blogów dla egzemplarzy recenzenckich, walka o patronaty na okładkach (jest taka blogerka, której logo jest chyba na każdej okładce, a “Wszystkie odcienie czerni” Felicjańskiej nazywa powieścią, która zmusza do refleksji :P), same pozytywne recenzje, nawet książek, które obiektywnie rzecz biorąc są kupą. Ech, syf bród i ubóstwo. Ty się nigdy nie zmieniaj i nie dostosowuj. Piszesz dokładnie to, co sama chciałabym przekazać, ale nie chce mi się zakładać bloga :p
True true. Ja już chyba sobie pozamiatałem u dawców “darów losu” moją niewyparzoną mordką, więc pozostaje mi tylko bycie sobą.
Kiedyś blogi zawierały treść. Lepszą, gorszą, ale zawsze treść. Teraz blogi wypełnione są zdjęciami, gifami i tak, jak wspominasz, kółkami wzajemnej adoracji. Przyznam szczerze, że jedyne blogi na które wchodzę to Twój i kilka blogów książkowych, chociaż uważam, że ta strefa w blogosferze jest chyba najgorsza. Kopiowanie recenzji książek, zakładanie blogów dla egzemplarzy recenzenckich, walka o patronaty na okładkach (jest taka blogerka, której logo jest chyba na każdej okładce, a “Wszystkie odcienie czerni” Felicjańskiej nazywa powieścią, która zmusza do refleksji :P), same pozytywne recenzje, nawet książek, które obiektywnie rzecz biorąc są kupą. Ech, syf bród i ubóstwo. Ty się nigdy nie zmieniaj i nie dostosowuj. Piszesz dokładnie to, co sama chciałabym przekazać, ale nie chce mi się zakładać bloga :p
True true. Ja już chyba sobie pozamiatałem u dawców “darów losu” moją niewyparzoną mordką, więc pozostaje mi tylko bycie sobą.
Powiedzmy, że troszkę się zgodzę. Na pewno zgodzę się w kwestii słabych rad. Widziałam już chyba miliard tekstów o porannym wstawaniu, motywowaniu się do pracy, produktywności, planowaniu dnia, o tym jak te czynności robili sławni ludzi, o tym jak być bardziej fit, bardziej slow, ale jednocześnie mega produktywnym… Rozwalają mnie wpisy o tym, jak być kreatywnym… Wpisy, które na każdym blogu są takie same. Meega kreatywność. I jest mnóstwo takich tematów, które każdy bloger męczy i męczy. Pół biedy, jak ma fajny styl, ale to malutki procent wszystkich. I grzech ten popełniają nawet bardzo znani blogerzy. Rozumiem ich. Ludzie chętniej czytają to, co już wiedzą. To się sprzedaje. A bloger sprzedawać się musi, to też rozumiem (chociaż niektórzy przesadzają, pisząc prawie wyłącznie wpisy sponsorowane… i mam uwierzyć, że piszę je z serca? jasne…).
Ale. Znam tylko pewien wyrywek blogsfery w pewnym wyrywku czasowym. Nie mogę mówić że “wszyscy”. Znam naprawdę fajnych i niebanalnych blogerów. trudno ich znaleźć, często są niszowi, ale są. Może wielu jeszcze nie odkryłam. No więc jestem po prostu cierpliwa i nie czytam tego, co mnie nudzi. A na forach dla blogerów w ogóle się nie pojawiam.
Tak pisałem ten tekst w pełni świadomy, że rykoszetem dostanie się dobrym blogerom. Ja też takich znam, lubię, polecam i czytuję, ale jak przejrzysz ciurkiem 50 losowych blogów, to jestem pewien, że złapiesz się za głowę. Niestety Ci z dobrzy często giną w tłumie, a próbuję ocenić sytuacje z punktu widzenia czytelnika, nie autora i znajomego innych blogerów.
Powiedzmy, że troszkę się zgodzę. Na pewno zgodzę się w kwestii słabych rad. Widziałam już chyba miliard tekstów o porannym wstawaniu, motywowaniu się do pracy, produktywności, planowaniu dnia, o tym jak te czynności robili sławni ludzi, o tym jak być bardziej fit, bardziej slow, ale jednocześnie mega produktywnym… Rozwalają mnie wpisy o tym, jak być kreatywnym… Wpisy, które na każdym blogu są takie same. Meega kreatywność. I jest mnóstwo takich tematów, które każdy bloger męczy i męczy. Pół biedy, jak ma fajny styl, ale to malutki procent wszystkich. I grzech ten popełniają nawet bardzo znani blogerzy. Rozumiem ich. Ludzie chętniej czytają to, co już wiedzą. To się sprzedaje. A bloger sprzedawać się musi, to też rozumiem (chociaż niektórzy przesadzają, pisząc prawie wyłącznie wpisy sponsorowane… i mam uwierzyć, że piszę je z serca? jasne…).
Ale. Znam tylko pewien wyrywek blogsfery w pewnym wyrywku czasowym. Nie mogę mówić że “wszyscy”. Znam naprawdę fajnych i niebanalnych blogerów. trudno ich znaleźć, często są niszowi, ale są. Może wielu jeszcze nie odkryłam. No więc jestem po prostu cierpliwa i nie czytam tego, co mnie nudzi. A na forach dla blogerów w ogóle się nie pojawiam.
Tak, pisałem ten tekst w pełni świadomy, że rykoszetem dostanie się dobrym blogerom. Ja też takich znam, lubię, polecam i czytuję, ale jak przejrzysz ciurkiem 50 losowych blogów, to jestem pewien, że złapiesz się za głowę. Niestety Ci dobrzy często giną w tłumie, a próbuję ocenić sytuację z punktu widzenia czytelnika, nie autora i znajomego innych blogerów.
Jak stwierdził Grzegorz Halama w jednym z monologów “kiedyś mówiło się, że ktoś pierdzieli bez sensu niepytany o zdanie, dziś mówi się, że pisze bloga”.
Święte słowa.
Jak stwierdził Grzegorz Halama w jednym z monologów “kiedyś mówiło się, że ktoś pierdzieli bez sensu niepytany o zdanie, dziś mówi się, że pisze bloga”.
Święte słowa.
Fajny texściq, daje dyshq, komzakom, like4like!
Ps: nie jest Ci smutno, że komentują sami blogerzy ?
A to ktoś ma inne komentarze niz od blogerów? Teraz faktyczie zrobiło mi się przykro 🙁 Zgłaszam do admina!
ja miałem kiedyś jednego komcia od nie-bloggera, ale spokojnie, znalazłem tą osobę w sieci i potem stalkowałem przez jakiś miesiąc — od tamtej pory już wie, że takich rzeczy sięnie robi. Teraz też prowadzi bloga, naturalnie ekspercko — coatchingowo — szafiarsko — kulinarno — parentingowy i może komentować do woli. Tak się robi dobrą blogosferę a nie jakieś BlogForum Gdańsk i lizanie po zadach a’la JasonHunt 😉
😉
Ja czasem komentuję, a nie jestem blogerem 🙂 mi też się tekst podoba.
Prawda, Ty jest porządnym czytelnikiem. Lajki i komcie od Ciebie zawsze się zgadzają. <3
Fajny texściq, daje dyshq, komzakom, like4like!
Ps: nie jest Ci smutno, że komentują sami blogerzy ?
A to ktoś ma inne komentarze niz od blogerów? Teraz faktyczie zrobiło mi się przykro 🙁 Zgłaszam do admina!
ja miałem kiedyś jednego komcia od nie-bloggera, ale spokojnie, znalazłem tą osobę w sieci i potem stalkowałem przez jakiś miesiąc — od tamtej pory już wie, że takich rzeczy sięnie robi. Teraz też prowadzi bloga, naturalnie ekspercko — coatchingowo — szafiarsko — kulinarno — parentingowy i może komentować do woli. Tak się robi dobrą blogosferę a nie jakieś BlogForum Gdańsk i lizanie po zadach a’la JasonHunt 😉
😉
Ja czasem komentuję, a nie jestem blogerem 🙂 mi też się tekst podoba.
Prawda, Ty jest porządnym czytelnikiem. Lajki i komcie od Ciebie zawsze się zgadzają. <3
Jak Ty jesteś w kryzysie od początku prowadzenia bloga, to co by było, gdybyś tworzył w dobrej passie? Tekst, za tekstem mógł by być niczym arcydzieło. 😉
To, że takie rzeczy napisze jedna, to jeszcze nie jest problem (zdarza się najlepszemu, a nawet ambitniejsze amerykańskie portale dla kobiet potrafią coś takiego napisać), ale za chwilę każda ma dokładnie taki sam tekst, z lekko zmienionymi zdaniami. I jedna przez drugą zachwala, “och jakie to wspaniałe”.
Lajki za lajki, czy komcie za komcie, to taka niepisana zasada — jak ktoś u Ciebie skomentuje, to mu oddajesz, ale kiedyś próbowałam odpowiedzieć i nie dałam rady. Czuję, że 10 raz czytam podobny, miałki tekst, z brzydkimi zdjęciami (a jak wiadomo, dla mnie zdjęcia są ważne) i nawet nie mam pomysłu, co mogę napisać pod tym tekstem. Odpuściłam więc bawienie się w poszerzanie czytelników wśród blogerów. Co ciekawe, jak Ty nie skomentujesz u nich, to oni raczej do Ciebie sami też nie przyjdą, chyba, że na tej samej zasadzie.
Dlatego czytam tylko “wybrańców” i nie należę do “elitki”. Wolę prawdziwych czytelników, na których mam wpływ, których inspiruję, a nie włażenie sobie wiadomo gdzie. 😉
Jak Ty jesteś w kryzysie od początku prowadzenia bloga, to co by było, gdybyś tworzył w dobrej passie? Tekst, za tekstem mógł by być niczym arcydzieło. 😉
To, że takie rzeczy napisze jedna, to jeszcze nie jest problem (zdarza się najlepszemu, a nawet ambitniejsze amerykańskie portale dla kobiet potrafią coś takiego napisać), ale za chwilę każda ma dokładnie taki sam tekst, z lekko zmienionymi zdaniami. I jedna przez drugą zachwala, “och jakie to wspaniałe”.
Lajki za lajki, czy komcie za komcie, to taka niepisana zasada — jak ktoś u Ciebie skomentuje, to mu oddajesz, ale kiedyś próbowałam odpowiedzieć i nie dałam rady. Czuję, że 10 raz czytam podobny, miałki tekst, z brzydkimi zdjęciami (a jak wiadomo, dla mnie zdjęcia są ważne) i nawet nie mam pomysłu, co mogę napisać pod tym tekstem. Odpuściłam więc bawienie się w poszerzanie czytelników wśród blogerów. Co ciekawe, jak Ty nie skomentujesz u nich, to oni raczej do Ciebie sami też nie przyjdą, chyba, że na tej samej zasadzie.
Dlatego czytam tylko “wybrańców” i nie należę do “elitki”. Wolę prawdziwych czytelników, na których mam wpływ, których inspiruję, a nie włażenie sobie wiadomo gdzie. 😉
czasami komentują też nie blogerzy ;P
fajny wpis, pozdrawiam
Dzięki, pozdro.
czasami komentują też nie blogerzy ;P
fajny wpis, pozdrawiam
Dzięki, pozdro.
Pamiętam jak na studiach dziennikarskich któryś wykładowca rzucił dobrym zdaniem — “Chcesz coś napisać, pomyśl najpierw czy masz coś do powiedzenia”. Do blogosfery pasuje idealnie.
Blogi lifestylowe muszą wyróżniać się treścią i osobowością. Chyba te kółka wzajemnej adoracji to domena blogów lifestylowych i parentingowych. W eksperckiej części blogosfery to się nie rzuca aż tak w oczy.
Generalnie sytuację można oceniać w skali mikro i makro. W mikro każdy patrzy na swojego bloga i pisze to, co mu akurat siedzi w głowie, bez wnikania, czy jest to dla odbiorcy wartościowy wpis. Jeśli akurat wypada słaby tydzień, to w sakli makro cała blogosfera wygląda jakby pisała wyłącznie o dupie Maryni. Ja już zaklepałem tematykę “pierdoły”, inni powinni pisać konkrety, żeby robić nam dobrą opinię 😉
Pamiętam jak na studiach dziennikarskich któryś wykładowca rzucił dobrym zdaniem — “Chcesz coś napisać, pomyśl najpierw czy masz coś do powiedzenia”. Do blogosfery pasuje idealnie.
Blogi lifestylowe muszą wyróżniać się treścią i osobowością. Chyba te kółka wzajemnej adoracji to domena blogów lifestylowych i parentingowych. W eksperckiej części blogosfery to się nie rzuca aż tak w oczy.
Generalnie sytuację można oceniać w skali mikro i makro. W mikro każdy patrzy na swojego bloga i pisze to, co mu akurat siedzi w głowie, bez wnikania, czy jest to dla odbiorcy wartościowy wpis. Jeśli akurat wypada słaby tydzień, to w sakli makro cała blogosfera wygląda jakby pisała wyłącznie o dupie Maryni. Ja już zaklepałem tematykę “pierdoły”, inni powinni pisać konkrety, żeby robić nam dobrą opinię 😉
No czeeeść, gdzieś już widziałam podobny tytuł wpisu 😉
Rzygam blogowym truizmem, banałem, bylejakością, poradami na dobre życie, lepszy start, lepszą metę, mniejszy fakap. Jest 01:03, gdy zaczynam pisać ten komentarz. Pewnie spokojnie nie położę się aż do 02:00–02:30. Bądźmy szczerzy — udane poranki są dla lamusów.
Gorsza od dwójeczki w pracy, jest tylko dwójeczka w Polskim Busie. Znaczy się, ja tylko tak słyszałam, bo wiadomo jak to jest z dziewczynami i kupami.
Zaraz zaraz, czy Twój pojazd po blogerach miał tytuł Quo Vadis blogosfero? Totalnie mi uciekło, sorka. Na swoją obronę powiem, że to 2 część cyklu. Pierwsza brzmiała “Quo Vadis modo męska?”. Z tym polskim busem to true story. Ja jako bloger też takich rzeczy nie robię, ale “kolega” mi opowiadał, że mu się przytrafiło 😉 Trauma pozostała do dzisiaj.
Spoko, to było quo vadis blogere. Wiadomo, że z quo vadis jest jak z o kurwa — każdy (prawie każdy) użyje tych stwierdzeń w wielu kontekstach, niezliczoną ilość razy w życiu.
No czeeeść, gdzieś już widziałam podobny tytuł wpisu 😉
Rzygam blogowym truizmem, banałem, bylejakością, poradami na dobre życie, lepszy start, lepszą metę, mniejszy fakap. Jest 01:03, gdy zaczynam pisać ten komentarz. Pewnie spokojnie nie położę się aż do 02:00–02:30. Bądźmy szczerzy — udane poranki są dla lamusów.
Gorsza od dwójeczki w pracy, jest tylko dwójeczka w Polskim Busie. Znaczy się, ja tylko tak słyszałam, bo wiadomo jak to jest z dziewczynami i kupami.
Zaraz zaraz, czy Twój pojazd po blogerach miał tytuł Quo Vadis blogosfero? Totalnie mi uciekło, sorka. Na swoją obronę powiem, że to 2 część cyklu. Pierwsza brzmiała “Quo Vadis modo męska?”. Z tym polskim busem to true story. Ja jako bloger też takich rzeczy nie robię, ale “kolega” mi opowiadał, że mu się przytrafiło 😉 Trauma pozostała do dzisiaj.
Spoko, to było quo vadis blogere. Wiadomo, że z quo vadis jest jak z o kurwa — każdy (prawie każdy) użyje tych stwierdzeń w wielu kontekstach, niezliczoną ilość razy w życiu.
A może to po prostu tak, że jest zbyt wielu takich, co sądzą, że mają coś do powiedzenia, i w ich masie giną ci, co faktycznie coś ciekawego napisać by mogli? Choć wypowiadam się teoretycznie, blogerem “lajfstajlowym” nie jestem, i takich blogów nie czytam. No, poza tym, ale czasem fajnie ciągniesz łacha i nie jesteś taki do końca “bialutki, miły, gładki, lubcie mnie wszyscy, jeszcze trochę posmaruję się wazeliną, żebym głębiej wszedł”. Choć porównanie mam małe, bo przecież nie czytam. Więc może pigout ssie, ale z racji braku porównania i tak czytam 😉
I w ogóle wiadomo, że kontent rośnie nieustannie, każdy łasi się na przyszłe prezenty od sponsorów i kaskę za reklamy, ale po 2–3 latach pomysły i zapał zaczynają się kończyć, a jak ch..j z tego był na początku, tak i jest dalej.
I w ogóle nie bardzo rozumiem sens istnienia blogów lajfstajlowych, choć może jestem lekko upośledzony i po prostu nie nadążam. Bo o ile rozumiem trochę komentowanie rzeczywistości w kpiarskim tonie, to jakoś nacieranie się rzeczywistością na poważnie już do mnie nie przemawia.
A może to po prostu tak, że jest zbyt wielu takich, co sądzą, że mają coś do powiedzenia, i w ich masie giną ci, co faktycznie coś ciekawego napisać by mogli? Choć wypowiadam się teoretycznie, blogerem “lajfstajlowym” nie jestem, i takich blogów nie czytam. No, poza tym, ale czasem fajnie ciągniesz łacha i nie jesteś taki do końca “bialutki, miły, gładki, lubcie mnie wszyscy, jeszcze trochę posmaruję się wazeliną, żebym głębiej wszedł”. Choć porównanie mam małe, bo przecież nie czytam. Więc może pigout ssie, ale z racji braku porównania i tak czytam 😉
I w ogóle wiadomo, że kontent rośnie nieustannie, każdy łasi się na przyszłe prezenty od sponsorów i kaskę za reklamy, ale po 2–3 latach pomysły i zapał zaczynają się kończyć, a jak ch..j z tego był na początku, tak i jest dalej.
I w ogóle nie bardzo rozumiem sens istnienia blogów lajfstajlowych, choć może jestem lekko upośledzony i po prostu nie nadążam. Bo o ile rozumiem trochę komentowanie rzeczywistości w kpiarskim tonie, to jakoś nacieranie się rzeczywistością na poważnie już do mnie nie przemawia.
O twoim blogu mówi wiele osób. Jednak nigdy nie wchodziłem. Dzisiaj znowu gdzieś mignęła mi twoja nazwa i postanowiłem wreszcie sprawdzić. Muszę przyznać, że dobrze prawisz. Będę zaglądał 😉
Dzięki za dobre słowo. Ostatnio blog się trochę zakurzył i całą uwagę poświęcałem wpisom fejsbukowym, ale planuję reaktywację.
To tak jak mój. Stoi i czeka aż się zlituję i coś napiszę. Niech czeka 😉
O twoim blogu mówi wiele osób. Jednak nigdy nie wchodziłem. Dzisiaj znowu gdzieś mignęła mi twoja nazwa i postanowiłem wreszcie sprawdzić. Muszę przyznać, że dobrze prawisz. Będę zaglądał 😉
Dzięki za dobre słowo. Ostatnio blog się trochę zakurzył i całą uwagę poświęcałem wpisom fejsbukowym, ale planuję reaktywację.
To tak jak mój. Stoi i czeka aż się zlituję i coś napiszę. Niech czeka 😉
Lista twoich czynności zgadza się z moją oprócz drapania po mosznie ze względu na płeć. I colę zamień na sok pomarańczowy to poczujesz real Life. A co do blogosfery to załóżcie kółko różańcowe. Bo niedługo od wchodzenia sobie w dupe ktoś Ci wyjdzie gardłem.
Ej ja jestem ten zły, poza głównym nurtem blogosfery. Ja im szargam opinię 😉
Ta rada a propos kładzenia się o 22 przypomina mi mojego zrzędzącego MiFita, że kładę się za późno, gdy nie zdejmę opaski na noc. Pies trącał tę apkę, o 22 dopiero zaczynam pisać sprawozdanie na jutro xD A tak w kwestii całego wpisu, to zauważyłam, że stopniowo obserwuję coraz mniej blogów i dotyczy to każdej tematyki. Niektóre wpisy to są życiowe jak harlequin z kiosku, a może i mniej.
Mój MiFit twierdzi, że śpię lepiej niż 75% ludzkości, a śpie w porywach 5h. To ile śpi reszta ludzkości? Pozostałe blogi możesz wykasować, tam nic nie ma. Ja Ci o wszystkim rzetelnie opowiem 🙂
Ja sie zastanawiam, kto qurwa każe tym laskom pisać takie teksty?! Cała masa bezpłuciowych ameb..#żyguś.
Pozdrawiam 2:30 i jedyne co mnie ustawia to te pierd gołębie które o 4:30 idą straszyć :D.
Jak byś widziała, jakie takie wpisy mają staty, to sama byś pisała 🙂 Wystarczy kilka głębszych i samo leci 😉
Ja zaczynam obserwować falę “jesienną” już i aż nie chce mi sie wierzyć, ze ktoś to z własnej woli czyta ;).
Już wolę czytać takie suchary ‘jak się wyspać’ niż wpisy sponsorowane…
Ale w sucharach ukryta jest krytptoreklama -> Punkt 7. Po przebudzeniu wypij szklankę wody z cytryną. Niech organizm się nawodni -> niby niewienny, po czym boom reklama Nałęczowianki
Fajny wpis.
Fajny komentarz 🙂
Nie jestę blogerę i kocham Cię jak własnego syna (jesteśmy rownolatkami, ale ja już mam swojego Piga i Dżesikę wychodzącą z pieczary za jakiś miesiac) za to właśnie, że dla mnie jesteś opiniotworczy przy okazji posiadania prawdziwego poczucia humoru. Nic wymuszonego, pisze co myśli chłop a do tego jeszcze umi! Buziaczki, tarmoszę za polisie!
Wow, dzięki. I w takich warunkach to ja mogę pisać blogaska 🙂 Jak za miesiąc wychodzi, to pewnie widzimy się na nocnej zmianie w internetach 🙂 #BeStrong